Rozdział 9

   W tym momencie zabrzmiał telefon chłopaka. Lili natychmiast odebrała i odsłuchała wiadomość. Bez słowa ujęła swojego lubego pod ramię i póki był przytomny, poleciała z nim w sobie tylko znanym kierunku. Młody mag słyszał wszystko, ale nie był w stanie skupić się na tyle, by coś zrobić lub powiedzieć.
Po dwóch minutach wylądowali, a przed nimi rozległ się znany, znienawidzony przez niego głos.
- Widzę, że toksyny działają…
- Najpierw powiedz, jak masz na imię – odparła Lili przytrzymując chłopaka.
- Marleen – mruknęła radośnie czerwonowłosa – jasno zrozumiałaś mój przekaz?
- Mam się oddać pod twoją kontrolę, w zamian za antidotum dla Willa – powiedziała czarodziejka i ukryła skrzywienie, gdy zacisnął dłoń na jej ramieniu.
   On sam mimo trudności zaczynał już rozumieć na czym polega działanie toksyn. Miały za zadanie osłabienie tych tkanek i organów, które pomagają mu w używaniu prawdziwej magii krwi.
Postanowił zaryzykować i oddychając najgłębiej jak mógł, zamknął oczy i wyciszył umysł.
Ku własnemu zdumieniu swoje ciało czuł doskonale. Rozszerzył granice percepcji i wyczuł Lili koło siebie, Marleen w odległości pięciu metrów, a także dwóch innych magów, z położenia ciał których wywnioskował, że są ukryci i gotowi
do działania.
Najpierw zajął się nimi puszczając nici kontroli w taki sposób, by płynęły one po ziemi, a nie w powietrzu. Udało mu się to i zmusił ich do głębokiego snu. Później miał już zając się Marleen, ale w tym momencie Lili puściła go.
- Zgoda… Masz mnie… Daj antidotum… - mruknęła zrezygnowana.
   Will teraz bezpośrednio związany ze swoją mocą zauważył pojedynczą czerwoną wstęgę lecącą w stronę głowy czarodziejki. Szybko rozważył za i przeciw i zbierając siły skoczył przed ukochaną, samemu dając złapać się na nić kontroli. Widział wszystko, czuł i słyszał, ale nie był w stanie zmusić się do wykonania jakiejkolwiek czynności.
- Niezła reakcja – zaśmiała się wiedźma krwi – widzisz Lili… Miłość okazuje największe poświęcenie.
   Kontrolowany Will obrócił się twarzą do lubej i uśmiechnął lekko. Czarodziejka cofnęła się wystraszona, bo ten grymas nie był przyjemny.
- Teraz Marleen może mnie zabić na wiele sposobów – szepnął radośnie – może kazać mi się udusić – złapał się za gardło – wykrwawić… - w jego dłoni spoczął nóż – albo po prostu wbić nóż w serce.
- Czego chcesz? – spytała rudowłosa patrząc na swoją rywalkę.
- Ona chce, byś też dała się kontrolować. Ja się dałem chroniąc Ciebie – odparł Will robiąc smutną minę.
   Lili westchnęła, widocznie zrezygnowana i już miała się poddać, gdy Willa otoczyła czerwono – czarna aura mocy. Chłopak wrzasnął z bólu łapiąc się za głowę.
- To niemożliwe! – krzyknęła Marleen wycofując się.
   Czarodziejka patrzyła na ukochanego, któremu zrobiły się czerwone oczy, a nić kontroli wrogiej dziewczyny stała się
w pełni widoczna. Lili używając swojej magii ognia spaliła wstęgę uwalniając Willa, który teraz padł nieprzytomny.
- Jeszcze się spotkamy – warknęła czerwonowłosa i zniknęła.
   Minęła godzina zanim William obudził się z potwornym bólem głowy. Nadal znajdował się w miejscu spotkania
z wiedźmą krwi. Koło niego klęczała Lili ze zmartwieniem na twarzy.
- Jak się czujesz? – spytała cicho.
- Nie jest źle – mruknął nie mając ochoty na żarty.
   Z jej pomocą podniósł się i zaczął rozglądać. Nikogo prócz nich nie było, a Lili cały czas stała w formie czarodziejki. Zrozumiał o co chodzi i szybko wrócili do jej domu.
Will cały czas myślał o tym, co się wydarzyło wcześniej i tej całej mocy, która go opanowała.
W tym momencie doznał pewnego olśnienia i pchany instynktem wszedł do salonu. Znalazł tam Kat siedzącą przed komputerem.
- Mam sprawę… - mruknął ledwo słyszalnie.
- O co chodzi? – spytała równie cicho.
- Czy są… Czy istnieją osoby, które wykradają moce innym?
- A czemu pytasz? – uniosła brwi zdziwiona.
- Ktoś chce wykraść moją magię krwi…
- Rozumiem – wtrąciła dziewczyna – tak. Są takie czary, ale na tyle niebezpieczne, że wszyscy boją się ich używać.
- Czyli jest się czego obawiać – wyszeptał Will z przekąsem.
- A tak po za tym, Amber Cię szukała…
Mag zdziwił się i rozejrzał za blondynką. Znalazł ją razem z Melody przy zmywaku.
- Amber? Chciałaś coś?
- Tak Will… Mam dla Ciebie to, co obgadaliśmy.
- Gdzie? – spytał z dreszczem podniecenia.
- U mnie w pokoju pod materacem. Idź i sam sobie weź.
