Rozdział 2

Magowie razem z alchemikami i pułkownikiem Mustangiem na czele wkroczyli na pusty dziedziniec. Był to obszar całkowicie pokryty trawą na środku, którego znajduję się kamienna fontanna na około, której stoją trzy drewniane ławki. Biała kotka przejrzała się w tafli wody. Wendy razem z Lucy usiadły na jednej z ławek natomiast Erza, Gray i Natsu stanęli za ową ławką. Wpatrywali się wyczekująca w Roya. Bracia Erlick stali za pułkownikiem również wpatrując się w jego plecy. Koty usiadły na drugiej ławce. Nie chciały za bardzo mieszać się w pokaz siły zwłaszcza, że ich zdolnością jest jedynie latanie. Zgoda Carla umiała przepowiadać przyszłość ale nie zawsze oraz nie na swoje zawołanie więc nawet nie widziała sensu dzielenia się tą informacją z obcymi.

-To kto zaczyna?

Spytała Lucy widząc, że nikt za bardzo nie pali się do wystąpienia jako pierwszy. Westchnęła głośno po czym wstała ze swojego miejsca.

-Jak już wcześniej było wspomniane jestem magiem gwiezdnych duchów. Mogę przyzywać duchy z ich świata do naszego. Są dwa rodzaje kluczy: srebrne-czyli powszechne i raczej słabsze oraz złote-rzadkie i dość silne. Mogę się pochwalić, że na świecie jest jedynie 12 złotych kluczy a ja posiadam ich aż 10. To może na początek...

Blondynka zamyśliła się chwile po czym wyjęła srebrny klucz z podobizną małego bałwanka z profilu. Włożyła przedmiot w powietrze tak jakby do dziurki od klucza, przekręciła po czym powiedziała

-Otwórzcie się wrota małego pieska Nicola!

Pojawił się niebieski okrąg w miejscu gdzie znajdował się klucz. Wszyscy usłyszeli tak jakby dzwon. Rozbłysło światło a po chwili koło dziewczyny stała malutka biała postać przypominająca bałwanka. Plue cały czas trząsł się.

-To jest Plue. Mały piesek. Raczej nie nadaje się do walki ale parę razy wyciągnął mnie z opresji.

Powiedziała Lucy z uśmiechem. Do stworzonka podszedł Ed. Dokładnie przyjrzał się Plue. Zmarszczył brwi po czym poważnie spojrzał na blondynkę.

-Ty to nazywasz pieskiem? Przepraszam ale w którym miejscu? Poza tym to coś nie nadaje się zupełnie do walki. Jest bezużyteczny. Tylko tym zajmuję się „mag gwiezdnych duchów"? jeśli tak to raczej nie będzie z ciebie pożytku na wojnie.

Powiedział surowo. Dziewczyna poczuła się urażona uwagą chłopaka ale tak samo chciała pokazać mu, że się myli. Wyciągnęła kolejne dwa klucze. Tym razem złote. Uśmiechnęła się przebiegle.

-Otwórzcie się wrota Lwa Leo! Otwórzcie się wrota Koziorożca Capricorn!

Znów rozbłysło światło i dało usłyszeć się charakterystyczny dźwięk. Po prawej Lucy pojawił się młody chłopak. Pomarańczowo włosy miał na sobie czarny garnitur i okulary przeciwsłoneczne. Natomiast po lewej stał człowiek którego wygląd przypomina kozę. Ubrany tak samo jak Lokey jednak jego wygląd jest o wiele bardziej srogi i surowy.

-Czemu wzywasz nas Lucy? Czyżby ten pokurcz cię prześladował?

Spytał z niebiańskim uśmiechem Lew.

-Nie, nie spokojnie Lokey. Po prostu chciałam mu udowodnić, że gwiezdne duch są potężnie, a nie tak jak „pan wszystko wiem" myśli, że to bezużyteczne na wojnie stworzonka. Tak więc drogi Edwardzie przedstawiam ci najsilniejszego z wszystkich gwiezdnych duchów oto Lew Lokey oraz Koziorożec Capricorn.

Chłopak stał lekko wmurowany. Nawet fakt, że został nazwany pokurczem gdzieś mu umkną.

-A teraz może pokarzecie, że faktycznie coś potraficie a nie wyglądacie tylko jak moja obstawa.

