XXI. Niech żyje bal

West Sussex, 1812

Eleonora w niezbyt wyzywającej, ale czerwonej sukni wkroczyła wraz z Thomasem do rezydencji markizy de Conteville. Sala balowa była większa niż w Goodwood House, ale daleko mniej szykowna.

Giselle w otoczeniu przyjaciółek, Jackie i Euphemii, stała przy drzwiach wejściowych i witała gości.

‒ Wasze wysokości! ‒ zawołała na widok książęcej pary, której wszystkie trzy kobiety się skłoniły. ‒ Doskonale pani wygląda, księżno ‒ pochwaliła Eleonorę.

‒ Dziękuję. Wygląda na to, że zorganizowała pani cudowny bal ‒ odwdzięczyła się jej arystokratka.

‒ To wszystko dla mojej kochanej wnuczki Collette. Jest prawdziwą pięknością. Proszę spojrzeć, tańczy tam! ‒ Markiza wskazała palcem na jedną z par.

Eleonora dostrzegła prawdziwie urodziwą pannę. Po parkiecie poruszała się z niezwykłą gracją, perfekcyjnie wykonywała każdą z figur. Wyglądała niczym zawodowa tancerka. Niesforne kosmyki o chłodnym, prawie białym kolorze uwolniły się z upięcia i opadały uroczo na jej czoło. Jedynie zacięty wyraz twarzy nie pasował do panny, która miała uchodzić za dobrze wychowaną.

‒ Jest śliczna ‒ skomentowała księżna, co wywołało uśmiech na twarzy Giselle. Musiała być dumna z wnuczki.

Thomas wyglądał na bardzo znudzonego pogawędkami pań. Nerwowo tupał nogą w oczekiwaniu, kiedy ten chit-chat się skończy.

‒ Przepraszam, ale opuszczę już panie ‒ powiedział zirytowany, nie widząc końca tej rozmowy, i odszedł w kierunku grupki mężczyzn, która żywo dyskutowała. Był wśród niej wicehrabia Roslyn, który od pewnego czasu przyglądał się Eleonorze. Kiedy ta na niego spojrzała, speszony mężczyzna odwrócił wzrok.

‒ Wasza wysokość z pewnością też kiedyś była najpiękniejszą panną na balach ‒ zauważyła wesoło Jacqueline, której nieodłącznym atrybutem okazał się kieliszek z winem.

‒ Nie miałam przyjemności bywać na wielu balach, zanim wyszłam za mąż.

‒ Okropne! ‒ jęknęła księżna Crowford.

‒ Czy Collette ma już jakiegoś kandydata na oku? ‒ zapytała księżna Richmond, ciągle obserwując dziewczynę.

‒ Spodziewamy się, że wicehrabia Roslyn wkrótce jej się oświadczy. ‒ Eleonora zdziwiła się, słysząc personalia mężczyzny. Z tego, co zdążyła się dowiedzieć, był on znanym kobieciarzem. ‒ Osobiście nie jestem zachwycona tym wyborem, ale Cole nie widzi poza nim świata.

Piosenka dobiegła końca, a na parkiecie nastąpiła sprawna wymiana partnerów i już po chwili nowe pary oczekiwały na odegranie pierwszych taktów kolejnego utworu przez orkiestrę.

‒ Giselle, twoja wnuczka do nas idzie! ‒ oznajmiła księżna Graham, która do tej pory nad wyraz rzadko zabierała głos.

Gdy panna dotarła do kobiet, skłoniła się im, tak że ukazała towarzystwu swoją łabędzią szyję.

‒ Collette de Conteville ‒ przedstawiła się. Jej głos był niezwykle dźwięczny, brzmiała niemal jak aniołek z boskiego chóru.

‒ Eleonora Rushworth, księżna Richmond ‒ odpowiedziała jej, szczególnie akcentując swój tytuł.

Z tłumu gości wyłoniła się markiza Lansdowne, ciągnąc za sobą jakiegoś mężczyznę.

‒ Pójdę już. Miłej zabawy. ‒ Eleonora skinęła głową i udała się w kierunku przyjaciółki. Panie objęły się na powitanie.

‒ Poznaj mojego męża, Henry Petty-Fitzmaurice, trzeci markiz Lansdowne.

Mężczyzna o łagodnych rysach twarzy i rumianych policzkach uniósł dłoń księżnej do ust.

‒ Wig czy torys? ‒ zapytała szczerze zaciekawiona księżna.

‒ Wig oczywiście ‒ odpowiedział Petty z nutką urazy w głosie.

Eleonora westchnęła z niezadowoleniem, ponieważ sama preferowała partię Torysów. Przeniosła wzrok na przyjaciółkę, jakby szukając w niej oparcia, gdyż nie widziała możliwości dalszej konwersacji z markizem. Wyglądało na to, że nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnych tematów. Luiza jednak nieustannie się rozglądała, co chwilę stając na palcach i wyciągając swoją długą szyję. Nagle jej twarz rozpromieniła się.

