VII. Złe skutki dobrego wina
Pembrokeshire, 1811
Eleonora siedziała za biurkiem w gabinecie, który należał niegdyś do jej zmarłego męża. Nie lubiła tu przebywać, znacznie bardziej wolała pracować w sypialni przy swoim sekretarzyku.
Oczekiwanie na hrabiego Rutland dłużyło jej się niemiłosiernie. Wciąż odczuwała skutki spożycia dużej ilości wina poprzedniego wieczoru. Kiedy tylko nieznacznie się poruszyła, mdliło ją. W dodatku odczuwała pulsujący ból w okolicach skroni. Normalnie chodziłaby nerwowo po pokoju, co chwilę spoglądając na zegarek. Tym razem czuła się zbyt słabo, aby wstać z krzesła.
Arystokratka wbrew powszechnej opinii nie przywykła do spożywania dużych ilości wina. Zwykle poiła nim swoich kochanków, sama upijając jedynie kilka łyków.
W drzwiach do pokoju stanęła służąca ze szklanką napełnioną wodą.
,,Jestem zbawiona!" ‒ pomyślała Eleonora i łapczywie wypiła napój.
Gdy tylko zgasiła pragnienie, jej myśli ponownie zajął przystojny oficer. Nie zrobiła zbyt dużych postępów w kwestii spędzenia z nim nocy. Czuła jednak, że zaczyna darzyć go sympatią, jakiej nie odczuwała do żadnego ze swoich kochanków.
‒ Witam, hrabino. ‒ Eleonora nie zauważyła, kiedy drzwi ponownie się otworzyły, a Paul Elliot wszedł do środka.
‒ Hrabio ‒ zwróciła się do nowoprzybyłego mężczyzny.
‒ Dobrze się pani czuje? ‒ W istocie arystokratka masująca skronie z taką determinacją wyglądała, jakby jej samopoczucie było kiepskie.
‒ Tak ‒ warknęła Eleonora. ‒ Proszę spocząć. ‒ Hrabia wyglądał na przestraszonego markotnością kobiety.
‒ Może zaczniemy od posagu... ‒ zaproponował nieśmiało mężczyzna.
‒ Posagu!? ‒ Hrabina podniosła głos, jednak natychmiast tego pożałowała. Głowa rozbolała ją jeszcze bardziej, czemu dała wyraz, krzywiąc się. ‒ Pan chyba sobie kpi. Zapewniam pana, że posag jest odpowiedni. To bardzo nieeleganckie z pana strony, żeni się pan z Georgianą, a nie jej pieniędzmi. ‒ Paul, słysząc uwagę Eleonory, bardzo się zawstydził.
‒ Zaczniemy od daty ‒ zdecydowała hrabina. ‒ Niedziela, dziesiąty listopada.
‒ Dobrze. ‒ Elliot już nie miał ochoty się kłócić, dlatego przytaknął kobiecie. ‒ W tej sytuacji mniemam, że pojawi się pani z Georgianą w Rutland tydzień wcześniej.
‒ My mamy do pana przyjechać? ‒ odpowiedziała oburzona, a na jej twarzy pojawił się grymas.
‒ Oczywiście wszystko na mój koszt. Przyślę po panie powóz. ‒ Hrabia próbował się bronić.
Eleonora przypomniała sobie, że jej mąż tak samo ją potraktował. Przysłał powóz, jakby była przesyłką, a nie kobietą, którą miał poślubić.
‒ Nie pozwolę, żeby pan tak upokarzał moją szwagierkę! ‒ Mężczyzna nie miał pojęcia, co zrobił źle, więc siedział osłupiały. ‒ To pan przyjedzie do Pembrokeshire, dając tym samym dowód, że zależy panu na mojej kochanej Georgianie.
Paulowi Elliotowi nie w smak było podróżować w tę i z powrotem, ale obawiał się dyskutować na ten temat z hrabiną.
‒ Ślub odbędzie się w kościele świętej Marii w Heverfordwest.
‒ Jak sobie pani życzy.
‒ Co do wesela... ‒ kontynuowała Eleonora, ale hrabia Rutland pierwszy raz zdecydowanie wszedł jej w słowo.
‒ O żadnym weselu nie może być mowy. Przecież nie minął jeszcze rok od śmierci pani męża, a brata mojej narzeczonej. To tak jakbyśmy tańczyli na jego grobie! ‒ Głos hrabiego był stanowczy.
