XXV. Wybawienie nadchodzi

West Sussex, 1812

Eleonora od rana z zapałem przebierała suknie. Długo trwało, zanim wybrała odpowiednią na dzisiejszy wieczór. Wybór padł na szmaragdową kreację z trenem.

Para książęca Richmond przed feralnym balem ustaliła, że i oni przybędą do słynnego teatru. Eleonora szczerze wątpiła, by zakaz opuszczania rezydencji ciągle jej dotyczył. Gniew Thomasa musiał minąć, skoro nie ustał w wypełnianiu małżeńskich obowiązków. Nie czynił tego z czułością, ale faktem pozostawało, że konsekwentnie odwiedzał sypialnię żony.

Księżna przygotowania zaczęła o tak wczesnej porze, ponieważ Goodwood House od Londynu dzieliło pół dnia dobrej drogi. W Covent Garden wystawiano Makbeta z genialną Sarah Siddons w roli lady Makbet. Chodziły plotki, że rok 1812 jest ostatnim w jej karierze i niebawem przejdzie na aktorską emeryturę. Spektakl był prawdziwym wydarzeniem. Swoją obecność deklarowały najznamienitsze persony w całej Anglii. Każdy, kto chciał zabłysnąć w socjecie, musiał tego wieczoru przybyć do Londynu.

Gdy Eleonora była już gotowa, przeszła do bawialni, z której okien roztaczał się widok na żwirową aleję. Czekała z nosem przy szybie ponad godzinę, kiedy wreszcie ujrzała powóz z liberią księcia Richmond.

Zaaferowana księżna szybko pobiegła do głównych drzwi rezydencji. Pan Brown właśnie pomagał założyć Thomasowi wierzchnie okrycie.

‒ Ależ ty masz fantazję, Eleonoro! ‒ zawołał zdziwiony na widok żony. ‒ Kto to słyszał, żeby stroić się tak we własnym domu bez okazji.

Słowa mężczyzny zbiły arystokratkę z tropu. Czyżby pomyliła daty? Ale dokąd w takim przypadku wybiera się Rushworth.

‒ Przecież dzisiaj wystawiany jest Makbet w Covent Garden ‒ powiedziała niepewnie.

‒ Chyba wyraziłem się jasno po ostatnim balu. Nie opuścisz rezydencji, póki nie spokorniejesz. Nie pozwolę się upokarzać w towarzystwie.

‒ Sam się upokarzasz, romansując z tą paskudną kobietą! Ja znacznie lepiej wyglądam u twojego boku. ‒ Księżna poczerwieniała ze złości. Nie zamierzała odpuścić podróży do Londynu.

Thomas spojrzał z politowaniem na żonę i nie odpowiadając jej, opuścił Goodwood House. Eleonora nie mogła uwierzyć, że właśnie została tak perfidnie zignorowana. Wściekła chwyciła najbliższy wazon i rzuciła nim w drzwi, które przed chwilą zamknęły się za jej mężem. Porcelana rozbiła się na tysiące drobnych kawałków.

Księżna, przypominając sobie o obecności pana Browna, zarumieniła się ze wstydu. Pewnie uzna ją za niespełna rozumu. Nigdy nie dbała o opinię służby na jej temat, ale nie chciała, by mówiono o niej jako szalonej kobiecie.

Niezadowolona postanowiła nie wystawiać się dłużej na pośmiewisko i wróciła do swojej sypialni.

Nie zdążyła jeszcze zdjąć szykownej sukni, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. W pomieszczeniu pojawił się pan Brown, niosący srebrną tacę z brandy i dwoma listami.

‒ Książę nie będzie zadowolony, że częstuje mnie pan jego alkoholem ‒ zauważyła Eleonora.

‒ Proszę się tym nie przejmować. Pewnie nawet nie zauważy. ‒ Brown uśmiechnął się ciepło do kobiety.

Zachowanie kamerdynera dziwiło księżną. Wydawało się, że mężczyzna jest jej przychylny, pomimo wieloletniej służby i przyjaźni z jej mężem, z którym spędzał całe dnie. W końcu pomagał mu przy czynnościach takich jak ubieranie się czy golenie. Podobno Thomas często prosił go o rady w różnych sprawach.

‒ Napije się pan ze mną? ‒ Arystokratka podeszła do barku i wyjęła z niego dwa kryształowe kieliszki.

Brown napełnił je alkoholem i jeden z nich podał Eleonorze, która usiadła na sofie.

‒ Nie musi pan tak stać. Zapraszam! ‒ Kobieta wskazała miejsce obok siebie.

‒ Wasza wysokość jest bardzo uprzejma ‒ zauważył mężczyzna, a następnie skorzystał z propozycji. ‒ Proszę się nie martwić. Książę nie będzie się na panią złościć do końca życia. ‒ Próbował pocieszyć Eleonorę.

‒ Czy mogłabym się zwracać do pana po imieniu? ‒ Księżna zaczynała darzyć sympatią kamerdynera. Czuła, że dba o nią, jak to powinien robić jej ojciec.

