Rozdział 2
Will i Lili czekali pół godziny zanim podjechało do nich czerwone, sportowe auto, za kierownicą którego siedziała piękna, opalona, długowłosa blondynka o niebieskich oczach. William mając złe przeczucia przełknął ślinę, a rudowłosa spojrzała na niego ze znużenie.
- Wsiadaj z tyłu...
Chłopak zrobił to bez zbędnych komentarzy i od razu napotkał ostry wzrok kierującej.
- Odezwij się, a nie będzie co z ciebie zbierać...
- Wyluzuj Amber - odparła Lili - uratował mnie.
- Ale proroctwo mówi... - zaczęła blondynka.
- Wiem co mówi, ale na razie musimy spotkać się z resztą.
Will zmarszczył brwi i usiadł wygodniej przeczuwając dłuższą jazdę. Nie pomylił się, bo po trzech godzinach podróży Amber zatrzymała samochód przed dużym domem. Spojrzała na chłopaka z niezmienną wrogością.
- Mam cię na oku, wiec nie próbuj żadnych sztuczek...
- Wyluzuj panienko - zdenerwował się szatyn - a tak po za tym, gdybym wiedział jak używać tej całej mocy to dałbym ci popalić za ten ostry język.
Amber już miała się odezwać, ale Lili zaśmiała się. Oboje kłócący się spojrzeli na nią zdziwieni.
- On ma rację - powiedziała rozbawiona - nie masz powodu się złościć.
- Dobra Lili. Ale robię to tylko ze względu na ciebie...
Umilkli i całą trójką weszli do domu. Słychać było rozmowy wielu dziewczyn, co dla Williama było chyba gorsze niż incydent w klubie. Gdy weszli do salonu wszystko ucichło, a chłopak przekonał się że w pomieszczeniu są jeszcze trzy inne młode kobiety.
Will nie wiedział co ma powiedzieć. ,,Jestem w niebie, czy w piekle?'' - pomyślał zaniepokojony faktem, że każdą z dziewczyn cechowała niezwykła uroda.
- Dziewczyny... - zaczęła Lili z uśmiechem - poznajcie Williama, kolegę ze studiów.
- Hej Will - mruknęła jedna o czarnych włosach.
- Cześć - szepnął speszony - Miło was poznać.
Wszystkie jak jeden mąż roześmiały się, ale na widok miny Lili ucichły. Zapadła niezręczna cisza, którą dopiero przerwała Amber.
- Nie ma co owijać w bawełnę. Lili uważa, że Will jest tym z proroctwa.
,,O co chodzi z tym proroctwem?'' - pomyślał nagle zmęczony. Rozejrzał się i spokojnym ruchem oparł o ścianę. Wszystkie dziewczyny taksowały go spojrzeniami, zarówno zdziwionymi, jak i wrogimi. Chłopak przełknął głośno ślinę i spiął lekko mięśnie, ciesząc się, że ma dobry refleks.
- Mamy dwie możliwości - mruknęła kolejna dziewczyna,tym razem zielonowłosa - albo zabrać go do Tamiry i załatwić na amen, albo mieć go cały czas na oku.
- Wiem o tym Kat - odparła rudowłosa - ale jest inny problem. Nie ma wyszkolenia... Dopiero odkrył kim jest.
Te słowa całkowicie zaskoczyły resztę dziewczyn, ale to w końcu Amber nie wytrzymała napięcia.
- Jest problem, to się go pozbądźmy!
W Williama poleciała kula czystego światła, ale ten był gotowy. Odbijając się barkiem od ściany odsunął z linii pocisku. Zmrużył oczy gotowy na kolejny atak, gdy nagle wrzask powstrzymał go przed kolejnym działaniem.
- Przestańcie wreszcie! - krzyczała Lili - to nie czas na takie zagrywki. Mam inny pomysł...
Amber zawahała się i zatrzymała patrząc na przyjaciółkę. Ruda usiadła w fotelu i patrzyła badawczo na Williama.
- Zbierzmy informacje o magii krwi. Same go nauczymy z tego, co znajdziemy.
To, co powiedziała napotkało się z różnymi wyrazami szoku. Każda z dziewczyn patrzyła na nią niczym na wariatkę, ale to w końcu Katrin wstała z uśmiechem.
- Lili ma rację dziewczyny. Może wtedy William zostanie silnym sojusznikiem czarodziejek.
- No nie wiem Kat... - mruknęła Melody - ja mu nie ufam.
- A więc zagłosujmy - zarządziła Lili - kto jest za nauką?
Sama podniosła rękę, a wraz z nią Katrin i ostatnia z przyjaciółek o brązowych włosach.
- Wydaje się być to przegłosowane - dodała rudowłosa - ale i tak jest jeszcze jedna sprawa... Co ty na to Will?
Chłopak spojrzał pi wszystkich dziewczynach i zmarszczył brwi w zastanowieniu. To, o czym one mówiły, było mało realne, ale za to zaciekawiły go na tyle, by się zgodził. Kiwnął głową i tym samym przypieczętował swój los. Kat sięgnęła po swojego palmtopa i zaczęła czegoś szukać.
- O magii krwi jest niewiele... Wygląda na to, że musimy działać metodą prób i błędów.
- Zaczniemy jutro od rana, a ponieważ jest weekend, to nie ma wykładów. Może być? - spytał Will spokojnie.
Wszystkie dziewczyny zgodziły się z tym i nagle Lili złapała chłopaka za ramię ciągnąc za sobą. William zaskoczony zauważył jeszcze rozbawione miny koleżanek rudowłosej. Wiedział, co chodzi im po głowach i zrobił zażenowaną minę.
Lili zabrała go do swojego pokoju, prawie całego w błękicie i wskazała by usiadł, a sama stanęła na środku pomieszczenia.
- No... Na co czekasz? - spytała go wyzywająco.
- Ale... - zawahał się - o co ci chodzi?
- Użyj magii krwi głupku... Przemiana!
Stała teraz w formie czarodziejki celując w niego dłonią. William wystraszył się i zadziałał instynktownie machając ręką. Znów miał wrażenie świadomości ciała Lili, czuł każdy jej ruch oraz mięśnie rozluźniające się pod jego magicznym dotykiem. Zaczął wykonywać ruchy dłonią, co owocowało tym, że czarodziejka ruszała się zgodnie jego wolą.
Nagle do pokoju weszły Melody i Kat. Widząc co się dzieje, rzuciły się na Willa od razu go nokautując.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top