rozdział 11/ mecz z jednorożcem

Ile minęło? Obudziłam się i usiadłam na łóżku nie wiedząc co się dzieje.

Po chwili zoriętowałam się gdzie jestem. Telefon wskazywał 11.00. Nie. NIE. NIEEE. Przecież mecz jest!
Jak strzała wypadłam z łóżka. Wtedy to poczułam. Moja noga bolała. Jak diabli!

Mój upadek był na tyle głośny, że do pokoju od razu wparowała jakaś kobieta i chłopak.

- No dzień dobry - powiedziałam unosząc wzrok na nich - tak troszkę chyba spadłam

- haha- zaśmiał się chłopak. No nie ja tutaj cierpię a ten się śmieje

- No to ktoś mi pomoże wstać ? - zapytałam patrząc na nich jak na debili tak za przeproszeniem

- Wstawaj - podszedł i podał mi rękę

- dzięki - odpowiedziałam i skorzystałam z jego pomocy - słuchaj mam do ciebie jedno pytanie.

- słucham - odpowiedział

- masz telewizor nie ?

- No tak

- okej to teraz taka sprawa mogę obejrzeć swój mecz?

- swój ?

- po prostu mnie zaprowadź przed tv

- No okej

Chłopak zaprowadził mnie przed telewizor. Był włączony, a przed nim siedział staruszek.

- Zaraz przyjdę zmienić ci opatrunek -powiedziała kobieta i gdzieś znikła.

- Nie idzie wam za dobrze - powiedział staruszek, a ja automatycznie spojrzałam na ekran

Było 1:0 dla Jednorożca

- Ale pójdzie -stwierdziłam siadając obok niego

- Ta? A czemu tak sądzisz ? - zapytał

- Bo na drugą połowę z kontuzją czy bez muszę wrócić

- Co?

- To co mówię, na boisku w drużynie przeciwnej jest mój przyjaciel dla którego ten mecz może być ostatnim. Obiecaliśmy coś sobie, a obietnic się dotrzymuje. Będzie cud jeżeli on w ogóle wytrzyma do drugiej połowy. Po za tym ktoś celowo nie chciał bym grała. Muszą być jakieś powody. Siedząc tu ich nie poznam a jestem bardzo ciekawską osobą!

-Interesująca historia

- No cóż, rozgadałam się

Po chwili przyszła kobieta i zmieniła mi opatrunek.

- Staruszku słuchaj no, możesz mnie podwieźć na stadion?

- Stadion?

- Ta wiem, że masz auto

- Dobra na drugą połowę powinniśmy zdążyć

- Świetnie

Wyszliśmy z budynku (tym razem dałam radę sama) I skierowaliśmy się do auta. 11.45 właśnie skończyła się pierwsza połowa.

****

Dojechaliśmy. Wpadłam na stadion że staruszkiem i ruszyłam do trenera.

- Jeeeeesteeeeem!!! - krzyknęłam i prawię się przewróciłam, wtedy staruszek mnie złapał i powiedział abym uważała bo to nie jest małe zadrapanie.

- Diana! Co ci się stało?- zapytał Joe

-DIANA!!! - krzyknęła całą drużyna, za Joe. Chyba właśnie się skończyła przerwa dlatego się zebrali.

- Nie gadać mi tu tylko szorować na boisko! - krzyknęłam do nich by mnie nie denerwowali na samym początku.

Usiadłam na ławce. Kiedy chciałam podziękować staruszkowi tego już nie było. Jakby rozpłynął się w powietrzu.

- To opowiadaj -powiedziałam do Joe, a w międzyczasie rozpoczęła się druga połowa

- No to tak. Przegrywamy ogólnie 2:0. Erik chyba nie czuł się najlepiej - odpowiedział Joe. Przez to że mówił bardzo dużo zajęło to 10 minut.

