Rozdział 51 „Nie płacz już więcej, dobrze?"
Po raz kolejny była na dnie i nie wiedziała, jak się z niego wydostać. Cały dom był dla niej jakimś przeklętym muzeum czegoś, co umarło. Nie mogła patrzeć na żaden kąt, bo to przecież nie były jej kąty. Gdy 4 lata temu podjęli decyzję o kupnie domu, urządzali go pieczołowicie przez następne pół roku. To była ich wspólna przestrzeń. Przestrzeń, w której teraz utkwiła całkowicie sama.
Wcale nie chciała rozwodu. Ilekroć o tym pomyślała, żołądek wywracał jej się na drugą stronę, a ból głowy znowu atakował. Nie mogła wyzbyć się wrażenia, że kochała Adriena całe swoje życie i nigdy nie przestanie. A jednak nie mogła z nim być. Nie po tym wszystkim. Zresztą nie kłamała mówiąc, że nie widzi dla nich przyszłości.
W końcu Adrien jasno jej zasygnalizował, że nie zamierza o nic walczyć. Zostawił wszystko w jej rękach, które były przecież rozedrgane i pewne niczego. Przeraziło ją to. Nie tego spodziewała się po małżonku.
Granice zrozumienia zupełnie się już zatarły.
Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby nie Ethan. Bo przecież wariowała. Nie miała sił wstać z łóżka ani najmniejszych chęci do funkcjonowania. Głucha cisza i wszędzie obecne rzeczy Adriena skutecznie odbierały kobiecie chęci do życia. Ale Ethan pojawił się pod jej drzwiami już następnego dnia, jakby wiedziony intuicją.
Nie wpuściła go wprawdzie. Nawet z nim nie porozmawiała. Udała tylko, że dom był pusty. Gdy zadzwonił, nie odebrała. Ograniczyła się jedynie do wiadomości, w której wytłumaczyła, że przebywała rzekomo w pracy.
Bała się, że Ethan mógłby przyjść wieczorem, ale tego nie zrobił. Pojawił się za to następnego dnia nad ranem. Bardzo zmartwiony.
– Wiem, że nie byłaś w pracy. I dzisiaj też nie jesteś – powiedział, nagrywając się na sekretarkę. – Będę stał pod drzwiami, dopóki nie otworzysz.
Z jednej strony była zła na mężczyznę, bo nie chciała mieć z nikim do czynienia. Z drugiej była jednak świadoma, że jeszcze jeden dzień samej wpędziłby ją do grobu. Zwlekła się więc z łóżka, przebrała, trochę też odświeżyła, po czym otworzyła Ethanowi drzwi.
Zdaje się, że wszystkie próby ukrycia swojego stanu poszły na marne. Mężczyzna doskoczył do Marinette, mocno zaciskając ręce na jej ramionach i patrząc w jej oczy przerażonym wzrokiem.
– Nie możesz tak robić – powiedział ostro, a kobiecie mimo to zrobiło się jakoś cieplej na sercu.
Potem szybko okazało się, że Ethan wiedział już o rozwodzie od Alyi, która zresztą sama zagaiła do niego w tym temacie. Podobno przyjaciółka zmartwiła się telefonem Marinette, a gdy zrozumiała, że ta nie zamierza już więcej od niej odebrać, prawie pochorowała się. Wreszcie podeszła do Ethana, widząc w nim jedyną osobę, z którą Marinette mogłaby chcieć porozmawiać, i wytłumaczyła mu wszystko. Mężczyzna połączył sobie wówczas wszystkie fakty. Wściekły wybiegł z mieszkania, aby chwilę później stać pod drzwiami Marinette.
Był zły na siebie za to, że dzień wcześniej uwierzył w historię z pracą, ale bardziej zły był chyba na Alyę. Sfingowanie spotkania Marinette z Adrienem było ostatnią rzeczą, którą powinna zrobić. Kobieta wykazała się ogromną nieostrożnością. Ethan wiedział doskonale, że skutki mogą być po prostu fatalne.
