LXX. Powrót do towarzystwa
Rutland, 1814
Od samego ranka przygotowania do balu pochłaniały panie w Cypress Manor. Georgiana nie potrafiła się zdecydować na biżuterię. Trzeba przyznać, że od zawarcia małżeństwa jej kolekcja drogocennych kamieni znacznie się powiększyła, gdyż mąż często obsypywał ją podarkami. Rubinowa kolia zdawała jej się zbyt ciężka i krzykliwa, a wisiorek z diamentem był niemal niewidoczny, ale delikatny tak jak jej natura. Z kolei Małgorzata ostentacyjnie paradowała po rezydencji, wszystkim oznajmiając, że nie ma odpowiedniej sukni. Jej garderoba była zbyt skromna, a jeżeli znalazła coś wystarczająco strojnego, twierdziła, że ów suknia nie pasuje do jej figury.
Eleonora jako jedyna nie dała wciągnąć się w szaleństwo, mimo że było to przyjęcie na jej cześć. Nie dziwiła się jednak Georgianie i Małgorzacie. W Cypress Manor prawie nigdy nie wyprawiano bali, więc było to dla nich ogromne wydarzenie, szczególnie że w sąsiedztwie gościła jakaś znana persona i jej obecność była spodziewana. Księżna nawet zaproponowała, że użyczy szwagierce hrabiego którąś ze swoich sukni, ale ta tylko pokręciła nosem. Jako że Eleonora była od niej znacznie wyższa i szczuplejsza, była pewna, że nic nie będzie na niej odpowiednio leżało.
Księżna dopiero na godzinę przed balem rozpoczęła przygotowania. Bez większych rozmyślań wybrała grafitową, prostą suknię, która nie podkreślała ani jej figury, ani biustu. Jedyną ozdobą była tasiemka o żywym różowym kolorze, którą obszyto rękawy i dół sukni. Na szyję zarzuciła sznur pereł, wśród których ukryty był różowy topaz. Całości dopełniły śnieżnobiałe rękawiczki. Eleonora wyglądała nad wyraz szykowanie, ale spokojnie, jak przystało na dystyngowaną księżną. Choć jej strój znalazł uznanie u Małgorzaty i Georgiany, sama nie była nim zachwycona. Preferowała odważniejsze kreacje, ale po raz pierwszy w życiu nie zależało jej na wyglądzie. Pragnęła przeżyć ten bal i możliwie najszybciej go opuścić bez przyciągania niepotrzebnych spojrzeń.
Eleonora przejrzała się w lustrze. Westchnęła ciężko, ale wykrzywiła swoje usta w nieco sztuczny uśmiech, który po chwili zgasł. Musiała na kilka godzin ukryć głęboko w sobie swój ból i dać z siebie wszystko. Wiedziała, że Georgiana liczy, iż księżna będzie brylowała towarzysko jak niegdyś, dając młodej hrabinie powód do dumy, choć nigdy o tym głośno nie mówiła. Nie zwlekając dłużej, Eleonora ruszyła do jadalni, przylegającej do ogromnej bawialni. Przed przekroczeniem progu przystanęła, jakby chciała się wycofać. Nie mogła jednak tego uczynić. Skinęła na służących, którzy otworzyli przed nią drzwi. Uśmiechnęła się słodko, jednocześnie trzepocząc rzęsami, kiedy spojrzenia gości w niej utkwiły. Dumnym krokiem przeszła przez salę i zajęła honorowe miejsce przy Georgianie.
Księżna ostatnio nie cieszyła się dobrym apetytem, a i podczas balu żołądek miała ściśnięty z żałości. Na potrawy, mimo ich apetycznego wyglądu, spojrzała tylko przelotnie, nie smakując ich wcale. Zamiast tego rozejrzała się po pomieszczeniu. Ciepłe światło świec urokliwie rozświetlało jadalnię, a piękne bukiety, które były wszędzie porozstawiane, tworzyły niepowtarzalny klimat.
– Pięknie to przygotowałaś – pochwaliła Georgianę, która przy mężu wyglądała oszałamiająco.
– Uczyłam się od najlepszych!
Wystrój rzeczywiście do złudzenia przypominał dekoracje, które wybierała Eleonora na bale organizowane w Pembrokeshire. Gdyby nie zmiana, jaka zaszła w Georgianie, księżna mogłaby przysiąc, że jest w Walii. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na przyjaciółkę, by mieć pewność, że jest inaczej. Hrabina nie była już drobną panienką, a kształtną kobietą. Dziś w dodatku wyglądała tak dostojnie. Nie dawała po sobie poznać, że w głębi wciąż walczy z wrodzoną nieśmiałością. Eleonora także świetnie ukrywała swoje uczucia. Tylko Georgiana wiedziała, że jej spokojny strój, przygaszone spojrzenie i subtelne zachowanie nie są oznaką niczego dobrego.
