Mission
- Masz dla mnie jakąś sprawę?
- Tak. Ostatnio za naszą firmą... zbierają się jacyś podejrzani osobnicy...
Kobieta o krótkich blond włosach oraz brązowych tęczówkach zasiadająca przed pracownikami Agencji przestała wyjaśniać za to detektywi myśleli nad tym co zostało powiedziane. To nie mogła być trudna misja, nielegalni emigranci byli tchórzliwi; uciekali, kiedy tylko im coś groziło. Byłoby to raczej niewymagające zadanie, było wręcz banalne. Trochę poobserwować, załatwić sprawę. Nic niezwykłego. Zastępca prezesa spojrzał w bok spoglądając zza okularów na ich najnowszego członka. Był silny, potrafił być cierpliwy i obowiązkowy. Brakowało mu jednak dyscypliny i nie podejmowania decyzji pod wpływem chwili czy emocji. To mogłoby być dla niego dobre ćwiczenie, wysłać z nim jeszcze kogoś kto byłby w stanie go przypilnować i będzie dobrze. Tym razem skierował spojrzenie na rudowłosego nastolatka, który porzucił naukę by dołączyć do Agencji. Współpracowali już ze sobą i to w na tyle niebezpiecznej misji jaką była ostatnia sprawa z Portową Mafią, że nie bał się co się stanie jeśli ich razem sparuje znowu.
- A więc dobrze. Zajmiemy się pani sprawą - powiedział po chwili ciszy, a kobieta uśmiechnęła się z wdzięcznością.
***
Szli chodnikiem mijając cywili i obserwując otoczenie. Brązowooka prowadziła za to ich trójkę w miejsce w którym zazwyczaj przesiadywali obcokrajowcy. Spojrzał w bok gdy jego przyjaciel zaczął gwałtownie machać rękoma na boki najwyraźniej próbując obronić się przed komentarzami swojej siostry. Granatowłosa ubrana w szkolny mundurek uśmiechnęła się chytrze obejmując ciasno ramię ryżego i cały czas szczebiocząc o czymś co najwyraźniej nieco zawstydzało starszego. Ryuunosuke czasami im zazdrościł. Dałby naprawdę wiele żeby być na ich miejscu, żeby on i Gin mogli na nim być. Niestety życie płatało naprawdę okrutne żarty jakby mając ubaw z ludzkiego cierpienia. Jakby krzyki agonii były wyborną muzyką grającą w operach. Od czasu do czasu też sobie dumał, co by się stało gdyby jednak został zabrany przez Mężczyznę w Czerni? Jak wyglądałoby jego życie, czy Gin wtedy również uważałaby, że jemu na niej nie zależy? A może wręcz przeciwnie, może byliby po prostu swoim rodzeństwem bez względu na okoliczności?
Nie mógł się jednak tego wszystkiego dowiedzieć, nie był w stanie, kiedy te czasu już dawno minęły, a osoba, która porwała jego siostrę nie była w stanie udzielić mu odpowiedzi ze względu na to, że popełniła samobójstwo. Jakby się tak nad tym zastanowić to nad takim obrotem spraw też nie był jakoś szczególnie zadowolony. Chciał zabić szefa Portowej Mafii własnymi rękami, za pośrednictwem swoich rąk; swojej zdolności. Z drugiej jednak strony był szczerze zaskoczony, że ten poświęcił się by świat się nie rozpadł. Doskonale pamiętał to jak jego mięśnie były wymęczone przez ciągłą walkę z chłopakiem mającego zdolności tygrysa, to jak jego ciało było wymęczone po tym wszystkim, wiatr rozwiewał mu włosy, a mężczyzna zdradzał im obu tajemnicę o której istnieniu nawet by nie pomyślał. To jak robił krok do tyłu, a następnie spadał, to jak znaleziono potem jego martwe, roztrzaskane ciało. Oda-senpai wyglądał wtedy tak jakby w jego głowie kotłowało się kilka myśli na raz, a on nie mógł się zdecydować której słuchać jednak szybko wrócił do swojej zwyczajowej aparycji. Nie zamierzał go wypytywać, w końcu on też miał już swoją tajemnicę której nie mógł zdradzić nikomu.
Przeszli na drugą stronę ulicy stając zaraz koło dużego wieżowca. Wokół nie było ludzi, najwyraźniej ta okolica była dość rzadko odwiedzana przez kogokolwiek. Weszli wgłąb wąskiej, ale szerokiej uliczki. Od czasu do czasu dało się zobaczyć stojący osobno kosz na śmieci lub trochę dalej kontener. Były różne skrzynki oraz kilka gazet walało się po ziemi jednak nie było ich zbyt dużo, praktycznie w ogóle. Tanizaki zmarszczył brwi nie do końca rozumiejąc. Rozejrzał się dookoła idąc dalej by coś sprawdzić, a jego siostra i partner podążyli za nim. Kiedy dotarł do końca jego niepewność tylko jeszcze bardziej sięgnęła góry. Musnął opuszkami palców ceglaną ścianę obracając się by spojrzeć na kobietę stojącą z dwa lub trzy metry od nich.
