Rozdział 5



Bracia wyszli z hotelu. Kierowali się wskazówkami, które przekazywała im Wendy. Magowie musieli zachowywać się cicho aby nic nie wydało się podejrzane w postawie braci, którzy ewentualnie próbowali by im coś przekazać. Po Natsu było widać, że wolałby wyjść ze zbroi i roznieść pół miasta... niestety nie mógłby zapłacić za szkody więc siłą rzeczy musiał się powstrzymać. Wendy i Carla były o wiele spokojniejsze. Kotka cały czas nie była przekonana co do udziału Wendy w tej misji. Jednak musiała przyznać racje pozostałym towarzyszą, że najbardziej się nadawała do tego typu zadań. Niska, szczupła i niepozorna. Tak mogła ją opisać i zdawała sobie sprawę, że jeśli chodzi o wykonywanie planu w przeciwieństwie do Natsu czy Graya ona się go w całości trzymała. Smocza Zabójczyni była bardzo skupiona na swoim zadaniu. Najciszej jak mogła przekazywała bracią kierunek w którym mają się udać. Starała się nie myśleć o tym co by było gdyby poszło coś nie tak. Ufała bracią a fakt, że byli z nią Natsu i Carla dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Bracia szli w milczeniu. Każdy bił się ze swoimi myślami. Pomimo tego, że wszystkie wskazówki dawały jasno do zrozumienia, że to ktoś z armii, oni próbowali wytłumaczyć to jakoś inaczej. Przechodzili uliczkami miasta nieubłaganie kierując się w stronę centrali. Z każdym krokiem byli coraz bardziej zestresowani jednak starali się zachowywać niepozornie. Edward przywołał na twarz maskę znudzenia, która skutecznie ukrywała jego prawdziwe emocję. Wszyscy czuli jak zawartość żołądków im się przewraca. Wszyscy oprócz Ala który w tym momencie był wdzięczny za fakt nie posiadania ciała. Co nie zmienia faktu, że sam był zestresowany. Zgodnie ze wskazówkami Piyxis'a weszli do centrali. Kierując się po misternych korytarzach zagłębiali się coraz bardziej w ogromnym budynku. Przechodzące osoby salutowały młodemu alchemikowi. Ed nic sobie z tego nie robiąc szybko wymijał takowe osoby. Nastolatek zwykle był skryty i nieufny więc jego zachowanie nikogo za bardzo nie dziwiło. Przez nieuwagę wpadli na Rize która wychodziła z jednego z gabinetów.

-Przepraszamy pani Rizo.

Powiedział młodszy z braci. Kobieta nie wyglądała na obrażoną i tylko kiwnęła głową aby dać im do zrozumienia że wszystko w porządku.

-Nic się nie stało... co wy tu robicie z tego co zauważyłam zwykle siedzicie w bibliotece albo u pułkownika Mustanga... więc co robicie w zachodnim skrzydle?

Spytała trochę podejrzliwie. Lubiła tych chłopaków i z całego serca im  współczuła. Jednak wolała wiedzieć czy coś kombinują. Znając ich i Mustanga mogli zaplanować coś niebezpiecznego. A fakt, że pułkownik wynajął tych magów wcale nie dodawał jej otuchy. Bracia nie byli przygotowani na takie pytanie. Edward sam przed sobą musiał przyznać, że odkąd poznał magów jest strasznie rozkojarzony. W normalnych warunkach przemyślałby dokładnie plan i zaplanował odpowiedz na podobne pytanie. Poczuł straszą złość... niestety na siebie. Przez tego typu pytania mogli wpaść w ogromne kłopoty. Dziękował za fakt, że to jest Riza a nie jakiś inny porucznik podległy komuś innemu jak Mustang. Westchnął głośno.

-Nie możemy pani powiedzieć... ale niech będzie pani spokojna. Nic nie kombinujemy.

Dodał widząc niepewny wzrok kobiety. Jednak trochę się uspokoiła. Co nie zmienia faktu, że dalej podejrzliwie im się przyglądała jakby miała w ten sposób się czegoś dowiedzieć.

-Nie będę was zatrzymywać... tylko proszę.. nie wpakujcie się w kłopoty. Wszędzie jest niebezpiecznie.

Bracia skinęli głowami. Byli straszne wdzięczni kobiecie. A jej ostatnie słowa przed tym jak odeszła aby utwierdziły ich w tym, że armia też ma swoje tajemnice. Nawet pani Riza to zauważyła i próbowała im przekazać. Wznowili swoją wędrówką poprzez zawiłe korytarze. Kolejne dwie osoby zasalutowały w kierunku Eda. Normalnie zignorował ten fakt. Jednak Wendy właśnie dała im kolejne współrzędne które jednogłośnie mówiło a wręcz krzyczały, że jest to jedna z osób, które właśnie tędy przeszły. Bracia szybko obejrzeli się za siebie. Niestety zobaczyli tylko mundury i tyły głów. Jedna z podejrzanych osób miała czarne, przydługie włosy. Prawie sięgające ramion. Natomiast drugi mężczyzna był blondynem, a jego włosy przypominały bardziej ptasie gniazdo. Ed półszeptem zwrócił się do smoczego zabójcy.

