Rozdział XVII |2|

Kochani Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!!

~~~~~~~~~~~~~~

- Wasza Wysokość, musisz podpisać tę ustawę, to zapobiegnie wielu skandalom wywołanych ostatnim incydentem - odchrząknął na ostatnie wypowiedziane słowa.

-.... Zostaw je na biurku, potem się tym zajmę - powiedział zachrypniętym głosem. Oczy miał spuchnięte i przeszklone od płaczu. Włosy były przetłuszczone, ubrania pogniecione... Nic bardziej go w życiu nie złamało tak bardzo jak ta sytuacja. Czuł się podle, przecież zasłużył na to.

Ale czy to tak było naprawdę?

Prawdą było, że się upił, ale nigdy celowo nie skrzywdziłby Saki, była ona dla niego wszystkim. Była jego światłem pośród ciemności, którą był spowity przez tyle lat. Przy niej zaznawał spokoju, czuł się komfortowo i tak beztrosko. Akceptowała go takim jakim był naprawdę, nie obchodziła ją przeszłość tylko tu i teraz. Kochał ją do szaleństwa i po za granicami jakie kiedyś sam sobie postawił.

Jak bardzo upity mógł być aby to zrobić, a w szczególności jej? Gdyby Saki zadebiutowała w społeczeństwie w wieku swoich 18 lat miałaby mnóstwo adoratorów. Nie doszło do tego przez śmierć rodziców rodzeństwa Watanabe.

Ale gdyby tak było to nie oszukujmy się co chwilę odwiedzałby ją jakiś młodzieniec pragnący aby została ona Panią Domu jego Hrabstwa, a cała posiadłość zamieniłaby się w tajemniczy ogród.

Nie przyjmował do wiadomości, że zranił ukochaną, to było dla niego coś czego całe życie się wystrzegał...

On zranił i był zraniony...

Jego pewność siebie ulotniła się tak szybko jak uśmiech Saki. Jego zimne i pełne powagi a także skupienia spojrzenie zniknęło, pozostał ten obojętny na wszystko i wszystkich wzrok. A jego błysk w oczach, który każdy zachwalał i podziwiał... Nie istniał od dawna.

Stał się wrakiem człowieka.

Jedyne co go interesowało i ciekawiło to jak się ma Saki i Zen. Te dwie osoby były priorytetem, nie opcją czy drugorzędną sprawą lub obowiązkiem.

Kochał ich, a oni to doceniali i odwdzięczali się tym samym.

Dla nich mógłby zginąć gdyby oznaczało to, że przeżyją.

Drzwi otworzyły się, a w nich stanął młodszy brat Izany, Zen Wistaria.

- Bracie, mam ważne wiadomości - powiedział poważnym i podniesionym tonem.

- Jeśli nie jest to nic o Saki, albo tego, czego potrzebuje, lub nie jest to związane z tobą, ani ze mną to proszę cię o wyjście tak, jak w tym momencie Markiza Harukę - wskazał drzwi szlachcicowi, za którymi chętnie i pospiesznie stanął.

- To dotyczy Saki i Shirayu- głośny skrzyp odsuwanego drewnianego krzesła przerwał wypowiedź chłopaka.

- Najpierw o Saki - chwycił go za ubrania, lekko przysuwając bliżej siebie.

- Jej Wysokość Saki Wistaria życzy sobie, abyś zachowywał się, jak na władcę przystało, wtedy rozważy rozmowę z tobą, a druga spra- Izana odepchnął go zbyt mocno przez co prawie zaliczyłby glebę.

- Bracie! Daj mi dokończyć! - krzyknął aby się opamiętał.

Teraz widział jak bardzo zżyty był z Saki i jak zraniony został przez samego siebie.

- Mów, byle szybko - ponaglił go, w tym czasie przy biurku zbierał papiery, które przejrzy do wieczora w komnacie.

- Saki przeniosła się do wschodniego skrzydła, a na dodate-

- Słucham?! - przerwał mu wrzask Izany.

Nie dziwił się jej poczynaniom, ale czy naprawdę tak go znienawidziła, że przenosi się tak daleko od niego?

