chapter fourteen → choice
ᴄʜᴏɪᴄᴇ
chapter fourteen
━━━━━━━━━━
Louis skrzywił się tylko, czując jak głowa zaczynała mu pękać i niechętnie zmusił się do tego, aby otworzyć oczy. Przyszło mu to z niemałym trudem. Nie do końca też wiedział wtedy gdzie był ani co się dokładanie stało. Miał w głowie tylko świadomość, że dobrze się zabawił i nie powinien niczego żałować. A przynajmniej tak podpowiadała mu podświadomość.
Od razu wyczuł też, że nie jest sam. Nie wiedział jak to było możliwe, bo im więcej czasu mijało, tym bardziej jego wzrok się wyostrzał i poznawał, że nie znajdował się w swoim mieszkaniu.
Rozpoznał jednak swoją kawalerkę, co dodatkowo potwierdziły pozostawione tam meble, przykryte jakimiś fiolami czy tkaninami, aby nadmiernie nie zbierały kurzu. On sam nawet leżał na kanapie, która była cała w folii i która szczeleściła przy każdym jego ruchu.
Mruknął tylko niezadowolony, gdy usłyszał trzask szafki w kuchni, a później zmusił się do tego, aby się podnieść. Źle na to zareagował, bo od razu zakręciło mu się w głowie i złapał się za nią, mrucząc przekleństwa pod nosem. Miał wrażenie, że za moment coś rozsadzi mu czaszkę, a bębenki w uszach eksplodują. Skrzywił się tylko, czując się o wiele gorzej niż jeszcze przed momentem i od razu pożałował, że tak szybko się podniósł. Nadal nie przypominał też sobie jaką sposobnością dotarł do tego miejsca i skąd w zasadzie się tam wziął, ale postanowił zapytać tego kogoś, ktokolwiek znajdował się w kuchni.
Louis w końcu zmusił się, aby wstać i gdy przetarł twarz o swoją koszulkę, pofatygował się do kuchni. Zobaczył, że przy meblach stoi Red. Była ich wspólną przyjaciółką, choć oczywiście bardziej dogadywały się z Alex, ale wtedy mężczyzna nie do końca wiedział skąd ona też się tam wzięła. Ani po co w ogóle przyszła. Czuł się tak jakby ktoś wyciął mu z pamięci to co działo się w ciągu ostatnich kilku czy kilkunastu godzin, bo nie był sobie w stanie niczego przypomnieć. A przynajmniej jeszcze nie wtedy.
— Hej... — przywitał się niepewnie, opierając się o kawałek ściany. Red spojrzała na niego, ale jej mina pozostała obojętna, wręcz lodowata, przez co skrzyżował dłonie na torsie, aby ukryć zakłopotanie. Domyślił się już, że musiał coś zrobić. Coś czego nie pamiętał. — Um... Co tu robisz, Red?
— Przyszłam przynieść ci cokolwiek do jedzenia i zobaczyć czy w ogóle żyjesz. Miałam już wylać ci kubek wody na głowę, więc ciesz się, że sam się obudziłeś — rzuciła oschle, wykładając na blat ze swojej materiałowej torby podstawowe produkty na śniadanie. Louis poczuł jak żołądek ściska mu się, ale bynajmniej to nie było z głodu.
— Okej... — przyznał tylko, a później sięgnął po butelkę wody, która również stała już na blacie i napił się z niej, przez co Red skarciła go wzrokiem, kręcąc przy tym swoją głową. — O co ci chodzi?
— O co MI chodzi? O co tobie chodzi? Naprawdę nie wiesz, co odpieprzyłeś wczoraj? — prychnęła i odwróciła się do niego, obracając się do niego. Louis zauważył, że naprawdę była wściekła i próby rozładowania atmosfery poprzez żarty na nic się zdadzą. Gdy Red nie była w nastroju, lepiej było ostrożnie dobierać słowa, aby ta nie wybuchła. Szatyn nie znał jej od wczoraj, aby nie wiedzieć, że wtedy naprawdę niewiele brakowało do tego, aby wybuchła.