Niespodziewanie hrabia Rutland wstał. Uderzył srebrem w kieliszek z szampanem, a wszyscy goście w tej samej chwili zaprzestali rozmów i skierowali swoje spojrzenia w stronę Paula. Elliot nie lubił publicznych wystąpień. Uderzyła go nagle fala gorąca. Przetarł chusteczką swoje czoło, na które wpłynęło kilka kropel potu, i odchrząknął.
– Chciałbym wznieść toast za księżną Eleonorę Rushworth, ukochaną przyjaciółkę mojej żony. Bardzo cieszymy się z twojego powrotu do Anglii.
Paul skinął głową i opróżnił kieliszek. Georgiana spoglądała na męża niczym na wybawcę. Wiedziała, że z pewnością było to dla niego wysoce nieprzyjemne, więc tym bardziej była mu wdzięczna za tak miły gest. Eleonorze także zrobiło się cieplej na sercu. Nagle zaczęła dostrzegać, jak wielkie ma szczęście. W każdej ciężkiej sytuacji znajdowały się osoby, które ją akceptowały i wspierały. Mary, pan Brown, Christopher, a teraz Georgiana i Paul.
Po posiłku towarzystwo przeniosło się do bawialni, gdzie zorganizowano tańce. Elliot zatańczył dwa razy z żoną, raz z Małgorzatą i raz z Eleonorą, po czym zniknął w czeluściach Cypress Manor. Panie nie potrzebowały jednak Paula do pełni szczęścia. Wesoło konwersowały z innymi damami, a na twarzy Georgiany jaśniał uśmiech tym szerszy, im większe zadowolenie z przyjęcia okazywali jej goście.
Eleonora starała trzymać się trochę na uboczu. Gdy jakiś mężczyzna pojawiał się na horyzoncie, gotowy zaprosić ją do tańca, sprawnie umykała w przeciwny kąt sali. Przystawała tylko z przyjaciółkami Georgiany. Co prawda jej serce łamało się, gdy musiała słuchać, jak dumne matki rozprawiają o swoich pociechach. Na szczęście, gdy księżna pojawiała się w pobliżu, panie dawały upust swojej ciekawości i wypytywały ją o pobyt za granicą.
– Jakie są Alpy?
– Och, tylko odrobinę wyższe od Grampianów – odpowiedziała szybko. Twarz Eleonory nieco się zaczerwieniła, gdyż nie miała pojęcia o Alpach, ale gdy panie przyjęły odpowiedź bez cienia podejrzeń, odetchnęła z ulgą.
– A towarzystwo?
– Znacznie mniej wytworne niż u nas. – Upiła łyk szampana, by dać sobie chwilę do namysłu. – Moda jest doprawdy paskudna, a ludzie... Rzekłabym prawdziwy śmietnik Europy. Można spotkać wytworne towarzystwo, ale ludzie o znikomym pojęciu o manierach są na każdym kroku.
– Wasza wysokość jest bardzo surowa w ocenie – wtrąciła jedna z dam.
– A ja ufam osądowi jej wysokości, w końcu jest taką elegancką kobietą. Słyszałam, że Goodwood House jest bardzo wdzięczną rezydencją.
– To prawda...
Eleonora nie była zachwycona kierunkiem, w którym zmierzała rozmowa. Wieść o rozwodzie jeszcze nie rozniosła się w towarzystwie, ale jej niezręcznie było mówić o majątku księcia jak o swoim.
– Szkoda, że nie ma dziedzica. Ja urodziłam syna już w pierwszym roku małżeństwa, a teraz mamy pięciu!
– Wyginięcie rodu państwu nie grozi – sarknęła księżna. – Przykro słyszeć, że ma pani takie nudne życie, ale przynajmniej interesy rodziny są zabezpieczone.
Ton Eleonory był niezwykle uprzejmy, więc nie można było posądzić jej o afront. Dama, której poczyniono uwagę, zaczerwieniła się niczym w gorączce i dziwnie zamilkła. Georgiana zaś zachichotała, widząc przejaw dawnej błyskotliwości kochanej przyjaciółki.
– Albercie! – krzyknęła hrabina, gdy ujrzała jakiegoś mężczyznę ponad ramieniem księżnej.
