0.0 Prolog
Głośne krzyki wybudziły dziewczynkę z silnego zamroczenia. Zdołała uchylić powieki, lecz obraz przed jej oczami był mocno rozmazany, nie dając żadnej informacji. Miała problem, aby określić czy znajdowała się dalej w samochodzie z rodzicami, w drodze do swojego domu w Jokohamie, czy postanowili przystanąć z powodu niesprzyjającej pogody. A może w ogóle postanowili wrócić do ukochanej babci? Tego już nie wiedziała.
Ciepłe dłonie chwyciły ją pewnie, przyprawiając o zawroty głowy, gdy poczuła rozrywający ból w swoim prawym boku. Wciąż wszystko rozmywało się, sprowadzając na nią mdłości, głównie przez kolorowe migające światła w tle i donośne dźwięki dyskusji i syren.
— Tutaj! Mamy żywą! Jak masz na imię?
Głos wyraźnie kierował pytanie do niej. Ktoś ścisnął ją mocno za bolące miejsce, przez co z jej oczu popłynął strumień łez. Mimo to, nie była w stanie krzyknąć. Skupiła się więc na tym, co mówił do niej mężczyzna.
— Hiyori... Aoi... — odparła, czując jak coś gęstego zbiera się w jej ustach, gdy tylko je otworzyła.
Lekarz patrzył jak z ust dziecka, może maksymalnie sześcioletniego, wypływa cienka stróżka krwi. Nie mógł jej jednak otrzeć, skupiał się na zatamowaniu krwawienia na boku. Spojrzał w kierunku swoich kolegów po fachu. Jeden odbiegał od większego ciała i ruszył prosto do niego, zdejmując jednorazowe rękawiczki i zmieniając je na czyste, chociaż w obecnej sytuacji było to zbędne. Już i tak, całe ich ubrania były pokryte czerwoną cieczą, więc jeśli poprzednia ranna osoba była chora na coś, przenoszonego za pomocą płynów ustrojowych, to i tak nie było szans na zachowanie odpowiedniej ochrony. Nie było czasu, a wyglądało na to, że kilkulatka jest jedyną, która przeżyła wypadek.
Była dwudziesta trzecia dziesięć, gdy Toji Akane, mężczyzna obecnie przyciskający dłonie do rany szarpanej na ciele dziewczynki, dostał wezwanie do wypadku nieco poza terenem Tokio. Nie spodziewał się jednak zobaczyć dziecka, które w końcu mogło być w wieku jego córki. Starał się opanować i trzymać, jednak widział jak mocno dziewczynka krwawi. Musieli jak najszybciej zatamować krwawienie, zszyć ją i przeprowadzić transfuzje. Modlił się w duchu, aby uraz wewnętrzny nie był za duży, czego w warunkach polowych, nie był w stanie stwierdzić.
Natychmiast przekazał informację drugiemu lekarzowi, który reanimował matkę dziewczynki, na marne. Ojca z kolei nie musieli w ogóle próbować ratować. Ciężko bowiem przeżyć z głową oddzieloną od reszty ciała.
Pogoda była okropna. Lało i było ślisko na drodze. Nawet kierowca ich karetki miał ogromne problemy z widocznością, więc co dopiero kierowca zwykłej osobówki, oślepiony długimi światłami osoby prowadzącej z naprzeciwka? Na dodatek przy prędkości przekraczającej wartość dozwoloną. Akane bardzo wątpił, że ojciec dziewczynki jechał zgodnie z przepisami. Wtedy z pewnością jego głowa zostałaby na swoim miejscu, tak samo jak życie jego żony. Córka z kolei nie walczyłaby teraz o życie na noszach, pakowana do karetki, pędzącej do najbliższego szpitala.
Nastolatka nuciła pod nosem, zakładając na nogi czarne rajstopy. Strzeliła gumką na brzuchu, zahaczając o paskudną bliznę na prawym boku, która szpeciła niemal idealne ciało. Nie wydawała się tym jednak przejmować.
Babcia Hiyori potrafiła być wielce przekonująca, że szrama choć widoczna i paskudna, nie skreśla jej jako potencjalnej partnerki. Wciąż miała swoją wesołą osobowość, szeroki uśmiech i to szaleństw w oczach, które akurat jej babci podobało się najmniej, gdyż przypominało o nieodpowiedzialnym synu i ojcu, który doprowadził siebie i żonę do śmierci, a dziecko oszpecił na całe życie.
