Rozdział 41 "Możesz zawsze na mnie liczyć"
Była dość zajęta. Od narady dużo myślała i zgodnie z zaleceniami Gabriela spisywała wszystkie informacje, które mogłyby pomóc w walce z Mofa. Próbowała odtworzyć w głowie nawet najdrobniejsze szczegóły z tamtego okresu życia, aby trzy dni później mieć już pokaźny stosik notatek. Większość była niestety po chińsku, przez co kobieta długo głowiła się nad ewentualnym tłumaczeniem. Jednocześnie wiedziała też, że tylko Adrien mógłby to wszystko sensownie przełożyć. Zupełnie zapomniała zaś o Gabrielu, którego chiński miał się całkiem dobrze – w każdym razie, kiedy był w Mofa, używał go niemal bezbłędnie. Przez swoje zapominalstwo straciła więc kolejny dzień. W sumie minęły cztery pełne dni od spotkania.
Gabriel sam skontaktował się z Mei. Od razu przeszedł do meritum i zapytał o jej zadanie. Chinka nieskładną francuszczyzną wytłumaczyła więc, że tak, owszem, wykonała je, ale notatki były obecnie bezużyteczne, bo nikt nie mógłby ich zrozumieć. Wówczas Gabriel szybko przypomniał kobiecie o swojej znajomości chińskiego.
Mei zrobiło się głupio. Wiedziała bowiem doskonale, że była roztrzepana i cierpiała na tym jej misja. A wszystko zaczęło się przecież od Adriena.
Gabriel stwierdził natomiast, że powinni się spotkać i wspólnie skupić na tłumaczeniu. Mei uznała to za świetny pomysł. Umówili się więc na następny dzień w mieszkaniu mężczyzny.
Mei była podekscytowana spotkaniem z Gabrielem. Po raz pierwszy poczuła, że ktoś potraktował ją na poważnie. Fakt, Adrien próbował traktować jej uwagi poważnie, ale przez zaborczość małżonki Chinka nie mogła rozwinąć skrzydeł i NAPRAWDĘ pomóc. A przecież nosiła w sobie mnóstwo przydatnych informacji.
Czas mijał jej zatem szybko, zwłaszcza po rozmowie z Gabrielem. I chociaż miała, co robić, Adrien ciągle wracał do jej głowy jak bumerang. Wierzyła, że zadzwoni. Inne zachowanie by do niego po prostu nie pasowało. Martwiła się jednak jego samopoczuciem. Czy powiedział już żonie? Gdzie obecnie przebywał, skoro nie było go na naradzie?
Jednak kompletnie nie spodziewała się tego, że nad rankiem ujrzy mężczyznę przed swoimi drzwiami. Zamrugała nawet parokrotnie oczyma, nie wierząc, że to naprawdę był on. Ale był. Adrien stał w progu blady i niemrawy, z oczyma wbitymi głęboko w podłogę. Stresował się. Mei nie potrafiła wprawdzie jasno określić uczuć, z którymi do niej przybył, ale gdyby umiała, nazwałaby to po prostu... wstydem.
– Mei... – zaczął cicho, lecz Chinka niespodziewanie obróciła się i ruszyła do salonu.
– Usiądźmy – zaproponowała serdecznie.
Adrien ruszył za kobietą, wcale nie podnosząc na nią wzroku. Czuł się okropnie. Wiedział doskonale, że wyrządził krzywdę nie tylko Marinette, ale również bogu ducha winnej Mei. Wszystko to było zresztą niewytłumaczalne. Przez ciało Adriena nieustannie przepływała mieszanka wstydu, bólu i obrzydzenia do samego siebie. Kompletnie sobie z tym nie radził, ale przecież próbował. Zaczął od szczerości wobec Marinette, a teraz przyszedł do Mei, aby ją najzwyczajniej w świecie przeprosić. I owszem, wiedział, że te rzeczy niczego nie naprawiały, ale... co innego mógł jeszcze zrobić?
– Czekałam na telefon – zaczęła, widząc, że mężczyzna raz po raz zaciskał usta, jakby dusił się słowami, których wcale nie wypowiadał. – Zdziwiłam się-
– Uznałem, że lepiej będzie się spotkać – odparł słabym głosem. – Telefon byłby nieokazaniem ci szacunku, a ja już i tak za mało ci go okazałem...
Mei zamyśliła się. Ze wszystkich możliwych uczuć szacunek znała naprawdę dobrze. Miała go właściwie we krwi. Zarówno w sierocińcu, jak i w Mofa żyła pod dyktando osób, które musiała traktować z ogromnym szacunkiem. Zdziwiła się więc, kiedy Adrien powiedział, że nie okazał jej szacunku. Bo wcale tego tak nie odczuła. Ani razu.
– Nie rozumiem – odparła szczerze.
Blondyn wreszcie podniósł wzrok na Mei. Gdy kobieta poczuła te zielone tęczówki na sobie, zrobiło jej się gorąco.
– Mei, przepraszam cię. Z całego serca. Naprawdę przepraszam – był śmiertelnie poważny i takim też głosem mówił.
Chociaż Mei usilnie walczyła z myśleniem o Adrienie w kontekście co najmniej romantycznym, było to niezwykle trudne, kiedy patrzył na nią w ten sposób. Przełknęła głośno ślinę, po czym odwróciła wzrok. Tak było łatwiej o skupienie.
– Dlaczego mnie przepraszasz?
