Rozdział 6 "Oddalamy się od siebie"
Była przerażona. Na początku sądziła, że może mężczyźnie padł telefon i dlatego nie było z nim kontaktu. Gdy jednak wróciła do domu, a tam odkryła, że Adrien wziął ze sobą Plagga, w głowie natychmiastowo zapaliła jej się czerwona lampka. Tikki jednak nic nie wiedziała. Kobieta postanowiła więc zadzwonić do Pierra, który powiedział jej tyle co nic. Nieskładnymi zdaniami wprawił jedynie kobietę w stan paniki. Mężczyzna w ostatniej chwili powstrzymał ją od podjęcia nieprzemyślanych decyzji.
– Panienko, spokojnie. Zostawił mi adres i kazał poczekać godzinę. Dopiero wtedy mamy wszczynać alarm.
Czy poprosiła o adres? Oczywiście. Co zrobiła, gdy zrozumiała, że było to mieszkanie Mei? Rozpłakała się. Kobieta oczyma wyobraźni widziała już głupią, skazaną na przegraną walkę z innymi posiadaczami miraculów. Nawet martwe ciało ukochanego majaczyło jej w głowie. Była przerażona. Postanowiła jednak dać mu swój kredyt nadwyrężonego już zaufania. Kazał czekać godzinę. Godzina brzmi rozsądnie. Zresztą od jego udania się w to miejsce minęło pięćdziesiąt minut. Marinette musiała wytrzymać tylko dziesięć, aby podjąć należyte środki. Tymczasem siedziała w salonie, co chwilę wycierając łzy, i modliła się, aby Adrien zaraz wrócił do domu. Tikki wychodziła z siebie, próbując uspokoić właścicielkę, lecz na marne. Jej słowa napotykały tylko na niewidzialny mur, którym kobieta się otoczyła.
Przyszedł minutę przed upływem godziny.
– Gdzie... – wymamrotała, podnosząc się na równe nogi.
– Byłem u Mei.
To zdanie, choć przecież wiedziała, gdzie ukochany przebywał, zdawało się ją gwałtownie uderzyć. Miała wrażenie, że grunt zaczął uciekać jej spod stóp, a obraz rozmazywać. Nie czekając dalszych wyjaśnień, podeszła po omacku do Adriena. Blondyn wówczas zdawał się przygotowywać na najgorsze. Wyglądał tak, jakby nadstawiał właśnie policzek, twierdząc, że oto spotka się z ciosem. Tymczasem Marinette padła dłońmi zaciśniętymi w piąstki na jego tors, uderzając w niego niczym rozzłoszczone dziecko.
– Nie możesz mnie tak martwić – mówiła przez zaciśnięte zęby. – Czy ty w ogóle wiesz przez co ja przechodziłam? Dlaczego u niej byłeś? Dlaczego wziąłeś Plagga? Wcześniej się z nią umówiłeś? Adrien, mów do mnie.
Mężczyzna złapał ukochaną za nadgarstki i spojrzał na nią przejętym wzrokiem.
– Marinette – przerwał jej.– Daj mi się wytłumaczyć. I uspokój się.
Przez następną godzinę w ciszy i spokoju wysłuchiwała wyjaśnień męża. Czasami tylko drgnęła mimowolnie, gdy słyszała relację z walki. Okrutnie ją to wszystko przerażało i czuła się źle, że nie brała w tym udziału. Z drugiej też strony była zwyczajnie wściekła. Nic nie usprawiedliwiało tego, że Adrien dał telefon Mei za jej plecami i nie powiadomił jej o interwencji. Zwłaszcza, że Marinette określiła się jasno — mieli w tym wszystkim nie brać udziału. Blondyn był jednak nieugięty, a cała ta irracjonalna akcja tylko potwierdzała jego silne przekonanie o potrzebie działania. Dodatkowo kobieta ciągle miała w pamięci poprzedni wieczór i pełną wstydu próbę założenia rodziny. Więc gdy tylko Adrien skończył się tłumaczyć, wstała i spojrzała na niego surowo.
