Rozdział 30 „Trochę się tu zmieniło"

        Po raz pierwszy od wielu lat poczuła się samotna. Oczywiście nie nazwała tak tego uczucia, bo, ściśle rzecz ujmując, było jej ono obce. Ale czuła je całą sobą. Chodziła przygnębiona. Z trudem trenowała i nie potrafiła odnaleźć się w tak prostych czynnościach, jak zakupy czy nauka francuskiego. Na dodatek musiała też znaleźć pracę, bo przecież od zniknięcia Kota nie miała pieniędzy na utrzymanie. A nie było to proste bez legalnego pobytu i znajomości języka.

        Początkowo była jedynie zaniepokojona. Czuła, że działo się coś złego, bo nikt się z nią nie kontaktował. Po wizycie Adriena chciała wprawdzie, aby ten relatywnie szybko powrócił, bo po prostu polubiła jego obecność, ale nie przejmowała się tym. Przywykła do tego, że o wszystkich decyzjach dowiadywała się ostatnia. Po tygodniu zaniepokojenie dawało się już kobiecie we znaki, ale jeszcze nie panikowała. Zresztą nie znała wtedy takiego pojęcia.

Dopiero, kiedy Rena się z nią skontaktowała, Mei zmartwiła się. Biedronka i Kot zniknęli - jak to? Nic nie rozumiała, ale poczuła, że coś dziwnego w nią wstąpiło. Mogli być w niebezpieczeństwie, a to zagrażało nie tylko powodzeniu ich planu, ale również... Kotu. Po miesiącu Mei zrozumiała, że najbardziej martwiła się właśnie Adrienem. Nie chciała, żeby jedyny człowiek, który okazał jej krztę wyrozumiałości, zniknął.

Ale nic nie mogła zrobić. Rena – chociaż stosunkowo miła – stanowczo odgrodziła Mei od wszystkiego. Chinka dysponowała tylko szczątkowymi informacjami, z których próbowała cokolwiek ułożyć, ale na marne. Wiedziała o istnieniu jakiegoś Amerykanina, który informuje Renę i Żółwia o podobno napiętej sytuacji w Stanach. Nie miała jednak pojęcia, kim był, dlaczego zyskał ich zaufanie i czemu sama nie mogła z nim mieć kontaktu. Potem znikąd okazało się, że on również zniknął i już lada dzień pojawił się na wszystkich stacjach w amerykańskiej telewizji. Wszystko to się ze sobą nie kleiło.

        Mei daremnie próbowała dowiedzieć się cokolwiek o tej sprawie. Obejrzała wprawdzie oświadczenie Amerykanina, bo dostęp do niego był po prostu łatwy, ale wiedziała, że czegoś nie zrozumiała. Rena i Żółw zdawali się być czymś poruszeni.

        Niewiedza już ją wykańczała. Nie wiedziała, co myśleć, a na dodatek nie miała z kim o tym porozmawiać. Czuła się samotna i zarazem... słaba. Wystarczyło, że raz ktoś okazał jej zainteresowanie i już sypała się jak domek z kart. Bardzo martwiła się tym, czy Biedronka i Kot w ogóle powrócą. Dlatego, gdy Rena ją odwiedziła i powiedziała, że muszą o czymś porozmawiać, wpadła w panikę. Przestraszyła się.

Wieści były jednak dobre. Z oświadczenia Amerykanina wynikały dwie, niezwykle ważne rzeczy. Pierwsza, są jeszcze dwa miracula, które mogą mieć w posiadaniu. Druga, Amerykanin miał kontakt z Biedronką i Kotem, więc żyją i są prawdopodobnie bezpieczni. Mei odetchnęła z ulgą.

        Jak się okazało, Rena i Żółw postanowili to wszystko przekazać Mei, bo sprawa ich, delikatnie mówiąc, przerosła. Oświadczenie Amerykanina było niespodziewane i skonstruowane w taki sposób, aby ten wyrzekł się wszystkiego. Dodał również, że rząd Stanów Zjednoczonych niczego nie ukrywa, a on sam stworzył ruch po to, aby doprowadzić do kryzysu, bo uważał obecną władzę za złą. Wykorzystał i okłamał niewinnych ludzi, doprowadzając do destabilizacji kraju.

