rozdział 2
Marinette
-To twój pierwszy dzień szkoły, chyba nie chcesz się spóźnić?- krzyknęła moja opiekunka Rosalina.
-Dobrze-powoli zwlekłam się z łóżka.Poszłam wziąć ubrania składające się błękitnej letniej sukienki. W łazience zrobiłam lekki makijaż i związałam włosy w dwa kucyki. Strasznie się stresowałam, nigdy nie chodziłam do szkoły, więc nie wiem jak to jest. Moją jedyną przyjaciółką była Cloe, córka burmistrza. Znałyśmy się od dzieciństwa, nasi rodzice przyjaźnili się a również robili ze sobą interesy. Dlatego byłam zmuszona przyjaźnić się z nią, a teraz jeszcze mamy razem chodzić do klasy. Pośpiesznie zbiegłam do kuchni gdzie czekało już na mnie śniadanie.
-Witaj Mari-powiedziała uśmiechnięta Rosalina.
-Cześć, nie wiesz przypadkiem kiedy wracają moi rodzice?-zapytałam z nutką nadziei.
-przykro mi, ale nie-oczy zaszły mi łzami chociaż jestem przyzwyczajona do ich nieobecności to i tak nie rozumiem jak można tak traktować własną córkę. Po moich policzkach zaczęły spływać pojedyńcze zły.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Nie mogłam się uspokoić chociaż i tak wiele łez przez nich wypłakałam.
-Ej, młoda wszystko w porządku?-spytała się z troską w głosie Rosie. Nie mogę tak dłużej, muszę się w końcu komuś wyżalic.
-Nie, nic nie jest w porządku-wtuliłam się w nią-Oni myślą że jak dostaje od nich najlepsze i najdroższe ubrania, mam wszystkio czego chcę to jestem szczęśliwa, ale nie wiedzą jak bardzo się mylą. - wybuchłam jeszcze większym płaczem-Ja chciałbym mieć tylko kochającą rodzinę, czy proszę o zbyt wiele?
-Spokojnie-Rosie głaskala mnie uspokajająco po plecach, ona była jedyną osobą na którą mogę liczyć nie wiem co bym zrobiła gdyby jej nie było-Oni cię na pewno kochają tylko okazują to w nietypowy sposób, a teraz spokojnie chyba nie chcesz wyglądać jak zombie pierwszego dnia szkoły-zaśmialam się słabo-Zbieraj się szybko bo musimy już jechać. Szybko zjadłam i poprawiłam makijaż, ale nadal miałam zaczerwienione oczy. Gdy byłam już gotowa razem z moja opiekunką pojechałyśmy pod szkołę.
W szkole
Byłam już przed salą lekcyjną, czekałam tylko, aż pani mnie przedstawi.
-Dobrze dzieci, jak wiecie do naszej klasy dołączy nowa uczennica Marinette Dupain-Chang.
Gdy usłyszałam te słowa myślałam że ucieknę jak najdalej stąd.
-No dobra Mari raz kozi śmierć-pomyślałam i pewnym krokiem weszłam do klasy. Myślałam że spale się ze wstydu, wszyscy uczniowie patrzyli na mnie, w niektórych spojrzeniach można było wyczuć pogardę. Dziewczyny z tej klasy zabijały mnie wzrokiem. Po chwili poczułam jakby ktoś nie opuszczał ze mnie wzroku , podążyłam w tamtą stronę wzrokiem napotykając intensywne zielone oczy należące do bladyna siedzącego w pierwszej ławce. Chłopak był ubrany w biały t-shirt, ciemne spodnie a jego blond włosy były roztrzepane na wszystkie strony. Chyba zorientował się co właśnie się dzieje bo szybko sposcil wzrok.
-No dobrze Marinette, powiedz coś o sobie-nigdy nie lubiłam opowiadać o swoim życiu, ale jak trzeba to trzeba.
-No to nazywam się Marinette Dupain-Chang, moi rodzice są sławnymi biznesmenami, więc często ich nie ma w domu. Zajmuje się wtedy mną moja opiekunka Rosalina. Nigdy wcześniej nie chodziłam do szkoły.-niektórzy uczniowie patrzyli na mnie współczujacym wzrokiem.
