Rozdział 39 "Co się z wami stało?"
Był to kolejny poranek, w którym ujrzała jedynie puste łóżko. Adrien wciąż nie wrócił. Podniosła się więc z kwaśną miną, aby szybko dojść do wniosku, że to będzie kolejny koszmarny dzień. Na dodatek nie mogła zasnąć przez nowe rewelacje ze Smokiem.
Bała się, że Adriena przy niej nie będzie, kiedy wydarzy się coś naprawdę tragicznego.
Ale nie myślała o tym tego ranka, kiedy wstała tylko po to, aby pójść po kawę i wrócić do łóżka. Bo co innego jej pozostało? Nim jednak wyszła z sypialni, sprawdziła telefon. Niestety, Adrien ani nie zadzwonił, ani nie wysłał smsa. Zrezygnowana tym odkryciem zeszła na dół.
Natychmiast się rozbudziła, widząc blond włosy małżonka w kuchni. Siedział tyłem do niej, przy blacie, a głowę miał nisko spuszczoną. Przez moment bała się, że Adrien tak zasnął, lecz gdy tylko weszła do kuchni, szybko zapomniała o tym.
Stanęła obok blatu, ale w sporej odległości od małżonka. Kiedy ten tylko ją zauważył, podniósł nieco głowę i spojrzał na Marinette zblazowanym wzrokiem. Kobietę przeszły dreszcze. Adrien wyglądał bowiem tragicznie. Gdyby nie znała kontekstu, sądziłaby, że zmagał się z jakąś wyniszczająca chorobą. Skórę miał suchą i bladą, oczy podkrążone, a źrenice majaczące – zupełnie jakby go coś bardzo bolało.
Marinette skrzyżowała dłonie na piersi, wiedząc, że Adrien miał jej coś do wytłumaczenia. Nagle znów nabrała postawy osoby, która nie miała sobie nic do zarzucenia. Bo to w końcu ona od kilku dni znosiła milczenie mężczyzny i dziecinne ucieczki od rozmowy. Zdawała się zupełnie zapomnieć o swojej części winy. Wszystko to tylko wzmogło stan, w którym zastała Adriena.
–Ma... Marinette – zaczął słabo.
Słysząc głos Adriena, postawa Marinette znowu uległa zmianie. Czuła teraz całą sobą, że usłyszy coś strasznego. Nie rozpoznawała głosu małżonka. Nie rozpoznawała jego oczu, włosów, ramion. W sekundę wydał jej się obcy.
–Zrobiłem coś... coś strasznego.
I nie musiał kończyć. Marinette doskonale wiedziała, o co chodziło. W jej głowie znikąd zamajaczył obraz Adriena sprzed pięciu lat. Kiedy stali na swoim dachu, a on deklarował jej dozgonną miłość po wyrwaniu kobiety z rąk Ethana. Zrobiło jej się słabo. Widziała dokładnie tamte rozmarzone, zielone tęczówki i usta delikatnie uniesione w uśmiechu. Usta mówiące przepiękne rzeczy. Usta, których wtedy całą sobą zapragnęła i którym oddała się kilka godzin później. Słońce zachodziło. Nogi jej drżały.
Teraz te usta całowały kogoś innego.
–B-byłem u Mei dwa dni temu i...
Marinette wyszukała po omacku ściany za sobą i oparła się o nią. Jedną rękę złożyła zaś na czole tak, aby nie patrzeć na małżonka.
–Wyjdź – powiedziała cicho.
Adrien zastygł. Patrzył więc w bezruchu na Marinette, czekając aż może coś jeszcze doda, lecz to się nie wydarzyło. Gdy miał już kontynuować, ta niespodziewanie mu przerwała.
– Wyjdź – powtórzyła raz jeszcze, lecz o wiele ostrzej i bardziej oschle.
Mężczyzna spuścił głowę i bezszelestnie wstał od blatu. Kiedy był już u progu wyjścia z kuchni, spojrzał jeszcze przez ramię.