I wszystko to było kłamstwem. Poza jednym, na co uwagę zwróciła Rena.

– Teraz będzie mówił o Francji. To tutaj próbuje nam coś przekazać.

Mei wsłuchiwała się, ale z trudem rozumiała skomplikowany angielski mężczyzny. Paradoksalnie właśnie to pozwoliło jej odczytać coś, czego Rena i Żółw nie mieli prawa zauważyć.

– Jego zegarek.

W momencie, w którym Amerykanin mówił "Obraz sytuacji we Francji został przeze mnie przeinaczony i nie ma podstaw by sądzić, że Ameryka miała jakikolwiek interes w posiadaniu miraculum lub dwóch, nieważne jakiego charakteru, czy to mowa o Biedronce i Czarnym Kocie, czy przypuszczalnie o innych miraculach", jedną rękę położył na zegarku i obrócił go w stronę kamery.

Rena bez trudu wychwyciła, że Ethan starał się przekazać im jakąś informację o miraculach, bo ta część wypowiedzi po prostu nijak się miała do wszystkiego. Gdy jednak spojrzała na zegarek, oniemiała.

Na tarczy zegarka znajdował się niewielki znaczek. Nie był fabryczny. Wyglądał tak, jakby został dorysowany długopisem lub czymś podobnym. Rena zatrzymała nagranie i przybliżyła obraz.

– O cholera... – wymamrotała, odsuwając się od ekranu.

– Co to jest? – Nino nie ukrywał zdziwienia.

Ale nawet Mei wiedziała, co to jest. Po odkryciu tożsamości Adriena nie zabrała się za to od razu, ale przecież nie omieszkała sprawdzić, kim była Biedronka. Szybko dowiedziała się o jej licznych sukcesach i bez problemu ułożyła wszystkie fragmenty układanki.

– Musimy tam jechać – stwierdziła, patrząc poważnie na lisicę.

Rena momentalnie zawahała się. Spojrzała też na Żółwia, który jednak wzruszył ramionami, dalej nic nie rozumiejąc. Widać było, że kobieta znowu chciała odsunąć Chinkę od pewnych informacji. Ale najwidoczniej było jej głupio – w końcu bez Mei nigdy nie zwróciłaby uwagi na logo marki Marinette.

W rzeczywistości Alya zastanawiała się głównie nad jednym. Czy zabranie Mei do firmy Marinette nie będzie jasnym sygnałem jej tożsamości? Z drugiej zaś strony, dlaczego Chinka w ogóle znała to logo?

– Słuchaj, Mei... To ciężka sprawa. Gdyby była tu Biedronka to mogłabym inaczej, ale

– Tutaj chodzi też właśnie o Biedronkę – Mei powiedziała, wstając. – Chyba powinniśmy zrobić wszystko, żeby ją sprowadzić?

Wiedziała, że brzmiała niemiło, ale po prostu irytowało ją już to ciągłe odsuwanie od sprawy, chociaż mogła przecież pomóc. Rena w odpowiedzi westchnęła ciężko.

– Czekoladko – Nino niespodziewanie odezwał się. – Sprowadzenie Marinette i Adriena jest bardzo ważne. Mei wie, co mówi.

W jednej chwili cała powaga sytuacji rozpłynęła się, a Alya pierw pobladła, by potem zrobić się cała czerwona. Nino, widząc jej wściekłe oczy, odruchowo odsunął się. Wiedział, że spartaczył. Bardzo dobrze o tym wiedział. Po prostu za późno to do niego dotarło. Gdy małżonka miała mu już wymierzyć prawego sierpowego, Mei szybko zabrała głos.

– Wiedziałam – odparła. – Ja już wcześniej wiedziałam.