Serce Eleonorze podeszło do gardła. Co też Beamount robił w Rutland? Chyba pojawił się tutaj, tylko po to, by dręczyć księżną. Ku zaskoczeniu arystokratki, gdy się odwróciła, nie ujrzała znajomej sylwetki. Stał przed nią zupełnie obcy mężczyzna.
– Eleonoro, poznaj przyjaciela mojego męża, sir Alberta Welsha. Albercie, jej wysokość Eleonora Rushworth, księżna Richmond.
– Bardzo mi miło. Wszyscy mówią o waszej wysokości. – Mężczyzna przyjaźnie uśmiechnął się do Eleonory. Arystokratka jednak nie mogła się zdobyć na podobny gest. Zbyt była przerażona wizją spotkania ukochanego. Nie przeżyłaby, gdyby zobaczyła go u boku z inną kobietą.
– Doprawdy?
Welsh skinął głową, po czym zwrócił się do Georgiany.
– Zdaje się, że jeszcze nie poznałaś księcia Norfolk, który gości w mojej rezydencji. Pozwolisz, że cię przedstawię.
Hrabina z zadowoleniem przyjęła propozycję Alberta. W końcu miała okazję poznać dżentelmena, o którym tyle się mówiło. Nawet do Eleonory zdążyły dotrzeć plotki o jego zniewalającej aparycji i ujmującej osobowości. Księżna jednak nie była w najmniejszym stopniu zainteresowana księciem, co było dla niej dosyć niespotykane. Eleonora w ostatnim czasie doświadczyła mnóstwo bólu przez mężczyzn i przez myśl jej nie przeszło zawieranie znajomości z kolejnym.
Przez resztę balu snuła się po sali, posyłając urocze uśmiechy wszystkim dookoła. Bardzo męczyła ją sztuczna kurtuazja i nieszczere zadowolenie. Ufała jednak, że dobrze wypełniła swoją rolę.
Eleonora nie uczestnicząc w zabawie, czuła się niczym matrona, która dogląda swoich córek. Pomyślała, że mogłaby nawet przywyknąć do takiego spędzania czasu, choć niegdyś rozkoszowała się w tańcu. Z przyjemnością obserwowałaby swoją Elizabeth, ale to nigdy nie mogło się spełnić, co rozdzierało jej serce.
Gdy przyjęcie miało się już ku końcowi, a wielu gości opuściło już Cypress Manor, do Eleonory podbiegła Georgiana w szampańskim nastroju.
– Moja droga, muszę ci kogoś przedstawić! – zawołała.
– Kogo? – Księżna Richmond uniosła podejrzliwie brew.
– Księcia Norfolk. Teraz kiedy sama go znam, mogę was zapoznać.
– Uwierz, kwiatuszku, mam dosyć mężczyzn.
– Ale ja cię z nim nie swatam! – Georgiana roześmiała się. – Musisz go poznać, to przyjaciel rodziny królewskiej. Drugiej takiej szansy nie będzie, a potem pożałujesz!
Eleonora przewróciła oczami, ale ruszyła za hrabiną, nie chcąc sprawiać jej przykrości. Gdy dojrzała mężczyznę, o którym tyle wszyscy mówili, poczuła się nieco zawiedziona. Spodziewała się co najmniej istoty boskiej. Musiała przyznać, że garderoba księcia z pewnością jest warta przynajmniej tyle ile wyposażenie całej bawialni, a on jest bardzo przystojny. Sądząc po pieczołowitym ułożeniu brązowych włosów, spędzał tyle samu czasu przy ich czesaniu, co Albert Beamount.
– William Dashwood, książę Norfolk. Eleonora Rushworth, księżna Richmond. – Przedstawiła ich Georgiana.
– Więc to jest gwiazda dzisiejszego wieczoru!
Książę uśmiechnął się ciepło. Eleonorze nie umknęło, że jego błękitne oczy nieustannie wodziły za Georgianą, podczas gdy na nią nie spojrzał ani razu.
Nagle do towarzystwa doleciał dźwięk tłuczonego szkła. Zmartwiona hrabina rozejrzała się po bawialni, ale nie dojrzała sprawcy zamieszania.
– Lepiej pójdę to sprawdzić – powiedziała rezolutnie i zaczęła się oddalać.
– Nie, Georgiano! – zaprotestowała Eleonora, ale hrabina już jej nie usłyszała.
Przez chwilę stała w niezręcznym milczeniu koło księcia, modląc się, by nie poprosił ją do tańca. Wraz ze zniknięciem Georgiany, dobry nastrój Williama również się ulotnił i na szczęście nie wyglądał na skorego do rozmowy, czy też flirtu.