– Kiedy będziesz chciała-
– Wyjdź!
Piskliwy krzyk Marinette pozbawił go już wszelkich nadziei na rozmowę. Obrócił się i wyszedł, jeszcze nim małżonka niespodziewanie wybuchła płaczem. Szloch rozrywał jej klatkę i wiedziała, że były to emocje nagromadzone ostatnimi dniami. Potrzebowały tylko katalizatora. Niestety, katalizatorem okazała się zdrada. Osunęła się więc na podłogę i tak przepłakała najbliższą godzinę.
Kiedy wreszcie wstała, głowa bolała ją już niemiłosiernie. Na dodatek ból zdawał się rosnąć za każdym razem, gdy zauważyła w domu jakąś rzecz Adriena. Od jego butów w korytarzu, przez ulubiony kubek, po piżamę.
Wszystko to sprawiło, że kiedy już doczłapała się z powrotem do sypialni, zamiast paść na łóżko, pognała do toalety i zwymiotowała z nerwów. Potem osunęła się zaś na podłogę, aby stamtąd dojrzeć ubrania małżonka w koszu na pranie. Znów załkała.
W łóżku znalazła się dopiero po południu i nie zamierzała wstawać co najmniej do rana. Zresztą to też nie tak, że cokolwiek planowała. W głowie miała raczej pustkę. Pustkę, która normalnie powinna przerażać, lecz w jej sytuacji było to zupełnie bez znaczenia. Marinette po prostu się wyłączyła. Wbiła policzek głęboko w pościel, nie czując nawet, że całą tę część dawno przemoczyła łzami. Raz po raz tępo mrugała oczyma, a nogi to prostowała, to podciągała aż pod brodę. I to wszystko.
Nazajutrz koszmar ciągle trwał. Mało tego, Marinette wcale nie miała ochoty wstać z łóżka. Jej głowa wciąż była pusta, a czas zdawał się w ogóle nie tyczyć jej zdrętwiałego ciała. Prawdopodobnie leżałaby tak kolejny dzień, nic nie jedząc, ani nawet nie śpiąc, gdyby nie dzwonek do drzwi.
Oczywiście, że go zignorowała. Dlaczego miałaby otwierać listonoszowi czy w ogóle komukolwiek? Nawet przez moment nie pomyślała, że mógłby to być choćby Adrien – w końcu miał on własne klucze, a poza tym wątpliwe było, że wróciłby tak szybko. Marinette tkwiła więc w bezruchu, ignorując dzwonek, dopóki nie usłyszała znajomego wołania.
– Marinette! Tu Alya! Otwórz!
Kobieta podniosła się do siadu i rozejrzała po pokoju. Miała wrażenie, że głos przyjaciółki dobiegał z innego wymiaru. Kiedy jednak Alya jeszcze raz krzyknęła, Marinette wstała. Zacisnęła mocniej szlafrok, po czym zawahała się. Nie chciała z nikim rozmawiać. Nawet z Alyą.
Wówczas przed jej twarzą pojawiła się nagle Tikki. Kobieta zupełnie zapomniała o swoim kwami.
– Marinette... To ja zadzwoniłam do Alyi – Tikki przyznała przepraszająco. – Uważam po prostu, że powinnaś z kimś porozmawiać...
Kobieta nie potrafiła się gniewać na swoje kwami, zwłaszcza kiedy miało wyrzuty sumienia za zrobienie czegoś zupełnie naturalnego. Marinette westchnęła zatem ciężko i jeszcze raz zacisnęła wiązanie szlafroku, aby tym razem naprawdę zejść na dół.
Kiedy tylko ujrzała twarz przyjaciółki przez szybę drzwi wejściowych, zrozumiała, że Alya już o wszystkim wiedziała. Przestraszyła się więc, że będzie musiała zdecydowanie za dużo tłumaczyć.
– Nie wierzę, że ten dupek mógł to zrobić! – wrzasnęła, gdy Marinette otworzyła drzwi. – I to on! Adrien! – kontynuowała, wchodząc do środka i niemal ignorując osłupiałą przyjaciółkę. – To po prostu szczyt! Szczyt wszystkiego!