Adrien mimowolnie przymknął oczy, czując krępującą go falę wstydu. Miał ochotę zwymiotować – takie czuł obrzydzenie do siebie i do tego, z czego musiał się tłumaczyć.
– Tamto... — spauzował, szukając odpowiednich słów — wykorzystałem cię. Nie powinienem. To niewybaczalne. Ja w ogóle nie wiem-
– Ja tak tego nie widzę – przerwała Adrienowi zdecydowanym głosem.
Nie kłamała. Widząc zdziwienie mężczyzny, postanowiła nawet kontynuować. Rzeczowo i pewnie siebie.
– Dzięki tobie poznałam coś, co wydawało się niemożliwe. Właściwie to mogłabym ci za to podziękować. Nie rozumiem, dlaczego przepraszasz mnie. To nie na miejscu.
Adrien pokręcił przecząco głową.
– Potraktowałem cię przedmiotowo. Takich rzeczy się nie robi – wytłumaczył drżącym i nieco przerażonym głosem.
Ale Mei ciągle się nie zgadzała. W ogóle nie pojmowała punktu widzenia Adriena. Przecież gdzieś w środku cieszyła się z tego, do czego doszło. Może wprowadziło to w nią wiele zamętu, jednak czuła, że w gruncie rzeczy było czymś pięknym, bo najbardziej ludzkim ze wszystkiego, co ją dotychczas spotkało. Jak Adrien mógł za to przepraszać?
– Ja... rozumiem, że możesz się z tym źle czuć. Żałować. Ale mnie to nie dotyczy – powiedziała spokojnie. – Dzięki tobie znów czuję.
Adrien spojrzał smutno na Chinkę. Widział, że była szczera, więc nie mógł kwestionować jej słów. Poza ogromnym wstydem nagle wstąpił w niego przedziwny spokój. Po raz pierwszy od dwóch tygodni odetchnął z ulgą. Ponad wszystko bał się bowiem, że wyrządził kobiecie ogromną krzywdę, uprawiając z nią seks. Przecież jej przeszłość była straszna, traumatyczna. I chociaż wydawało mu się, że wszystko odbywało się za jej przyzwoleniem, nie miał co do tego pewności. Bo co jeśli Mei nie było dobrze? Co jeśli przywołał tylko okrutne wspomnienia?
– Mam nadzieję, że między nami wszystko w porządku – uśmiechnęła się.
Adrien zastygł. Mei siedziała spokojnie. Patrzyła na niego serdecznie. Całą sobą mu komunikowała, że wszystko jest dobrze i nie powinien czuć się źle. Namieszało to w nim jeszcze bardziej. Oto całe to poczucie winy nagle zostało zatuszowane uśmiechem osoby, która powinna go znienawidzić.
Kiedy zrobiło mu się z tego powodu dziwnie ciepło, a w głowie zamajaczył obraz upojonej Mei, odwrócił głowę.
– Jeśli uważasz, że tak może być... To tak.
– Ciszę się – odpowiedziała szybko, a serce Adriena niespodziewanie zabiło mocniej.
Czuł, że nie zasłużył na takie traktowanie. Z drugiej jednak strony potrzebował tego najbardziej na świecie. Był bowiem o krok od szaleństwa.
– Dziękuję... – wydukał, skrywając twarz w dłoniach.
Na widok wzruszającego się Adriena przeszły ją dreszcze. Prawdopodobnie zaczęłaby od razu panikować, nie wiedząc, co powinna zrobić, lecz mężczyzna szybko wrócił do siebie. Już minutę później podniósł się i ruszył w stronę drzwi. Było jasne, że przez moment płakał – zdradzał go zaróżowiony nos i przeszklone oczy.
– Pójdę już.
Mei pognała za mężczyzną, spotykając się z nim już pod drzwiami.
– Na pewno chcesz zostać sam? – zapytała niespokojnie.
Adrien przymknął oczy, jakby poczuł nagły ból, i przytaknął.
– Mogę chociaż wiedzieć, gdzie teraz mieszkasz? Tak... na wszelki wypadek.
Mężczyzna nie był pewien, co sądzić o zmartwieniu Mei. Czuł przecież, że była ostatnią osobą, która powinna się o niego martwić.
– Hotel Bourgeois – odparł.
Kiedy już się obracał, aby wyjść, nagle poczuł drobną dłoń Mei wplecioną między jego palce.
– Możesz zawsze na mnie liczyć – wyszeptała.
Adrienowi zrobiło się niedobrze. Znikąd w jego głowie zamajaczył obraz Marinette. Siedziała w jego mini schronie po tym, jak został uwolniony z rąk Lady Rozpusty. Udawała, że o niczym nie wie, a on nie miał prawa się domyślić – nie wiedział przecież, że była Biedronką. Powiedział wtedy „możesz zawsze na mnie liczyć", a teraz słowa te smakowały mu nader gorzko. Był tym odkryciem tak wstrząśnięty, że wyszedł, już nic więcej nie mówiąc.
Mini zwiastun:
Rozdział 42 "Zgodnie z planem"
"– Zawsze wiesz, co powiedzieć...– wymamrotała, jednocześnie kręcąc głową z niedowierzania.
Brakowało mi tego, pomyślała mimowolnie. Ethan zawsze wiedział, co czuła i umiał odpowiednio zareagować. Co więcej, pokazywał tym, jak bardzo ją szanował.
– A może po prostu cię znam – odparł, uśmiechając się lekko."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top