3. ALE JAK TO?!
Weszłam na stadion.
Od razu ujrzałam tatę.
- Tatku!- wrzasnełam - jestem tutaj!
-Marinette?!- zdziwił się - co ty tu robisz? ! Dziecko !jesteś chora!
-No... wiem, to znaczy: nie.
-Co "nie"?
-Nie jestem... chora...
- Jak to?!
- Tak... bo... ja... nie odrobiłam wczoraj lekcji i.... skłamałam, by nie iść do szkoły.
- Marinette! Ja... ja ci ufałem! I... i tak się martwiłem!
- Wiem, dlatego tu jestem. Nie mogę znieść kłamstwa, widząc, jak... jak wy się tak martwicie i... przejmujecie....
- I to cię usprawiedliwia? !
-Yy... ...... nie. Prze... przepraszam.
Łza spłynęła z mojego policzka.
- Przepraszam- powtórzyłam - bardzo mi przykro.
- Chciałaś się zabawić, co?!
-Nie! Tato!
-A jednak... zadzwonię do mamy i spytam ,co ona o tym sądzi.
- Nie! Poczekaj! Tato!!!
-Halo?- spytał odbierając telefon- czy mam przyjemność z moją żoną?
-Tak- odparła druga osoba( mama).- kochanie? Coś się stało?
-Tak.
- Co takiego?
-Marinette tu jest i...
- Marinette! ? Ona się jeszcze bardziej przeziębi!
-Nie o to chodzi. Nasza córeczka zażartowała siebie z nas. Nie jest chora, tylko nie chciała iść do szkoły.
- Marinette. ...?
-Tak.
- Jak ona mogła... ja...
- Jaką jej damy nauczkę?
-Ja mam świetny pomysł, ale porozmawiamy o tym w domu. Za ile będziecie?
-Za godzinę.
- Ja również. To do zobaczenia.
- Pa.
Rozłonczył się.
- Nie spodziewałem się tego po tobie Marinette. Naprawdę się zawiodłem.
A teraz... hop! Łap za grabie i pomóż mi wyrównać trawę na boisku.
- Ych...- tylko westchnęłam.
Pomogłam tacie.
Za godzinę byliśmy w domu.
Właśnie przyszła mama.
- Co się stało? !- na jej buzi widać było złość- dlaczego to zrobiłaś Marinette?!
-Bo... mamo! Ja już mówiłam tacie, a on tobie!
-Ale dlaczego? !
-To też mówiłam!
-Masz jakiś problem, aby powtórzyć?!
-Tak! Za 15 minut umówiłam się z Alyą!
-Nie! Nie pójdziesz!
-Ale to w kwestii szkoły!
-Teraz ci już nie wierzę!
-Tato!?
-Co!?- zdziwił się - ja również nie mam już do ciebie zaufania!
-Ych! Mówię prawdę! Alya potwierdzi!
-Dość Marinette! Idź do swojego pokoju! Zaraz cię zawołamy!
- Ych...!!- krzyknęłam.
Poszłam do siebie.
- Och nie! Tikki! Następnym razem nie będę kłamać, a jeżeli już tak, to nigdy nie powiem o tym rodzicom!!!
- Och... daj spokój! Nie może być tak źle...- odparła kwami.
- Marinette! Chodź tu! - to była mama.
- Zaraz się przekonamy- powiedziałam do Tikki.
- Wraz z mamą ustaliliśmy, że... to nie okropieństwo najwyższej klasy, więc... tylko pojedziesz na weekend na farmę, do wujka Carla ( czytaj : Karla ) i pomożesz mu przy pracach.
-Ale! Nie mogę! To nie fair!
-Co nie fair? !
-To... że... ach! Jesteście okropni!
- Marinette, nie smuć się. Jeszcze nie jeden weekend cię czeka- powiedziała Tikki.
-Ale... nie rozumiesz! Ja i.. Adrien... na sobotę, czyli na jutro, umówiłam się z nim do kina! Co mu powiem! ?
-Prawdę..
- Żartujesz sobie?!
-Zobacz co ci wyszło z kłamstwa...
- Masz rację. Dzwonię do niego.
Wzięłam telefon i zadzwoniłam do syna Gabriela Agreste.
-Halo?- odezwał się Adrien.
- Mówi... Marinette... i... ja w sprawie jutrzejszego wyjścia...
- Masz ochotę na inny film? Nie przejmuj się! Ja też tak mam...
- Ale... nie o to chodzi...
- A o co?
-Że... och! Adrien! Moi rodzice są tacy okropni! Nie mogę z tobą wyjść, bo za karę mam pomóc wujkowi na farmie...
- A co przeskrobałaś?
-Nie ważne. Później ci powiem. Teraz... mogę tylko powiedzieć: "przepraszam ".
- Nie przejmuj się. A! Mam pomysł! Może pojadę tam z tobą? Spędzimy razem świetny weekend...
- Nie znasz mojego wuja, nie wiesz jaki jest i nie radzę...
- Mieszkam już z moim ojcem.
- Słuszna uwaga. Nie żebym...
- Spoko, spoko. Kiedy tam jedziesz?
-Jutro.
- Super. To do jutra.
- Tak. Nasi rodzice sobie wszystko ustalą i... pa pa!
-Pa.
Rozłonczył się.
Mam nadzieje, że się podobało.
To do nexta!
( 587 słów). Pa! ☆★
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top