Guziki białej koszuli zapinała równie prędko, nie chcąc się spóźnić pierwszego dnia do szkoły. A było to trudne, bo zaspała, jak na złość.
Czarną spódniczkę założyła górą, wiedząc, że ta nie przejdzie nawet rozpięta, przez rozbudowane biodra, genetyczną pamiątkę po matce. Choć nie tylko figurę miała po niej. Myślała o tym, czesząc przy toaletce swoje czarne, proste włosy sięgające do łopatek, czy obserwując swoje zielone oczy.
W niczym nie przypominała ojca. Być może poza zamiłowaniem do dobrej literatury i szaleństwie, które przecież sprowadziło na nich nieszczęście, co jej babcia nie przestawała wypominać, przestrzegając wnuczkę, przed popełnieniem podobnych błędów.
— Hiyori! Spóźnisz się już pierwszego dnia! — zawołał donośny głos, z niższego piętra.
Dziewczyna więc widząc, że nie rozczesze jednego z kołtunów, poddała się i jak najszybciej zebrała włosy w niedbałego koka.
— Minutę! — odparła, sięgając po niebieski krawat w paski. Nigdy nie pamiętała jak się je zakłada, więc jedynie związała go w ładną kokardę i narzuciła na ramiona szarą marynarkę z herbem przedstawiającym sowę. Wybiegła z pokoju, zeskakując po dwa stopnie. Wbiegła do kuchni, całując kobietę przy kuchence w policzek. — Mówiłam, że minutę — zaśmiała się wesoło, chwytając za jednego gofra, od razu kierując się w stronę przedpokoju.
— Torba!
Brunetka zamrugała kilkukrotnie i zerknęła na schody. Zaklęła w myślach, nie mając odwagi zrobić tego na głos. Nie miała czasu na babcine reprymendy. Wskakując po trzy schodki, wróciła do pokoju, chwytając torebkę pod ramię. Zamknęła raz jeszcze drzwi do swojej oazy, tym razem, z gofrem w ustach i pakunkiem kierując się do przedpokoju.
— Drugie śniadanie!
Westchnęła cierpiętniczo, wracając do kuchni. Babcia podała jej pojemnik z jedzeniem. Zanim jej wnuczka zdążyła jednak uciec na ganek, przyjrzała się jej dokładnie.
Długie czarne włosy miała związane w niedbałego koka na czubku głowy, a twarz okalała jej jedynie prosta grzywka i dwa pasma po obu stronach delikatnej twarzy. Staruszka zmarszczyła brwi na widok lekko połyskujących ust nastolatki, z pewnością potraktowanych błyszczykiem, jednak nie miała zamiaru tego skomentować. Mocniej skrzywiła się, przyglądając krawatowi, który zamiast zostać poprawnie założony, został zawiązany w kokardę. Przynajmniej wyglądała schludnie.
— Nie przynieś wstydu sobie i mnie przy okazji. Jeśli zrobisz coś głupiego, ty nie znasz mnie, a ja nie znam ciebie — rzuciła staruszka, na co nastolatka roześmiała się i przytuliła kobietę, której w oczach zaczęły się zbierać drobne łzy. Jej mała dziewczynka, nie była już taka mała i to bynajmniej, nie wzrostem przy niej samej. — Idź już, bo się spóźnisz.
Przytaknęła, wciąż zajadając się resztkami gofra.
Pognała do szafki z butami, szybko zakładając swoje błyszczące lakierki, idealnie komponujące się z całym mundurkiem. Wiedziała jednak, że to pierwszy i zarazem ostatni raz, kiedy je założyła. Lubiła robić dobre pierwsze wrażenie. Później stawiała na wygodę.
Wyskoczyła z domu jak strzała, trzaskając drzwiami. Usłyszała jeszcze na klatce schodowej kilka wyzwisk w swoją stronę, jednak nie miała czasu nad nimi się rozwodzić. Dobiła do bramy, chroniącej osiedle. Otworzyła furtkę i pognała, w stronę znajdującej się kilkadziesiąt metrów dalej, szkoły.