‒ Musi pan wiedzieć, że ja nie mam nic przeciwko. Urządzaliśmy już w rezydencji przyjęcia ‒ zapewniła hrabina.
‒ Wiem, ale nie pozwolę sobie na takie ośmieszenie! Co angielska socjeta by o mnie powiedziała?
‒ Nie wydam Georgiany za mąż bez wesela. Ona zasługuje na wszystko, co najlepsze! ‒ odpowiedziała ostro Eleonora.
‒ To może urządzę wielkie przyjęcie z okazji naszych zaślubin w Cypress Manor, gdy skończy się tylko okres żałoby.
Eleonorze spodobał się ten pomysł, dlatego już dłużej nie przeciwstawiała się hrabiemu. Na bal w Anglii przyjdzie więcej znamienitych osobistości niż w Walii.
‒ Świetnie, skoro wszystko już mamy ustalone, może pan spędzić chwilę z narzeczoną. ‒ Eleonora była już wyraźnie znużona rozmową i wciąż nie czuła się najlepiej.
Elliot był tak uległy, że hrabina nie martwiła się o jego małżeństwo z Georgianą. Była pewna, że dziewczynie uda się zachować na niego duży wpływ.
‒ Z wielką przyjemnością.
‒ Chodźmy. ‒ Brunetka z wielkim trudem podniosła się z krzesła i skierowała w stronę drzwi.
Główny hol na parterze był cały w marmurach: posadzka, schody, ściany... Było to dużo jaśniejsze pomieszczenie niż gabinet, dlatego Eleonora odruchowo przysłoniła oczy ręką. Dopiero po chwili jej źrenice przystosowały się do nowego oświetlenia. Kątem oka dostrzegła poruszenie przy drzwiach do saloniku. Z pewnością Georgiana podsłuchiwała, a teraz próbowała zniknąć niezauważona.
‒ Georgiano! ‒ Miała rację, postać dziewczyny odzianą w zwiewną, ale elegancką, białą sukienkę wyłoniła się zza drzwi salonu. ‒ Zostawiam was ‒ oznajmiła hrabina, a sama zaczęła wspinać się po schodach, jednocześnie przytrzymując się dębowej barierki. ‒ Och, Mary! ‒ zawołała, gdy zauważyła służącą. ‒ Miej na nich oko i nie pozwól, by hrabia gościł u nas zbyt długo. Ja muszę się położyć.
Szesnastolatka uśmiechnęła się nieśmiało, po czym wbiła wzrok w podłogę. Hrabia powoli zbliżał się do niej, a gdy już stali naprzeciw siebie, dziewczyna ponownie spojrzała na narzeczonego. Przerażało ją to, jak mężczyzna nad nią górował. Poza tym sprawiał dobre wrażenie. Miał trochę wystający brzuch, co brzydko uwidoczniła beżowa, połyskująca kamizelka. Hrabia nie powinien nosić tak dopasowanego stroju. Reszta garderoby podobała się młodej damie. Długą szyję zasłaniał biały, dobrze wywiązany krawat. Największe wrażenie na Georgianie wywarł ciemnobrązowy surdut ze złotymi guzikami. Był on bardzo dobrze skrojony i idealnie pasował do figury hrabiego. Ciemne włosy Elliota zostały zebrane do tyłu i spięte granatową wstążką.
Twarz mężczyzny sprawiała przyjemne wrażenie. Miał szare oczy, które nieśmiało wyglądały spod krzaczastych brwi, i trochę zbyt prosty nos.
Georgiana chciała coś powiedzieć, ale czuła się bardzo niezręcznie, szczególnie że Mary uważnie im się przyglądała. Służąca miała dobre serce i wprost uwielbiała panienkę, ale teraz wyglądała, jakby czekała na jakiś fałszywy ruch, by móc wyrzucić hrabiego za drzwi.
‒ Może przejdziemy do salonu i usiądziemy ‒ w końcu zaproponowała dziewczyna. Mężczyzna skinął głową i wkrótce oboje siedzieli na sofie obitej materiałem z kwiatowymi ornamentami. Oczywiście Mary dzielnie podążyła za narzeczonymi.
‒ Pięknie wyglądasz, Georgiano ‒ hrabia nie krył, że podoba mu się jego przyszła żona. Panna, słysząc ten komplement, zarumieniła się.