‒ Oczywiście. Nazywam się Wallace, ale proszę mówić do mnie Wally.

Gdy mężczyzna opróżnił zawartość swojego kieliszka, zaczął zbierać się do wyjścia.

‒ Nie chcesz więcej? ‒ zapytała zdziwiona Eleonora, znająca męskie zamiłowanie do trunków.

‒ Pracuję. Gdyby czegoś wasza wysokość potrzebowała, proszę mnie powiadomić.

‒ Dziękuję, Wally. Twoje zdrowie! ‒ Księżna uniosła kielich w górę, na co kamerdyner skinął głową z wdzięcznością.

Kiedy arystokratka została sama, uznała, że nie jest na tyle żałosna, by samotnie się upijać. Przypomniało jej się o dostarczonej korespondencji, więc z braku innych zajęć zajęła się jej czytaniem. Epistoła od Alberta była jak zwykle rzeczowa i traktowała głównie o jego pierwszej bitwie. Wyraził również swoje zaniepokojenie George'em, który w kiepskim stanie pozostał w Anglii. Z kolei list od Georgiany składał się w większości z zachwytów nad każdym mebelkiem w Cypress Manor. Czytając dokładny opis dziesiątej już sofy, Eleonora przymknęła ociężałe powieki i zasnęła.

Dźwięk stłumionych krzyków obudził Eleonorę po niespełna godzinnej drzemce. Tuż przed drzwiami jej sypialni musiało dojść do przepychanki. Zaniepokojona księżna wychyliła głowę na korytarz, gdzie zobaczyła Charlesa Landona szarpiącego się z jakimś służącym.

‒ Wicehrabia Roslyn żądał spotkania z waszą wysokością. Próbowałem mu wytłumaczyć, że księżna przyjmuje gości w bawialni ‒ wydukał lokaj, widząc pytające spojrzenie swojej pani.

‒ Rzeczywiście, karygodne zachowanie, lordzie! Jednak domyślam się, że przychodzi pan do mnie z jakąś ważną sprawą, więc w drodze wyjątku, zapraszam ‒ powiedziała Eleonora, uchylając szerzej drzwi.

Landon otrzepał frak i z wysoko uniesioną głową wszedł do sypialni księżnej.

‒ Co ty tu robisz? ‒ syknęła kobieta, gdy tylko zamknęła drzwi za Charlesem.

Wicehrabia nie zważając na pytanie Eleonory, ujął jej twarz w swoje dłonie i pocałował.

‒ Jesteś gotowa, to dobrze! ‒ powiedział Landon, gdy przyjrzał się strojowi księżnej.

‒ Charles, gotowa na co? ‒ jęknęła.

‒ Luiza powiedziała mi, że Rushworth zabronił ci opuszczać Goodwood House. ‒ Głos mężczyzny był pełen pogardy. ‒ Wynająłem dla nas całą lożę w Covent Garden, jeszcze zdążymy na drugi akt...

Humor Eleonory w ciągu jednej chwili znacznie się poprawił. Rzuciła się na szyję wicehrabiemu Roslyn, a jego twarz zasypała pocałunkami. Szybko podbiegła do toaletki dokonać drobnych poprawek w swoim wyglądzie, a następnie niemal pobiegła do powozu Charlesa.

W Londynie nastał już wieczór, a latarnie słabo oświetlały ulice. Gdy powóz Charlesa zatrzymał się przed gmachem Royal Opera House, zbudowanym według antycznych wzorców, Eleonora wraz ze swoim partnerem pospiesznie skierowali się do głównych drzwi. Pierwsze zderzenie z chłodnym, wiosennym powietrzem wydało się nieprzyjemne dla kobiety. Arystokratką wstrząsnęły dreszcze.

Księżna przelotnie spojrzała na pokaz pantominy wykonywany przez ulicznych aktorów. Chętnie by przystanęła i obejrzała przedstawienie do końca, ale Landon pociągnął ją za ramię.

Stukot pantofelków Eleonory był stopniowo zagłuszany przez dźwięki dochodzące z wnętrza budynku. Para szybko przemierzała po czerwonym dywanie korytarze, a drogę im oświetlały ozdobne żyrandole. Drzwi prowadzące do loży otworzył im elegancko ubrany mężczyzna.

Eleonora poczuła się, jakby znalazła się w innym świecie. Sala była wypełniona po brzegi. Mimo słabego światła, księżna dostrzegła piękne toalety dam. Czerwona kurtyna była uniesiona do góry, odsłaniając scenę.

Charles wraz z Eleonorą zasiedli na krzesłach obitych czerwonym materiałem. Ich loża znajdowała się na trzecim piętrze, więc mogłoby się zdawać, że nikt ich tu nie dostrzeże. Nic bardziej mylnego! Gdy tylko zajęli swoje miejsca, kilkanaście par oczu obrzuciło ich ciekawskim spojrzeniem. Landon ujął dłoń księżnej Richmond i złożył na niej delikatny pocałunek, łaskocząc ją przy tym swoim wąsem.

