chapter six → mum
🇲🇺🇲
chapter six
━━━━━━━━━━
Poniedziałek nadszedł szybko. Może nawet za szybko, ale Alex się tym nie przejmowała. Była bardzo podekscytowana i w zasadzie nie mogła się już doczekać, aż przyjdzie do pracy i ją rozpocznie. Rano wstała pół godziny przed budzikiem, ale wcale jej to nie przeszkadzało, bo czułą się wyspana, więc udała się spokojnie pod prysznic. Umyła całe swoje ciało oraz włosy, po czym nałożyła produkty pielęgnacyjne na twarz i w samym ręczniku wróciła do sypialni, aby włożyć na siebie przygotowane wieczór wcześniej ubrania. Dokładnie się jeszcze ubrała, po czym zrzuciła ręcznik, a na jej ciele pojawił się koronkowy zestaw bielizny, cieliste pończochy, ołówkowa spódnica oraz biała koszula. Przejrzała się jeszcze w lustrze i uznała, że prezentuje się dobrze, a gdy do wszystkiego doda się jeszcze obcasy, będzie idealnie.
Wysuszyła włosy, wykonała makijaż i w końcu pokazała się w salonie, aby dotrzeć do kuchni. Przez tę wczesną pobudkę miała zaskakująco dużo czasu na to, aby w spokoju coś zjeść, zrobić sobie kawę do pracy, a także, aby wypić herbatę. Blondynka zajrzała do lodówki, zdając sobie sprawę z tego, że po pracy musiała jeszcze zrobić zakupy i od razu starała się to zapamiętać, aby móc w ogóle następnego dnia mieć co zjeść z chlebem na śniadanie. Westchnęła cicho i zajęła się robieniem sałatki, którą podzieliła na dwie części. Jedną zamierzała zjeść teraz, a drugą spakowała do pojemnika do przechowywania żywności i razem z termosem z kawą wsunęła do torebki, aby nie zapomnieć.
Nie wiedziała, gdzie zniknął Louis, co się z nim stało, ani gdzie zamierzał się podziać, ale uznała, że nie będzie nim sobie psuć dobrego humoru. Nie było to do końca miłe, ani tym bardziej nie powinna tak się zachowywać jako dziewczyna, ale był w końcu dorosły. Nie mogła i nawet nie miała prawa go do niczego zmuszać, ani tym bardziej nie miała zamiaru prowadzić go za rękę. Zostawiła mu tylko kartkę na lodówce, że wyszła do pracy i wróci później, przez zakupy. Miała nadzieje, że nie będzie przez ten czas głodny, albo że przynajmniej nie wróci naćpany, bo wiedziała, że wtedy zachowywał się w niezbyt przewidywalny sposób, a nie miała ochoty sprzątać zdemolowanego mieszkania. Poza tym wolała nie robić sobie wrogów z sąsiadów, bo i tak nie mieli z nimi przez Tomlinsona zbyt najlepszych stosunków, a różnie to bywało z ludźmi mieszkającymi za ścianą. Czasem wręcz otwierał im się nóż w kieszeni, aby tylko pozbyć się niewygodnych lokatorów.
Przed wyjściem umyła jeszcze zęby, użyła swoich ulubionych perfum i wyszła do pracy, sprawdzając ciągle czy na pewno zabrała ze sobą wszystko to, co było jej potrzebne.
