Rozdział 46 „Zemsta smakowała krwią i chłodem"
Powietrze przesiąknięte było przedziwną mieszanką negatywnych uczuć. Napięcie niebezpiecznie rosło, dając całej trójce do zrozumienia, że nie skończy się to dobrze. Utkwili w punkcie, w którym musiało dojść do tragedii.
Blondyn jako pierwszy ocenił sytuację, nim jeszcze te pełne fałszu tęczówki spojrzały na niego. Momentalnie zrobiło mu się niedobrze. Marinette i Ethan siedzieli ramię przy ramieniu. Napierali się na siebie wzajemnie, a mężczyzna złożył na dłoni kobiety delikatny pocałunek. Adrien poczuł, że wszystko w nim narosło i nagle pękło. Gniew wstąpił w jego klatkę piersiową, finalnie ukazując się w oczach. W jednej chwili pojął, że Marinette nie należała już do niego.
Gdy tylko napotkał na źrenice Ethana, wrzące uczucie sięgnęło zenitu. Mężczyzna odnosił triumf. Patrzył na niego z wyższością – zupełnie jakby całe 5 lat czekał na ten moment, na jego błąd. Na jego porażkę. Adrien zacisnął pięści. Uczucie niższości opętało każdy centymetr jego ciała.
Tymczasem Ethan wiedział doskonale, że pięści lada moment sięgną właśnie jego. Ale nie przeszkadzało mu to. Czuł, że już za kilka chwil wszystko będzie jasne. Prawda, aż tak daleko nie zaszedł w swoich planach, ale to mu absolutnie w niczym nie przeszkadzało. Nie ukrywał więc zadowolenia, kiedy mężczyzna zrobił pierwszy krok.
Marinette zniknęła w całym tym amoku. Owszem, wstała natychmiast, kiedy zorientowała się, że Ethan patrzył wprost na Adriena. Przytomnie też zrobiła krok na bok, gdy blondyn drgnął i ruszył w stronę drugiego. Następnie wszystko działo się już bardzo szybko, a ona nawet nie miała czasu zareagować. Chociaż może zwyczajnie nie chciała?
Brunet jako pierwszy poczuł wymierzony cios i szybko zrozumiał, że walka z superbohaterem nie będzie łatwa. Przecież nie ćwiczył latami szermierki ani nie ratował Paryża przed zagrożeniami. Nie oznaczało to jednak, że zamierzał się poddać. Nawet kiedy poczuł pod swoimi plecami podłogę, a jego płuca boleśnie zadrgały pod wpływem tego powalenia, wiedział, że nie mógł się wycofać – nie po tym wszystkim.
Nie był pewien, który cios go powalił, ale czuł, że Adrien celował głównie w jego twarz. Mężczyzna zaczął więc wkrótce odczuwać siarczyste pieczenie w okolicach kości policzkowych. Niedługo potem zrozumiał, że jego nos nie miał się najlepiej. Poczuł krew spływającą mu do gardła i z trudem unikał zakrztuszenia.
Adrien nie miał żadnego planu. Działał pod wpływem emocji i impulsu – nie panował ani nad ruchami, ani nad siłą. Powalenie Ethana zdawało się być zaledwie ułamkiem sekundy. W ciągu kilku następnych chwil mężczyzna obłożył twarz Amerykanina pięściami, przygniatając go własnym ciężarem ciała w ślepej furii. W pewnym momencie usłyszał charakterystyczne chrupnięcie. Jego następne uderzenie szybko straciło na sile – poczuł, że nos bruneta wykrzywił się pod jego naciskiem. Wtedy zabrał rękę i spojrzał na twarz Ethana. Policzki nie zdążyły jeszcze zasinieć, ale nos był ewidentnie złamany. Ciekła z niego krew, a Adrien miał chwilę później zrozumieć, że było to nic w porównaniu z tym, co spływało po gardle bruneta.
Ethan od razu wykorzystał tę chwilę zawahania. Zebrał krew zalegającą mu w ustach i wypluł ją, krztusząc się. Co dziwne, wyglądał na zadowolonego.
– To powinno było stać się pięć lat temu – powiedział z uśmiechem.
Adrien momentalnie zamarł. Słowa Ethana zdawały się uderzyć w niego dokładnie tam, gdzie brunet chciał.
Mężczyzna poczuł, że jego duma ucierpiała. Znowu.
Od razu zrozumiał, do czego pił Ethan. Pamiętał dokładnie tamtą noc, kiedy Marinette wreszcie odwzajemniła jego pocałunek, chociaż jej chłopak znajdował się zaledwie kilka metrów dalej. Pamiętał też twarz Ethana, gdy nazajutrz chwycił Marinette w pasie i ją po prostu zabrał. Przekreślił tym samym ich związek, Nowy Jork – wszystko. Kobieta była jego.
Adrien wiedział, że to prawda, walka powinna mieć miejsce 5 lat temu. To wtedy mężczyzna zabrał jego ukochaną, a teraz historia zataczała koło. Tylko że tym razem bili się naprawdę, nie tylko za pomocą słów. Może gdyby wtedy wymierzyli sobie kilka policzków, wcale by do tego nie doszło?
W blondynie na nowo wezbrał gniew. Wymierzył kilka kolejnych ciosów w twarz Ethana, lecz działał w amoku. Stracił na skupieniu i sile. Od razu było widać, że słowa Amerykanina okazały się równie skuteczne co pięści. W efekcie Ethan zdołał obrócić sytuację na swoją korzyść.