Powiedziała z uśmiechem Lucy. Lokey uśmiechnął się przebiegle. Dłonie na których znajdowały się po jednym sygnecie zaświecały się złotym blaskiem. Wzbił się w powietrze po czym wykrzyknął

-Pięść Regulusa!

Spadł kilkanaście metrów od nich uderzając pięścią w ziemie. Ta zatrząsał się. W tym miejscu powstał spory krater. Lokey wyprostował się i otrzepał ramiona z kurzu. Capricorn właśnie szykował się do pokazania swoich zdolność lecz on oraz Plue i Lokey nagle zniknęli. Dopiero teraz alchemicy zobaczyli iż Natsu niesie nieprzytomną Lucy na ławkę.

-Co się jej stało?

Spytał zaniepokojony Al.

-To przez to, że wezwała trzy duchy na raz. Nie powinna tego robić ponieważ jest to bardzo wyczerpujące. Gdyby wzywała je po kolei to pewnie nic by się nie stało.

Wytłumaczyła Erza.

-Wendy mogłabyś się zająć Lucy? Przy okazji pokazałabyś niektóre swoje zdolności.

Dodała czerwono włosa patrząc na dziewczynkę. Ta tylko kiwnęła głową i podbiegła do nieprzytomnej, która leżała na ławce. Wyciągnęła ręce nad blondynkę. Pojawił się zielony okrąg. Wszyscy wpatrywali się w poczynania młodego maga. Po kilku minutach Lucy otworzyła oczy. Powoli usiadła na ławce trzymając się za głowę.

-C-Co się stało?

Spytała słabym głosem.

-Zemdlałaś. Co ci strzeliło do głowy aby wzywać trzy duch na raz! Do tego dwa złote!

Zbeształa dziewczynę Erza. Ta uśmiechnęła się przepraszająco.

-Eee tak jakoś wyszło. Obiecuję, że więcej tego nie zrobię.

Powiedział skruszona Lucy. Nagle koło nich pojawił się Lokey.

-Lucy! Wszystko dobrze?! Tak nagle nas odesłało do świata duchów! Martwiłem się!

Krzyczał pomarańczowo włosy.

-Ech wybacz. Nie chciałam was zamartwiać. Wszystko już dobrze. A tak poza tym ile razy mogę ci powtarzać, że masz sam się nie wpraszać do świata ludzi!

-Ale musiałem sprawdzić czy wszystko dobrze u mojej pani.

Powiedział z cwaniackim uśmiechem. Wziął dłoń Lucy i złożył na niej delikatny pocałunek po czym zniknął. Alchemicy wpatrywali się z dość głupimi minami na scenę odgrywaną przed nimi.

-Eee to. Jak już się pewnie domyślacie posługuję się magią leczenia. Ale nie tylko. Tak jak Natsu jestem smoczym zabójcą. Tyle, że ja jestem Niebiańskim. I moim żywiołem jest powietrze.

Zaczęła tłumaczyć Wendy gdy cisza zaczęła być już trochę nieznośna.

-Właśnie „smoczy zabójca" czym różni się taka osoba od zwykłego maga.

Spytał szczerze zainteresowany Roy.

-Mamy bardzo dobrze rozwinięty węch, wzrok i słuch. Nie można wyuczyć się tej magii ponieważ można nauczyć się jej jedynie od smoka. Na ten przykład mnie wychowała Grandeene. Niebiański smok.

Bracia spojrzeli po sobie. Czy ona mówi o takim prawdziwym smoków jak w bajkach? Takim z łuskami, zionącym ogniem?

-Dobrze rozumiem? Mówisz, że wychował cię smok? Taki jak w bajkach? Ogromna bestia z łuskami i takimi tam?

Spytał Edward. Wolał się upewnić. Dziewczynka z uśmiechem kiwnęła głową na tak.

-Wydaję mi się, że Natsu lepiej zaprezentuje smocze moce. Jak już wspominała bardziej specjalizuję się w magii leczenia.

Powiedziała po czym usiadła koło blondynki.

-To w takim razie może....Gray! pokarz co potrafisz!

Zawołała Erza. Chłopak westchną dość głośno. Podszedł do fontanny. Włożył rękę do wody a ta zaczęła zamarzać by po chwili nawet kamienne części zaszły szronem.

-Oprócz zamarzania wody mogę tez tworzyć lód z niczego.

Powiedział po czym przyłożył pięść do otwartej ręki. Zabłysł niebiski krąg. Po chwili wyciągnął otwartą dłoń w której znajdowała się mała podobizna Ala z lodu.