I były. Serce mu się krajało, gdy widział, jak Marinette walczyła sama ze sobą, żeby nie zacząć wyć. Na dodatek miał związane ręce – nie mógł zrobić nic więcej ponad przychodzeniem i tworzeniem bezcelowych konwersacji. Gdyby sytuacja była inna, przytuliłby Marinette. Zapewniłby ją, że wszystko się jakoś ułoży. Ale tego zrobić nie mógł.
Jednak po kilku dniach Marinette wyraźnie ożywiła się. Uznał wówczas, że to najwyższy czas wyrwać ją z tych czterech ścian. W końcu doskonale; zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo przygnębiające musiało być przebywanie w małżeńskim gniazdku. Zaskoczył więc kobietę w południe, proponując spacer po Champs Élysées. Marinette wcale nie protestowała. Ku zdziwieniu mężczyzny wyglądała nawet za trochę podekscytowaną.
Godzinę później spacerowali już po Polach Elizejskich. Poza sytuacją Marinette sprzyjało im właściwie wszystko. Zimowe słońce przedarło się przez chmury, znacznie podwyższając temperaturę. Paryż był wyjątkowo spokojny; wszyscy bezpodstawnie uznali chyba, że to nie czas na spacery. Było cicho i spokojnie. Dokładnie tak, jak Marinette potrzebowała.
Szli głównie w ciszy, lecz gdy byli już przy Łuku Triumfalnym, kobieta niepewnie zabrała głos.
– Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda?
Ethan zmieszał się, a Marinette wbiła dłonie w kieszenie płaszcza.
– Martwić się... dbać o mnie – wydukała, chowając zaróżowiony nos w szaliku.
– Ale ja chcę – odpowiedział bez namysłu.
Marinette stanęła w miejscu, po czym podniosła jakby zlękniony wzrok na Ethana. Mężczyzna momentalnie zacisnął mocniej usta – zdawał się właśnie walczyć ze słowami, które usilnie chciały z niego wypłynąć.
– Mari, słuchaj – powiedział wreszcie. – Ja naprawdę niczego od ciebie nie oczekuję. Robię to wszystko, bo chcę.
Był zestresowany. Nie zakładał takiego obrotu sytuacji. Wiedział bowiem, że mógł niechcący przekroczyć granicę, której teraz nie należało przekraczać. Sprawa była zbyt świeża, zbyt delikatna. Kobieta nie potrzebowała dodatkowych zmartwień.
Uniósł więc brodę wysoko i uśmiechnął się chytrze.
– Poza tym kto by tam wytrzymał tyle godzin z Alyą i Nino.
Marinette zaśmiała się odruchowo.
– Ja nie żartuję – rzucił wyraźnie zadowolony ożywieniem kobiety. – To połączenie jest wybuchowe — ruszyli dalej — i nigdy nie wiem, kiedy się ewakuować.
– Taak... To prawda.
– No to co, może coś zjemy? – zaproponował, unosząc wzrok ku niebu.
Zmierzchało.
– Chętnie.
Udali się więc w stronę Sekwany, a tam weszli do jednej z licznych restauracji. Kiedy Marinette jadła, Ethan zauważył, że nabrała kolorów. Nie była już taka blada i osłabiona. Wyglądała o niebo lepiej. Bardzo go to ucieszyło, bo czuł, że wreszcie jego wysiłki zaczęły się opłacać. Nie był pewien, ile kolejnych dni wytrzymałby, patrząc na smutek... tej jedynej.
– Marinette – zaczął, uśmiechając się zawadiacko. – Czy mogę ci coś powiedzieć?
Odłożyła sztućce i spojrzała na mężczyznę pytająco.
– Nie płacz już więcej, dobrze?
Marinette uśmiechnęła się lekko. Widać było, że zmieszała się, ale było jej miło.
– Spróbuję – wyszeptała.
– Spróbuj koniecznie.