-Natsu wyczułeś jak pachną?

-Jeden papierosami i chmielem a drugi babskimi perfumami, stęchlizną...i ... czymś czego nie umiem określić.

Odpowiedział głos ze zbroi. Bracia w konsternacji obserwowali jak mężczyźni znikają za zakrętem. Powoli ruszyli w tamtym kierunku. Śledzili tak obu mężczyzn do momentu aż jeden z nich nie udał się do gabinetu a drugi w stronę wyjścia z centrali. Mężczyzna o czarnych włosach i zapachu stęchlizny wydał się im bardziej podejrzany więc tego postanowili śledzić dalej. Ich przypuszczenia tylko się potwierdziły kiedy mężczyźni się rozdzielili a Pyxis wskazywał na czarnowłosego. Przez ten cały czas nie mogli zobaczyć jego twarzy. Dopiero gdy wyszli za nim z centrali i weszli do pobliskiego parku mężczyzna się odwrócił i rozejrzał. Najprawdopodobniej instynkt podpowiadał mu, że jest obserwowany. Jego niebieskie oczy rozglądały się uważnie. Na czole pojawiło się kilka zmarszczek kiedy w zamyśleniu zmarszczył brwi.

-Czy ktoś tu jest?!

Wykrzyknął jakby w przestrzeń. Kiedy odpowiedziała mu tylko cisza wzruszył ramionami i zaczął podążać w stronę miasta. Cała piątka odetchnęła z ulgą. W ostatnim momencie udało im się schować za jednym z większych krzaków. Ponownie zaczęli iść za domniemanym mordercą. Pomimo tego, że Pyxis wyraźnie wskazywał na niego Ed miał co do tego mieszane uczucia. Nie był do końca przekonany co do tego mężczyzny, wydawał się normalny. Nie jakby zabił człowieka. Zdawał się być zwyczajnym członkiem armii. Zbyt zwyczajnym jak na gust stalowego. Powoli jego głowa zaczęła zanika w tłumie. Coraz trudniej było podążać z nim. W tym momencie dziękowali za umiejętności Pyxis. Kiedy tłum się przerzedził nigdzie nie było widać mężczyzny w mundurze. Zaskoczeni alchemicy rozglądali dookoła siebie. Jednak nigdzie nie widzieli czarnowłosego mężczyzny. Duch kompasu w tym momencie wyraźnie wskazywał na małą dziewczynę stojącą przy jednej z witryn sklepu. Zaskoczony Ed poprosił Natsu o pomoc. Ten stwierdził, że owa dziewczynka pachnie identycznie jak tamten mężczyzna. Skołowani alchemicy nie mieli pojęcia co zrobić. Przecież to niemożliwe aby ta małą blondynka w uroczej białej sukience mogła być tamtym facetem a już na pewno nie mogła być mordercą. W końcu w garść wziął się Al, który podszedł do małej i przyjaźnie zapytał.

-Cześć. Zgubiłaś się? Gdzie twoja mama?

WCZEŚNIEJ. PERSPEKTYWA ENVIEGO

Razem z tym głąbem z centrali idę po jakieś tajne dokumenty. To jest strasznie zabawne jak łatwo wykiwać tych idiotów. Niewiarygodne jacy debile pracują w armii! HA HA! Mam ochotę roześmiać się na głoś! Oho. Kogo to moje piękne oczy widzą. Stalowy kurdupel razem ze swoim braciszkiem... ciekaw co robią w tej części centrali... Jak przystało na ludzi niższej rangi razem z moim głupim kompanem zasalutowaliśmy wielkiemu PFF HA HA HA raczej małemu alchemikowi HA HA. Jak można okazywać szacunek osobie niższej od siebie. Do tego to zwykły dzieciak. Fakt, że ojciec jest nim zainteresowany strasznie mnie denerwuję! Nawet nie zaszczycił nas spojrzeniem! Co za ignorant pff. Przynajmniej nas nie zatrzymywali. Kiedy odeszliśmy kilka kroków kontem oka zauważyłem jak kurdupel i chodząca puszka odwracają się w naszą stronę... nie podoba mi się wyraz twarzy blondaska. Czemu nas śledzą?! Przecież nie zrobiłem nic podejrzanego, swój wygląd zmieniam codziennie więc czemu za nami idą?! Może to ten trep coś zrobił? Wątpię, jest zbyt głupi by zrobić cokolwiek poza ślepym służeniem komuś mądrzejszemu od siebie. Musze zobaczyć czy to mnie śledzą czy tego bałwana. Może to tylko przypadek i np. się pomylili? Trochę wątpię ale kto wie.

