Rozdział 33 „Widzę, że się zmieniłeś"
Mężczyzna był wysoki i postawny. Widać było dokładnie, że nie spędzał on jednak godzin na siłowni, choć pod pokaźnym tłuszczem zdawały się kryć mięśnie, które miały prawo bytu tylko dzięki wytężonej pracy fizycznej przy cięciu drewna lub od rozładowywania dostaw na stacji. Brzuch miał mimo to napęczniały od nadmiernej ilości piwa. Twarz niemiłą, szorstką. Głowę łysiejącą, choć pojedyncze włosy na bokach dumnie sterczały, jakby niemyte od tysiącleci. Oczy skryte pod grubymi brwiami i napęczniałymi powiekami majaczyły dziwnie, a mięsny sos na bazie ketchupu zdaje się – zaschnięty na podkoszulce mężczyzny, uderzał w nozdrza Ethana ze zdwojoną siłą. Wiedział, że było źle.
Tacy mężczyźni oznaczali kłopoty. Mieli po pięćdziesiątce, rozwód na karku, nieukończone liceum, konserwatywne poglądy i ręce aż świerzbiące od agresji. Trudno z nimi porozmawiać, bo są zwyczajnie głupi, a poza tym nie lubią ludzi – ot tak, dla zasady. Żyją więc na całkowitym bezludziu, jednocześnie prowadząc podejrzaną stację w miejscu, w którym prawie nie ma samochodów, i całymi dniami oglądają wiadomości, w duchu przeklinając wszelkie przejawy indywidualizmu. Mają też nieznośny i niechlujny południowoamerykański akcent i farmerski sposób bycia wymieszany z podejściem "co to ja nie wiem". Ethan ich dobrze znał. Stany roiły się od takich gości. W metropoliach takich jak Nowy Jork można ich szukać z lupą, ale ich istnienie było niepodważalne.
– Dobry wieczór – Ethan zaczął, nie chcąc tej sprawy spisywać od razu na straty.
Mężczyzna wydął napuchnięte wargi i zmarszczył brwi. Przyglądał się Ethanowi bardzo dokładnie, przez co ten chwilowo zamarł. Szybko jednak wrócił do żywych, bo przecież Biedronka i Kot go obserwowali. Nie mógł sobie pozwolić na zawahanie.
– Potrzebuję pomocy. Właściwie to ja i -
– Ja cię kojarzę – mężczyzna oświadczył nagle i podniósł swój tłusty palec, wskazując na Ethana. – W telewizji puszczajo cię cały dzień.
Ethan zrozumiał, że oświadczenie, które jeszcze kilka godzin temu wygłosił, musiało odbić się szerokim echem w telewizji.
– Ładnie żeś ich wykiwał. Tu akcje, tu tamto, a teraz tłumaczenie się, co to nie zrobiłem.
Brunet spiął się. Był już pewien, że ten mężczyzna wcale nie stał po jego stronie. Zresztą nie dziwił mu się. Przecież Ethan musiał w oświadczeniu skłamać i wmówić całej Ameryce, że był oszustem.
Tymczasem mężczyzna nagle uśmiechnął się swoimi wszystkimi brakami w uzębieniu.
– Nieźleś im pokazał! – krzyknął, dumnie klepiąc Ethana po ramieniu – To dziadostwo trzeba tępić! W zarodku!
– Tak – wybąkał niewyraźnie, bo nie potrafił nawet stwierdzić, kto był dziadostwem dla tego mężczyzny, więc starał się zachować maksymalną bezstronność.
– Mój dom stoi otworem dla takich.
Gdy mężczyzna rozłożył swoje barczyste ramiona w geście "wchodź do środka", Ethan jeszcze przez chwilę z trudem tę sytuację analizował.
– Pomocy potrzebują też moi przyjaciele – odparł, czując gorzki posmak w ustach, gdy wypowiedział ostatnie słowo.
W tym samym momencie zza rogu wysunęli się Adrien i Marinette. Spokojnym krokiem podeszli do budynku, czując jednak, że mężczyzna patrzył na nich nieprzychylnym okiem. Ale mylili się.
– Czego to owieczki potrzebujo? – zapytał entuzjastycznie.
– Potrzebujemy noclegu. I chcielibyśmy skorzystać z telefonu – Ethan powiedział, gdy zanurzyli się w cieple budynku.
– Telefon wisi tutaj – wskazał palcem na ścianę między kuchnią a salonem – a przespać to się w gościnnym można. Tylko coś żem naszykuję.
