Rozdział 49 „Nie widzę dla nas przyszłości"
Kiedy w południe Alya zadzwoniła do niej i spanikowanym głosem wytłumaczyła, że musi natychmiast wyjść z domu, bo wrócił Smok, w pierwszej chwili nie wierzyła. Przyjaciółka brzmiała jednak nader poważnie, a do tego rozłączyła się w mgnieniu oka. Marinette przetransformowała się więc bardzo szybko i wyruszyła w miejsce spotkania – słynny dach kamienicy.
Problemy problemami, ale kiedy Paryż potrzebował pomocy, nie wstrzymywała się. Momentalnie zapomniała nawet o Adrienie i nieuniknionej konfrontacji z Mei.
Coś jednak nie grało. Jakkolwiek Smok by nie zaatakował, kobieta najprawdopodobniej zauważyłaby to, poruszając się po Paryżu. Wszystko wydawało się natomiast w porządku. Nigdzie nie wybuchła panika, a mieszkańcy żyli niedzielnym popołudniem w swoim tempie.
Potem ujrzała na horyzoncie kamienicę i szybko zrozumiała, że coś było naprawdę nie tak. Na dachu stał tylko Kot. Gdy ten podniósł na nią swój zmieszany wzrok, wezbrała w niej już wściekłość.
– Tak myślałem – odparł.
– Czy to był twój pomysł? – wycedziła zirytowana.
Adrien skrzywił się. Był zdziwiony nie tylko tym, że małżonka go o to posądzała, ale również jej tonem głosu.
– Nie.
Marinette prychnęła.
– To niepoważne – rzuciła pod nosem. – Przecież gdyby naprawdę coś-
– Skoro już tu jesteśmy – Adrien wtrącił, opierając się o ich komin.
Wyglądał, jakby chciał zakreślić kolejną kreskę, lecz coś go powstrzymywało. Nie umknęło to uwadze Marinette, która poczuła się tylko bardziej zraniona.
– Możemy spróbować porozmawiać – dokończył, rękę swobodnie zwieszając wzdłuż ciała.
Nie zamierzał zrobić kreski na ich kominie.
– Porozmawiać? – Marinette zapytała opryskliwie.
Nieświadomie reagowała złością na fakt, że czuła się skrzywdzona. I chociaż patrzyła na Kota, przed oczyma ciągle stawał jej Adrien okładający pięściami Ethana.
Czuła wstręt.
– Ty już sobie porozmawiałeś. Nie ze mną – dodała wściekle.
– Marinette! – zareagował głośno. – Czy ty chociaż raz dasz mi dojść do słowa?
Kobieta ponownie skierowała wzrok na ich komin. Jawił jej się teraz jako symbol czegoś, co już dawno przeminęło.
– Zdradziłeś mnie – odparła z niedowierzaniem i napięła linkę jojo, jakby szykując się do skoku. – Czy tutaj jest cokolwiek do mówienia?
Kot złapał się za skronie, jakby go niespodziewanie głowa rozbolała. W rzeczywistości starał się nie wybuchnąć.
Rozumiał, że kobieta była wściekła. Mogła nie chcieć go widzieć. Mogła go nienawidzić. Mogła się go bać, po tym jak obłożył Ethana pięściami. Ale to, że nie chciała zwyczajnie porozmawiać, irytowało już Adriena.
– Cokolwiek chcesz z nami zrobić, wymaga to rozmowy – powiedział wreszcie.
Marinette obróciła się tyłem, nie chcąc dać po sobie poznać, że bliska była płaczu. „Cokolwiek chcesz z nami zrobić" – uderzyło ją to ze zdwojoną siłą, bo właśnie od tego przecież uciekała. Nie chciała podejmować żadnej decyzji. Jeszcze przed ostatnim wydarzeniem decyzja mogła być... do przyjęcia. Ale teraz Marinette wiedziała doskonale, że każda możliwa decyzja by ją po prostu okrutnie zabolała.
– Nie chcesz ze mną być, w porządku – Adrien kontynuował przyćmionym głosem. – Ja to rozumiem. Ale musisz mi to powiedzieć. Musisz powiedzieć, że... że nie widzisz dla nas przyszłości. Chcesz rozwodu. Cokolwiek. Po prostu coś powiedz.
Kobieta zacisnęła dłonie w piąstki. Nie spodziewała się, że Adrien będzie w stanie tak łatwo mówić o rozwodzie. Właściwie sprawiał wrażenie, jakby sobie to już wszystko przemyślał. Po raz kolejny przez jej ciało przetoczył się utrudniający oddech ból. Jak on był w stanie o tym w ogóle myśleć?
– Marinette... Błagam, powiedz coś.