Budynek ten był wielki, oszklony i w kształcie kwadratowej litery U, z kilkoma budynkami w okolicy, będącymi salami gimnastycznymi. Z tego co Hiyori wyczytała w broszurze, mieli oni nawet odkryty basen na tyłach szkoły oraz zadaszony, gdzieś w szkole, aby w zimę nie trzeba było chodzić między budynkami na treningi klubu pływackiego, który rzekomo miał całkiem spore osiągnięcia. Jednak nie był to powód Aoi do wybrania tej szkoły. Jej powodem była wygoda. Nie musiała wstawać wcześniej, aby dojechać na uczelnię metrem, albo autobusem. Z domu do szkoły dobiegła w zaledwie osiem minut, co już stanowiło dobry wynik. Do swojej podstawówki, biegiem, miała dobre piętnaście, więc była to swego rodzaju pozytywna zmiana.
Podeszła do swojej szafki na buty. Otworzyła ją, odkrywając, że znajdują się tam nie tylko one, a także strój do wychowania fizycznego i kostium kąpielowy. Po zajęciach postanowiła je wziąć ze sobą i uprać. Nie ufała nigdy tego typu ubraniom, nawet jeśli wcześniej były wyparzone. Wolała zrobić to sama.
Rzuciła szkolne obuwie na podłogę, zginając się lekko i unosząc nogę, aby zdjąć czarne lakierki. Poczuła jednak, że kogoś trąciła swoim zdecydowanie, za dużym tyłkiem, na który nie miała zbytnio wpływu, przez genetykę. Od razu się wyprostowała, już na jednej nodze.
— Przepraszam — powiedziała spokojnie, próbując odchylić się zza szafki i ujrzeć twarz osoby, którą uderzyła.
— Nie szkodzi — odparł jej chłopak, wyraźnie niezbyt przejęty, otwierając swoją szafkę, która znajdowała się zaraz obok jej. Widząc jednak, jak nastolatka dalej się wychyla, zaczynając się chwiać na jednej nodze, zerknął na nią. — Coś się stało? Uderzyłaś się o coś? — zapytał z ledwo słyszalną troską.
Aoi musiała zadrzeć głowę, żeby trochę lepiej mu się przyjrzeć. Był wysoki jak na japończyka, z pewnością mierzył nieco więcej niż metr osiemdziesiąt, a przy tym był dość smukły, co kontrastowało z jego wciąż niedojrzałą, nieco dziecinną twarzą, świadczącą o tym, że z całą pewnością, tak jak ona, był pierwszakiem.
— Nie, nie! W żadnym wypadku — zaśmiała się, czując powoli narastające zażenowanie. Była zwyczajnie ciekawa, kogo trąciła, to wszystko. — Też jesteś pierwszorocznym?
— Tak.
Hiyori czuła jak coś wewnątrz niej zaczyna płakać. I było to jej wewnętrzne dziecko, które czuło się dość niekomfortowo, przy poważnym piętnastolatku, który wyraźnie ją zbywał. Ona jednak była uparta, co zawdzięczała ojcu.
— Hiyori Aoi, będę w klasie 1a, a ty?
— Keiji Akaashi. Też z 1a.
To był już dla brunetki sukces. Zyskała pierwszego znajomego, co nieco ją uskrzydliło i poprawiło nastrój. Założyła pierwszego buta, zaraz zabierając się za następnego.
— Więc Akaashi, dlaczego ta szkoła?
— Dostałem tu stypendium.
— Wow! Musisz się świetnie uczyć Akaashi.
Przytaknął, czekając na nią w szatni, gdy sam zmienił buty, co mocno zaskoczyło ją na plus. Podziękowała mu z szerokim uśmiechem, kierując swoje kroki w stronę klasy, którą widziała na dniach otwartych.
— Do jakiego klubu się zapisujesz Akaashi? Chociaż nie! Daj mi strzelić! Koszykarski, prawda? Jesteś super wysoki, więc pewnie by pasowało.
— Siatkówki.
— Serio? Jeju, byłam blisko.
— Ani trochę.
Hiyori spojrzała na niego, nie potrafiąc ukryć lekkiej urazy w oczach. Oba te sporty, były dla niej podobne. W każdym z nich, była w końcu piłka i dwie drużyny. Nigdy jednak nie przepadała za sportem. Głównie dlatego, że pierwsze kilka lat podstawówki, nie miała jak się nim zainteresować przez liczne badania i brak jednej nerki, której nie dało się odratować.
— A co z tobą Aoi?
Była nieco zdziwiona pytaniem. Keiji wydawał jej się raczej osobą dość pasywną, a jednak, wykazał zainteresowanie jej osobą.
— Cóż... Myślę nad klubem literackim albo gazetką szkolną. Raczej się skłaniam ku temu drugiemu. Lubię czytać i betować różne teksty.
