Rozdział 14

-Witaj Marinette.

Gdy usłyszałam ten głos, aż mnie ciarki przeszły, chociaż nie wiedziałam do kogo on należy.

Spojrzałam w stronę skąd dobiegał głos, kiedy zobaczyłam, że w oknie stoi biedronka nie mogłam w to uwierzyć, czego ona  może ode mnie chcieć?

Chciałam już coś powiedzieć, ale mnie wyprzedziła.

-Pewnie zastanawiasz się co ja, obrończyni Paryża, idolka wszystkich mieszkańców, robi u takiej osoby jak ty- słowa wypowiedziane przez nią były tak nasiąknięte nienawiścią, tylko nie wiem dlaczego- nie musisz nic mówić, już ci tłumacze.

Biedronka zaczęła do mnie niebezpiecznie podchodzić, na co ja zaczęłam się cofać, po chwili natrafiłam na ścianę. Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie.

-Chcę tylko jednego - powiedziała przeglądając  swoje ręce - masz zostawić w spokoju czarnego kota , rozumiesz?- powiedziała jakby nigdy nic.

-A jeśli tego nie zrobię- odpowiedziałam jej, chociaż nie wiem skąd u mnie taka pewność siebie, ale nie mam zamiaru oddawać chata nikomu, a w zupełności jej

Gdy zobaczyłam jej minę, myślałam że wybuchnę śmiechem. Chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi bo odebrało jej mowę na moment, ale już po chwil pożałowałam swoich słow.

Sekundę później byłam już przyciśnięta do przez bohaterkę.

- Co ty sobie myślisz, że możesz się tak do mnie odzywać?- spytała mocniej mnie przyduszając, ledwo co udawało mi się łapać oddech.

- Masz dwie opcje, albo zostawisz Chata w spokoju albo pożałujesz tego ta twoja przyjaciółeczka.-  i jakby w tej chwili cała odwaga i pewność siły mnie opuściła. Zaczęłam się bać. Nie mogę w to wciągać jej, a jakby na prawdę jej coś zrobiła? Nie wybaczyłabym sobie tego nigdy.- i jaka jest twoja odpowiedz?- spytała po chwili.

-Dobrze, zostawię czarnego kota- odpowiedziałam ledwo słyszalnie, gdyż nadal miała ręce na mojej szyi.

-Dobrze dla ciebie, a raczej  dla twojej przyjaciółki, mam nadzieję, że dotrzymasz umowy- mówiąc to rzuciła  mną o ścianę na przeciwko. Poczułam nagły ból w plecach, który przeszył całe moje ciało. Straciłam oddech.

Gdy otworzyłam oczy jej już nie było.

Jeszcze przez jakieś kilka minut leżałam na podłodze próbując złapać oddech, i się uspokoić. Nagle poczułam łzy na policzkach. Po prostu się rozpłakałam, jak małe dziecko.

-Księżniczko jesteś tu?- usłyszałam ten dobrze mi znany głos, ale nie miałam siły podnieść głowę.- Mari, tu jesteś- gdy poczułam jego dłoń na swoim ramieniu szybko ją odepchnęłam.

-Nie dotykaj mnie!- powiedziawszy to, szybko podniosłam się z podłogi, ale zapomniałam o bólu, który powrócił przy szybkim ruchu, upadłam na podłogę

-Boże Mari, co się dzieje?!- jego wzrok  spoczął na mojej szyi- skąd masz te siniaki? Co się stało, powiedz mi- powiedział to już zdenerwowanym głosem.
Tak bardzo chciałam mu wszystko powiedzieć, przytulić się do niego, wypłakać mu się w ramię, ale nie mogłam, tu liczy się bezpieczeństwo Alyi.
-Zostaw mnie w końcu w spokoju, nie rozumiesz ja cię nie kocham, bawiłam się twoimi uczyciami,a myślałam że nie jesteś na tyle głupi, a jednak - gdy to powiedziałam znów miałam się ochotę rozpłakać, te słowa mnie bardzo bolały, chociaż myślałam inaczej musiałam to powiedzieć.
-Na prawdę tak myślisz?- w jego głosie nie było już słuchać ani krzty szczęścia, sam smutek.
-Tak, a teraz wyjdź stąd.-powiedziałam, nie patrząc na niego.
Czarny kot już nic nie powiedział jedyne co usłyszałam to dziek zamykanego okna i po chwili znów zapadła cisza.

CDN

Wiem że pewnie, z każdym następnym rozdziałem jest coraz gorzej, ale wybaczcie mi.
Spróbuje pisać dłuższe i lepsze.








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top