-Och wybacz ale właśnie mi się przypomniało, że muszę załatwić jedną sprawę. Innym razem dasz mi te papiery.

-Rozumiem. Nie ma sprawy. Do zobaczenia.

-Do widzenia.

Jak łatwo można go wykiwać to się w głowię nie mieści. Teraz się okaże czy to mnie szukają. Pójdę do... najlepiej chyba do parku. W racie czego będzie mało świadków... i będę mógł zmienić postać. Tak jak przewidziałem to mnie śledzili. Pytanie tylko brzmi CZEMU!! Nie zachowywałem się podejrzanie. Ani nic takiego. Czego mogą ode mnie chcieć? Jaki ten kurdupel jest irytujący. W przypływie złości odwróciłem się. SZLAK! Szybko się uspokoiłem. Zacząłem się rozglądać.

-Czy ktoś tu jest?!

Muszę zachować pozory. Oczywiście nikt mi nie odpowiedział. Wyruszyłem ramionami i zacząłem kierować się w stronę miasta tam może ich zgubie. To strasznie uciążliwe. Czuje się jak pies do którego przyczepił się rzep i nie chce spaś! W końcu jestem pośród ludzi. Teraz ten cholerni nie może mnie zobaczyć! HA! I kto jest górą! Niezauważenie zmieniłem się w małą niepozorną dziewczynkę! Teraz na pewno mnie nie poznają. Może poprzednio mieli śledzić takiego żołnie i po prostu się pomylili... mało informacji czasem robi swoje. Stanąłem koło jakiegoś sklepu. Udając, że zachwycam się produktami, kontem oka obserwowałem poczynania alchemików. Kiedy wyszli z małego tłumu zaczęli się rozglądać zapewne za gościem w mundurze HA HA i jak tu się nie śmieć? Zaczęli ze sobą dyskutować. Tak! Połknęli haczyk zapewne zaraz sobie pójdą! Chwila! Dlaczego gapią się w moją stronę?! O co im chodzi! Znowu gadają... dlaczego tak puszka idzie w moją stronę?! Przecież jestem mała, urodzą dziewczynką!

-Cześć. Zgubiłaś się? Gdzie twoja mama?

Szlag no to się wkopałem! Chwila! Podeszli do mnie dlatego, że jestem dzieckiem? Uff

-Moja mamusia poszła do sklepu. Powiedziała żebym tu na nią poczekała... ale długo nie wraca... mógłby pan po nią pójść?

Zapytałem ze łzami w oczach. Takie tanie chwyty zawsze działają HA HA Ale oni naiwni.

-Oczywiście jak się nazywasz? I jam ma na imię twoja mama?

O kurde... o tym nie pomyślałem ta puszka strasznie mnie denerwuję!

-Mam na imię Elizabeth a moja mama Sofia.

-Edziu poczekasz tu razem z nią?

O NIE.. NIE NIE NIE! CHOLERA! Nie pomyślałem o tym! Normalnie bym sobie stąd poszedł ale jak jest tu ten kurdupel nic nie mogę zrobić.

-Ech jasne... poczekam.

KURWA! Dlaczego się zgodził! Delikatnie uśmiechnąłem się do blondaska. Musze grać jak najlepiej. Albo... szubko pobiegłem za pierwszy lepszy budynek... niestety ten kurdupel za mną, krzycząc abym się zatrzymała co za ironia jestem facetem a on do mnie w formie żeńskiej. Uciekałem tak przed nim aż nie znalazłem się na jednej z bardziej zatłoczonych ulic. Szybko się zmieniłem w zwykłego nastolatka. Tak aby nie mógł się już nikt do mnie przyczepić. Z satysfakcją gapiłem się jak ten kretyn szuka małej dziewczynki w tym tłumie. Długo nie trwało a dołączył do blondaska jego brat. Teraz we dwójkę jak ci idioci zaczęli się rozglądać. Aż chce mi się śmiać jak na nich patrzę HA HA! Chwila! Co oni znowu idą w moja stronę?! To się zaczyna robić nieznośne! Kurdupel wyciągnął ten śmieszny zegarek aby pokazać swój status PFF!

-Przepraszam obywatelu ale czy nie widziałeś w pobliżu małej dziewczynki. Blond włosy około dziewięć lat. Ubrana w białą sukienkę.