— Betować?
— Poprawiać. Dokonywać korekty. Liczę, że w przyszłości będę mogła się rozwijać w tym kierunku, bo moja babcia jest pisarką... — odparła od razu zakrywając usta dłonią, co nieco zdziwiło idącego obok niej nastolatka. — O nie, zabije mnie jeśli się dowie! Na wszelki wypadek, jeśli kiedyś ją spotkasz, nigdy ci nie mówiłam, że jest moją babcią! Udajesz, że nic nie mówiłam. Chyba by mnie obdarła ze skóry, gdyby się dowiedziała! Ma mnie za kompletną wariatkę, bo dużo gadam i woli się do mnie nie przyznawać. I jest strasznie wredna...
Idący obok niej chłopak próbował analizować każde słowo wyplute przez nastolatkę, jednak poszczególne słowa mu się ze sobą mieszały, tworząc dziwną całość.
— Ma cię za wariatkę, bo gadasz i wali cię do przyznawania? Przepraszam, co?
— Wali mnie? Co?
Przystanęli na chwilę, patrząc na siebie, oboje mając wymalowane na twarzach zdziwienie. Szybko jednak cisza została przerwana przez perlisty śmiech nastolatki, która musiała zakryć usta dłonią, żeby ten nie poniósł się po całej szkole.
— P... Przepraszam! — mówiła przez śmiech dziewczyna. — Po prostu... Mnie zaskoczyłeś... — dodała, wycierając łezki rozbawienia z kącików oczu.
Akaashi jednak od razu zrozumiał, że w jednym jej babcia miała rację. Hiyori Aoi była pokręcona, ale na swój własny, pozytywny sposób. Niewiele znał osób, które potrafiłyby go rozbawić, już przy pierwszej rozmowie. Mógłby wręcz policzyć je na palcach jednej ręki i to na dodatek, jakby mu jeszcze odciąć cztery z nich. Powodem jednak mogła być z pozoru niezwykle zimna osobowość nastolatka, która zniechęcała do bliższej relacji. Dziwnym sposobem, jego rówieśniczce nie wydawało się to przeszkadzać. Wręcz przeciwnie, sama go zagadywała i próbowała podtrzymać rozmowę, chociaż nie mieli chwilowo tematów, ona wydawała się ich szukać.
Razem weszli do klasy w dobrych nastrojach, niestety jako ostatni, więc nie mieli zbytniego wyboru w kwestii ławek.
Aoi bez większego namysłu podeszła szybkim krokiem do drugiej ławki od ściany, żałując, że nie mogła zająć tej od strony okna. Musiała być wdzięczna losowi, że przynajmniej nie skończyła w pierwszej ławce, w przeciwieństwie do Akaashiego, któremu nie wydawało się to przeszkadzać. Szybko wyciągnęła z torby zeszyt w którym miała zamiar notować i tomik poezji, który mieli omawiać, a także przybory do pisania.
Hiyori nie była uczennicą wybitną i domyślała się, że wiele będzie jej brakować do nowego kolegi, jednak miała ogromną miłość do książek różnej maści i literatury. Jedyny gatunek, którego nie mogła przeboleć była groteskowa fantastyka. Lubiła książki, które nosiły jej wyobraźnie poza nudny świat rzeczywisty jednak... Niektóre pomysły powinny zabite zostać w zarodku. Dziewczynie z trudem przychodziło ukrywanie "Nawiedzonej Waginy"* przed babcią, która lubiła czasami zerknąć na to, co jej wnuczka poczytuje.
Język ojczysty był więc jej ulubionym przedmiotem, już od podstawówki. Z czasem jednak szło jej w nim coraz lepiej. Podobnie było z angielskim. Wszystko przez fakt, że części książek, Aoi nie mogła znaleźć w języku japońskim. Musiała więc chcąc nie chcąc, nauczyć się angielskiego, przynajmniej w stopniu, w którym zrozumiałaby czytany tekst.
Nauczyciel przerwał jej przeglądanie wierszy, rozpoczynając pierwsze, tego dnia i zarazem semestru zajęcia i ujawniając pierwszy tego dnia problem. Bo kto, do cholery, pozwolił siedzieć w pierwszej ławce dzieciakowi, mierzącemu ze sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu?! Na dodatek, przed dziewczyną, która sama nie miała nawet metra sześćdziesięciu?!