Mężczyzna ruszył w stronę schodów, a Ethan i małżeństwo spojrzeli po sobie.
– Wygląda podejrzanie – Adrien stwierdził z przekąsem.
– Nie zapominajmy, że my też jesteśmy podejrzani – Ethan dorzucił swoje, po czym podszedł do telefonu. – Alya i Nino?
Marinette przytaknęła. Jednocześnie zauważyła, że Ethan chciał, aby wybrała numer, bo on najwyraźniej nie znał żadnego na pamięć. Podeszła więc do telefonu i zadzwoniła do Alyi. Słuchawkę oddała jednak Amerykaninowi, zupełnie jakby bała się rozmowy z przyjaciółką.
I była to w zasadzie prawda. Marinette bała się nie tylko zabrać głos w towarzystwie zdenerwowanego Adriena i Ethana, którego nie była pewna, czy w ogóle jeszcze znała, ale także bała się porozmawiać z Alyą. Minęło już przecież mnóstwo czasu i wiele się zmieniło. Kobieta nawet znała tożsamość Marinette. Jak miałaby prowadzić z nią racjonalną rozmowę, będąc strzępkiem nerwów?
Natomiast Ethan nie pokazywał, że się denerwował. Wcale nie najgorszym francuskim przeprowadził z Alyą dość długą, rzeczową rozmowę. Zarówno Marinette, jak i Adrien byli zdziwieni jego zdolnościami językowymi, z tym że mężczyzna czuł dodatkowo coś na rodzaj gniewu. Doskonale wiedział, że Ethan swego czasu zaczął naukę francuskiego właśnie ze względu na miłość do jego małżonki. Świadomość tego sprawiła, że chciałby się teraz na niego rzucić i go porządnie uderzyć. Ale przecież nie mógł.
Ethan skończył rozmowę dopiero po około dwudziestu minutach. W tym czasie mężczyzna, który ich ugościł, zdążył już wrócić na dół i oznajmić, że przygotował "co nie co" (cokolwiek to znaczyło) i może zjedliby trochę fasolki, bo "nagotował jak dla pułku". Przy okazji zwrócił też uwagę na to, że Ethan mówił po francusku, a chwilę później wychwycił akcent w angielskim małżeństwa.
– Jesteśmy z Francji. Ethan to nasz przyjaciel – Marinette tłumaczyła, widząc, że Adrien nie miał ochoty na wymyślanie historyjek. – Zepsuło nam się auto podczas wycieczki. Miała być krótka, więc nie wzięliśmy ani telefonów, ani portfeli...
– Nie jesteście pierwszymi, którym auto tutaj nawaliło – mężczyzna oświadczył, wycierając pot z czoła. – Dość często prosi się mnie o pomoc, ale jeszcze nigdy nie był to taki bohater! – zaśmiał się – Możecie się przyznać, że chcieliście świętować sukces tego pana i dlatego ruszyliście w lasy, hehe.
– Tak, tak jakby – Ethan wtrącił niespodziewanie, bo właśnie odłożył słuchawkę.
Mężczyzna nalegał jeszcze, aby z nim wspólnie zjeść, ale nikt mimo głodu nie miał ochoty na fasolkę, która wyglądała jak papka dla psa. Napili się więc tylko herbaty.
– Jutro rano chcielibyśmy się dostać na najbliższe lotnisko. Odpłatnie – Ethan stwierdził nagle.
Marinette i Adrien niewiele rozumieli. Nie wiedzieli, co takiego Ethan ustalił z Alyą, ale zdaje się, że plan gwarantował nie tylko cudowny powrót do Francji, lecz również pieniądze.
– Ależ nie ma sprawy – mężczyzna odparł po chwili. – To może jednak fasolki?
"Kolacja" dobiegła końca dopiero koło dziewiątej. Mężczyzna długo opowiadał o tym, jak bardzo nie lubi polityki i stało się jasne, że udzielił Ethanowi pomocy właśnie z powodu głęboko zakorzenionej w nim nienawiści do rządzących. Jego goście nie zabierali jednak za często głosu. Na koniec ustalili jedynie, że chcieliby wyjechać jeszcze przed ósmą rano. Mężczyzna zgodził się, ale za dodatkową opłatą, bo powinien w tym czasie obsługiwać rzekomo działającą stację. Ethan zapewnił, że finanse nie są żadnym problemem, a małżeństwo tylko przecierało oczy ze zdumienia. Kiedy wreszcie stanęli w gościnnym pokoju, gdzie zastali dwa fotele i tapczan z czymś, co imitowało pościel, Adrien od razu przeszedł do rzeczy. Czuł bowiem, że Ethan znów zabierał mu nad czymś kontrolę.