-Wykorzystuję magię tworzenia. Za jej pomocą mogę atakować oraz się bronić.

Wytłumaczył.

-Rozumiem. Mam tylko jedno pytanie. Dlaczego chodzisz w samych bokserkach?

Spytał Mustang. Chłopak spojrzał szybko na swój goły tors. Zaczął panicznie rozglądać się za swoimi ubraniami. Jego wzrok padł na Wendy która trzymała w rękach jego ubrania. Szybko no niej podszedł. Zabrał rzeczy i zaczął się ubierać. Jak tylko się ubrał podrapał się po karku zmieszany.

-To tak z przyzwyczajenia. Moja mistrzyni miała dziwne metody. Skuteczne, ale dziwne.

Podeszli do niego bracia. Jeden położył rękę na jednym ramieniu a drugi na drugim.

-Rozumiemy cię w stu procentach.

Powiedzieli chórem.

-Dość tych czułości. To może teraz ja.

Powiedziała pewnie Erza. Wystąpiła na środek.

-Wspominałam już, że posługuję się magią podmiany. Mogę przyzywać i przyodziewać się w różne zbroję. Na ten przykład niektóre zbroję wspomagają siłę inne szybkość a jeszcze inne zwinność.

-Zapomniała dodać, że posiada zbroję uwodzenia.

Szepnął Natsu do Happi'ego jednak szybko tego pożałował, gdyż został zgromiony wzrokiem Tytani. Pod dziewczyną pojawił się krąg. Cała została pokryta blaskiem który po chwili znikną. Teraz była ubrana w luźne czerwone spodnie z płomieniami na końcach nogawek. Zamiast bluzki miała bandaż owinięty wokół piersi. Włosy spięte w wysoka kitek. W rękach pojawiły się dwie katany.

-To jest zbroja Czystego Serca. Moja szybkość w niej jest dużo większa. Również moje miecze są śmiertelnie ostre.

Po chwili dwa miecze zniknęły a w ich miejscu pojawiła się włócznia.

-Mogę również zmieniać samą broń.

Dodała. Po czym wróciła do swojego codziennego stroju. Alchemicy kiwnęli głowami na znak, że wszystko zrozumieli.

-W końcu moja kolej!

Wykrzyczał Natsu po czym uniósł głowę do góry i ponownie wykrzyczał.

-Ryk ognistego smoka!

Z jego ust wybuchnął ogień. Był to wielki płomień skierowany w górę na dobre kilkanaście metrów. Alchemicy byli pod dużym wrażeniem.

-No nieźle. Ale ja również posługuję się ogniem. Sprawdźmy czyj płomień jest silniejszy.

Powiedział pewien swego Mustang. Natsu z wielkim uśmiechem kiwnął głową na zgodę. Ed zrazem z Alem odsunęli się od pułkownika i podeszli do magów.

-Musicie wiedzieć, że pułkownik jest bardzo silnym alchemikiem. Zmienia powietrze w ogień więc tak naprawdę jego wymiana nie ma końca i póki ma suche rękawiczki może cały czas wzniecać płomienie. Z tego co zauważyłem wasza siła może się wyczerpać więc w tym wypadku Natsu raczej przegra.

Powiedział Al. Jednak magowie byli spokojni. Wiedzieli, że w tym starciu Natsu wygra na sto procent.

-Ech Lucy... chciałem cię przeprosić. Twoje zdolności są niesamowite.

Powiedział Edward tak aby tylko blondynka mogła go usłyszeć.

-Nie masz za co przepraszać. Pewnie zareagowałabym podobnie gdybym pierwsze co zobaczyła Plue. To nie jest duch do walki a bardziej... do towarzystwa.

Powiedziała z uśmiechem blondynka.

-Gotowy Magu?!

Zapytał Mustang przeciwnika. Stali jakieś 16 metrów od siebie.

-Pokarz na co cię stać alchemiku!

Zawołał z uśmiechem Natsu. Roy pstryknął palcami a w stronę Natsu wystrzelił ogromny płomień, który otoczył go całego. Bracia w napięciu wpatrywali się w chłopaka którego pokrył ogień. Jednak jego przyjaciele byli spokojni tak jakby nie był właśnie w niebezpieczeństwie. Kiedy Roy już chciał przerwać atak i sprawdzić czy wszystko dobrze z nastolatkiem z miejsca gdzie stał zaczął wydobywać się dziwny dźwięk a po chwili oczom wszystkich ukazała się niecodzienna scena. Niecodzienna jak dla alchemików. Natsu pożerał ogień. Wsysał go prosto do żołądka. Kiedy już nie było nawet śladu po ataku pułkownika chłopak uśmiechnął się i powiedział.