Hiyori czuła na sobie zdziwione spojrzenie Keijiego. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że się dąsała. W końcu przewodniczący szkolnej gazetki, zirytował ją, twierdząc, że popełniła błąd w poprawianym tekście (co nie było prawdą) i zdenerwowana wysłała go do sprawdzenia fragmentu, przez nauczyciela japońskiego. Wiedziała dobrze o tym, że następnego dnia zatriumfuje. Tym razem jednak, nie miała zamiaru zostać ani sekundy dłużej w pokoju klubowym, czując, że jeśli pozostanie z trzecioklasistą w jednym pomieszczeniu za długo, wydrapie mu oczy, albo połamie palce, które (w jej mniemaniu) i tak wypuszczały badziewne artykuły. Nikt bowiem nie miał zamiaru czytać o kijankach w szkolnej gazetce.
Przewodniczący był jednak innego zdania.
Takim właśnie sposobem, kroczyła koło kolegi, z wysoko podniesioną głową, wrogim spojrzeniem i rękoma skrzyżowanymi na piersi, na trening drużyny siatkarskiej z Fukurodanii. Słyszała o nich równie dużo, co o drużynie pływackiej, jednak nigdy nie była zainteresowana tym sportem. Nie znała zasad, poza faktem, że jest sobie siatka, piłka i kilkoro graczy. Nie umiała nawet stwierdzić ilu, gdyż liczba ta, cały czas myliła jej się z koszykówką. Nie pomagał także fakt, że obie te dyscypliny sportu lubiły wysokich ludzi. A ona, jak na złość, była karykaturalnie niska. Przynajmniej przy idącym obok niej rówieśniku.
Akaashiemu ta dziwna sytuacja niespecjalnie przeszkadzała. Już zdążył odkryć, że Aoi chociaż kompletnie nie zna się na sportach (dowiedział się również od dziewczyn z ich klasy, że nie ćwiczy normalnie i przebiera się w łazience, o czym również, nie omieszkały wspomnieć, traktując to jako coś dziwnego), jest ich wyjątkowo ciekawa. Często dopytywała o zasady i wyraźnie się tym interesowała, jednak myliła co chwila gry ze sobą. Wewnętrznie czuł pewnego rodzaju satysfakcję, że Hiyori będzie mogła obserwować, jak wygląda jego ulubiony sport, z bliska. Jeśli dobrze pójdzie, znowu wejdzie na boisko, bo trzecioklasiści zauważyli, że ten złapał dobry kontakt z Bokuto, drugoklasistą, będącym zarazem asem drużyny. Starszy kolega pod wieloma względami nie różnił się zbytnio od Hiyori. Oboje lgnęli do niego jak ćmy do światła, byli hałaśliwi i dużo gadali, jednak było to na swój sposób miłe. Dalej ludzie raczej wchodzili z nim w płytkie relacje. Bokuto i Aoi z kolei, nie dawali mu nawet chwilę poczuć, że nudzi ich jego spokojna i na pozór bezuczuciowa strona. Nie odrzucało ich to i odczuwał dzięki temu dziwny rodzaj wdzięczności.
Otworzył drzwi do sali, w ostatniej chwili, zasłaniając brunetkę przed oberwaniem piłką, z ataku ich asa. Zdziwiona, nie miała nawet sekundy na reakcję, więc jedynie podziękowała koledze za szybką interwencję i ratunek. Akaashi odrzucił piłkę na salę, na której panowała dziwna cisza. Wszystkie spojrzenia skierowały się na stojącą obok niego, niewielką pierwszoklasistkę, która w oczach ich drużyny była urocza. Tym bardziej, gdy widać było jak drobna jest przy wysokim pierwszaku.
— Oj, oj, oj! Nie wiedziałem, że masz dziewczynę Akaashi! — zawołał as drużyny, przebiegając pod siatką i podbiegając do nich.
— Dziewczynę? — zdziwiła się Hiyori, zerkając na kolegę, który wzruszył ramionami.
— Mnie nie pytaj. Bokuto, mógłbyś proszę wprowadzić Aoi? Ja bym się przebrał w tym czasie.
— Się wie! — odparł starszy z nastolatków, gdy młodszy zaczął się kierować w stronę dwudrzwiowego przejścia. — Kotaro Bokuto, miło cię poznać Aoi! Jesteś pierwszoroczna, zgadza się? Widziałem, że siedzisz za Akaashim, przyjaźnicie się?