– Myślałam, że ostatnio się zrozumieliśmy – zaczęła. – Nie będę brać w tym udziału. Ty również nie powinieneś. Nie mogę ci tego zakazać, ale jako mój mąż i partner mógłbyś liczyć się z moim zdaniem. Nie podoba mi się twoje zaangażowanie w tę sprawę. Oddalamy się od siebie. Nie widzisz tego?
Adrien wyprostował się jak struna i natychmiast podszedł do ukochanej, łapiąc ją za ramiona.
– Jesteś dla mnie najważniejsza – ponownie jej przerwał. – Ale nie mogę zapomnieć o tym, kim jesteśmy. Nie mogę odwrócić się od osoby w potrzebie.
Ja ciebie potrzebuję, pomyślała, lecz nie była w stanie tego wypowiedzieć. Tymczasem Adrien kontynuował.
– Nie mogę tego porzucić. To jest nasz obowiązek. Dotyczy nas. Jest w pewnym sensie naszym problemem. Dzisiejsza sytuacja tylko udowodniła, że sprawa jest poważna. Kto wie, ile czasu będziemy bezpieczni, jeżeli nic nie zrobimy? — rozejrzał się dookoła — Kto wie, kiedy na nas ktoś napadnie? Tutaj. W naszym domu? Nie jesteśmy bezpieczni. Dlatego... Czy ci się to podoba, czy nie, zadbam o nasze bezpieczeństwo. Muszę. Dla nas.
Twarz Adriena zdradzała wszystko. Marinette widziała, że nie było już odwrotu. Dalsza dyskusja tylko bardziej utwierdziłaby ją w tym, jak się od siebie oddalali. Mieli zupełnie inne priorytety. Kobieta najchętniej odcięłaby się od przeszłości, a w Chinach nie widziała zagrożenia. Przynajmniej nie, dopóki Adrien nie zaangażował się w sprawę Mei. To było prawdziwym niebezpieczeństwem.
W ciszy odsunęła się od małżonka.
* * *
Adrien nie spał zbyt dobrze. Ciągle wpatrywał się w odkryte łopatki małżonki i zastanawiał nad tym, czy aby na pewno postąpił słusznie. Miał jednak wrażenie, że po raz pierwszy to on kierował się rozsądkiem. Nie do końca pojmował zaborczość ukochanej. Nie w tak poważnej sprawie. Chciałby już o tym wszystkim zapomnieć. Założyć rodzinę. Cieszyć się swoim „żyli długo i szczęśliwie", ale przecież byłoby to bujdą. Jak mieliby żyć szczęśliwie, czując oddech Chin na plecach? Nie wiedząc, kiedy uderzą?
Z łóżka wstał przed Marinette, co było nowością. Zrobił żonie śniadanie i pocałował ją na pożegnanie, gdy wychodził z domu.
Musiał udać się do centrum, aby osobiście podziękować słynnej gwieździe internetowej, która zgodziła się brać udział w charytatywnym pokazie mody organizowanym przez markę Gabriel. Aktualnie trwała sesja zdjęciowa promująca całe wydarzenie. Adrien, jako właściciel firmy, musiał dokonać wszystkich czynności reprezentacyjnych. Tutaj uścisnąć rękę, tam podziękować i ładnie uśmiechnąć do pamiątkowego zdjęcia. Nudna robota na max godzinę. Następnie planował zrobić jeszcze szybkie zakupy. Robiąc śniadanie ukochanej, zorientował się, że ich lodówka świeciła pustkami.
– Jakie to było nudne! – Plagg krzyknął przeciągle, gdy opuścili plan zdjęciowy.
Adrien uśmiechnął się niemrawo. Biorąc pod uwagę wczorajsze wydarzenie, postanowił zabierać kwami ze sobą już wszędzie. Tak na wszelki wypadek.
– Gwarantuję ci, że zakupy będą ciekawsze. Wybierzesz sobie ser.