Czy los tak okrutnie ze mnie kpi?! Czemu akurat mnie zapytał? Czyżby faktycznie mnie o coś podejrzewali? Jeśli tak to skąd wiedzą, że ja to ja? A niech cię Stalowy kurduplu!!

-N-nie przykro mi...

Udałem głupa. Przecież nie powiem im „Jasne to ja jestem ta uroczą istotką" HA HA! Nie jestem idiotą!

-Rozumiem czy mogę poprosić abyś z nami poszedł?

CO?! Co on kombinuję?! O co tu chodzi?!

-E-e przepraszam... ale jestem niepełnoletni... i maja rodzina będzie się o nie martwić... a w ogóle o co chodzi?!

Zaczynam się naprawdę denerwować!

-Spokojnie. To tylko rutynowe działanie. Ta mała uciekła z domu. Podobno była widziana w tej okolicy i jako państwowy alchemii dostałem misje aby ją znaleźć. Ale jako, że jej tu nie było muszę zdać z tego raport. A ty jesteś światkiem. Więc muszę spisać twoje zeznania.

Sprytnie blondasku. Teraz nie mogę ci odmówić bo stanie się to podejrzane i będziesz miał prawo nie aresztować. A niech cię szlak trafi! Chcąc nie chcąc musiałem z nimi iść. Jak na złość ta puszka idzie za mną a mały alchemii przede mną. CHOLERA! Nie mam się jak wyrwać! Co gorsza prowadzą mnie w innym kierunku ja centrala. Co oni kombinują?! Czyżby domyślili się, że nie jestem tym za kogo się podaję? Weszliśmy do jakieś ślepej uliczki. W jednym momencie bracia użyli alchemii i stworzyli w o kół nas kopułę kompletnie odcinając nas od świata zewnętrznego...chyba mam kłopoty. Przez tę ciemność nie mogę określić gdzie są... CHOLERA!

NARRACJA TRZECIOOSOBOWA

Bracią z pomocą magów udało się złapać tego przebierańca. Jak zasugerowała Wendy może być to mag. Wspomniała, że ich przyjaciółka posługuje się taką mocą która umożliwia jej zmianę w inną osobę. Ed bezszelestnie podszedł do brata. Najciszej jak potrafił wyszeptał aby magowie wyszli ze zbroi. Ten...człowiek? mag? Zaczął zadawać masę pytań typu „O co tu chodzi?" czy „To chyba jakaś pomyłka!". Kiedy magowie byli już poza zbroją Stalowy wyszeptał do dziewczyn aby zawiadomiły najpierw przyjaciół a później Mustanga gdzie się znajdują i aby jak najszybciej tu przyszli. Po tych słowach użył alchemii i stworzył drzwi przez które wyleciała Carla z Wendy w łapkach. Przez ta chwile gdy rozjaśniło się w kopulę mogli dostrzec pełne nienawiści oczy świecące niebezpiecznie. Szybko zamknęli przejście znów za pomocą alchemii. Gdy dobiegł ich krzyk nastolatka? Dziecka? Mordercy?

-Czego chcecie?!

Ed prychnął w rozdrażnieniu.

-I ty jeszcze masz czelność pytać?! Zabiłeś Hughesa! Zgadza się?!

Najpierw była ogłuszająca cisza. Później kopułę wypełnił histeryczny, drwiący i irytujący śmiech. Starszy z braci dał sygnał Natsu aby rozświetlił „pomieszczenie". Mag uformował kule ognia która później zawiesił na samym środku sklepienia. Wszystko utrzymane było w półmroku, jednak nawet w nim było doskonale widać cztery sylwetki. W tym martwego Hughesa. W przerażeniu wpatrywali się w żywego trupa. Przecież on nie żyję?! Kim on jest?! Takie i podobne pytania kotłowały się w głowach trzech zszokowanych postaci. Ten sam śmiech znów poniósł się po kopulę.

-Jak widzisz drogi Edwardzie jestem żywy. Choć... nie... Ten idiota jest martwy HA HA HA! Zimny i sztywny! HA HA! A wiesz co jest najlepsze?! HA HA! Że w momencie swojej śmierci widział jakże ukochaną żonę HA HA! Która go zabiła swoimi rękoma! HA HA!

Wypowiadając ostatnie słowa zmienił się w panią Gracie Hughes.

Przepraszam, że  rozdział tak późno ale nie miałam internetu przez dwa tygodnie T_T

Postaram się jak najszybciej wrzucić kolejny jednak jak sami wiecie, zbliża się koniec roku szkolnego i muszę nadrobić zaległości i pozdawać niektóre rzeczy. 

W każdym razie mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba. 

I przepraszam, że w takim momencie skończyłam rozdział ale... taka akcja będzie potrzebna w dalszych rozdziałach 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top