[Tak w ogóle to pomijamy to co on mówił dalej bo to nie istotne -autorka]

- Trenerze, możemy wejść - powiedziałam

- Na pewno dasz radę ? - zapytał

-Tak, nie mam co do tego wątpliwości. Jednak nie będę grała całego czasu jaki został.

- Jak Cię zniosą na noszach to nie do mnie pretensje

- dobrze

Zanim weszliśmy na boisko, spojrzałam odruchowo na trybuny. Mężczyzna ubrany w czarny garnitur. Nie widziałam jego twarzy, ale z pewnością miał czarne włosy. Kim jesteś? Dlaczego wydajesz się tak znajomy ?

Wszedłam na boisko wraz z Joe. On poleciał na bramkę a ja na pozycję napastnika. Z kolei z boiska zeszła Nokine oraz Daniel.

Nim zdążyliśmy zacząć grać na powrót, od razu podbiegł do mnie Erik.

- CO CI SIĘ STAŁO!? - zapytał, a bardziej krzyknął wściekły na to, żs weszłam na boisku z kontuzją

- Ej spokojnie nic mi nie jest, żyję - odpowiedziałam

- Jesteś strasznie uparta - odpowiedział i poszedł

- No cóż bywa haha

Do końca zostało 30 minut. Trzy gole? Być może dam radę.

David niemal natychmiast po gwizdku podał mi piłkę. Nie mogłam zbytnio biegać więc zdecydowałam się na jedno.

-Czarna strzała!

Piłka jak to ma w zwyczaju poleciała sobie od połowy boiska aż do bramki gdzie wylądowała w siatce.

2:1 - wynik

Po uderzeniu w piłkę zaczęłam iść w stronę bramki Jednorożca. Nawet jeżeli by oni strzelali nie mogę biegać. W końcu muszę wyzdrowieć do meczu z Orfeuszem.

Jednorożec chciał strzelić, w akcie zemsty, ale Joe obronił i natychmiast podał do mnie.

- Wielki Gryfon!

Kolejny trafny strzał. Tym razem noga bolała jeszcze bardziej. Czułam jak za niedługo krew nasączy zbyt mocno bandaż.

2:2 - wynik

Erik dostał piłkę, a ja zaczęłam się z nim kiwać. Ostatecznie wygrał David który stał z początku bliżej bramki bo mu powiedziałam w międzyczasie by nie przeszkadzał : )

David biegł w stronę bramki, a ja zmuszona musiałam pędzić za nim.

- Strażnicy Galaktyki!

Oboje kopneliśmy piłkę. Gol.

2:3 - wynik

Upadłam na boisko w tym samym czasie co Erik. Chyba oboje przecholowaliśmy. Natychmiast podbiegli do nas ludzie z noszami. Erik nie był w najgorszym stanie. Całe szczęście. W końcu w odróżnieniu do niego ja mam tylko chwilową kontuzję, a on musi przejść poważną operację.

Mój bandaż był dosłownie cały nasączony krwią. Trochę jej ubyło nie powiem.

Tak troszkę...

... wzięli mnie......

...i....



.....leżała na noszach.

Niestety musieli mnie znieść. Erika także znosili tylko, że on był znoszony wbrew swojej woli.

Leżąc na noszach spojrzałam jeszcze raz na trybuny. Teraz pamiętam tego mężczynę. Ten szeroki uśmiech. Czysto błękitne oczy. Z miejsca poczułam przechodzący dreszcz po plecach, a potem tylko ciemność, krzyk Joe'go, głośne rozmowy trenera.... co mówił? Co krzyczał?

Nie wiem.

*******

Tak wiem nowy rozdział...

Też jestem zaskoczona swoją weną xd

♥︎ Pozdrawiam wszystkich co to czytają ♥︎

A tu miejsce na teorie spiskowe

\_______/ <----- teorie spiskowe

No to tyle chyba xd

Dzięki za czytanie rozdziału ♡

Zmotywowaliście mnie

Brawo 👏

A i bonus

On W A S widzi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top