‒ Musicie koniecznie ze sobą zatańczyć. ‒ Luiza złączyła dłonie Henry'ego oraz Eleonory i niemal wypchnęła ich na parkiet. Odchodząc, puściła oczko do przyjaciółki.

Księżna spojrzała przez ramię i dostrzegła mężczyznę, w którego stronę z wielką determinacją zmierzała markiza Lansdowne. Stało się dla niej jasne, że musiała zająć czymś męża Luizy, by ta mogła poflirtować z tajemniczym dżentelmenem.

Orkiestra zaczęła wygrywać nową melodię, a taniec rozpoczął się. Petty nie był złym tancerzem. Może nie poruszał się bardzo zgrabnie, ale miał dość dobre poczucie rytmu. Eleonora unikała świdrującego wzroku mężczyzny, spoglądając w inne części sali. Jej spojrzenie skrzyżowało się z Charlesem Landonem, który wciąż znajdował się w towarzystwie Thomasa i innych panów. Nie był pochłonięty dyskusją jak pozostali mężczyźni. Jego wzrok nieustannie spoczywał na księżnej Richmond.

‒ Do kogo Luiza poszła tym razem? ‒ zapytał markiz, a jego twarz przyjęła niezwykle surowy wyraz twarzy.

Eleonora zmuszona była odwrócić wzrok od wicehrabiego i skupić się na swoim tanecznym partnerze.

‒ Niestety, nie wiem. ‒ Księżna nie znała tożsamości tego mężczyzny, ale nawet gdyby miała taką wiedzę, nie zdradziłaby jej Henry'emu.

‒ Myślałem, że wasza wysokość przyjaźni się z moją żoną ‒ dodał kpiąco. ‒ Być może zainteresuje panią fakt, że zamierzam się rozwieść z Luizą.

Eleonora poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Była zszokowana oświadczeniem mężczyzny.

‒ Czy ona o tym wie?

Henry zaprzeczył, kręcąc głową. Luiza jeszcze nie była świadoma, jak nierozważnie postąpiła. Jej cudowny układ z mężem okazał się nie tak doskonały, jak opowiadała.

‒ Nie kocha jej już pan? ‒ dociekała Eleonora. Liczyła, że może odwiedzie mężczyznę od jego pomysłu.

Markiz posłał damie smutne spojrzenie, ale nie odpowiedział.

‒ Wiedziałam! Skoro żywi pan do Luizy uczucia, nie może jej pan zostawić. Ona też pana kocha, mówiła mi.

‒ Naprawdę? ‒ zapytał Petty pełen nadziei.

‒ Oczywiście! To wszystko to tylko młodzieńczy wybryk. Nie zapominajmy o waszych dzieciach, nie może ich pan pozbawić matki.

‒ Może wasza wysokość ma rację... ‒ westchnął, ale wyglądał na całkiem przekonanego.

Tymczasem panowie nieznajdujący uciechy w zabawie, wciąż zawzięcie dyskutowali, odpalając przy tym kolejne cygara.

‒ Słyszeliście o oblężeniu Ciudad Rodrigo? ‒ zagadnął książę Crawford.

‒ Kolejna forteca tego przeklętego Francuza padła ‒ powiedział hrabia Ely, krztusząc się tytoniem.

Thomas Rushworth popatrzył na mężczyznę z zażenowaniem i odebrał mu cygaro.

‒ Podobno Wellington wyruszy teraz na południe ‒ zaczął spekulować książę Richmond. ‒ Landon, a ty co myślisz?

Wicehrabia nie tańczył, jak to miał w zwyczaju czynić na balach ani nie adorował uroczej Collette. W dyskusję również nie był zbyt zaangażowany, co przyciągnęło uwagę towarzyszy.

‒ Nie wiem. Jestem tylko pewien, że Zjednoczone Królestwo osiągnie wspaniałe zwycięstwo. Przepraszam panowie, ale muszę was opuścić. ‒ Charles skłonił się towarzyszom i odszedł.

Eleonora postanowiła jak najszybciej podzielić się zasłyszanymi informacjami z Luizą. Odnalazła ją przy jednym z bufetów, a rudowłosa sprawiała wrażenie bardzo ukontentowanej.

‒ Kto to był? ‒ Ton księżnej był niemal oskarżycielski. Kobieta nie czekała jednak na odpowiedź i kontynuowała. ‒ Wiesz, że markiz chce wziąć z tobą rozwód?

‒ Nonsens. Gdzie usłyszałaś te brednie? ‒ Głos Luizy był dziwnie spokojny.

‒ Od niego.

Twarz markizy natychmiast spochmurniała. Chciała wypytać przyjaciółkę o więcej szczegółów, ale w stronę dam kierowała się Euphemia Graham. Matrona spojrzała na przyjaciółki podejrzliwie, kiedy te ucichły na jej widok.

‒ Właśnie rozmawiałyśmy z jej wysokością o tym, jaka ładna wiosna nam się zapowiada ‒ powiedziała w końcu Luiza, uśmiechając się przy tym sztucznie.

