rozdział 3
Adrien
Akurat, kiedy byłem u mojej księżniczki Władca ciem musiał wypuścić akume. Gdy byłem już na miejscu skąd dobiegał hałas, zobaczyłem biedronkę przyglądającą się złoczyńcy.
-biedronko, z kim dzisiaj mamy do czynienia?-spytałem-zróbmy to szybko bo obiecałem coś pewnej dziewczynie-odpowiedziałem po chwili.
-Czy masz na myśli mnie, w końcu przejrzałeś na oczy, że jesteśmy sobie przeznaczeni?-powiedziała-zapytała, a mi chciało się śmiać, Ale się powstrzymałem, aby jej jeszce bardziej nie ranić.
-przykro mi ale nie-próbowałem to powiedzieć jak naj milej.
-Jeszce zobaczymy-próbowała chyba powiedzieć to abym nie usłyszał, ale coś nie pykło.
-Naszym przeciwnikiem jest Cień( wiem że beznadziejna nazwa ale sorry)-powiedziała po chwili ciszy.
-więc choćmy się z nim przywitać.-Na moją twarz pojawił się cwaniacki uśmiech.
Szybko znaleźliśmy się obok przeciwnika, który akurat szedł w stronę wieży Eiffla.
-kogo my tu mamy. Biedronka i czarny kot-Zasmiał się złowrogo
-A ty, tak się nas boisz, że będziesz się chował w cieniu-zakpiłem z niego.
-Nie martw się, nie zauważysz mnie, tak samo jak moi rodzice, nigdy nie zwracali na mnie uwagi
-Rodzice na pewno cię kochają, tylko może ty tego nie zauważyłeś?-biedronka zaczęła grać na czas, dając mi sygnał żebym zaszedł go od tyły. Niezauważalnie kiwnołem głową na znak że rozumiem. Powoli zacząłem zbliżać się do niego.
-Dlaczego krzywdzisz całe miasto, za popełnione błędy twoich rodziców. Powinieneś z nimi na spokojny porozmawiać-Cień tylko parsknął śmiechem, ja ani biedronka nie spodziewaliśmy takiej reakcji z jego strony.
-ty myślałaś, że zagadując mnie odwrósisz moją uwagę od swojego towarzyszą który miał mnie zaatakować, kiedy nie patrzyłem. Twój błąd-w tedy wycelował swoją bronią w biedronkę, nie myśląc co robię rzuciłem się w stronę dziewczyny odbierając atak za nią.
-Aaa-zawyłem. Na moim prawym boku była głęboka rana, która strasznie krwawiła. Gdy biedronka oprzypomniała, zauważyła w jakim jestem stanie, szybko krzyknęła
-szczęśliwy traf-w jej rękach pojawił beton-co ja mam z tym zrobić?
-o nasza bohaterka chcę się bawić w budowlańca-zasmiał się z kpiną i rzucił się na nią. Nie miałam siły żeby wstać jej pomóc. Ale po jej minie widziałem, że ma pomysł.
Gdy Cień miała się rzucić na biedronkę, ona była szybsza i przygwoździła go do ziemi wykewając na jego nogi beton, aby nie mógł się ruszać. Zerwała jego naszyjnik, w którym znajdowała się akuma
-Pora wypędzić źle moce-krzyknęła podrzucając wiadro do góry. Ledwo co wstałem podpierając się o ścianę budynku. W ekspresowym tempie obok Biedronki pojawiła się masa dziennikarzy. Nawet nie zwrócili uwagi na mój stan, a to dzięki mnie, jakby nie ja biedronka pewnie dawno by nie żyła, ale czy kogoś to obchodzi, no jasne że nie. Nie chciałem brać w tym udziału postanowiłem szybko się z stamtąd ulotnić. Resztkami sił wstałem i udałem się do domu Marinette.
Rana strasznie mnie bolała, więc trudno było mi dostać się do niej do domu.
Gdy byłem już pod jej domem lekko w nie zapyukałem. Dziewczyna była przebrana w piżame, więc pewnie szykowała się do spania. Gdy mnie zobaczyła uśmiech pojawił się na jej twarzy.
Szybko podeszła i wypuściła mnie do środka.
-Witaj koc...-mina jej zrzędła gdy zobaczyła mają ranę-o Boże kocie co ci się stało?-spytała z troską w głosie.
-nic naprawdę-chciałem do niej podejść, ale nie mogłem utrzymać się na nogach i runołem na dziewczynę.
Moja głowaabyła położona na jej kolanach. A jej wzrok spoczywał na mojej bladej twarzy.
-Oj Kici, Kici-szepnęła-poczekaj tu, a ja przyniosę coś żeby zaszyć ci tę ranę. Lekko podniosła moją głowę, która następnie położyła na poduszce. Teraz miałem czasu, aby przyjrzeć się jej pokojowi. Był biało-różowy, ale większość ścian miała kolor różu. Nad biurkiem było okno przez, które wchodziłem. Choć pokuj był bardzo duży wydawał się ciepły i przytulny.