Nie chciała jednak tłumaczyć, jak do tego doszło, bo wiedziała, że Adrien by sobie tego nie życzył. Zignorowała więc zupełnie zszokowane spojrzenie Reny i kontynuowała.

– I nikomu nie powiedziałam. Więc, proszę, zaufajcie mi. I idźmy już tam.

         Firma Marinette funkcjonowała w ograniczonym wymiarze godzin. Bez szefowej trudno było wszystko rozplanować, więc w pracowni przebywało niewiele osób, które wykonywały tylko to, co zostało wcześniej zlecone. Ale i te zlecenia powoli się kończyły. Nowe nie mogły być zatwierdzone bez Marinette. W efekcie firma działała maksymalnie 4h dziennie. Sprawiło to, że Rena, Żółw i Mei nie mieli najmniejszego problemu z dostaniem się do budynku. Był bowiem pusty.

Firma, niegdyś dom rodzinny Adriena, była bardzo duża. Stanęli w centralnym miejscu i dopiero teraz dotarło do nich, że przeszukanie całego budynku jest jak szukanie igły w stogu siana. Zaczęli od parteru, lecz szybko poddali się. Dlaczego coś tak cennego jak miracula miałoby spoczywać między stosami materiałów i kolekcji? To się nie kleiło. Potem weszli na piętro, ale i tutaj poczuli dezorientację.

– Obejrzyjmy to jeszcze raz... – Alya rzuciła niemrawo, niezbyt wierząc, że cokolwiek tam odkryje.

Usiedli na schodach. Obejrzenie oświadczenia nie zaowocowało niczym nowym. Całkowicie zrezygnowani postanowili się więc rozdzielić, ale powoli tracili nadzieję na znalezienie czegokolwiek.

        Mei nieświadomie znalazła się w gabinecie Gabriela. Szukając informacji o Adrienie w sieci, natknęła się oczywiście na informacje o jego ojcu. Im bardziej się w tę sprawę zagłębiała, tym gorzej czuła się z faktem, że mężczyzna został perfidnie oszukany przez Mofa. Teraz stała zaś w jego gabinecie z jakimś ciężkim uczuciem w gardle. Czuła się tu nieswojo. Tak, jakby nie powinna tutaj przebywać. Nie mając jednak innego wyboru, zaczęła przeszukiwać pokój.

Jej uwagę natychmiast przykuł wielki, pozłacany obraz. Przyjrzała mu się uważnie. Z trudem odnalazła w rysach Emilie, twarz kobiety, która przebywała w Mofa. Nie miała jednak wątpliwości co do tego, że była to mama Adriena i zajmowała centralne miejsce w gabinecie jego ojca.

Podchodząc bliżej obrazu, Mei rozmarzyła się nieco. Czy moi rodzice kochali siebie równie mocno? – myślała. Ledwo już pamiętała ich twarze, lecz była pewna, że odznaczali się ogromną serdecznością w stosunku do siebie. Z drugiej strony była zbyt mała, żeby zwracać uwagę na ich małżeńską miłość.

Lewą rękę położyła na obrazie i delikatnie pogładziła go. Z szokiem odkryła, że było to prawdziwe złoto. Nacisnęła wówczas płótno mocniej, jakby chcąc upewnić się w tym odkryciu, a obraz nagle drgnął. Chwilę później oczom Mei ukazała się niewielka wnęka.

– Rena! Żółw! – krzyknęła odruchowo.

Cała trójka patrzyła teraz na miracula pawia i ćmy, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Jasne, było to oczywiste wsparcie. Tylko komu je powierzyć? Jak miałoby to wpłynąć na znalezienie Biedronki i Kota? Stali w ciszy, przyglądając się biżuterii, gdy nagle usłyszeli czyjeś kroki na dole.

– Co? – Alyi wyrwało się.

Budynek na pewno był pusty. Ktokolwiek do niego wszedł, nie powinien się tutaj zjawić. Ostrożnie więc opuścili gabinet i ruszyli w stronę schodów. Przez balustradę ujrzeli znanego im mężczyznę.

– Trochę się tu zmieniło... – wymamrotał. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top