Rozdział 64 „Piazza Navona"

      Nie bardzo wiedzieli, co począć z nowym superzłoczyńcą, który pojawił się znikąd i miał dziwne wymagania. Nie rozumieli jego zamiarów ani nie pokładali zbytnio nadziei w rzekomym pokoju, który ma nastąpić po nawiązaniu kontaktu z Biedronką. Oczywistym więc było, że po prostu czekali. Jedni bardziej wierzyli w nadejście listu, inni mniej.

      Wszystkich łączyło natomiast jedno. Naprawdę postanowili polepszyć swoje umiejętności. Pierwszy trening nie przypominał wprawdzie treningu w prawdziwym tego słowa znaczeniu, ale już same chęci były dużym postępem.

Mei przyjęła na siebie rolę trenera. Jako jedyna znała kilka sztuk walki i wiedziała, za którymi przepadali wrogowie z Mofa. Dzięki latom morderczego treningu była w stanie ocenić najsłabsze punkty każdego z grupy – pod koniec dnia wiedziała więc, że poziomy były bardzo zróżnicowane.

Najlepiej radził sobie Gabriel, który nie tylko wykorzystywał potencjał swojego miraculum właściwie w pełni, ale również mógł pochwalić się nienaganną sprawnością fizyczną. Oczywiście z racji wieku miał też pewne ograniczenia, lecz mężczyzna świetnie je tuszował znajomością technik. Tak naprawdę był na poziomie najlepszych wrogów z Mofa – Mei czuła zatem, że Gabriel powinien skupić się jedynie na szlifowaniu już odkrytych umiejętności Władcy Ciem. Nie martwiła się o jego przyszłość w ewentualnej walce.

Adrien był najlepszy w walce wręcz. Lata doświadczenia sprawiły, że nieświadomie używał licznych sztuk walki, chociaż w teorii nigdy ich nie ćwiczył. Oczywistym było jednak, że nie wykorzystywał swojego miraculum w pełni. Ale Mei była pełna nadziei – Adrien świetnie sobie radził z trenowaniem tej umiejętności, nawet będąc pod presją. Pokazał to w walce z Żółwiem, gdy zniszczył jednym kotaklizmem wszystko w promieniu kilkunastu metrów.

Umiejętności Biedronki stały pod dużym znakiem zapytania. Posiadała wiele lat doświadczenia, lecz wszystkie sprowadzały się do wykorzystywania szczęśliwego trafu w jego najprostszej postaci. Na dodatek nie przejawiała takiego potencjału, jaki miał Adrien. Wykorzystanie miraculum w jakikolwiek inny sposób sprawiało jej ogromne problemy. Być może nie była do tego nawet zdolna. Mei martwiły też jej umiejętności walki. Marinette może i była zarówno zwinna, jak i szybka, ale nie znała żadnych technik, a przewagę mogła zyskać jedynie z pomocą jojo. Oznaczało to, że bez niego będzie właściwie bezbronna.

Nino i Alya mieli najmniejsze doświadczenie, przez co wymagali największej uwagi. Szybko okazało się jednak, że mulatka była bardzo utalentowana. Ponadto słuchała Mei z ogromną uwagą, dzięki czemu w mgnieniu oka pojęła większość technik swojego miraculum. Pozostało jedynie popracować nad jej fizycznością, czego nie wymagał z kolei Nino, bo ten potrzebował szkolenia właściwie we wszystkim. Od podstaw. Nie bardzo rozumiał techniki walki wręcz ani umiejętności miraculum. Mei już po kilku minutach zrozumiała, że to właśnie jemu będzie musiała poświęcić najwięcej czasu. W końcu mężczyzna był w posiadaniu miraculum, które mogło uratować ich wszystkich. Nie mogła pozwolić na to, aby Nino nie umiał go używać.

Ethan nie miał miraculum, więc oczywiście nie mógł się szkolić na tym polu. Jasnym było jednak, że powinien mieć jakieś szanse na obronę – przynajmniej dopóki nikt nie udzieli mu wsparcia. Dlatego Mei postanowiła zaznajomić mężczyznę z podstawowymi technikami, które mogłyby uratować jego życie.

Priorytetem było natomiast nauczenie wszystkich superbohaterów odłożenia przemiany zwrotnej w czasie. O ile Gabriel miał to nieźle opanowane, reszta radziła sobie kiepsko.

       Wszystko wydawało się być zatem przemyślane. A potem... nadszedł czas sprawdzenia nabytych umiejętności. Zasady były proste: najpierw walki wręcz, zero magii, tylko technika. W tym celu grupa została podzielona na pary.

Połączenie Marinette z Alyą było jak najbardziej trafione. Obie były na podobnym poziomie walki wręcz, więc z powodzeniem uczyły się na swoich błędach. Zupełnie inna sytuacja miała miejsce w walce Adriena z Nino. Mulat nie miał szans z przyjacielem, przez co żaden z nich nie uczył się niczego nowego.

Wówczas Mei oderwała się od sparingu z Gabrielem i stwierdziła stanowczo: „Nino, chodź do nas". Mężczyzna potrzebował indywidualnych lekcji aż od dwóch profesjonalistów – odjęło mu to trochę dumy, ale nie pokazywał tego po sobie. Wiedział, że chodziło o jego dobro. Nie chciał przecież po raz drugi nie być w stanie uratować swojej ukochanej, Alyi.

       Adrien stanął wtedy prosto. Przez moment był zmieszany, lecz potem jego oczy spotkały się ze źrenicami Ethana. Mężczyzna miał jako drugi próbować swoich sił z Nino, lecz teraz było to zupełnie nieaktualne. Adrien uśmiechnął się więc dumnie, bo właśnie zyskał pewność swojej wyższości nad resztą grupy, i podszedł bliżej Amerykanina.