-Dziękuje za posiłek. A teraz...Pięść ognistego smoka!

Wykrzyczał i wybił się z nogi w stronę Roya. Ten w ostatnim momencie uskoczył. Pułkownik próbował jeszcze parę razy zaatakować jednak wszystko kończyło się tak samo. Ogień po prostu się nie imał Natsu. Po raz kolejny mag zaatakował Mustanga. Gdy jego pięść pokryta ogniem była jakiś metr od alchemika nastolatek przerwał atak a samą pięść zatrzymał kilka centymetrów od jego twarzy.

-Chyba wygrałem.

Powiedział z wielkim uśmiechem mag. Niechętnie Roy musiał przyznać mu rację.

-To był niesamowity pokaz. Jesteście naprawdę silni.

Pochwalił wszystkich pułkownik. Rezem z Natsu wrócili do pozostałych osób.

-A właśnie. Pułkownik jest płomiennym alchemikiem więc posługuje się płomieniami a co z wami.

Spytał Gray patrząc na braci.

-My posługujemy się bardziej.... klasyczną wersją. Na przykład z ziemi tworzymy różne rzeczy i inne tego typu. Jet to bardzo przydatne w walce bo z wszystkiego możemy zrobić bronie.

Wytłumaczył Alphonse.

-Wcześniej wspomniałeś, że pułkownik może walczyć do puki ma suche rękawiczki. Czy to dzięki nim może pan używać alchemii?

Zwróciła się do starszego mężczyzny Erza.

-To po nie kąt prawda. Chodzi o ten kręg który jest na materiale. Gdybym na przykład wyrył go sobie na ręce to również mógłbym używać alchemii. Każdy alchemii używa kręgu transmutacyjnego. Jedni malują je, inni jak na przykład ja mają już na czymś. Kręgi są różne jednak każdy alchemii musi go używać.

Wytłumaczył Roy. Dziewczyna skinęła głowa na znak, że zrozumiała.

-A wy je malujecie?

Spytał mag lodu młodych alchemików. Widać, że to pytanie wprowadziło ich w zakłopotanie. Bracia wymienili porozumiewawcze spojrzenie. Edward wziął głęboki oddech i zaczął mówić.

-Nie. My nie używamy kręgów. Wytłumaczę wam to ale mi nie przerywajcie.

Dodał widząc jak blondynka otwiera usta by coś powiedzieć.

-My nie musimy używać kronów przez dziecięcą głupotę. Kiedy miałem 6 lat nasza matka umarła. Byliśmy zrozpaczeni. Ojciec odszedł od nas więc opiekę nad nami przejęła Pinako Rockbell. Jest to nasza sąsiadka jak i babcia naszej przyjaciółki z dzieciństwa. Już w tedy interesowaliśmy się alchemia bo ojciec się nią zajmował. W domu było mnóstwo ksiąg o niej. Pewnego razu w naszej wiosce wylała rzeka. Prawdopodobnie zalała by wiele terenów ale na szczęście przejeżdżała tędy pewna kobiet. Izumi Curtis dzięki alchemii uratowała naszą wioskę. Razem z Alem byliśmy światkami niesamowitego pokazu alchemii. Poprosiliśmy ją aby została nasza mistrzynią. Na początku się nie zgodziła. Ale koniec końców została naszą mistrzynią. Miała dziwne jednak skuteczne metody nauki. Pozostawiła 10 i 8 letnich chłopców na wyspie. Małej wyspie na środku ogromnego jeziora. Na dodatek grasował tam szaleniec który próbował nas zabić. Przeżyliśmy tam miesiąc. Po tym okresie Izumi przypłynęła po nas. Jak się później okazało ten szaleniec to przyjaciel naszej mistrzyni który miał nas straszyć i przy okazji pilnować. Nie powiem jej metody były dziwne. Ale dawały wspaniałe skutki. Dzięki temu miesiącu spędzonemu na wyspie nauczyliśmy się co to zasada równowartej wymiany. Po roku spędzonym na naukach Izumi wróciliśmy do naszej wioski. Wiele się nauczyliśmy. A Izumi dała nam aby jeden zakaz odnośnie alchemii. Nigdy nie transmutować człowieka. Krótko po powrocie złamaliśmy ten zakaz. Chcieliśmy przywrócić naszą matkę do życia. Człowiek składa się z wielu składników na przykład węgiel, woda i tak dalej. Przepis na człowieka opisany był w jednej z ksiąg ojca. Wszystko przygotowaliśmy.... i przystąpiliśmy do rytuału. Nie bez powodu transmutacja człowieka jest zabroniona. Za naszą próbę transmutacji matki zapłaciliśmy dużą cenę. Ja straciłem lewą nogę.

