Rozdział 12
Pierwszą rzeczą, którą zrobił po wyjściu, było zadzwonienie do czarodziejek. Wziął telefon i wybrał numer do Amber.
- Kto i po co?
- Hej Amber. Tu Will…
- Cześć… Co tam? Doskwiera Ci samotność? - To swoją drogą. – odparł chłopak uśmiechając się mimowolnie – Jest sprawa i to poważna.
- O co chodzi?
William przekazał jej całą rozmowę z wiedźmą krwi oraz to, co wyczytał z jej myśli. Czarodziejka słuchała uważnie, a w tle słychać było rozmowy innych dziewczyn.
- To co teraz? – spytała po chwili.
- Przekaż reszcie, że pomiędzy nami i magami Marleen jest tymczasowe zawieszenie broni. Ja rozejrzę się tu i zobaczę,
co w trawie piszczy…
- Dobra… Ja na razie kończę.
- Nara.
Will rozłączył się bez zbędnych słów i zamykając drzwi na klucz poszedł wykonać kolejne zadanie. Spacerując po mieście rozciągał swoje zmysły do granic możliwości chcąc wyczuć swojego „mentora”. Od czasu do czasu napotykał pomniejsze źródła magii należące zarówno do magów krwi jak i innych osób parających się mocą.
„Gdzie jesteś Nickolasie?” – pomyślał irytując się powoli.
Nagle to odczuł. Silne źródło energii, które zapamiętał z poprzedniego spotkania. Skierował swe kroki w tamtą stronę
i dotarł do parku miejskiego. Zdziwiony zaczął iść jedną z alejek i zobaczył starego maga na jednej z ławek karmiącego gołębie.
- „Dobra robota Williamie” – Nickolas przekazał myślami chłopakowi swoje zadowolenie – „znalazłeś mnie szybciej
niż się spodziewałem.”
- Uczę się tak szybko, jak mogę – odparł Will siadając obok mężczyzny.
- „Teraz zaczniemy prawdziwą lekcję” – zaczął starszy zbierając myśli – „odpowiedź mi na pytanie, jakbyś próbował rozerwać więź?”
- Wydaje mi się, że czystą siłą – mruknął młody mag.
- „Gdybyś tak miał działać, to za każdym razem traciłbyś kontrolę nad mocą i najpewniej mdlał wystawiając się
na pastwę rywala” – wyjaśnił krytycznie Nickolas.
- Co mam w takim razie zrobić? – zapytał głośno Will zaniepokojony słowami rozmówcy.
- „Zaczniemy od czegoś prostego… Spróbuj nawiązać więź z jednym z gołębi”.
To zadanie zdziwiło Williama, ale nie oponował wierząc, że stary mag ma ku temu cel. Wypuścił nić kontroli z dłoni
i skierował ją na ptaka. Jego zdumienie było ogromne, gdy czerwona wstęga dotykając ciała zwierzęcia rozpadła się, nie pozostawiając po sobie śladu. Spojrzał zarówno na Nickolasa, który zwabił ptaki rzucając im okruchy chleba jak i na gołębia, którego chciał przejąć. Czując podpuchę spróbował jeszcze raz z tym samym efektem.
- Ty to robisz? – spytał zirytowany.
- „Nie Williamie… Lekcja pierwsza. Zwierzęta nie mają tak świadomych myśli jak ludzie, bo posługują się pierwotnymi instynktami” – mówił mag cicho – „przez to ciężej jest je kontrolować. Musisz zrozumieć naturę gołębia, by nawiązać więź”.
Te słowa sprawiły, że Will zaczął zastanawiać się nad tym, jak może to zrobić. Skupił myśli na swoim zadaniu i zmienił tok myślenia. Zrozumiał przekaz Nickolasa, co zmusiło go do wzmożonej koncentracji. Wypuścił kolejną nić tym razem powoli, wręcz niepewnie. Zmusił się do zachowania czystego umysłu i gdy wstęga dotknęła ptaka, tym razem nie rozpadła się, a Will wyczuł każdy ruch gołębia. Poruszył lekko dłonią zmuszając zwierzę do poruszenia skrzydłami, co wywołało pożądany efekt.
- „Doskonale Williamie. Teraz wejdź w umysł gołębia”
- Jak to? – zdziwił się chłopak.
- „Mając z kimś więź możesz wejść w jego umysł i kontrolować jego myśli…”
To stwierdzenie wstrząsnęło Williamem, który utracił kontrolę nad ptakiem. Na nowo musiał przekalkulować sobie wszystko i dopiero teraz zrozumiał prawdziwy sens tych nauk. Przez więź mógł wkraść się do czyjegoś umysłu i zrozumieć naturę kontrolowanego.
