XXVI. Ptaszek w złotej klatce

West Sussex, 1812

Słońce dopiero zaczynało wschodzić nad Goodwood House. Pan Brown wciągnął do płuc rześkie powietrze, gdy tylko przeszedł przez główne drzwi rezydencji. Zauważył, że mgła, która spowiła okolicę, wciąż unosiła się nad ziemią. Wallace uśmiechnął się do siebie. Czuł, że taka pogoda jest zwiastunem dobrego dnia.

Kamerdyner uznał, że to on powinien powitać pannę Mary, która od dziś będzie usługiwała księżnej. Kobieta miała wysiąść z karety pocztowej po piątej w Chichester, więc była oczekiwana niebawem w posiadłości.

Nie minął kwadrans, a drobniutka, kobieca postać zamajaczyła mężczyźnie na horyzoncie. Panna Mary poruszała się szybkim krokiem, jakby wcale nie czuła zmęczenia po przebyciu czterech mil piechotą.

‒ Brown ‒ przestawił się, gdy służąca znalazła się wystarczająco blisko, by mogła go usłyszeć.

‒ Mary Kirby. ‒ Z siłą chłopa uścisnęła dłoń eleganckiego kamerdynera.

Wallace spodziewał się lepszego wychowania po, jak mniemał młodej pannie, która przez lata służyła w hrabiowskiej rodzinie.

‒ Poniosę pani bagaż ‒ zaproponował kurtuazyjnie.

‒ Daj spokój, Brown. Sama sobie poradzę. ‒ Mary wyminęła go i dziarskim krokiem ruszyła do wnętrza rezydencji.

‒ Myślę, że z uwagi na pani młody wiek i brak zażyłości między nami, powinna się pani do mnie zwracać „panie Brown" ‒ zauważył zniesmaczony kamerdyner.

‒ Młody wiek? ‒ Kobieta spojrzała na niego jak na szaleńca. ‒ Mam czterdzieści lat.

Brown był wyraźnie zaskoczony tym wyznaniem, sam dawał pannie najwyżej trzydzieści.

‒ I tak jestem starszy od pani o przeszło piętnaście lat. ‒ Panna Kirby zignorowała jego uwagę.

‒ Proszę mnie natychmiast zaprowadzić do księżnej ‒ zarządziła Mary, co bardzo nie spodobało się mężczyźnie. To on był tutaj szefem.

‒ Księżna nie wróciła jeszcze z Londynu. Pokażę pani sypialnię.

Eleonora pojawiła się w Goodwood House dopiero w południe, następnego dnia po spektaklu. W jej żyłach wciąż buzował alkohol, więc chwiejnym krokiem, podśmiewając się co chwilę, kroczyła korytarzami rezydencji. Nie mogła doczekać się miny swojego męża.

Na wieczorku lady Ainsworth bawiła się wprost wyśmienicie. Poznała wiele uroczych person, a i towarzystwo Landona był jej bardzo miłe.

Gdy przekroczyła próg swojej sypialni, omal nie udusiła się ze śmiechu na widok Thomasa, który czekał na nią w fotelu. Dopiero kiedy spostrzegła jego surowy wyraz twarzy, sama spochmurniała. Mógł on oznaczać tylko jedno: kłopoty.

‒ Złamałaś zakaz ‒ zauważył, a jego ton był dziwnie spokojny, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Eleonorę. Rushworth wstał i podszedł do żony tak blisko, że ich ramiona się niemal stykały. ‒ Nie dajesz mi wyboru, moja droga. Muszę cię trzymać pod kluczem. Mam nadzieję, że zjadłaś obiad z Landonem, bo ode mnie posiłków już nie dostaniesz ‒ syknął.

Księżną przeraziły słowa męża. Do jej oczu napłynęły łzy. Chwyciła ramię księcia i zaczęła go błagać, aby cofnął swoją decyzję.

‒ Ach, zapomniałbym! Zabraniam ci pisać z tym żołnierzykiem. ‒ Thomas wyszarpnął swój rękaw z uścisku Eleonory i wyszedł z sypialni. Kobieta usłyszała tylko, jak ten przekręca klucz w zamku.