-kocie już jestem-z rozmyślań wyrwała Mari siadającej obok mnie. Dziewczyna kazała mi zdjąć kostium z prawej strony aby mieć lepszy dostęp do rany. Przez cały przyglądałem się jej z dokładnością. Z tej odległości mogłem dotrzeć piegi dokoła jej małego noska, których wcześniej nie zauważyłem.
-Pierwszy raz będę cokolwiek szywała, więc ee... przepraszam jeśli ci zaboli-lekko symbolem gdy poczułem, że zaczęła już zaszywać.
-Bardzo dobrze ci to idzie My lady-chciałem dodać jej jakoś otuchy. Zauważyłem lekki rumieniec na jej policzkach.
-więc jak to jest być superbohaterem?-spytała, aby pewnie zająć jakoś ten czas.
-Bardzo trudno jest po połączyć, zajęcia chata noira u te w moim prawdziwym życiu. Muszę bardzo uważać, aby nie zawieść tych którzy na mnie liczą.-marinette była bardzo dokładna w swoim zadaniu ale też doskonale mnie słuchała
-i gotowe-gdy spojzalem szczęka mi opadła, rana była zeszytach jakby zrobił to lekarz.
-możesz wstać-podkręciłem przecząco głową. Dziewczyna pomogła podnieść mi się z podłogi do pionu. Kiedy próbowałem zrobić krok bez jej pomocy, ale od razu tego pożałowałem. Gdy moja noga zetchneła się z podłogą poczułem poczułem wielki ból przez ranę. Straciłem równowagę co skutkowało upadkiem na Mari. W końcu otworzyłem oczy od razu zrozumiałem w jakiej sytuacji się znajdujemy a dokładnie pochylałem się nad nią na czworaka. Pewnie czuła się trochę nie komfortowo, ale nie wyrywała się. Po prostu leżała i patrzyłam w moje oczy. Ja też nie byłem jej dłużny. Jej oczy były tak piękne, wyjątkowe jak ona. Patrzyłem to na jej oczy to usta. Miałem wielka ochotę ją pocałować, ale nie mogłem zrobić nic brew jej woli. Złapała moją twarz w swoją małą rączkę i zaczęła kreslic różne kształty na moim policzku, robiła to tak delikatnie jakby bała się, że jej ucieknę, sprawiało mi to wielką przyjemność.
Powoli zacząłem przybliżyć się do jej twarzy, ciągle nie spuszczając wzroku z jej ust. Jedyne o czym teraz to poczuć jej usta na swoich. Bałem się tylko jej reakcji, bałem się że mnie odepchnie i zacznie wyzywać od zboczeńców. Przesunąłem się jeszcze bliżej czując słodki zapach jej perfum. Milczeliśmy wpatrzeni w siebie. Delikatnie odsunąłem dłonią włosy, które zasłaniały jej fiołkowe oczy aby zagłębić się w jej spojrzeniu. Była tak piękna. Objąłem ja w talii. Powoli zbliżyłem swoje usta do jej warg, aby potem lekko je musnąć. Były takie ciepłe i słodkie. Powoli zacząłem pieścić je swoim językiem na co ostrzymałem ciche jęki mojej księżniczki.
Nie chciałem przestać jej całować, ale odsunąłem się trochę aby mogła złapać oddech. Po chwili znowu wpiłem się w jej usta, ale teraz teraz trochę mocniej. Dziewczyna lekko pisneła, ale oddała moja pieszczotę. Wplątała swoje ręce w moje włosy czasem mocniej je ściskając na co zsmruczałem z zadowolenia. Każdy następny nasz pocałunku był bardziej dziki i brutalny. Na wzajem przygryzaliśmy swoje wargi. Oblizałem jej wargi prosząc o dostęp, którego od razu mi udzieliła. Nasze języki toczyły walkę, którą po chwili wygrałem. W końcu się od niej oderwałem dysząc ciężko. Dziewczya wyglądała na bardzo zmęczoną bo ledwo otwierała oczy. Podiołem ją i poszedłem w stronę łóżka. Przykryłem ją kołdrą i lekko pocałowalem w czoło
-dobranoc księżniczko-szepnolem i wyskoczylem przez okno. Ale Jeszce nie wiedziałam że ciągle ktoś się nam przyglądał.
Lila
Jak on mógł wybrać ją zamiast mnie. Ona nawet nie dotasna mi do pięt. Jeszce zobaczymy jak będzie błagał mnie o to abym go przyjęła.
********************
Witajcie w 3 rozdziale, sorry za taką długą przerwę ale nie miałam czasu na pisanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top