- „Doskonale” – przyznał zadowolony Nickolas – „skoro rozumiesz na czym to wszystko polega, to przejdziemy
do praktyki…”
W jednej chwili Will odczuł, że ktoś próbuje przejąć nad nim kontrolę. Przez moment zaczął panikować myśląc,
że to obcy mag krwi, ale zauważył nić kontroli pochodzącą z dłoni jego nauczyciela. Uspokoił serce i wypchnął swoje myśli próbując wyczuć tą więź. Okazało się to być bardzo proste i już po chwili znalazł umysł Nickolasa. Teraz czekało go cięższe zdanie. Próbował odszukać motyw tej manipulacji, co tak samo nie było trudne. Starszy mag opierał się na trudniejszej sztuce pełnego skupienia podczas utrzymywania więzi. Chłopak miał kilka sekund zastanowienia i pchany instynktem zaczął mieszać w umyśle mężczyzny.
Jak na zawołanie nić kontroli rozpadła się, a Nickolas potrząsnął głową. Will odetchnął cicho mając nadzieję, że nie zrobił mu nic poważnego, ale jego obawy były bezpodstawne, bo siwowłosy mężczyzna uśmiechnął się lekko.
- „Jesteś niesamowicie potężny” – przyznał z dumą – „skoro to już umiesz, to odpowiedź mi na takie pytanie…
Jak próbowałbyś zerwać więź, gdy ktoś używa siły, nie umysłu?”
William zaczął zastanawiać się nad tym pytaniem, które było trudniejsze niż się chłopakowi wydawało.
- Mogę przez czyjąś więź wpływać na umysł, tak? – spytał chłopak po dłuższej chwili.
- „Zgadza się…”
- A czy to nie umysł jest główną siła przy kontrolowaniu kogoś?
- „Tak, jest”
- W takim razie jedyny wniosek jaki mi się nasuwa– urwał na moment, by dobrze to sformułować – to zacząć niszczyć umysł maga by uwolnić się…
- „Masz zadatki na wielkiego mistrza naszej magii” – odparł w pełni zadowolony Nickolas i rozejrzał się – „ na dzisiaj zakończymy. Tym razem to ja dam Ci wyzwanie. Jutro od godziny dziesiątej rano masz zacząć ukrywać swoją energię, bym nie mógł Cię odnaleźć. Jeżeli nie stanie się to do godziny dziesiątej wieczorem spotkamy się tutaj…”
- Rozumiem – mruknął Will czując, że to będzie ciężkie zadanie.
- „A teraz znikam. Przy wejściu do parku czeka na ciebie jakiś młodzieniec”.
Tuż po tych słowach wstał i poszedł do innego wyjścia. Zdziwiony Will odwrócił się i zobaczył Evana, ubranego od stóp do głów w czarny dżins rozglądającego się dyskretnie.
„A ten tu czego” – pomyślał młody mag podchodząc bliżej. Wojownik zauważył go i gdy Will zbliżył się zacisnął dłonie
w pięści.
- Zapytam od razu… - zaczął chłopak cicho – chcesz się bić czy gadać?
- Na razie to drugie – odparł Evan wrogo – a z tym biciem to jeszcze się zobaczy…
Koster uśmiechnął się pod nosem i w tym momencie zadzwonił jego telefon. Bez spoglądania na ekran odebrał
i rozpoznał głos narzeczonej.
- Hej Will…
- Co tam skarbie? – zapytał świadomy, że chłopak obok niego słuchał.
Zauważył, że Evan widocznie się krzywi, co go ucieszyło, ale skupił się na rozmowie.
- Suknia gotowa… Myślałeś już nad datą ślubu?
- No… - zająknął się zaskoczony nad pytaniem – a ty?
- Ja tak! – telefon niemal promieniował od jej radości – myślę, że dobrze będzie w ten weekend…
Will otworzył szeroko oczy, a telefon niemal wypadł mu z dłoni. Napotkał zdziwiony wzrok Evana, ale nie zważając
na to przełknął ślinę i zmusił się do uśmiechu.
- Myślę, że będzie dobrze – mruknął nadal wstrząśnięty.
- Czekam na Ciebie w domu…
Tuż po tych słowach rozłączyła się, a niechciany towarzysz założył ręce na pierś.
- Stało się coś? – zapytał cicho, ale Will, tak czy siak usłyszał niepewność w jego głosie.
- Nic, co tyczyłoby się Ciebie – odparł mag, ale skrzywił się słysząc ostre nuty w swoich słowach – w niedzielę biorę z Lili ślub.
- Gratulacje – westchnął zrezygnowany – mam nadzieję, że jest z Tobą szczęśliwa…
- Tak myślę… - odparł William i po kilku sekundach zastanowienia dodał – sam możesz o to ją zapytać. Zapraszam Cię
na ślub i wesele.
Evan patrzył na swojego rozmówcę z zaskoczeniem, ale szybko opamiętał się i włożył dłonie do kieszeni.