– No ja myślę – rzucił, nim jeszcze Adrien zakrył kwami marynarką, tym samym uciszając go.
Znajdował się w samym centrum Paryża. Było tutaj wystarczająco ludzi i paparazzi, którzy ochoczo śledzili każdy krok mężczyzny. Nie mógł ot tak prowadzić niezobowiązującej rozmowy z Plaggiem.
Nagle zorientował się, że przechodził pod oknami własnego mieszkania. Mieszkania, w którym aktualnie przebywała Mei. Wówczas przyszła mu do głowy pewna myśl. Był w zasadzie zdziwiony, że dopiero teraz. Przecież kobieta nie miała tam absolutnie nic do jedzenia, żadnych pieniędzy, a nawet własnych ubrań. Postanowił zatem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Zrobić zakupy zarówno dla siebie, jak i dla Mei.
Uważał to za część jego obowiązku.
Wszystko brzmiało prosto, ale jedno z tych zadań stanowczo przerosło Adriena. Nie miał zielonego pojęcia, jakie ubrania powinien kupić nieznajomej. Próbował w pamięci odtworzyć jej sylwetkę, wymyślić sobie nieokreślony rozmiar i dopasować to wszystko jeszcze do koloru oczu, ale wszystkie wspomnienia zlały mu się w jedno niewyraźne. Nie wiedział, co należałoby zakupić. Poszedł zatem za głosem intuicji, która podpowiadała mu, ażeby zakupić ubrania w rozmiarze Marinette. Postawił na kilka sprawdzonych, praktycznych kompletów.
Nawet nie zauważył, kiedy pełen zadowolenia znalazł się już na klatce. Całe te zakupy były męczące i wymagały wiele pomyślunku. Mężczyzna odetchnął z ulgą, po czym przemienił się, upewniwszy, że nikogo innego nie było w tym momencie na schodach. Nie wiedział, czy powinien zapukać do mieszkania, czy coś zawołać. Doszedł jednak do wniosku, że kobieta nie zareagowałaby w żaden sposób ze względu na kwestie bezpieczeństwa. Wyciągnął więc klucz i otworzył drzwi.
Zdziwił się tym, co zobaczył. Mei siedziała na środku nieco przemeblowanego pokoju i medytowała. Włosy miała rozpuszczone, w lekkim nieładzie. Adrien wcześniej nie zauważył tego, ale były bardzo zadbane, a niegęsta, roztrzepana grzywka podkreślała uroczo okrągłą buzię kobiety. Usta miała lekko otwarte. Zupełnie, jakby właśnie nabierała powietrza. Jednak tym, co przykuło uwagę mężczyzny najbardziej, był jej ubiór. Mei miała na sobie ubrania Adriena.
Gdy blondyn zamknął drzwi, kobieta uniosła lekko powieki. Dostrzegając mężczyznę, wstała gwałtownie, a ręce przepraszająco złożyła na odkrytych udach.
– Pan Kot... Prze-przepraszam – rzuciła, podchodząc bliżej. – Pozwoliłam sobie wyprać swoje rzeczy i założyłam to, co tutaj znalazłam.
– N-nie. Nic nie szkodzi — przełknął głośno ślinę.
Próbował ze wszelką cenę nie lustrować kobiety wzrokiem. Byłoby to niegrzeczne i niestosowne. Nie potrafił jednak powstrzymać własnych oczu.
Mei miała na sobie tylko koszulę. Jego koszulę. Błękitną. Sygnowaną jego imieniem. Okrywała całą jej górną część ciała i zaledwie kilka centymetrów zgrabnych, smukłych ud.
*alarm*
mini zwiastun:
Rozdział 7 "Brzmi jak plan"
"Adrien podążył za nią wzrokiem, lecz już po sekundzie oprzytomniał i ponownie odwrócił się. Nie rozumiał, do czego właśnie doszło. Dlaczego Mei chciała się przy nim ot tak rozebrać?"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top