‒ Czy jeździ pan konno? ‒ Może nie było to odpowiednie pytanie do mężczyzny, za którego miała wyjść, ale Georgiana umierała z ciekawości. Sama uwielbiała dosiadać konia i pędzić pośród dzikiej walijskiej przyrody.
‒ Jeśli muszę. W Cypress Manor trzymam jedynie konie do powozów. ‒ Zauważył, że dziewczyna posmutniała. ‒ Ale jeżeli będzie pani chciała, sprawię pani w prezencie ślubnym kuca. ‒ Uśmiechnął się i pogładził dłoń Georgiany.
‒ Bardzo bym chciała! ‒ blondynka odpowiedziała nieco zbyt entuzjastycznie, co nie przystoi młodej damie. Hrabia jednak nie miał jej tego za złe.
W rezydencji hrabiego Pembrokeshire jako jednej z pierwszych zainstalowano klozety wodne. Eleonora nigdy nie dziękowała swoim poprzednikom za ten cud techniki tak, jak dzisiaj. Gdy tylko powróciła do swojej sypialni, poczuła jeszcze większe nudności. Zdążyła resztką sił dobiec do łazienki i zwymiotowała. Zdecydowała, że bezpieczniej będzie pozostać na podłodze, więc wycieńczona oparła głowę o muszlę.
‒ Proszę przyjąć chusteczkę. ‒ Eleonora usłyszała głos Alberta, a wkrótce przed jej twarzą pojawił się kawałek materiału z wyszytymi inicjałami A.B .
‒ Jesteś świadomy, że nie będę ci jej mogła zwrócić? ‒ Hrabina z wielkim wysiłkiem uniosła głowę i spojrzała na oficera.
‒ Nie szkodzi. Możesz ją zachować na zawsze.
Eleonora z wdzięcznością przyjęła chusteczkę i wytarła usta.
‒ Pomogę ci położyć się na łóżku. ‒ Nie czekając na odpowiedź, położył rękę hrabiny na swoim barku, a sam złapał ją w pasie.
Gdy tylko stanęła na nogi, wziął ją na ręce niczym pannę młodą. Arystokratka nie miała siły, by protestować. Ułożyła rękę na klatce piersiowej mężczyzny i z wielką przyjemnością gładziła po napinających się mięśniach.
Nie minęła chwila, a już leżała w swoim wygodnym łożu. Albert uniósł suknię Eleonory i przejechał dłonią po jej stopie. Zwykle cieszyłaby się, że mężczyzna zagląda pod jej spódnicę, ale tym razem nie miała siły na spółkowanie.
‒ Albercie, to nie pora... ‒ zasmuciło ją to, że musiała mu odmówić. Była tak blisko zrealizowania swojego planu, a znowu konieczne było przesunięcie jego realizacji przez jej głupotę.
‒ Spokojnie, zdejmuję ci pantofelki. ‒ Rzeczywiście, poczuła, jak oba buty ześlizgują się z jej stóp.
‒ Nie powinnaś wczoraj próbować dotrzymać mi kroku. ‒ Eleonora zobaczyła, że Albert jest niezwykle rozbawiony jej stanem.
‒ Nienawidzę cię ‒ sarknęła, po czym chwyciła najbliższą poduchę i rzuciła wprost na twarz Beamounta.
‒ Szkoda, bo ja zaczynałem cię lubić. Jest mi naprawdę przykro, że znalazłaś się w takiej sytuacji z mojej winy.
‒ Tak w ogóle, to co ty tu robisz? ‒ Hrabina nie mogła sobie przypomnieć, żeby go zapraszała. Musiała jednak uczciwie przyznać, że nie pamiętała kilku ostatnich godzin wizyty mężczyzny.
‒ Chciałem zabrać cię na spacer, ale chyba nic z tego. ‒ Albert zaczął zdejmować swoje żołnierskie buty, a Eleonora przyglądała mu się z zainteresowaniem.
Mężczyzna ułożył się na łóżku obok hrabiny i przesunął ją tak, że głowa kobiety leżała na jego piersi. Po chwili zaczął powoli gładzić jej włosy. Eleonora musiała przyznać, że było to bardzo przyjemne. Nigdy, nawet ze strony swojego męża, nie doświadczyła takiej czułości. Beamount spostrzegł, że oddech arystokratki wyrównał się. Musiała zasnąć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top