- Nie wiem, czy to taki dobry pomysł – mruknął wojownik dość niepewnie, by wzmóc czujność chłopaka.
- O co chodzi? – spytał Will mrużąc oczy.
- Myślę, że ja i Lili nie darzymy się przyjaźnią. Po za tym mam własne rozkazy.
- A mogę zapytać jakie? – Koster zmarszczył brwi.
- Ja i Joshua mamy znaleźć odpowiedzialnego za czystki wśród magów. – urwał na moment łapiąc oddech – Pierwsze podejrzenie padło na Ciebie, bo…
- Posiadam silną aurę – domyślił się Will wzdychając.
- Zgadza się, – Evan kiwnął głową – ale okazuje się, że będąc pod protekcją czarodziejek nie mogłeś dokonać ośmiu zabójstw. Po za tym masz alibi od przywódczyni magów krwi z klanu Szkarłatnej Kropli.
Will zrobił zaskoczoną minę, ale nic nie odpowiedział na tą kwestię. Wojownik zadał jeszcze parę pytań i zadowolony pożegnał młodego maga.
Will szybko wrócił pod dom i wsiadł na ścigacz odpalając silnik. W tym momencie odczuł dotknięcie Nickolasa
i zobaczył go wśród cieni.
- „Uważaj na siebie i trzymaj przyjaciół oraz sojuszników blisko siebie…”
- „A wrogów jeszcze bliżej” – dokończył chłopak doskonale znając to powiedzenie.
Zapuścił bieg i z piskiem opon ruszył przed siebie. Miał już w głowie zalążki śmiałego planu, ale by ten się udał, musiał go utrzymywać w całkowitej tajemnicy. Postanowił jeszcze podjechać w jedno miejsce i po dziesięciu minutach zatrzymał się przed małym budynkiem, obok drzwi którego była tabliczka: „Blood & Law – Kancelaria Adwokacka”.
Z niewiadomego powodu ten napis rozśmieszył Willa, który trzymając kask w ręku wszedł do środka.
Wnętrze było utrzymane w surowym, ale wyszukanym stylu. Meble były z ciemnego mahoniu, a było ich tyle, by praca
nie była uciążliwa oraz też nie w pełni luksusowa. William musiał przyznać, że ten, kto projektował te wnętrza, miał gust.
- W czym mogę pomóc? – zapytała młoda blondynka, która w ogóle nie odwracała wzroku od komputera, bez przerwy coś pisząc na klawiaturze.
- Chciałbym się zobaczyć z… - szybko sięgnął po wizytówkę – panią Marleen Scout…
- Był pan umówiony?
- Nie, ale sprawa jest ważna. Proszę jej przekazać, że czeka William Koster…
- A więc to pan jest tym sławnym magiem krwi, który ją pokonał? – zapytała spoglądając
na niego taksująco.
Will Zaskoczyny spojrzał w oczy sekretarki i dostrzegł w nich iskierki rozbawienia. Marszcząc brwi skinął głową,
a kobieta wskazała drzwi na prawo. Dziękując Koster zapukał i po cichym proszę wszedł niemal bezgłośnie. Marleen siedziała za biurkiem przeglądając jakieś akta. Ubrana była wizytowo, a na twarzy miała bezuczuciowy wyraz przygotowany dla klientów. Gdy zauważyła Willa wydawała się być zaskoczona, ale szybko to ukryła.
- Dzień dobry Williamie…
- Hej Marleen – rzucił nonszalancko młody mężczyzna – masz teraz chwilę?
- O co chodzi? – spytała odkładając teczkę.
- Mam pewien pomysł, ale zanim go wyjawię, chcę Cię o coś zapytać – odetchnął głęboko – czy zgodzisz się przyjść
na ślub mój i Lili?
Scout teraz była szczerze zdumiona i nie wiedziała co powiedzieć. Will mając wiele czasu od razu przeszedł do sedna sprawy.
- Nie pytam się bez celu, bo w związku z tym mam też plan…
- Mów o co chodzi – mruknęła ponaglająco.
- Chcę zebrać jak najwięcej osób gotowych walczyć… Myślę, że gdybyśmy się wszyscy zebrali w jednym miejscu,
to taki natłok magii powinien sprowokować tego całego łowcę do ujawnienia…
- I chcesz to zrobić podczas ślubu? – spytała wiedźma zaciekawiona –A czy przyszła pani młoda o tym wie?
- Nie, bo nie zgodziłaby się, a zależy mi na czasie…
- Dużo tym zaryzykujesz – przyznała Marleen krytycznie.
- Owszem, ale muszę zaryzykować, by Lili była bezpieczna.
Jego rozmówczyni skinęła głową i przyjęła zaproszenie, Will już wychodził, ale stanął w drzwiach. Bez słowa wyszedł
z kancelarii, po czym bez zbędnej zwłoki wrócił do swojej narzeczonej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top