- Dziwne... Na pewno to tu, pani...?
- Higuchi.
- Pani Higuchi. Jak już wcześniej było wspomniane, przestępcy są dość tchórzliwi, więc dbają o zabezpieczenie drogi ucieczki na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Natomiast tutaj... jest ślepa uliczka. Jak ktoś zagrodzi ten wylot, - wskazał na jedyną drogę do wydostania się - to nie ma jak uciec.
- Dokładnie - kobieta uśmiechnęła się po czym sięgnęła do tyłu by zawiązać włosy w małego koka. - Przepraszam bardzo, ale mam nadzieję, że nie będziecie stawiać oporu. Moim dzisiejszym celem... jesteście wy - na koniec zdania wyciągnęła dwa pistolety ukryte pod marynarką.
Rodzeństwo Tanizaki cofnęło się do tyłu jednak czarnowłosy został na swoim miejscu wpatrując się z mordem na blondynkę. Każdemu kto by go teraz zobaczył ten wzrok skojarzyłby się z drapieżnikiem obserwującym swoją ofiarę. Ta jednak nic sobie z tego nie zrobiła, szybko uniosła swoją broń, a następnie zaczęła wystrzeliwać pociski. Akutagawa nie musiał nawet robić uników, po prostu używał swojej zdolności. Naparł do przodu używając swojej zdolności w odcieniu brązu. Brązowooka odskoczyła na bok z ledwością unikając ciosu, który poważnie mógłby ją okaleczyć. Zagryzła wargę biegnąc do przodu i próbując wyprowadzić atak jednak wtedy ponownie została użyta Brama Demonów, a ona sama nie zdołała wyjść z tego całkowicie bez szwanku. Na betonową posadzkę poleciało kilka kropel krwi, a on sama zacisnęła dłoń na rannym ramieniu.
- Nie poddam się! - Krzyknęła unosząc poszkodowaną rękę pomimo bólu. Znów zaczęła biec przed siebie tylko tym razem mając nieco inny zamiar. - Dowiem się gdzie jest Gin-senpai!
Ryuunosuke znieruchomiał na jeden moment słysząc imię swojej siostry. Ten moment nie uwagi pozwolił na przedarcie się kobiety w bok na co ona tylko zareagowała uśmiechem. Po zaułku rozniósł się huk trzech strzałów oraz dźwięk upadającego ciała. Czarnowłosy obrócił gwałtownie głowę do tyłu, a jego oczy rozszerzyły się trochę widząc jak Naomi wpada w ramiona brata. Na tyle jej mundurka zaczęła pojawiać się czerwona plama, a jej ramiona drgały w niemym bólu. Nie krzyczała, praktycznie nic nie mówiła jednak widać było, że oddychała. Niestety jednak i oddech zaczynał powoli zanikać. Chłopak zamknął oczy po czym powstał z dziewczyną trzymaną w swoich ramionach. Wokół niego zaczęły pojawiać zielone płatki, a szarooki zdawał sobie sprawę z tego co nastąpi. Blondynka uniosła zdezorientowana głowę.
- Płatki śniegu? - Mruknęła cicho pod nosem.
Uniosła z powrotem broń skupiając się na zadaniu jednak w tym samym momencie poczuła jak coś zaciska się na jej szyi. Zakrztusiła się własną śliną, a pistolety wypadły z jej dłoni spotykając się z twardą powierzchnią pod ich stopami. Sięgnęła odruchowo do góry zaciskając palce na dłoniach młodszego i spróbowała poluźnić uścisk. Zaczęła kopać. Płuca powoli zaczynały palić, a miejsce gdzie rudowłosy ją uciskał zaczynało piec. Czuła jak coraz bardziej wbijane w jej krtań paznokcie zdrapują naskórek, była pewna, że po dłoniach młodszego na jej gardle pozostaną nieprzyjemne czerwone otarcia, może nawet i siniaki. Jej skóra twarzy bladła z każdą kolejną sekundą, pot skroplił się na jej skroniach, oczy były szeroko otwarte, a źrenice zwężone w niemym strachu. Przed oczami powoli stawała jej czarna plama, organy opowiadające za dotlenianie organizmu coraz bardziej sprawiały wrażenie jakby były spopielane żywym ogniem. Jej nogi z chwili na chwilę coraz mniej kopały w powietrzu, a otwarte usta ani trochę nie pomagały złapać oddechu.
