4. KOMU W DROGĘ, TEMU W CZAS!
Dziś wstałam rano, spakowałam swoje rzeczy do dużej, czerwonej walizki w czarne kropki ( w końcu :) jestem Biedronką ) i zeszłam na dół, na śniadanie.
- Ym...- mama nie była pewna, jak rozpocząć rozmowę- jak tam Córciu?
-Wyśmienicie!- ja byłam pogniewana- dasz mi może testament i naszykujesz jakiś grób?
-Po co? !
-Bo... jak z tamtąd wrócę cała umazana, to mi... po prostu serce nie wytrzyma i... trach!!! Pęknie!
-Nie przesadzaj! Nic ci nie będzie.
-Przekonamy się, jak wrócę.
- Ych! Nastolatki!
-No co?!
-Nic...
-A jednak coś do mnie masz! Co!? O co ci chodzi? !
-Marinette- tata się włączył do rozmowy- nie mów tak do mamy.
-Jak tak mam nie mówić, to jak?!
-Marinette!
-Marinette!
-A!!!! Przestańcie!!! Ciągle tylko "Marinette! Marinette! Marinette! " ludzie! Opanujcie się! - wybuchłam.
Pobiegłam do pokoju.
- Och... ychych, ychych! Nikt mnie nie rozumie!
-Spokojnie Marinette- pocieszała mnie Tikki.
- Nie mów tego imienia!
-Ok... to Biedronko!
-Cii!!! Bo jeszcze ktoś usłyszy!
-Nie martw się o to Mari...
- Yyy...!!- wybierała się we mnie złość.
- Mari. Tylko Mari.- zarumieniona i przestraszona zaśmiała się lekko.
- Och! Kogo ja oszukuje!? Jestem do bani!
W tym czasie...
- Dzień dobry - przywitał się Adrien- czy jest Marinette?
-Tak- odparła mama - a ty...
-Ja chciałbym pojechać z nią na tę farmę. Mój tata i pani mąż ustalali to wczoraj.
- Ach tak? Cóż.... dobrze.
-Super! 😆 A więc moja walizka jest tutaj- wskazał na czarną walizkę stojącą obok niego- możemy pojechać tam moją limuzyną.
-Nie ma potrzeby kłopotania...
- Ależ to żaden kłopot! - przerwał jej.
- Hej Adrien...- zaczęłam schodząc na dół.
-Cześć!- był uśmiechnięty. To nawet trochę dziwne! Poświęca się dla mnie i jeszcze się cieszy?!
- Daj mi walizkę - powiedział - wstawię ją do limuzyny.
- Łał! Pojedziemy twoją bryką?!
-Ychym. Tak. Cieszysz się?
-Czy ja się cieszę?! Jestem w siódmym niebie!!!😄😄😄😄😄😄😄😄😄😄😄😄
-To chyba nie była dobra kara...- pomyśleli rodzice - ale już się nie możemy wycofać... 😳😳😳😳😳😳😳
-To jedziemy - powiedział Adrien.
- Tak- odparłam- pa mamo, pa tato. Niedługo wrócę.
- Wiemy o tym...
- Ach! No tak! Y... no nic... to... paa!!!
- Pa!
Pojechaliśmy.
GPS kierował nas na farmę wuja Carla.
- Dojechaliśmy - oznajmiłam.
- Witajcie na mojej farmie!- usłyszeliśmy krzyk i nie mieliśmy wątpliwości, że był to wujek.
Hej. To znowu ja. Rozdział ma 380 słów. To do nexta!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top