-No dobrze to może usiądź obok Alya w drugiej ławce.
Przez cały czas czułam na sobie wzrok blondyna, aż nie usiadłam w ławce-część jestem Alya, a ten przystojniak to Nino mój chłopak-pokazała na bruneta-a ten obok niego to Adrien-a więc tak ma na imię-od teraz twoi nowi przyjaciele-zahichotalam na jej słowa.
-Marinette, ale możecie mi mówić Mari.-powiedziałam z uśmiechem na twarzy.Jeszce chwile rozmawialiśmy, aż nie usłyszałam głosu pani.
-dzieci proszę o ciszę wracamy do lekcji. Otwórzcie książkę na stronie 9.
Po lekcjach
Cały dzień miną mi bardzo miło, wszyscy byli dla mnie bardzo sympatyczni. Najbardziej zdziwiło mnie zachowanie Cloe. W dzieciństwie była miał, opiekuńcza a teraz zmieniła się nie do poznania wszystkich dokuczała i wysmiewala się z innych , nie znałam jej od tej strony mam nadzieję że dla mnie taka nie będzie. Pozegnalam się z Alyą i ruszyłam w stronę wyjścia gdzie czekała już na mnie Rosie.
-i jak tam pierwszy dzień szkoły młoda?-spytała się mnie nie opuszczając wzroku z drogi.
-Myślałam że będzie gorzej-do końca drogi opowiadałam jej o moich nowych znajomych , jak zmieniła się Cloe. Ona też była bardzo zdziwiona jej zachowaniem.
Gdy byłyśmy już w domu chciałam szybko pobiec do swojego pokoju odrobić lekcję, gdy usłyszałam krzyki z dołu.
-O 19:00 zejdź na kolację!-krzyknęła z dołu Rosie.
Szybko wbiegłam po schodach do pokoju, zamykając z hukiem drzwi. Przebrałam się w luźne dresy i usiadłam do lekcji. Miałam zadaną chemię, jedyny przedmiot którego nie rozumiem, próbowałam wymyśleć cokolwiek, ale słabo mi to szło. Moje "robienie" lekcji przerławo mi pukanie w okno. Ze strachu, aż podskoczyłam co spowodowało spadniecie z krzesła. Rozmasowałam obolale miejsce i spojrzałam w okno, za nim stał "na moje oko" chłopak, w czarnym stroju, jedyne co się wyróżniało to jego dzikie, zielone oczy. Niepewnym krokiem podeszłam do okna i otworzyłam je, a postać zwinnie wskoczyla do mojego pokoju
-Witaj księżniczko-powiedział, ukazując rząd białych zębów.
-kim jesteś?
-Oh przepraszam. Gdzie moje maniery? Jestem najprzstojniejszy, najlepszy i najseksowniejszy chłopak, jak i bohater Paryża. Czarny Kot-ukękł na jedno kolano i delikatnie pocałował moją dłoń. Moje policzki nabrały czerwonego koloru.
-Jesteś słodka jak się czerwienisz.-moja twarz wyglądała jak dojrzały pomidor.
-skąd mam wiedzieć że nie jesteś jakimś psychopatą?
-możesz mi zaufać My lady-powiedział wstając ale nie puszczając mojej dłoni.
-nie jestem księżniczką-powiedziałam zabierając swoją rękę. Na co Chat posmutniał.
-nie, nie jesteś,ale moją tak-powiedział flirciarsko podkreślając słowo moja.
Chciałam już coś powiedzieć ale, przerwał mi głośny wybuch dobiegajacy z dworu.
-przykro mi księżniczko, ale miasto mnie wzywa wrócę wieczorem-pokłonił się teatralnie i wyskoczył przez okno.
-żegnaj-powiedziałam cicho, ale go już nie było. Stałam tam jeszce chwilę patrząc w miejsce gdzie stał chłopak.
-czy on powiedział że przyjdzie wieczorem?-pomyślałam i zeszłam na kolację bo wołała mnie Rosalina.
****************
To drugi rozdział mojego opowiadania, pomoc zawdzięczam @Lolcia174, do następnego XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top