:::
— Tak, mamo. W zasadzie było bardzo w porządku. Wszyscy byli bardzo mili i ciepło mnie przejęli. Dostałam własne biurko, własny kubek służbowy i takie tam. Mój szef powiedział, że jeśli będę się dobrze sprawować to pomyśli nad jakimś miejscem parkingowym dla mnie, abym nie musiała się stresować codziennie z samochodem — dodała, podtrzymując telefon ramieniem, gdy wybierała owoce i warzywa w supermarkecie. Nie chciała rozmawiać z mamą w takim miejscu, aby jacyś obcy ludzie słyszeli, czego dotyczyła ta rozmowa, ale nie miała serca odrzucać połączenia od kobiety. Szczególnie, że od zakończenia akademickiego studiów minęło już trochę czasu i zdążyła się za nią stęsknić. - Poza tym mam nadzieje, że się polubię z paroma osobami. Dzisiaj nie miałam za bardzo czasu na to, aby z kimś porozmawiać dłużej niż przedstawienie się i wymienienie swojego stanowiska, ale mam nadzieje, że z czasem to się zmieni. Poza tym mam zamiar się starać i pokazać, że mi zależy i można mi zaufać. Nie będę marnować niepotrzebnie czasu, kiedy mogę się rozwijać.
— Jestem z ciebie taka dumna, wiesz skarbie? — Mama Alex uśmiechnęła się do telefonu, choć tego jej córka nie mogła zobaczyć. Pomimo to nie mogła powstrzymać łzy wzruszenia.
— Wiem, mamo. Chcę, abyś była. Zresztą sama powoli robię się z siebie dumna — Alex mimowolnie się zarumieniła i wrzuciła do wózka kilka pomarańczy, dwa awokado i plastikowy kubeczek z borówkami. Miała ochotę na jogurt naturalny na śniadanie następnego dnia i miała zamiar sobie to przygotować.
— I dobrze. To najlepsze co mogłam usłyszeć — Donna westchnęła pogodnie. — A co u Louisa? — dodała po chwili, w całkiem ostrożny sposób. Nie chciała psuć humoru córce tym pytaniem, ale obydwie dobrze wiedziały, że musiało w końcu paść czy tego chciały, czy nie.
— Nie wiem. Nie widziałam go rano. Pewnie gdzieś wyszedł — przyznała, wzdychając ciężko i wrzuciła jeszcze do wózka kolorowe papryki, rukolę i pomidorki koktajlowe. — Nie mama pojęcia, mamo. Naprawdę. Wiem jak to brzmi, szczególnie z moich ust, bo w końcu jestem jego dziewczyną, ale nie miałam głowy do tego, aby go szukać po całym mieście, bo nie powiedział, gdzie idzie - dodała, wzruszając ramionami, choć mama tego nie widziała.
— Może naprawdę powinnaś znowu spróbować z nim porozmawiać o terapii... Przecież tak nie może być.
— Ale co to da mamo? Ja już jestem tym zmęczona — westchnęła smutno, kręcąc głową. — Mówię mu o tym regularnie, ale on nie chce. Siłą go nigdzie nie zaciągnę, bo zrobi mi na złość i weźmie jeszcze więcej, aż w końcu jego organizm powie dość i albo skończy jako roślinka, albo wyniosą go skądś w czarnym worku. A kto się nim będzie zajmował w takim stanie, gdy jedyne, co będzie go podtrzymywać przy życiu to jakaś aparatura medyczna? Ja nie jestem w stanie, aż tak się dla niego poświęcić. Nie po tym, ile razy mnie już zranił. Kocham go, ale mam też swoje granice i muszę myśleć o swojej przyszłości, a on jest teraz na najlepszej drodze do tego, abym nie wiązała tej przyszłości z nim.
— Wiem, przepraszam, skarbie. W zasadzie sama nie wiem, czemu o niego zapytałam. Nie chciałam cię denerwować.
— Nie denerwujesz mnie, spokojnie — Blondynka westchnęła cicho i ruszyła w końcu dalej, aby nie spędzić całych zakupów przy stoisku z warzywami. — Po prostu jestem zmęczona po pracy, dużo się denerwowałam, wczoraj i dzisiaj, to pewnie dlatego. Lepiej opowiedz co u ciebie i u taty, tak będzie najlepiej, dobrze? — dodała, chcąc zmienić temat na coś przyjemniejszego.
━━━━━━━━━━
już szósty rozdział, ale to leci:x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top