Przez krótką chwilę zielonooka mogła zrozumieć, dlaczego tak wiele osób wspomina o tym, że jest dziwna, mówiąc tyle i tak szybko. Szybko jednak się uśmiechnęła, czując, że polubi stojącego przed nią białowłosego asa. Keiji wspominał jej o nim, jak również o jego różnych, dziwnych nastrojach, które starał się zapamiętać, żeby później pomóc drużynie w opanowaniu emo modu Bokuto.
— Hiyori Aoi — odparła, podając mu dłoń, którą ścisnął, tym mocniej zwracając uwagę innych na ich dwójkę. — Tak, jestem w klasie z Akaashim, jest moim dobrym znajomym od pierwszego dnia szkoły.
— Czyli nie jesteście razem? Ale strata. Może w końcu by mieli o czym pisać w gazetce szkolnej — rzuciła podchodząca do nich dziewczyna, będąca albo wzrostu Hiyori, albo nieco wyższa. Miała łagodne spojrzenie i ciepłe, brązowe oczy. Wyciągnęła dłoń do nastolatki, która szybko ją przyjęła. — Yukie Shirofuku. Możesz mi mówić Yukie.
— Albo Yukippe, albo Królowo — dodał Bokuto, za co między jego żebra zostały wepchnięte dwa palce dziewczyny o której mówił.
— Ooo, Yukippe brzmi strasznie uroczo! Będziesz zła, jeśli będę tego używać? Mi też możecie mówić po imieniu — rzuciła brunetka, klaskając w ręce, pomijając przy tym wątek gazetki szkolnej. Dobrze sama wiedziała, że przydałoby się ją rozruszać. I taki miała zamiar, jednak obawiała się, że przewodniczący, bardzo chętnie podetnie jej skrzydła.
— Cóż... Jeśli będzie to mówiła taka urocza osoba, chyba nie będzie problemu.
— Też jestem uroczy! — zaprotestował Bokuto, co wywołało śmiech u Hiyori. — Zgadzasz się, prawda Hiyoppe?
— Hiyoppe? — zapytały obie nastolatki kompletnie zbite z tropu. Nie trzeba było dużo czasu, zanim brunetka raz jeszcze wybuchła śmiechem, nieświadomie podbudowując mocniej morale asa Fukurodanii.
— Bokuto, czy możesz nie dawać innym dziwnych przezwisk? — protestowała wyraźnie zmieszana Yukie, ukrywając w dłoniach twarz, na której malowało się załamanie, aby nie zniszczyć dobrego nastroju Kotaro.
— Jest w porządku — odparła dziewczyna, ocierając kąciki oczu i próbując opanować śmiech, który mimo prób uspokojenia, dalej wydobywał się z jej strun głosowych. — Kompletnie nie spodziewałam się, że na pierwszym treningu dostanę swoją ksywkę.
— Chcesz zostać menadżerką? — podpytała Shirofuku, na co brunetka pokręciła głową.
— Nie, nie! W żadnym wypadku... Po prostu przewodniczący mojego klubu mnie dziś okropnie wkurzył i stwierdziłam, że lepiej będzie spędzić czas trochę inaczej. A, że ze swojej klasy najlepiej dogaduje się z Akaashim, zapytałam czy mogę iść z nim na trening siatkówki.
— Który przewodniczący jest taki okropny dla pierwszaków? Pogadam z naszą główną menadżerką z trzeciej klasy, zaraz postawi go do pionu — zaoferowała dziewczyna, jednak Hiyori jedynie pokręciła głową z lekkim uśmiechem.
— Przewodniczący gazetki szkolnej.
— Jeju... Serio wybrałaś gazetkę szkolną? Póki przewodniczącym w niej jest Pompom, nie ma tam nawet co zaglądać — fuknął wyraźnie obrażony Bokuto, krzyżując ręce na piersi.
Yukie lekko nachyliła się w stronę Aoi, nie chcąc, aby nastolatek je usłyszał.
— W zeszłym roku obsmarował na pierwszej stronie Bokuto i napisał, że to jego wina, że przegrali wiosenny turniej — wyjaśniła przyciszonym głosem, na co pierwszoklasistka skinęła głową. — Jest trochę... Przewrażliwiony jeśli chodzi o porażki...
— Pompom? — zapytała podczas przedłużającej się ciszy Hiyori.
— Tak go nazywamy od kiedy napisał dwa lata temu fascynujący artykuł o czapkach z pomponami. Chociaż powinnam powiedzieć pompomami.