Kiwnął głową i niezauważony przez nikogo wyjął pudełko z pierścionkiem zaręczynowym. Schował je do kieszeni i zaczął już myśleć nad tym, kiedy wykonać ten śmiały krok.
W tym momencie zobaczył przechodzącą Lili i już wiedział, gdzie i kiedy. Wyjął telefon i wysłał kilku swoim znajomym krótką wiadomość: „Oświadczam się jutro w klubie.” To samo powiedział właścicielowi lokalu i innym czarodziejkom.
   Po wstępnych przygotowaniach znalazł ukochaną i objął ją lekko.
- Co powiesz na jutrzejszy wypad do klubu? Tylko ty i ja…
- Nie ma problemu – uśmiechnęła się – chyba przyda się nam odrobina rozrywki.
- Jak ja się cieszę, że Cię mam – skwitował całując ją.
- Też Cię kocham mój miły…
   Tuż po tym niemal z bólem serca puścił ją i poszedł dalej zająć się przygotowaniami do „godziny zero”. Pierwsze co,
to na mieście kupił sobie białą koszulę wyjściową oraz czarne dżinsy, które złożył idealnie i schował do plecaka. Wiedząc,
że nic już dzisiaj nie wskóra położył się wraz z Lili i oboje zmęczeni tym dniem zasnęli.
Następny dzień był dla Willa katorgą. Nie wiedział już co ma ze sobą zrobić, a z każdą kolejną godziną nerwów mu przybywało. Dodatkowo prawdziwym wyzwaniem było ukrywanie tego wszystkiego przed ukochaną, która zajmowała się sobą przed wyjściem. Po za tym nie tylko para przygotowywała się do wyjścia. Co widział którąś z czarodziejek,
ta olśniewała go pięknym makijażem i ubiorem.
Na półtorej godziny przed wyjściem dał przyjaciółkom umówiony znak i poszedł przygotować motor. Sprawdził wszystko i zadowolony wrócił do domu czekając na Lili. Minął jakiś czas zanim dziewczyna wyszła gotowa do drogi.
- Moja pani… - otworzył jej drzwi z ukłonem.
Podeszli do ścigacza i Will pierwszy wsiadł zakładając kask. Rudowłosa zrobiła to samo i złapała go w pasie. Jechali dobrą godzinę, bo chłopak wiedział, że nie mogą być za wcześnie ze względu na niespodziankę.
Gdy podjechał pod klub, z zadowoleniem spojrzał na zegarek. Lokal był już otwarty i wszyscy zaproszeni  bawili się
w najlepsze. Tylko reszta czarodziejek czekała w ukryciu. Will i Lili weszli do środka i pełni entuzjazmu zaczęli tańczyć. Chłopak czekał na odpowiedni moment.
Po pół godzinie William wyrwał się na chwilę pod pozorem pójścia do toalety i szybko przebrał się w strój wizytowy. Wyjął z plecaka pierścionek i wrócił na salę. Jak na dany znak muzyka ucichła, wszyscy spojrzeli na przyjaciela. Lili również odwróciła się i napotkała poważny wzrok chłopaka.
-Lili… -zaczął spokojnie, a jego głos poniósł się po sali niczym we wzmacniaczu – jesteś dla mnie kimś ważnym i darzę Cię uczuciem miłości silniejszym niż mogłem to sobie wyobrazić. Chcę Ci zadać jedno pytanie. – Will opadł na jedno kolano
i wyjął pierścionek – Czy zechcesz zostać moją żoną?
   Cały klub wstrzymał oddech i nie wydobywał się nawet najmniejszy szmer. Rudowłosa patrzyła wstrząśnięta
na szatyna, u którego wyraz twarzy był nieprzenikniony, gdy czekał na jej odpowiedź. Nagle czarodziejka uśmiechnęła się szeroko.
- Tak, tak, tak! – krzyknęła rzucając się mu w ramiona.
   Rozległy się oklaski, a na salę weszła reszta dziewczyn w swoich najlepszych strojach. Will na oczach wszystkich założył Lili pierścionek i dopiero teraz wstał całując ją namiętnie.
Po kolejnych wiwatach został wystawiony wózek wyłożony najlepszymi szampanami z baru. Chłopak zaskoczony odnalazł wzrokiem swojego szefa, a ten mrugnął porozumiewawczo.
- Prezent zaręczynowy – powiedział bezgłośnie.
   Will kiwnął głową w niemym podziękowaniu. Dopiero teraz zabawa zaczęła się pełną parą, co chwila przerywana toastami za zdrowie przyszłych państwa młodych.
Impreza trwała do białego rana i dopiero o świcie zakończyła się ostatnim tanecznym kawałkiem, przy którym nie było osoby, która by się nie bawiła. Po około godzinie Will zabrał Lili do swojego mieszkania, gdzie mogli odpocząć.
- Jak chciałabyś spędzić czas po ślubie? – mag zapytał ukochaną, gdy leżeli już w łóżku.
- Gdzieś, gdzie mogłabym odpocząć od tego, co tu się dzieje…
- Co byś powiedziała na plażę gdzieś w Europie? – zaproponował z uśmiechem – może być Barcelona?
Lili spojrzała na narzeczonego zdziwiona, ale gdy zrozumiała o co chodzi Willowi. Chciała coś powiedzieć,
lecz nie pozwolił jej na to zaczynając całować. Gdy oderwał wargi od jej ust, wyszczerzył zęby.
- Nic nie mów moja miła…
Okrył siebie i ją kołdrą, po czym okazał jej swoje uczucia w inny sposób.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top