Wtedy też padła nagle i całkowicie niespodziewanie na ziemię. Zaczęła się krztusić i kaszleć. Odruchowo złapała się za szyję, próbowała złapać jak najwięcej powietrza w płuca mimo bólu który ją ogarniał. W kącikach jej oczu zalśniły łzy, a trochę śliny zalśniło jej w lewym kącie ust. Jej ręka przeszła na swoją klatkę piersiową wyczuwając boleśnie szybko bijące serce. Jej oczu zwężyły się nieco, a ona sama do końca jeszcze nie opanowując jak łapała oddech spojrzała w bok ku górze by natrafić na spojrzenie mężczyzny o czarnych włosach i szarych oczach. Jego postawa była luźna jednak od razu można było zobaczyć, że w każdej chwili był gotowy do ponowienia ataku. Nie wiedziała co teraz miało nastąpić. Jej broń była za daleko by mogła jej dosięgnąć w krócej niż pięć sekund, znając życie pewnie i nie zdążyłaby się nawet ruszyć, a już została by podziurawiona za sprawą młodszego wpatrującego się w niej. W sobie jednak była pogodzona z tym co mogło nastąpić. Doskonale zdawała sobie sprawę, że tego nie wygra mimo iż odpychała od siebie tę myśl. Nie była w stanie zwyciężyć. Zastanawiała ją tylko jedna kwestia. Dlaczego ten tu mężczyzna odesłał swojego wspólnika? Zrobiło jej się niedobrze na myśl, że chciałby ją zamordować osobiście. Słyszała o rzeczach, które zrobił, tych, które ściągnęły na niego tą nieprzychylną sławę.
Natomiast mózg najstarszego z rodzeństwa Akutagawa pracował na najwyższych obrotach. Widząc to, że młodszy od niego wyraźnie nie zamierzał się jakkolwiek poddać, nie miał zamiaru dać kobiecie przeżyć; postanowił interweniować. Ruszył w jego kierunku widząc, że z blondynką jest coraz gorzej po czym chwycił go za nadgarstek. Ten jednak nijak na to nie zareagował pchany żądzą krwi. Wyższy w tamtym momencie zastanawiał się czy wtedy kiedy potrzebował kogoś zabić, rozerwać go na strzępy; również miał taki wzrok. Wzrok przepełniony złymi zamiarami, nienawiścią i chęcią wymazania istnienia osób, które jakkolwiek zaszły mu za skórę. Obrócił wtedy głowę w bok przypatrując się skrytej z boku dziewczynie z której wylewało się coraz mniej bordowej cieczy. Wiedział jednak coś o czym ryży nie zdawał sobie pojęcia więc postanowił go o tym poinformować. Kiedy to zrobił były uczeń spojrzał na niego w szoku. Naomi żyła. Jeśli zapewniono by jej teraz odpowiednią pomoc medyczną przeżyłaby, zwłaszcza skoro mieli po swojej stronie Yosano i jej zdolność. Nastolatek zmuszony do wyboru w postaci między życiem siostry, a morderstwem oczywiście wybrał granatowłosą co więcej niż zadowoliło mężczyznę. Nie chciał by ten zmienił się w kogoś chociaż po części takiego jak on. Na razie nie wiedział jednak co zrobić z ocalałą. Czy ją dobić czy może jednak pozostawić przy życiu? Miała o tym zadecydować, która wymiana zdań, którą zapoczątkował.
— Skąd znasz Gin? — Zapytał.
— Ona... Ona mnie przygarnęła kiedy trafiłam do Mafii — powiedziała szczerze nie widząc sensu w tym by dalej kłamać. — Straciłam mamę i siostrę, a na dodatek trafiłam do takiego miejsca gdzie bez niczyjej pomocy nie byłabym w stanie przeżyć. Wtedy pojawiła się też ona. Zachowywała wobec mnie dość formalny stosunek jednak z czasem coraz bardziej się otwierała, lubiłam patrzeć na jej uśmiech — zmrużyła oczy czując jak coś ściska jej serce i pochyliła się lekko do przodu przestając patrzeć na drugiego. Był z twarzy dość do niej podobny, po prostu nie mogła. — W pewnym momencie jednak nagle zabrzmiał alarm informujący, że ktoś wdarł się do środka. Tak naprawdę nie mogłam nic zrobić oprócz podążania za nią. Po tym wszystkim... zniknęła. Pomyślałam, że wy moglibyście... Coś wiedzieć. Planowałam was przycisnąć żebyście mi wszystko powiedzieli. Proszę nie idźcie z tym do Mafii, to była moja samowolka. Wezmę na siebie wszelkie konsekwencje, ja- — jej oczy stały się szklane, nie urwała jednak z tego powodu. Czarnowłosy, który jakiś czas temu stanął naprzeciw niej wyciągnął w jej stronę rękę.
— Chodź ze mną — to było bardziej plecenie niż propozycja. — Myślę, że mogłabyś pomóc nam ją znaleźć.
A ona patrząc na niego przez pryzmat tej jednej osoby przyjęła jego rękę przyjęła jego rękę z nową iskierką w oczach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top