Gdy Adrien po raz kolejny celował po omacku, mężczyzna przywarł do niego mocno. Wykorzystał jego własną siłę jako dźwignię. Chwilę potem to on siedział okrakiem na blondynie i to on zaczął zadawać ciosy. Nie uderzał jednak z taką samą zawziętością i nie miał też takiej furii w oczach. Po prostu robił, co do niego należało. Zupełnie jakby odgrywał przydzieloną mu rolę.
Adrien przyjmował wszystkie ciosy z pewnym rodzajem pokory, bo właśnie w tym momencie zadał sobie pytanie, które powinien był zadać kilka minut temu: „Co ja robię?". Nagle dotarło do niego, że cała ta sytuacja była chora i na pewno nie działała na jego korzyść. W tej samej chwili poczuł też pięść bruneta tnącą jego wargę. Wkrótce dotarł do niego metaliczny posmak w ustach. Gdy już godził się z tym, że za moment będzie wyglądał jak Ethan, ten nagle wstał. Zdawał się zrezygnować.
Mężczyzna odszedł jednak tylko na chwilę. Można by sądzić, że przestał właśnie odgrywać tę przedziwną rolę. Skończył swoje zadanie. Ale nie. Dopiero teraz przez jego twarz przebiegła wściekłość przemieszana z ogromnym pragnieniem zemsty. Obrócił się z impetem w stronę leżącego Adriena i niespodziewanie kopnął go z całej siły w żebra. W oczach miał furię podobną do tej, którą Adrien krył w sobie jeszcze minutę temu.
Blondyn zgiął się w pół, charakterystycznie sycząc. Był pewien, że co najmniej dwa żebra nie wytrzymały tego uderzenia.
– Tak to powinno było wyglądać – Ethan skwitował, odchodząc na bok. Tym razem naprawdę.
Krew cieknąca z nosa dawała mu się we znaki. Nie czuł bólu, ale coś na rodzaj irytacji. Podciągnął więc koszulkę i zręcznym ruchem wytarł przestrzeń pod nosem, usta i umazaną we krwi brodę. Nieświadomie wyeksponował ciągle napięte mięśnie; zdawał się być gotowy do kontynuacji walki, chociaż już nawet nie patrzył na Adriena. Pozbywając się krwi, czuł że powinien był go tak potraktować już dawno temu – przecież odbił mu miłość jego życia, zachował się jak śmieć. Na dodatek na tym wszystkim najbardziej ucierpiała właśnie Marinette. W przeczuciu Ethana całe to pobicie nie było wystarczającą karą, ale stanowiło dobry punkt wyjścia. Poza tym mężczyzna potrzebował tego, tak po ludzku.
Po chwili dumnie podszedł do barku Adriena i ruchem pełnym gracji wyciągnął ze środka whisky. Celowo wybrał to, które blondyn pił na weselu Alyi i Nino, szczycąc się swoją rzekomą znajomością trunków. Ethan wsypał do szklanki trochę lodu, a potem nalał sobie do pełna. Nie zamierzał jednak tego wypić. Przyłożył zimną szklankę do pogruchotanego nosa i odetchnął wyraźnie. Ulga spłynęła na całe jego ciało.
Zemsta smakowała krwią i chłodem.
Adrien zdawał sobie doskonale sprawę z tego, co się działo. Wszystko poszło zgodnie z planem Ethana. Nie mógł już nic więcej zrobić. Przegrał.
Musiał więc zignorować buńczuczne zachowanie mężczyzny, który w dumie wykorzystywał jego dorobek do okazania wyższości. W bólu podniósł się z podłogi. A nie było to łatwe. Połamane żebra skutecznie odbierały mu tchu, głowa robiła coraz cięższa. Kiedy wreszcie stanął na nogach, podniósł wzrok na Marinette.
Kobieta stała z boku wyraźnie przestraszona. Oczy jej się zeszkliły, a usta wygięły w grymasie zawodu. Adrien wykonał nieśmiały krok w jej kierunku, lecz ta natychmiast oddaliła się. Odruchowo wystawiła ręce przed siebie w geście mówiącym „nie podchodź do mnie". Kiedy mężczyzna zrozumiał, że nie bała się sytuacji, ale jego, było już za późno.
– Już chciałam ci wybaczyć – rzuciła piskliwie. – Chciałam zacząć jeszcze raz, chciałam zapomnieć, ale teraz? To nie jesteś ty. Wyjdź stąd.
– M-mari – wymamrotał błagalnie.
– Wyjdź stąd!
Krzyk kobiety był przeszywający i nagły. Ethan, pozornie z dala od tej krótkiej rozmowy, wzdrygnął się. Upuścił szklankę, a ta z hukiem wylądowała na podłodze. Nie była już naczyniem – jej drobne kawałeczki lśniły teraz ciepłym odcieniem whisky i zimnym blaskiem lodu.
Adrien wyszedł.
Mini zwiastun:
Rozdział 47 „To się po prostu wydarzyło"
"Mei zamrugała, a przez jej twarz momentalnie przebiegło zdziwienie. Spodziewała się, że prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw, a ona zostanie zmuszona do udzielenia wyjaśnień. Postanowiła więc udzielić rzeczowej odpowiedzi z naturalnym dla niej spokojem, chociaż niekoniecznie była aż tak spokojna."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top