Na potwierdzenie podwiną lewą nogawkę ukazując automaila. Nikt się nie odezwał. Magowie wsłuchiwali się z fascynacją w opowieść młodego alchemika.

-Natomiast Al.... Al... Al stracił ciało. Aby odzyskać jedynego brata... jedyną rodzinę jaką posiadałem umieściłem jego duszę w zbroi.

Alphonse podniósł hełm. Pochylił się. Madzy przeżyli nie lada szok gdy zobaczyli pustą zbroję. Ale i tak nikt się nie odezwał. Chcieli poznać historię braci do końca.

-Za tą transmutację również poniosłem karę i straciłem prawą rękę.

Tym razem podwiną rękaw.

-Po tym Al zaniósł mnie do babci Pinako. Stałem się wrakiem człowieka. Zresztą z Alem nie było lepiej. Wyobraźcie sobie, że nie możecie jeść, spać. Nic nie czujecie. Wydaje mi się, że on cierpiał o wiele bardziej ode mnie. Później przyjechał Mustang wraz z Riz. Najpierw poszli do naszego domu gdzie był krąg do transmutacji człowieka, dużo krwi, porozwalanych mebli. Później poszli do babci. Tam zastali mnie bez kończyn, Ala uwięzionego w zbroi. Po rozmowie z nim zdecydowałem się na rehabilitację. Wielu dorosłych się jej boi gdyż towarzyszy jej ogromny ból. Ja jako 11 letnie dziecko podjąłem się czegoś od czego wielu dorosłych ludzi czasem weteranów wojennych ucieka. Do moich nerwów podpięto różne mechanizmy, a następnie automaila. Bolało jak cholera, ale chciałem móc być samowystarczalnym w stu procentach. Zostałem Państwowym Alchemikiem. Wojskowym Kundlem. Wraz z Alem spaliliśmy nasz dom aby pozbyć się miejsca do którego możemy wrócić i wyruszyliśmy szukać sposobu na odzyskanie naszych ciał. Osoba która złamie zasadę transmutacji człowieka trafia przed bramę prawdy. Gdy się ją ujrzy te wszystkie kręgi są niepotrzebne. Jednak sam widok jej jest przerażający a uczucie jakie mu towarzyszy nie do opisania. Jest sposób abyśmy odzyskali ciała. Kamień filozoficzny. Jednak kiedy dowiedzieliśmy się jak tworzy się ów kamień postanowiliśmy go nigdy nie wykorzystywać. Kamień tworzy się z ludzi. Z żyjących ludzi. Dlatego nigdy go nie wykorzystamy.

Zakończył. Magowie wpatrywali się w braci z mieszaniną uczuć. Czuli współczucie, podziw ale i strach czy przerażenie. W końcu odezwała się Erza.

-Przykro nam. To co was spotkał nigdy nie powinno mieć miejsca. Jeśli możemy w czymś pomóc to mówcie śmiało.

Nastolatek posłał jej smutny uśmiech.

-Pozostaje jeszcze kwestia naszej misji.

Dodała tym razem skierowała słowa do Mustanga.

-A tak. Racja zapomniałem, że jeszcze wam nie mówiłem jakie jest wasze zadanie. Maci dowiedzieć się kto jest odpowiedzialny za śmierć Maes Hughes. Wszelkie akta w tej sprawie są do waszej dyspozycji. Dowiedzie się kto jest jego zabójcą. Następnie możliwe, że będziemy potrzebować waszej pomocy. Oczywiście dopłacimy. Jaką walutę przyjmujecie?

-Kryształy. Później się rozliczymy. Na początek mógłby pan zaprowadzić nas do tych akt?

Spytała Erza. Mężczyzna w odpowiedzi kiwnął głową i zaczął podążać w stronę archiwum.

I oto kolejny rozdział ^^ mam nadzieje, że wam się spodoba bo sporo przy nim siedziałam 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top