Marinette była zdziwiona tym, jak swobodnie czuła się przy Ethanie. Przez ostatnie dni otworzyła się przed nim całkowicie. Nie było godziny, żeby nie wiedział, jak się czuła i co robiła. Była mu przy tym bardzo wdzięczna. Gdy wychodzili już z restauracji, odniosła wrażenie, że wreszcie odżyła. Zupełnie naturalnie przeszła przez etap ogromnej rozpaczy do akceptacji – i wszystko to dzięki obecności Ethana.
Posmutniała jednak, widząc na horyzoncie wieżę Eiffla. Budowla była nieodłączną częścią jej małżeństwa. Małżeństwa, która się kończyło.
– Chodźmy zatem – Ethan rzucił niespodziewanie i chwycił kobietę za rękę.
Marinette zdziwiła się tym, że dłoń mężczyzny nie zrobiła na niej większego wrażenia. Zupełnie jakby miał niepisane przyzwolenie na trzymanie ją za rękę.
– Gdzie ty mnie ciągniesz? – zapytała rozbawiona.
Ethan uśmiechnął się zawadiacko, po czym wskazał palcem na wieżę.
– Piękne robisz te maślane oczy, ale wolę, żebyś była zadowolona niż rozmarzona – odparł, przyspieszając kroku.
Można śmiało stwierdzić, że nie szli już do wieży, a do niej biegli.
– Eeethaan
– Maaarineette
– Eeethaaaan – powtórzyła przeciągle, mimowolnie śmiejąc się.
– Maaarineette? – zawtórował jej.
– Zwariowałeś.
– Lalalala, nie słyszę cię – odparł, wciągając kobietę do windy. – I zobacz, zaraz będziemy na szczycie.
Marinette rozluźniła nieco szalik, czując, że zgrzała się tym biegiem. Chwilę potem spojrzała zaś na Ethana, który po raz pierwszy tego dnia oderwał od niej wzrok. Patrzył przez szybę windy na oddalający się Paryż. Kobieta oniemiała, kiedy zauważyła, że zadowolenie Ethana cieszyło ją. Przez moment poczuła się nawet, jakby ostatnie 5 lat jej życia nigdy nie miały miejsca. Jakby ciągle była z Ethanem.
– Ethan?
– Tak, Marinette? – obrócił się w stronę kobiety.
Zawahała się. Nie, nie powinnam tego mówić, pomyślała, będąc pewną, że robienie nadziei mężczyźnie było nie na miejscu.
– Jesteśmy – rzuciła zadowolona.
Uratowała ją winda.
– Jak pięknie! – krzyknął, wyskakując ze środka. – Gdybym tylko miał aparat!
– Może to się nada? – Marinette zaproponowała, nieśmiało wyciągając telefon z kurtki.
Ethan uśmiechnął się szelmowsko.
– W tym momencie nawet kalkulator by się nadał – rzucił rozbawiony, po czym objął Marinette ramieniem, a drugą rękę wyciągnął przed siebie.
– No to cheese?
Ethan już miał zrobić zdjęcie, ale niespodziewanie opuścił rękę. W przedniej kamerce dostrzegł bezwiednie zwisający szalik kobiety.
– Co ty robisz! – krzyknął, chowając telefon i natychmiast łapiąc szalik Marinette. – Przeziębisz się przecież.
Marinette nawet rozczuliła się, kiedy Ethan zaczął poprawiać jej szalik, ale było to tylko chwilowe. Dostrzegła bowiem Adriena w oddali. Kiedy zrozumiała zaś, że był w towarzystwie Mei, wezbrała w niej złość. Nie mogła w to uwierzyć.
Mini zwiastun:
Rozdział 52 „Dlaczego miałabym się hamować?"
"Ethan dopiero teraz jakby spotulniał i uspokoił się. Na jego twarz znów spłynęła ulga przemieszana z szelmowskim uśmiechem. Nie odpowiedział jednak. Zamiast tego podniósł delikatnie ich splecione dłonie, po czym złożył subtelny pocałunek na wierzchu ręki Marinette.
Kobietę przeszły dreszcze. Mogłaby przysiąc, że właśnie coś ją poraziło, a tym czymś były usta Ethana na jej dłoni. "
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top