Pani Rushworth z trudem przebrała się w mniej strojną i bardziej wygodną suknię. Następnie rozpuściła swoje ciemne włosy. Pierwszy raz w życiu znalazła się w tak niewygodnym położeniu. Na cóż jej tytuł księżnej, skoro musi gnić zamknięta we własnej sypialni. Cała sytuacja niezwykle ją przytłoczyła. Postanowiła położyć się do łóżka. Eleonora miała cichą nadzieję, że może Bóg będzie miał trochę litości i sprawi, że już więcej się nie obudzi.

Księżna czuła się taka żałosna. W Pembrokeshire była panią swojego losu. Gdyby tylko nie była taka samolubna, mogłaby poczekać na Alberta i żyć u jego boku. Teraz nie wyobrażała sobie, jak przeżyje bez jego listów, które były dla niej pociechą. Sama zaczynała się martwić, co pomyśli o niej oficer, kiedy nie dostanie odpowiedzi na swoje epistoły. Ich rozłąka dobitnie uświadomiła Eleonorze, że zakochała się w tym mężczyźnie, a przez swoją głupotę tkwiła teraz w bardzo nieudanym małżeństwie.

Thomas według swojego mniemania również znalazł się w nieciekawej sytuacji. Jego kochanka, Wilhelmina Calvert, oznajmiła mu, że nie mogą się dłużej spotykać. Od kiedy pojął za żonę, tę ladacznicę, jak zwykł nazywać w myślach Eleonorę, Willow zaczynała wymawiać się tym, że tuż za ścianą jest księżna i wszystko słyszy. Pułkownikowa mogła być kochanką księcia, ale nie żonatego mężczyzny. Czuła się zbyt skrępowana, dlatego postanowiła położyć kres ich znajomości.

Rushworth był rozwścieczony decyzją kochanki. Wiele lat była jedyną kobietą w jego życiu i Thomas nie wyobrażał sobie teraz ponownego poszukiwania nałożnicy. Z Eleonorą musiał wypełniać małżeński obowiązek, ale poza tym nie chciał mieć z nią nic wspólnego.

Rozmyślania mężczyzny przerwało nadejście pana Browna, który miał pomóc rozebrać się księciu. Gdy kamerdyner zabrał się do zdejmowania poszczególnych elementów garderoby, Thomas postanowił poruszyć z nim temat swojej żony.

‒ Nie wiem, dlaczego los pokarał mnie taką żoną... Mamy dwa komplety kluczy do każdego pokoju, prawda? ‒ Pan Brown na potwierdzenie skinął głową. ‒ Jeden klucz do sypialni Eleonory będę miał ja, a drugi ty. Ufam ci, Wallace. Musisz pilnować, żeby ta żmija nie opuszczała swojego pokoju.

‒ To znaczy, że powinienem zarządzić, aby ktoś zanosił posiłki jej wysokości? ‒ upewnił się Brown.

‒ Do jutrzejszej kolacji nie będzie to potrzebne. Jak braknie jej jedzenia, to spokornieje. Możesz wpuszczać do sypialni księżnej tylko tę nową służkę.

Metody księcia wydały się kamerdynerowi nad wyraz brutalne, ale nie miał na tyle śmiałości, by sprzeciwić się swojemu chlebodawcy.

‒ Co mam mówić gościom księżnej? Przypuszczam, że markiza Lansdowne będzie chciała odwiedzić jej wysokość.

Thomas podrapał się po brodzie, a w jego oczach pojawiły się iskierki, zwiastujące, że mężczyzna wpadł na jakiś genialny pomysł.

‒ Gdy markiza zechce odwiedzić Eleonorę, możesz ją wpuścić. Jednak zanim to uczynisz, przyślij ją do mnie. ‒ Na twarzy księcia pojawił się złowieszczy uśmiech.