Adrien rzeczywiście w ciągu ostatnich dni sobie wszystko przemyślał. Doszedł do wniosku, że może jedynie trzymać się cichej nadziei. Nic innego mu już nie pozostało. Bo może Marinette go jednak kocha? Może będzie chciała o to walczyć? Był przy tym jednak świadomy, że w dniu, kiedy rzucił się na Ethana, przekreślił wszystkie swoje szanse. Stał się nie tylko tym, który zdradził, ale również tym agresywnym, o czym przypominały mu bolące żebra. Wszystko było po prostu nie tak.
Potrzebował więc jasnej informacji. Komunikatu: chcę z tobą być lub nie chcę z tobą być. Tylko tyle i aż tyle. Musiał wiedzieć, bo – niestety – był gotów już sobie odpuścić. Wszystkie znaki na niebie zdawały się przecież mówić, że zmusił Marinette do tego związku, że zniszczył jej poukładane życie, a wszystko to prędzej czy później i tak by się rozpadło. Nienawidził siebie za to.
– Dobrze – kobieta odparła. – Chcesz, to dobrze. Powiem ci.
Marinette obróciła się przodem do mężczyzny. Z oczu ciekły jej łzy, a klatka piersiowa z trudem łapała oddech.
– Nie widzę dla nas przyszłości – powiedziała, wycierając łzy.
Adrien miał wrażenie, że ktoś właśnie zacisnął pięść na jego sercu.
– Nie potrafię ci wybaczyć.
Nogi mu mrowiły, a krew toczyła się z taką prędkością, że aż wrzała.
– To koniec.
Czuł się, jakby właśnie odebrano mu zdolność oddechu. Cały Paryż stanął w miejscu, a dźwięki zamieniły w świszczący szum.
– Chcę rozwodu.
Marinette wymówiła ostatnie zdanie, jakby całkowicie ignorując reakcje własnego ciała. Nie chciała pokazywać, że cierpiała. Nie chciała, żeby Adrien ujrzał te wątpliwości, które ściskały jej gardło.
Nie zwlekała więc nawet sekundy z ucieczką. Szybko zarzuciła jojo na pobliską latarnię, po czym ruszyła w drogę powrotną. Nie była wtedy w stanie określić uczuć, które się przez nią właśnie przelewały, ale zatelefonowanie do Alyi było wręcz naturalnym następstwem.
– Nie życzę sobie, żebyś robiła takie rzeczy – warknęła, ciągle płacząc. – Słyszysz? To było obrzydliwe z twojej strony.
Alya nie odpowiedziała od razu. Przez dłuższą chwilę milczała, najwyraźniej zdziwiona tonem przyjaciółki.
– Nino nalegał, przepraszam. Wiedziałam, że to głupie. Przepraszam. Po prostu ostatnio...
– Hahaha...
– Co się stało?
Marinette wiedziała, że lada moment celowo wyrzuci jojo, aby tylko spaść, umrzeć, przestać o tym wszystkim myśleć.
– Nie no, nic. Ja się tylko rozwodzę. Hahaha... – i rozłączyła się.
Gdyby ktoś patrzył teraz na Biedronkę z boku, odniósłby wrażenie, że jej ruchy są pozbawione sensu, a ona sama najwyraźniej nietrzeźwa. Tymczasem kobiecie zrobiło się niedobrze. Stanęła na jednym z dachów i bezwiednie usiadła. Nie wiedziała, czy będzie wymiotować, czy też może zaraz osunie się na dachówki, tracąc przytomność.
Było po wszystkim. Już nie miała od czego uciekać.
Adrien jeszcze długo stał w bezruchu, patrząc na miejsce, w którym wcześniej stała jego małżonka. Nie mógł jednak oddychać, a przez jego głowę przetaczały się wszystkie najgorsze wspomnienia. Nie potrafił stwierdzić, w którym momencie całe to pasmo nieszczęść miało swój początek.
Spodziewał się takiej odpowiedzi. Naprawdę się jej spodziewał. A jednak wyartykułowana była o wiele boleśniejsza. Po jakimś czasie mężczyzna zwrócił więc swój półprzytomny wzrok na komin. Sztywnym palcem nakreślił kreskę, czując, że była tą ostatnią. Nie wierzył już, że cokolwiek było do uratowania.
Właściwie to nawet nie zamierzał czegokolwiek ratować.
~Myślicie że dobrze się stało?
Mini zwiastun:
Rozdział 50 "Miło od czasu do czasu być powodem czyjegoś uśmiechu"
"Kiedy otworzyła mu drzwi, nie zastanawiał się długo – bez zawahania przywitał ją, dając kobiecie buzi w policzek. Ona mimowolnie przyłożyła dłoń w miejsce pocałunku, jakby zupełnie nie rozumiała, dlaczego Adrien to zrobił."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top