Księżnej Graham nie wydawało się, że pogoda była tematem rozmów pań przed jej nadejściem. Mimo to odpowiedziała markizie skinieniem głowy.

Szczęśliwie dla Eleonory i Luizy znalazła się dwójka śmiałych młodzieńców, którzy wybawili je ze szpon matrony i porwali do tańca.

Księżna Richmond przetańczyła jeszcze wiele kolejnych utworów, ale żadnego ze swoim małżonkiem. Niemal jednogłośnie została okrzyknięta największą pięknością balu, czym przyprawiła o palpitacje serca Giselle de Conteville i jej wnuczkę.

‒ Przyszedłem spełnić obietnicę i zatańczyć z waszą wysokością. ‒ Eleonora usłyszała męski głos dobiegający zza jej pleców. Gdy się odwróciła, ujrzała wicehrabiego Roslyn.

‒ Co jeśli się nie zgodzę? ‒ zapytała słodko księżna.

‒ Nie jest pani aż tak złą osobą, by wystawiać na szwank mój honor ‒ powiedział blondyn i wyciągnął w kierunku Eleonory rękę, którą ta chętnie ujęła. Pamiętała słowa Luizy o Landonie i swój plan zemsty na mężu.

Orkiestra zagrała walca. Charles od początku tańca trzymał swoją rękę poniżej talii księżnej, tym samym przyciskając ją bliżej, niż wypadało. Ich nosy niemal się stykały, a arystokratka czuła ciepły, zaprawiony wonią alkoholu oddech wicehrabiego na swoim policzku. Atmosfera aż buzowała od nadmiaru erotyzmu. Księżna raz zdążyła pochwycić wściekłe spojrzenie Collette. Panna wyglądała, jakby chciała gołymi rękoma udusić konkurentkę.

‒ Pani domu często chwali się, że w gabinecie na ścianie wisi zaproszenie na koronację Jerzego III. Widziała je już wasza wysokość? ‒ wyszeptał jej wprost do ucha jak jakąś sprośną prośbę. Eleonora w odpowiedzi przecząco pokręciła głową. ‒ Zaprowadzę tam panią, gdy skończymy tańczyć.

Landon spełnił kolejną obietnicę tego wieczoru i wyprowadził księżną z sali balowej. Początkowo szli nieoświetlonym korytarzem. Eleonora ledwo widziała kontury mebli, których szczęśliwie nie było zbyt wiele. Charles poruszał się po rezydencji, jakby należała do niego. Otworzył odpowiednie drzwi i zaciągnął arystokratkę do wnętrza pomieszczenia.

‒ Gdzie to zaproszenie? ‒ zapytała odrobinę rozbawiona, ale i podekscytowana Eleonora.

‒ Na ścianie, jeśli wasza wysokość chce, może je obejrzeć.

Księżna Richmond spojrzała na Landona podejrzliwie. Nie zdążyła zlokalizować słynnego dokumentu, a już znalazła się w objęciach wicehrabiego. Wpijał się w jej usta, jakby Eleonora była najbardziej pożądaną kobietą na świecie. Opuścił ramiączka sukni i zaczął obsypywać pocałunkami obojczyk kobiety.

‒ Tutaj trzymamy zaproszenie, które otrzymał mój teść na koronację Jerzego III. ‒ Drzwi otworzyły się, a do gabinetu weszły wszystkie trzy matrony, Thomas Rushworth, hrabia Ely oraz książę Crawford.

‒ Ty bydlaku! ‒ krzyknęła markiza de Conteville. ‒ Miałeś ożenić się z moją wnuczką.

‒ Jak ci nie wstyd? ‒ Księżna Graham posłała w stronę Eleonory spojrzenie pełne odrazy. Tylko Jackie nie mogła powstrzymać rozbawienia i chichotała niczym debiutantka.

Wściekły Rushworth zacisnął rękę na nadgarstku żony i wyprowadził ją z rezydencji.

Thomas przywlókł Eleonorę do jej sypialni i popchnął tak, że upadła na podłogę.

‒ Przynosisz mi wstyd! Jesteś zwykłą ladacznicą! ‒ wykrzyczał Rushworth.

‒ Nie powinieneś być zdziwiony, Caroline cię ostrzegała. ‒ Eleonora roześmiała się mu prosto w twarz. ‒ Sam nie jesteś wzorem cnót.

‒ Przeklęta czarownica ‒ warknął.

‒ I co jeszcze wymyślisz? Może rzeczywiście oskarż mnie o czary, a wtedy zetną mi głowę mieczem i wszystkie twoje problemy się rozwiążą. ‒ Księżna spojrzała wyniośle na męża.

‒ Och, nie licz na to. Takie jak ty palą na stosie. Od dzisiaj masz zakaz opuszczania Goodwood House!

Książę wyszedł z pomieszczenia, pozostawiając Eleonorę samą na zimnej podłodze. Dama zaczęła rozmasowywać bolące miejsce na jej nadgarstku. Udawała odważną, ale powoli zaczynała obawiać się swojego małżonka. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top