Księżna obudziła się rano z nową energią. Wczorajsze przygnębienie ustąpiło miejsca planom dotyczącym poprawy swojego losu. Jeszcze nie wiedziała, jak uwolni się ze swojej sypialni, ale była pewna, że wkrótce tego dokona.

Poranek w samotności przysporzył kobiecie wiele problemów. Sama nie potrafiła upiąć włosów w piękną fryzurę. Niełatwym zadaniem okazało się też samodzielne ubranie. Oburzało ją, że żadna służąca nie odwiedziła ją tego poranka. Do tego coraz bardziej doskwierał jej głód.

Gdy ukończyła poranną toaletę, usiadła na fotelu. Nie wiedziała, czym może się zająć, więc czekała, sama nie była pewna na co.

W końcu usłyszała dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Liczyła, że może jej mąż postanowił ją uwolnić, a przynajmniej odwiedzić. Wtedy będzie mogła wykorzystać swoje wdzięki, aby przekonać go do zmiany decyzji.

Eleonora taktycznie wyprostowała się, aby jej piersi wydawały się bardziej wydatne. Na nic się zdały jej zabiegi, ponieważ to pan Brown wkroczył do jej sypialni.

‒ Witaj, Wally. ‒ Eleonora zdobyła się na uśmiech.

Kamerdyner nie odpowiadając, wyciągnął zza pazuchy jakieś resztki jedzenia.

‒ Przepraszam, że tak nieładnie podane, ale jego wysokość zabronił przynosić pani posiłki do kolacji.

Księżna westchnęła z oburzeniem, po czym z wdzięcznością przyjęła wypieki od Browna. Bardzo ujęła ją troska kamerdynera o jej osobę.

‒ Nie powinieneś się tak dla mnie narażać ‒ podjęła Eleonora. ‒ Co by było, gdyby książę się dowiedział...

‒ Proszę się tym nie przejmować.

‒ Żyję tu jak w klatce! ‒ protestowała księżna.

‒ Przynajmniej to piękna klatka ‒ odpowiedział jej Wally. Słowa kamerdynera przyniosły kobiecie chociaż tymczasowe pocieszenie.

‒ Właściwie, dlaczego mi pomagasz? ‒ Kobieta nie mogła pojąć, czym sobie zasłużyła na serdeczność lokaja.

‒ Bo tak trzeba ‒ odrzekł spokojnie. ‒ Poza tym, wasza wysokość przypomina mi o mojej córce. Mogłaby być teraz w pani wieku.

‒ Nie żyje? ‒ dopytywała Eleonora, widząc posmutniałego kamerdynera.

‒ Nie wiem, mam nadzieję, że wszystko z nią w porządku. Gdyby moja Victoria znalazła się w takiej sytuacji, jak wasza wysokość, chciałbym, żeby ktoś jej pomógł.

Księżna skinęła głową ze zrozumieniem. Wyznanie mężczyzny sprawiło, że poczuła do niego jeszcze większą sympatię.

‒ Dlaczego się rozdzieliliście?

‒ Jej matka nie była moją żoną. Kiedy Victoria przyszła na świat, stchórzyłem. Uciekłem, a je zostawiłem same. Po latach próbowałem ją odszukać. Nawet natrafiłem na ślad. Wyjechała z matką do Walii i obie znalazły się pod protekcją jakiegoś barona.

Eleonora momentalnie pobladła. Zrobiło jej się dziwnie duszno. Czuła jak krew odpływa z jej członków.

Pan Brown, widząc przejęcie księżnej, zaniechał tematu. Otworzył drzwi sypialni i na kogoś skinął. Wkrótce do pomieszczenia weszła Mary.

Na jej widok Eleonora odzyskała kolory. Panie wpadły sobie w ramiona i pozostawały w takiej pozie przez dłuższą chwilę.

‒ Co oni tu zrobili waszej wysokości?! ‒ Mary była prawdziwie oburzona traktowaniem swojej ukochanej pani. Postanowiła zaprowadzić porządek w Goodwood House i wyegzekwować odpowiednie traktowanie księżnej Richmond.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top