— Nie wiem, a co? — mruknął tylko od niechcenia, bo jakieś wypominanie to było ostatnie, na co miał wtedy ochotę i niezadowolony odłożył butelkę z powrotem na blat, wsuwając swoje dłonie do kieszeni spodni. Wtedy jakieś przebitki zaczęły pojawiać mu się przed oczami, ale nadal wszystko było rozmyte do tego stopnia, że musiałby poświęcić na to wszystko sporo czasu, aby cokolwiek poukładało mu się w odpowiedni ciąg zdarzeń.
— Alex zaprosiła rodziców na kolację. Miałeś tam być z nią. I nic nie odpieprzać! Nic! A wiesz co ty zrobiłeś? Narobiłeś jej wstydu! Jak zawsze! — prychnęła i podeszła do niego, popychając go lekko. — Nie mam do ciebie słów, Louis. Naprawdę. Co ty robisz ze sobą? Po co? — dodała tylko, gdy czysta furia biła z jej oczu. Louis nie chciał wiedzieć, co Michael musiał przeżywać, gdy się kłócili, bo miał wrażenie, że z brunetką nie da się wygrać. Pod żadnym względem.
— Co masz na myśli? — Zmarszczył brwi, przekrzywiając w dodatku swoją głowę, jakby nie rozumiał tego, co właśnie mu powiedziała.
— Jesteś na tyle głupi, że nie wiesz czy tylko udajesz? - fuknęła, odpowiadając mu w wyjątowo sarkastyczny sposób. — Przyszedłeś wczoraj totalnie naćpany do mieszkania, gdy Alex siedziała tam na kolacji ze swoimi rodzicami. I się awanturowałeś. Michael cię tutaj przywiózł, abyś ochłonął i prawie go pobiłeś w trakcie. Masz szczęście, że tego nie zrobiłeś, bo gdyby wrócił do mnie z jakimkolwiek siniakiem, to nie byłoby mnie tu dzisiaj, a zamiast mnie przyszłaby policja. Może Mike i Alex nie mają odwagi, aby cię tak urządzić, ale skrzywdź jeszcze raz któreś z nich, a ja nie będę mieć żadnych skrupów, rozumiesz to? Żadnych.
— Ja niczego nie pamiętam... — powiedział tylko zmieszany, bo nic z tego, co usłyszał od brunetki nie potrafiło przesunąć zapadki w jego głowie, aby wspomnienia wróciły na swoje miejsce.
— Niczego nie pamiętasz, bo byłeś za bardzo ścpany, aby cokolwiek zapamiętać — prychnęła, zabierając swoją torebkę, co oznaczało, że zamierza wyjść i więcej nie wracać. — Michael powiedział, że chyba nigdy nie widział cię w takim stanie i tak naprawdę niewiele brakowało do tego, aby zostawił cię byle gdzieś, więc ciesz się, że obudziłeś się tutaj, a nie w jakimś zaułku czy rowie albo na dołku. Nie wiem po co to robisz, Louis. Ani po co. Naprawdę nie rozumiem. Masz wspaniałą dziewczynę, która skoczyłaby za tobą w ogień. I która zrobiłaby dla ciebie wszystko. A ty niszczysz każdą relację, w jaką się nie zaangażujesz. Każdą - dodała tylko, zakładając torebkę na ramię, po czym udała się w stronę drzwi. Louis nie wiedział co powiedzieć, bo oparł się tylko o ścianę i westchął ciężko, aż w końcu otworzył usta. Jednak żadne słowa nie wydostały się wtedy z jego gardła.
— To nie...
— Co? Chcesz mi powiedzieć, że to nie tak? Nie, Louis. Ja nie uwierzę w taki chłam. Nie wiem co masz zamiar zrobić ani jak to ogarnąć, ale ogarnij to, zanim będzie za późno. Każdy ma swoje granice. I uwierz mi, że nawet Alex dotrze kiedyś do swoich. I wiem, że jeśli tak już się stanie, to wtedy na pewno nie wybierze już ciebie. Nie po tym, jak ją ostatnio traktujesz. Po prostu nie.
━━━━━━━━━━
━━━━━━━━━━
myślę, że może za niedługo wrócę do tego fika, aby go skończyć:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top