#24 rozmowa ze śmigłodrutem

-No to co robimy?-Zapytał Leo
-Nwm ja zajmę sie telefonem, wiec nie pozabijajcie się kurwiszony.
-Pff

Śmigłodrut-Czo tam u mojej kobiety ;D

Ja-Nie mogę 😂😂

Śmigłodrut-Co -.-

Śmigłodrut-Marinette mam do CB pytanie

Ja-Wal

Śmigłodrut-Zostaniesz moją żoną? Założymy gromadkę dzieci A w nocy ^^ o tym juz się wieczorami będziesz przekonywać. Chce słyszeć moje cudowne imię które WOŁASZ co noc *^*

Ja-Aj spierdalaj! Jesteś za bardzo pojebany.

Śmigłodrut-Wyślij mi swoje zdjęcie

Ja-Nope

Śmigłodrut-Czemuuuu?

Ja-za brzydki jesteś

Śmigłodrut-Jestem megaaa przystojny ;** uwierz na słowo 

Ja-A tak btw jesteś juz we Francji bo chce się spotkać -.-

Śmigłodrut-Za trzy miesiące

Ja-TURLAJĄ DROPSA!

Śmigłodrut-Fajnie wiedzieć ze ci zależy na tym abym mnie spotkać ^^ to takie kochane *.*

Ja-Lubie cie i rozśmieszasz mnie :) ale czasem to chciałabym cie pod ciężarówkę wrzucić i popatrzeć jak zgniata ci kości  😑ciesz się, bo to może być ostatni komplement na twój temat wypowiedziany przeze mnie.

Śmigłodrut-po pierwsze :)) a po drugie AŁ!Mam juz prezent dla Adriena ^^

Ja-Na smierć zapomniałam! Muszę coś zrobic Juz wiem!

Śmigłodrut-Nie mów!

Ja-Ok

-Leo wychodzę!
-Cokolwiek-mruknął pod nosem
Założyłam swoje pudrowe trampki i wyszłam.
Leo zrobił się taki...inny. Jakby nie interesowało go to co dzieje się ze mną. Nasz "związek" dobiega końca. Moje przemyślenia przerywają drzwi do sklepu
-Ał!
-Uważaj panienko-Mówi swoim strasznie piskliwym głosem sprzedawczyni.
-Yhyh
Zaczęłam szukać jakiś rzeczy na prezent. Nie miałam zielonego pojęcia co kupić zielonookiemu. Zielonego.
To nie może być trudne! Marinette rusz tą swoją czachą!
A No Właśnie! Zielony!
Kupiłam potrzebne rzeczy do uszycia pięknej zielonej koszuli z czarną łapą na kieszonce i moim podpisem na kołnierzu! Ale wymyśliłam
^^ Z tego co pamietam mama Leo szyje, wiec pewnie pomoże mi ją uszyć.
Poczułam wibracje w jednaj z kieszeni. Sięgnęłam po telefon a na wyswietlaczu pojawiła sie facjata Adriena, o wilku mowa.
~~~~~~~
-Cześć
-No hej Mar, mam pytanie
-Mów.
-Czy moglibyśmy sie spotkać?
-No niby taaaak....
-Niby?
-Nie No, tak możemy.
-To się odwróć
~~~~~~~~<<<<>>
-Co tu robisz?-Schowalam siatkę z rzeczami za siebie
-A szukam Nino, bo mi uciekł i się gdzieś schował-zaśmiał się
-Chcesz pójść ze mną naa... Lody? Czy kawę czy cokolwiek?
-A okej ^^
-Organizujesz imprezę urodzinową?-zapytałam
-Po kryjomu, przed ojcem. Tylko nie kupuj mi prezentu.-Pokiwał głową
-Nie martw sie nie kupie ^^ zrobie samodzielnie ;).
-Mhm. Czekaj co? Nie, nie rób mi nic, nie chce żebyś traciła na mnie pieniądze.
-Urodziny masz raz w roku
-Z tobą to sie nie da Mari-Stanął w miejscu
-Czemu stoisz?-zapytałam. Ten tylko przysunął sie do mnie i przytulił.
-Przepraszam
-Hyh
-Marinette czy ty...jestes na mnie zła? Czy coś w tym guście? Nie mogę sobie wybaczyć, że cie zraniłem.-Patrzył mi prosto w oczy-J-ja po prostu...
Zbliżyłam głowę do niego...A w jednej chwili poczułam, że ktoś ciągnie mnie w odwrotną stronę.
-Obiecałaś-Powiedział przez zęby
-Leo!-sprzedałam mu kuksańca w bok
-Chodzisz ze mną!-zacisnął swoją rękę na moim nadgarstku, tak mocno ze myślałam, że stracę przytomność.
-Nie jestem twoja własnością-wyszeptałam w ostatku sił.
W jednej chwili jego oczy zrobiły się czarne. Złapał mnie za szyje i zaczą podduszać