– Wiele słyszałem o waszej wysokości. – Książę postanowił przerwać ciszę. Dobre maniery wzięły górę nad osobistą niechęcią.
– Co takiego? – zapytała beznamiętnie Eleonora.
– Że wasza wysokość jest skandalistką.
– Wyglądam na skandalistkę?
Arystokratce zrobiło się przykro. Nie wstydziła się swojej przeszłości ani jej nie ukrywała, wręcz tęskniła do tamtych czasów. Tego wieczoru jednak zachowywała się nad wyraz wzorowo. Była ubrana w elegancką, ale dość pruderyjną suknię. W jej oczach nie lśniły ogniki, a łzy. Wyglądała na smutną i zmęczoną. Gdy William przyjrzał się Eleonorze, nieco zawstydził go jego osąd, ale zaraz przypomniał sobie inny argument przeciwko niej, który posłyszał od hrabiego Elliota.
– Rozwodzisz się.
– Wasza wysokość jest dobrze poinformowany. Powiedz mi, książę czy uważasz, że powinnam żyć z mężczyzną, który mnie więził w swoim pałacu, nie raz podniósł na mnie rękę i...? – urwała. Nie mogła zdradzić, że był mordercą.
Emocjonalny ton Eleonory przeraził księcia. To, co mówiła, brzmiało jak dobre powody do rozwodu. Jednak kobieta, którą miał przed oczami, zupełnie nie wpasowywała się w to, co o niej słyszał. W Londynie mówiło się o jej hulaszczym życiu z dala od męża, gdy była jeszcze hrabiną Pembrokeshire, a później dotarły do niego pogłoski o jej wyskokach już jako księżnej.
– Zechce wasza wysokość ze mną zatańczyć? – William liczył, że w ten sposób wynagrodzi arystokratce niemiłe słowa.
Po policzkach Eleonory mimowolnie zaczęły spływać łzy. Wszystkie przykrości z całego dnia skumulowały się w jednym momencie i wybuchła, nie mogąc się dłużej powstrzymywać.
– Nie – syknęła. – Pozwolisz, że odejdę, książę.
Arystokratka skłoniła się z gracją i popędziła do wielkich drzwi, zostawiając Dashwooda w osłupieniu. Co prawda bal jeszcze się nie skończył, ale przetrwała jego większą część. Najchętniej udałaby się do swojej sypialni, ale Georgiana przyszłaby tam od razu, by sprowadzić ją ponownie do bawialni. Ponadto Eleonora nie miała ochoty na samotność ani rozmowy, więc najlepszym miejscem na przeczekanie był gabinet Paula.
– Czy mogę tu posiedzieć? Nie będę przeszkadzać – zapytała, gdy nieśmiało zajrzała do pomieszczenia.
Elliot stał przy oknie, odwrócony do niej plecami i obserwował, jak kolejni goście wsiadają do powozu.
– Oczywiście – odpowiedział zaskoczony.
Eleonora stanęła przy nim i wbiła wzrok w jaśniejące niebo.
– Powinieneś uważać na księcia Knetu. Żebyś widział, jak patrzy na Georgianę – fuknęła.
– Jest przyjacielem Alberta Welsha i nigdy nie miał do niego zastrzeżeń. – Ton Paula był niewzruszony.
– Na ślubny kobierzec jakoś mu nieśpieszno... Znałam takich mężczyzn. Kawalerów, którzy uwodzą cudze żony!
– Nie wątpię, że miałaś do czynienia z tym typem dżentelmenów.
– Czy ja słyszę karcący ton? – Eleonora uśmiechnęła się szczerze po raz pierwszy od przybycia do Rutland.
– Nigdy nie ukrywałem, że nie podoba mi się twój styl życia... – urwał, by po chwili powrócić do poprzedniego tematu. – Małżeństwo musi być szczególnie przemyślaną decyzją, kiedy ma się taką pozycję jak książę Norfolk.
– Nie ma o czym mówić! – Eleonora potrząsnęła głową. – Georgiana i tak by mu nigdy nie uległa... Obiecuję, że od teraz będę już milczała.
Księżna usiadła na sofie i pogrążyła się we własnych myślach. Dobrze jej się przebywało w towarzystwie nieśmiałego Elliota. Cisza nie powodowała dziwnej niezręczności.
Eleonora wkrótce usnęła, a gdy muzyka ucichła, Paul okrył ją pledem i dołączył do żony w sypialni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top