– Skąd pieniądze i lot? Alya przecież nie ma takich-
– Nie pytałem, skąd ma pieniądze – Ethan urwał szybko. – Sama zaczęła coś kombinować. Często odchodziła od słuchawki. Widocznie skądś pieniądze są.
Adrien usiadł na fotelu, zachowując się, jakby Ethana w ogóle nie usłyszał. Ten natomiast kontynuował, widząc, że Marinette była jak najbardziej zainteresowana.
– No więc rano po was ktoś przyleci. Wrócicie bezpiecznie.
Usta Marinette lekko drgnęły, jakby chciała coś powiedzieć, lecz ostatecznie kobieta po prostu odwróciła się i usiadła na drugim fotelu. Ethan został więc sam z tapczanem, naprzeciwko którego stały fotele z pokłóconym małżeństwem. Niezręczności zdawało się nie być końca.
Noc była jednak spokojna. Co prawda ciężko było o jakikolwiek sen i to u każdego, ale nie doszło do żadnej wymiany zdań. Wszyscy po prostu tkwili nieruchomo na meblach, jakby się z nimi zrośli i stali częścią tego przykrego obrazka już na zawsze.
Świt jednak był jasnym sygnałem tego, że przeżyli, a noc minęła. Wówczas zaczęły się pierwsze ruchy. Marinette wstała z fotela, rozprostowując nogi, po czym lekko chwiejnym krokiem wyszła z pokoju. Kroki dochodzące z korytarza świadczyły o tym, że poszła do łazienki.
Ethan mimowolnie zlustrował sylwetkę Marinette, gdy wstała. Bo jak miał tego nie zrobić? Widział ją teraz całą. TĘ Marinette. Nie jako Biedronkę, nie w nocnym mroku.
Nie zmieniła się jakoś znacznie – ciągle była atrakcyjną kobietą, tylko może jeszcze bardziej kobiecą. Zgubiła już to gdzieś błądzące, nieco dziecinne spojrzenie, a jej ciało nabrało czegoś, czego Ethan nie potrafił nazwać, ale sprawiało, że wydawała się dostojna. Tak jakby całą sobą mówiła, że jest teraz doświadczoną i pewną siebie, piękną kobietą. Choć oczywiście jej zdenerwowane spojrzenie mówiło coś zupełnie innego.
Adrien widząc łapczywy wzrok Ethana, nie wytrzymał. Gdy kobieta opuściła pokój, zabrał głos. Bo czuł, że musi. Że to już przekraczało wszelkie granice.
– Widzę, że się zmieniłeś.
Ethan podniósł chłodny wzrok na Adriena, nie mówiąc nic jednak. Zwyczajnie nie rozumiał. Blondyn uśmiechnął się jednym kącikiem.
– Dawniej nawet nie śmiałbyś tak spojrzeć nie tylko na Marinette, ale na jakąkolwiek kobietę.
Gdy skończył, ciągle się ironicznie uśmiechał, wiedząc doskonale, że uderzył w czuły punkt Ethana. Bo ten był świadom zmian, które w nim zaszły. Wiedział, że nie miał w sobie już takiej samej wrażliwości, stał się bardziej arogancki i... wcale nie było mu z tym dobrze. Z drugiej jednak strony...
– Nie wiem, czy mężczyzna, któremu własna żona nie ufa, powinien mnie oceniać.
Adrien poczuł się, jakby dostał siarczysty policzek. Grunt zaczął uciekać mu spod stóp, a krew wrzeć. Gdyby nie nagły powrót Marinette, rzuciłby się na Ethana. Odetchnął więc nawet z ulgą, gdy ją ujrzał – wiedział, że nie panowałby nad pięściami, gdyby już wszczął bójkę.
– Możemy już zejść na dół – Marinette zaczęłacicho. – Czeka na nas...
Mini zwiastun:
Rozdział 34 "Nie wybrała go świadomie"
"Chwilę później Marinette i Adrien siedzieli już w odrzutowcu. Nie patrzyli w stronę Ethana, który zresztą nie zachowywał się tak, jakby chciał coś powiedzieć, pożegnać się, cokolwiek. Ni stąd ni zowąd to pilot spojrzał wymownie na Amerykanina.
– Wsiada pan?"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top