*Adrien*
-Przepraszam-Szepnąłem
-Hyh-uśmiechnęła sie do mnie
-Marinette czy ty...jestes na mnie zła? Czy coś w tym guście? Nie mogę sobie wybaczyć, że cie zraniłem.-Patrzyła mi prosto w oczy-J-ja po prostu...
Zbliżyłem swoją głowę do niej...Po dłuższym czasie zobaczyłem ze dziewczynę ciągnie gdzieś niezłe podkurwiony Leo. Zacząłem iść za nim aby sprawdzić czy nic jej nie grozi.
Po chwili stanęli w ciemnej uliczce. Usłyszałem jakies szepty

-Obiecałaś-Powiedział przez zęby
-Leo!-sprzedała mu kuksańca
-Chodzisz ze mną!-zacisnął jej rękę na nadgarstku. Nie wyglada na najsilniejszego, ale wystraszyłem się
-Nie jestem twoja własnością-wyszeptała w ostatku sił.
W jednej chwili jego oczy zrobiły się czarne ja czarna dziura. Złapał ją za szyje i zaczą podduszać.
-NIE WAŻ SIE ZROBIC JEJ KRZYWDY SZMACIARZU! Podbiegłem do niego i uderzyłem go w tył głowy. Puścił ją i odwrócił się w moją stronę. Jego oczy były przerażajace. Przeszły mnie ciary od jego czarnego wzroku spoczywającego na mojej osobie.
-Co powiedziałeś?!-Próbował wycelować pięścią w moją szczękę, lecz w odpowiedniej chwili zareagowałem i powaliłem go na ziemie.
-Zadzwoń po policję! Szybko!
Usiadłem na jego nogach i trzymałem go tak żeby nie mógł mnie zrzucić.
Po kilku minutach policja była na miejscu.
-Marinette uspokój się-trzymałem dziewczynę w swoich ramionach
-Nie mogę złapać oddechu-ledwo mówiła
-Ćśś-głaskałem ją po głowie-Juz dobrze mała-pocałowałem ją w czoło.
-Zaprowadź mnie do domu, proszę.
Wziąłem ja na ręce i udałem sie w stronę domu Marinette
Po chwili słyszałem tylko spokojny oddech dziewczyny.
-Zasnęła-mówiłem do siebie.

Po kilku minutach stałem juz pod domem Mari
Zapukałem do drzwi, w których chwile pózniej stała mama Mar.
-Mogę?
-Wchodźcie.-Uśmiechnęła się
-Mari zasnęła, mogę ją...
-Wiesz gdzie jest jej pokój-pościła mi oczko a ja spaliłem buraka. Od kiedy ja się rumienie wtfff
Chyba coś ze mną nie tak.

Chyba? Chyba napewno, ale możesz próbować dalej :*

Jak się podoba ^^
No powiem tak, miałam inne plany jeśli chodzi o Adriena No ale niech będzie.
Adrienette is Real!
No jeszcze nie na papierze ale od następnego rozdziału bedą juz serio serio ^^
I jeszcze raz zapraszam na nową książkę 😘💪🏽

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top