Arystokratka zaczęła poszukiwać wzorkiem swojego męża. Bez trudu go zlokalizowała w loży piętro niżej po przeciwległej stronie. Towarzyszyli mu hrabia Ely z małżonką oraz Crawfordowie. Jacky jak zwykle rozbawiona szeptała coś Thomasowi do ucha. Ten wbijał wściekłe spojrzenie w Eleonorę. Księżna Richmond zadowolona, że jej przybycie nie uszło uwadze Rushwortha, zajęła się oglądaniem sztuki.

Makbet właśnie klęczał na scenie z dłońmi skąpanymi we krwi. Wyglądał niczym oszalały. Jego żona, Lady Makbet, zacisnęła swoje szczupłe dłonie na przedramieniu męża i z ogromną determinacją próbowała go uspokoić.

‒ Weź trochę wody i idź z twojej dłoni omyj to szpetne świadectwo co prędzej. Po co przyniosłeś stamtąd te sztylety? Tam być powinny — odnieś je na miejsce, a śpiących dworzan krwią pomaż oblicza* ‒ przenikliwy głos Sarah Siddons wypełnił audytorium.

‒ Po spektaklu zabiorę cię na wieczorek do lady Ainsworth ‒ wyszeptał Charles.

Eleonora czuła jego ciepły oddech na szyi, ale nie odrywała wzroku od sceny. Po chwili poczuła, jak mokre usta Landona muskają jej skórę w okolicy barku. Nie była pewna czy ktoś z pozostałych widział, co zaistniało między nimi. Była jednak przekonana, że następnego dnia jej imię będzie na ustach całego Londynu.

Gdy kurtyna opadła, Charles i Eleonora szybko skierowali się w stronę powozu, aby umknąć ciekawskim spojrzeniom.

‒ Czy możemy pójść piechotą do lady Ainsworth? ‒ zapytała księżna.

Landon był niezwykle zszokowany prośbą kobiety, ale przystanął na nią. Dama wsunęła dłoń pod jego ramię i zaczęli wędrować po ulicach Londynu.

‒ Stęskniłam się za stolicą. Nie byłam tu od śmierci swojego męża ‒ powiedziała Eleonora, z sentymentem przyglądając się miastu.

‒ Masz na myśli hrabiego Pembrokeshire?

‒ Jak sam widziałeś, książę Richmond ma się dobrze.  

Landon roześmiał się, słysząc uwagę swojej towarzyszki.

‒ Między nami do niczego nie dojdzie, prawda? ‒ W głosie mężczyzny można było wyczuć nutkę rozczarowania.

‒ Przepraszam, jesteś bardzo uroczy, ale nie w moim typie. Chciałam utrzeć nosa Thomasowi ‒ odpowiedziała zakłopotana Eleonora. Nie chciała czynić zawodu Charlesowi po tym, jak przyjechał po nią niczym rycerz na białym koniu i zabrał do Londynu.

‒ Twoje serce należy do innego? ‒ Księżna w odpowiedzi skinęła głową. ‒ Ale nie do Rushwortha?

Arystokratka wciąż milczała, jedynie uśmiechnęła się blado. Landon doskonale zrozumiał ten gest.

‒ Przynajmniej możemy się przyjaźnić, co może być trochę dziwne z uwagi na twoją znajomość z moją siostrą. Nie wyklucza to tego, że czasem możemy się sobie oddawać...

‒ Charles! Zaskakujesz mnie. ‒ Eleonora wydawała się rozbawiona.

‒ Na Boga! Przecież ja też się w tobie nie zakochałem. Po prostu lubię kobiety, a Luiza wspominała, że potrzebujesz odskoczni od małżeńskiego łoża. Potem zrobiło mi się przykro z powodu naszej wpadki i chciałem ci to jakoś wynagrodzić.

Księżna odetchnęła z ulgą na wieść, że wicehrabia nie darzy jej uczuciem.

‒ Więc od dziś jesteśmy przyjaciółmi? ‒ Eleonora postanowiła się upewnić.

‒ Zgadza się, ale wiedz, że moje ciało jest do twojej dyspozycji. Jestem w świetnej formie! ‒ odpowiedział jej dumnie Charles.

Zapadła cisza, która trwała przez sporą część ich podróży. Księżna Richmond wbijała wzrok w ogromną tarczę księżyca, który oświetlał im drogę.

‒ Nad czym się zastanawiasz? ‒ zagadnął w końcu Landon.

‒ Zawsze, kiedy patrzę w księżyc, myślę, że jest na świecie ktoś, kto również na niego właśnie teraz spogląda.

Eleonora nawet nie zdawała sobie sprawy, że na hiszpańskiej ziemi Albert Beamount także zadzierał głowę ku rozgwieżdżonemu niebu i wpatrywał się w srebrny glob. Myślał o tym, co właśnie porabia pewna piękna arystokratka. 

* Makbet, William Shakespeare

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top