- No posłuchaj do cholery no!! - zirytowany Zen napuszył się.

- Czy ty Drugi Książę Zenie Wistario właśnie przed chwilą podniosłeś na mnie głos? Na swojego brata, Króla Clarines, niegdyś Księcia Koronnego i Pierwszego Księcia Clarines? - żachnął się

- Na Merlina on marudzi gorzej jak Mei - stwierdził Obi stojący za drzwiami wraz z Kiki i Mitsuhidem.

- Ałć! - złapał się za tył głowy, dostał od Mei, która z pociemnionymi oczami kierowała się do Izany dostarczyć list od Królowej, a także raporty, którymi się zajmowała.

- C O. T Y. C H O L E R N Y. G Ł U P K U. P O W I E D Z I A Ł E Ś? - zapytała. Złość od niej kipiała.

- Kiedy on to w końcu powie - tupał niespokojnie nogą Mitsuhide.

- Obawiam się, że przez Jego Wysokość Izanę nieprędko. - stwierdziła jednoznacznie Kiki.

***SAKI***

- Naprawdę Śnieżko? To wspaniale! - uścisnęła ją lekko szaro włosa.

- Też się cieszę - uśmiechnęła się promiennie do niej.

- Saki... - szarooka spojrzała na nią wyczekująco

- Co jeśli Jego Wysokość Izana naprawdę nie jest ojcem tego dziecka, a ten incydent to spisek kogoś, aby upokorzyć ciebie i jego? - spytała popijając ziołową herbatę patrząc na nią.

- Wtedy... wpadłabym w jego ramiona i trzymała go tak do końca dnia - mówi ze łzami w oczach.

- Przepraszam! Nie chciałam abyś płakała! - przytuliła ją.

- To nic, ostatnio jakoś można mnie szybciej ruszyć- stwierdziła ściszając głos

- Uwierz mi, że wszystko się wyjaśni - obiecała jej Shirayuki, splatając swoje dłonie z jej.

Jako iż ma dostęp do bazy danych zielarzy i medyków zna chorobę czy też inną diagnozę, dlatego też sama postanowiła uczestniczyć w badaniu krwi i przebiegu ciąży. Mają także dostęp do danych z Lilias i coś jej nie pasowało, i to nie tylko pieczątka, o której wspomniał Zen w rozmowie z nią.

- Jest coś bardzo ważnego, co musisz ty sama przejrzeć - zaczęła i wyjęła z torby papiery z ciążą tej kobiety.

- Spójrz na datę, a później jeszcze przez kogo została badana i gdzie - mówiła.

- Wydaje mi się, że to może być spisek sama wiesz kogo - spojrzała na nią porozumiewawczo czerwono włosa.

- Po za tym, Zen właśnie tego dnia pisał do mnie list, że cały dzień zszedł im na negocjacjach z klanem i nigdzie nie wychodzili tylko ustalali przebieg następnego spotkania. A ta dziewczyna na badaniach zapierała się, że to tego dnia - zakończyła.

- Wybacz mi Śnieżko, ale muszę gdzieś wyjść - powiedziała i szybko skierowała się do drzwi.

- Ale! - usłyszała jedynie trzask. Westchnęła i usiadła dopijając herbatę.

***

W korytarzu jedyne co można było usłyszeć to jej szybki krok. Chciała wiedzieć co robił tego dnia, musiała wiedzieć, pragnęła dowiedzieć się jak było naprawdę.

Czy od zawsze mu ufała?

Zdecydowanie tak, ich związek opierał się na zaufaniu, szczerości i szacunku. Może czasem zdarzały im się potyczki słowne, ale zawsze tego samego dnia chcieli to wyjaśnić. Kochała go takiego jakim jest i nic tego nie zmieniło, nawet ten incydent. 

Może to głupie

Może to beznadziejne

Może to zbędne

Może to być koniec

Ale może to być też początek

Początek czegoś nowego

Bo może właśnie teraz zostali wystawieni na próbę.


~~~~~~~~~~~~~~~

Heyy!

Moi drodzy rozdział po świętach, ALE przed sylwestrem.

Trzymajcie się cieplutko!!

~Aniczera1234





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top