Aoi prychnęła, nagle rozumiejąc, że jej przewodniczący nic a nic się nie zmienił. Od pierwszej klasy popełniał kardynalne błędy, które nie powinny pojawić się w żadnym tekście. Nie był to problem, gdy miał koło siebie osoby mogące je poprawić. Ten jednak był zbyt dumny, aby przyjąć do siebie krytykę i skorzystać z pomocy, a nawet na tyle bezczelny, że wymyślał błędy innym, aby podkopać ich autorytet.
Gdy Akaashi dołączył do nich, szybko rozmowa przeniosła się na boisko. Przynajmniej dla chłopców, bo Yukie i Hiyori przysiadły na jednej z wolnych ławek sali gimnastycznej, obok menadżerki z trzeciej klasy i dwójki trenerów. Shirofuku dokładnie tłumaczyła Aoi zasady gry i pozycje na których grali poszczególni zawodnicy, stając się nie pominąć żadnego szczegółu. Z nieukrywaną satysfakcją spoglądała na wyraźnie zainteresowaną meczem brunetkę. Dziewczyna patrzyła na piłkę, próbując załapać, co się dzieje na boisku, choć radziła sobie z trudem, gdy piłka śmigała bardzo szybko, między graczami, a akcja wydłużała się, jakby w nieskończoność.
W końcu piłka wystrzeliła mocno w parkiet, odbijając się od niego i pędząc w stronę zdezorientowanej dziewczyny, która nie zdążyła zasłonić się rękoma. Aoi poleciała do tyłu uderzona w twarz. Na chwilę ból ją zamroczył i jej umysł kompletnie nie przyswajał informacji.
Bokuto z kolei zbladł, zdając sobie sprawę, że piłka odbijając się od drewnianej powierzchni, powędrowała prosto do twarzy nowo poznanej dziewczyny. Spanikowany od razu do niej pognał, podobnie jak reszta zawodników, tworząc kółko, wokół ofiary. Z nosa Hiyori spływała krew, jednak swoje duże, malechitowe oczy miała otwarte, wyrażające jedynie zdziwienie i niezrozumienie sytuacją.
— Cholera, przepraszam Hiyoppe!
— No ładnie ją załatwiłeś Bokuto! Czasami byś się zastanowił, gdzie posyłasz piłkę! — zawołał Sarukui.
— Możesz wstać Aoi? — zapytał spokojnie Akaashi wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny, która jakby się otrząsnęła.
Skinęła głową, która nieprzyjemnie pulsowała od uderzenia w podłogę. Była pewna, że następnego dnia będzie miała dużego guza. Uśmiechnęła się przy tym, choć przy nieprzyjemnym bólu, bardziej przypominało to grymas. Chwyciła dłoń kolegi z klasy, wstając na równe nogi, po przerzuceniu ich znad ławki. Trener od razu odegnał zbiegowisko, a przy dziewczynie pozostały jedynie menadżerki klubu, Bokuto oraz Akaashi, który pomógł jej przysiąść przy ławce.
— Rany boskie, Bokuto, masz więcej krzepy w ręce, niż się spodziewałam — zaśmiała się wesoło, kompletnie ignorując swój rozwalony i bolący nos oraz nieprzyjemne pulsowanie w głowie. Dłonie trzymała tak, aby krew przypadkiem nie pobrudziła jej mundurka i całej twarzy.
Nastolatek zaśmiał się nerwowo. Chociaż lubił epatować swoją siłą i umiejętnościami, nokautowanie niewinnych pierwszoklasistek nie było jego ulubionym okazywaniem potęgi na boisku. Dziwnie mu się patrzyło na roześmianą, zakrwawioną twarz koleżanki, której trener szybko podał chusteczkę, przy okazji zakrywając ją przed wzrokiem biednego Kotaro, którego wyrzuty sumienia zaczęły gryźć wewnętrznie.
— Nie jest złamany — odetchnął z ulgą szkoleniowiec, klepiąc lekko brunetkę w ramię. — Miałaś sporo szczęścia.
Yukie podała nastolatce wodę, jednak ta odmówiła, wciąż mając na twarzy uśmiech. Dobijało to drugoklasistę, który mocno spochmurniał i odszedł do pierwszego lepszego kąta, kucając w nim.