– Mogę cię poduczyć – zaproponował zaczepnie.

Po miesiącach rekonwalescencji Mei nabrał dużo dystansu do Ethana jako swojego rywala. Przyjął już do wiadomości, że był lepszym mężczyzną dla Marinette, ale nie zamierzał wznosić go na piedestały. Szacunek nie musiał się przecież równać z odebraniem sobie resztek godności. Adrien czuł zatem, że musiał udowodnić chociaż jedną rzecz.

– Poduczyć? – Ethan zareagował szybko.

– Chyba nie myślisz, że ostatnia zabawa była na serio – uśmiechnął się.

Chciał pokazać swoją wyższość, tak po prostu. Bo przecież był lepszy w walce. I chociaż Ethan wchodził z butami nawet na tę sferę jego życia, to nie zamierzał z tego powodu płakać. Zresztą nie zamierzał też zrobić mężczyźnie krzywdy; miał to za sobą. Chciał jedynie jasno mu pokazać kto kogo powinien tutaj uczyć.

– Wydawałeś się być całkiem serio — Ethan podwinął rękawy bluzy — więc?

Adrien uniósł brodę wysoko, po czym stanął w pozycji. Nie sądził, że Ethan zgodzi się na sparing z taką pewnością siebie w głosie, ale dodało mu to tylko energii. Nie czekał zatem długo, aby wdać się w pierwszą wymianę ciosów. Ku jego zdziwieniu mężczyzna sprawnie wykonywał uniki, a niektóre uderzenia nawet blokował.

Dla Adriena była to jednak tylko rozgrzewka. Nie zewlekał dłużej i zaczął używać technik, których Ethan nie miał prawa znać. W efekcie Amerykanin powoli tracił kontrolę. Musiał reagować po omacku, nie bardzo wiedząc, który cios był faktycznie ciosem, a który zwykłą podpuchą. Irytował go też wyraz twarzy Adriena – buńczuczny i pełen zadowolenia.

Kiedy poczuł twardą pięść przeciwnika na swoim policzku, przed jego oczami pojawiły się mroczki. Nie miał zresztą nawet czasu na jakąkolwiek reakcję. Adrien od razu wykonał kolejną sekwencję, której finałem było zwalenie Ethana z nóg. I chociaż brunet upadł z hukiem, to niemal natychmiast wsparł się na dłoniach. Równolegle Marinette i Alya biegły już w jego kierunku.

– Spokojnie – Ethan wymamrotał, wycierając z policzka resztki ziemi.

Podniósł też wzrok na Adriena, który wyglądał, jakby spłynęła na niego fala ulgi. Mężczyzna lubił myśleć, że ulga ta wzięła się z faktu niezrobienia Amerykaninowi poważnej krzywdy, bo przecież Adrien miałby wtedy przekichane u reszty, a dopiero co na nowo go zaakceptowali. Niemniej nie chodziło wcale o to. Blondyn czuł ogromną ulgę motywowaną tym, że wreszcie skopał Ethanowi tyłek. Na normalnych zasadach. Z dziką satysfakcją. Tylko dla własnych pobudek.

       Tak mijały wczesnowiosenne popołudnia całej drużyny. Każdego dnia uczyli się czegoś nowego. Nie brakowało też zawodów – nie wszystkim szło przecież idealnie. W międzyczasie tajemniczy list znalazł się w ich rękach. Doktor Fictitious nie kłamał. Znał prawdziwą tożsamość Biedronki i wszystkie swoje słowa zaadresował właśnie do niej.

„Droga Biedronko,

Zgodnie z zapowiedzią otrzymałaś ten list w wyznaczonym terminie. Przewiduję, że przeczytasz go w towarzystwie, jednak wiedz, że chciałbym, abyś odczuła pewien rodzaj intymności. List ten piszę dla Ciebie i do Ciebie. Również z Tobą chciałbym omówić losy przyszłego świata. Świata, który możemy stworzyć wspólnie.

Jak już wiesz, pewne konflikty są nieuniknione. Według moich przewidywań cały świat zacznie chylić się ku upadkowi w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Następnym celem stanie się niewątpliwie Francja. Tożsamość wrogów zostanie wtedy też ujawniona, a to doprowadzi niechybnie do zguby, jak to lubię nazywać światowe konflikty. Cała Europa stawi czoła potędze wroga, o którego planach ciągle myślisz pobłażliwie.

Mam coś, dzięki czemu to wszystko może się nie wydarzyć. Miliony istnień przetrwają niczym niewzruszone. Czy to nie komfortowa myśl? Wymaga to jednak współpracy. Mojej i Twojej.

Spotkajmy się proszę w czarującym miejscu, w którym niegdyś spływała krew, a dziś turyści z całego świata uczynili z niego bazar. Możemy znowu nadać mu powagi, przeprowadzając tam rozmowę o losach życia i śmierci. Piazza Navona. Samo południe i nas dwoje. Termin: 14 dni od dzisiaj. Usłyszysz słynne „Agone?" i wspólnie zadecydujemy, czy uśmiercania ofiar można uniknąć.

Z wyrazami szacunku,

Doktor Fictitious"



Mini zwiastun:

Rozdział 65 „To musi się wreszcie skończyć"

"Z tego też powodu pierwszym zdaniem, które padło z jego ust, gdy Adrien pojawił się w kawiarni, było: „nie sądziłem, że przyjdziesz".

Blondyn podniósł swoje pełne chłodu oczy ku górze, zupełnie jakby dawał mu do zrozumienia, że nie czuje się tutaj komfortowo. 

– Mei mnie do tego przekonała"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top