— O nie, Bokuto wpadł w emo mode... — jęknęła rozpaczliwie Shirofuku, zerkając na roztaczającą się wokół nastolatka aurę. — Cóż, dobrze, że to trening, a nie mecz... Jeśli chcesz wrócić do domu, to... — szatynka zerknęła w kierunku Aoi, jednak ta już nie siedziała na ławce. Zaczęła więc się rozglądać w poszukiwaniu młodszej koleżanki. Akaashi widząc zmieszanie na twarzy dziewczyny, jedynie wskazał miejsce, w którym chwilę wcześniej przykucał osamotniony Bokuto. Teraz miał towarzyszkę niedoli w formie Hiyori, która również kucała, wciąż trzymając przy nosie chusteczkę.
— Hej, ale to ja tu dostałam piłką w nos — zażartowała brunetka, zwracając na siebie uwagę załamanego siatkarza. — Nie mam ci tego za złe Bokuto, sama się wepchałam na wasz trening i nie uważałam — rzuciła pocieszająco układając dłoń na ramieniu spłakanego chłopaka.
Kotaro pociągnął nosem kilka razy, zanim jak dziecko ze zdartym kolanem, skinął głową, godząc się z losem. Mimo to, dalej był w przykucu pod ścianą. Hiyori z matczyną troską pogładziła go po plecach, sprawiając, że licealista przez krótką chwilę poczuł się lepiej, przynajmniej dopóki nie zobaczył jak jej druga dłoń trzymająca chusteczkę przysunięta jest do nosa, raz jeszcze jego oczy zeszkliły się.
Aoi wciąż cierpliwie kucała przy nim, uśmiechając się przy tym pokrzepiająco.
— Rany, ta dziewczyna to anioł. Skąd ty ją wytrzasnąłeś Akaashi? — zapytał Sakurui, przeczesując palcami swoje kasztanowe, kręcone włosy.
— Z klasy — odparł jedynie, wzruszając ramionami.
— Nie chciałem cię uderzyć tą piłką.
— Nic się nie stało seriooo — roześmiała się Aoi, próbując go podciągnąć. Była to jednak żmudna praca. Bokuto był dużo wyższy od dziewczyny, a przez to również cięższy. Długo się mocowała, ale w końcu udało jej się unieść większego licealistę. — Jestem pewna, że jeszcze chcesz pograć.
— Jestem niebezpieczny dla otoczenia!
— To z całą pewnością. Przecież nikt nie chce skończyć jak Voldemort.
— Bez nosa?
— Bingo. Ale spokojnie, bez nosa jak bez nerki. Da się żyć.
Przysłuchująca się rozmowie Yukie parsknęła śmiechem, jednak była w takiej odległości, że nie zwrócili na nią zbytnio uwagi. Większość zwyczajnie była skupiona na meczu dziejącym się w tle. Ze zdziwieniem jednak odkryła, że ktoś inny niż Akaashi zdołał podnieść na duchu marudę, jakim jej kolega z klasy i klubu był.
Bokuto wstał o własnych siłach, wciąż próbując raz jeszcze się upewnić, czy z biedną piętnastolatką wszystko gra. Ta przytaknęła wciąż się śmiejąc.
— Ktoś cię wygryza z roli Akaashi — zażartowała Shirofuku, na co brunet przytaknął, lekko się uśmiechając. — Dobrze, im więcej takich co potrafią ogarnąć Bokuto, tym lepiej dla naszej drużyny. Poproszę Nene, żeby pogadała z Pompomem. Jak będzie pisała o nas artykuły, może łatwiej będzie opanować jego humorki w trakcie meczów.
Keiji przytaknął skinieniem głowy, z uśmiechem obserwując starszego kolegę i koleżankę z klasy, którzy najwyraźniej bardzo szybko złapali wspólny język. Akaashi szczerze się cieszył, że ktoś przynajmniej częściowo odciążył go od prób podniesienia Bokuto na duchu. Teraz byli w tym oboje z Aoi, która z pewnością jeszcze się nie spodziewała, jak trudne niekiedy jest poprawienie humoru Kotaro, oraz jak bardzo nieznośny potrafi niekiedy być.
Chłopak zaśmiał się pod nosem, zdając sobie sprawę, że Hiyori jeszcze nie wie jak bardzo męczący potrafi być drugoklasista.
"Nawiedzona Wagina"* — z tego co mi wiadomo, książka wydana została, przynajmniej w Polsce w 2019 roku, jednak opowiadanie ma miejsce w kwietniu 2010 roku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top