Alya w końcu obróciła się i spojrzała na Marinette.
– Kochana – załkała, mocno ją do siebie przytulając. – Dlaczego nie zadzwoniłaś? Przecież nie możesz być sama!
Marinette nie odwzajemniła uścisku, ale nie dlatego, że nie chciała. Po prostu ciągle była otępiała.
– Ja już się tym draniem zajmę – Alya warknęła, odsuwając się od przyjaciółki i kierując w stronę salonu.
Marinette mimowolnie podążyła za nią.
– To się w ogóle mi w głowie nie mieści. No żeby on? Adrien?!
– Ja nie byłam zdziwiona... – Marinette niespodziewanie wyszeptała.
Mulatka stanęła w miejscu i spojrzała na kobietę. Przeszły ją dreszcze, gdy zrozumiała, że Marinette nie zdawała sobie sprawy ze smutku, który wyzierał spomiędzy jej słów.
– Powiedz mi – Alya zaczęła, kładąc ręce na ramionach przyjaciółki. – Co się z wami stało?
Pytanie to zdawało się ugrzęznąć gdzieś głęboko w żołądku Marinette. Przeszyło ją na wskroś, pozostawiając po sobie bolesną gule w gardle. Kobieta była przerażona.
– Można go w ogóle jakoś wytłumaczyć? – Alya kontynuowała, tym razem chodząc już po pokoju. – Powiedz mi, zanim go zamorduję. Bo naprawdę nie wiem
– Można – Marinette przyznała niespodziewanie.
– Można?
– Nie byłam bez winy, ale...
– Ale przecież go nie zdradziłaś!
Marinette przytaknęła w odpowiedzi.
– No właśnie! Każda para ma przecież kryzys! Ba, ja i Nino mamy go od dwóch lat i co? Czy któreś z nas poszło do jakiejś nielegalnej imigrantki, żeby sobie ulżyć?!
– Ty i Nino? – kobieta zapytała cicho.
Zupełnie zignorowała resztę wypowiedzi przyjaciółki. Nie chciała rozmawiać ani o sobie, ani o Adrienie. Alya westchnęła ciężko.
– Wszystko przez tę ciążę... Ale nie rozmaw-
– Ciążę? – Marinette wyrwało się. – Jesteś?
– Nie... Właśnie przez jej brak. Od dwóch lat się staramy i nic... – mulatka wyraźnie posmutniała.
– Dlaczego nic nie-
– To teraz nieistotne – Alya szybko wybudziła się z letargu i spojrzała poważnie na przyjaciółkę. – Tłumaczył ci się jakoś?
– Kazałam mu-
– Wyjść? Tak. To jasne – wtrąciła nerwowo. – Też bym to zrobiła. Chociaż nie wiem... Jak ja o tym pomyślę, to naprawdę mam ochotę mu rozerwać gardło! Gdzie on teraz jest?!
– N-nie wiem...
Alya skrzywiła się. Pewnie u niej, przeszło jej przez myśli, lecz nie zamierzała tego powiedzieć. Usiadła więc na sofie i ręką klepnęła miejsce obok siebie.
– Chodź no tu.
Marinette posłusznie usiadła obok przyjaciółki.
– To co wolisz? Lody czy pizzę?
– Alya... nie obraź się, ale wolałabym... wolałabym pobyć sama.
Mulatka zacisnęła mocno powieki.
– Nie, Mari. Ty nie możesz być teraz sama.
– Przepraszam... Ale muszę. Naprawdę muszę. Daj mi tylko...
Alya chwyciła przyjaciółkę za rękę i zajrzała jej głęboko w oczy. Po chwili konsternacji ponownie westchnęła, po czym wstała.
– Dobrze. Dam ci trochę czasu – odparła kompletnie niezadowolona z takiego obrotu sytuacji. – Ale wiedz, że będę dzwonić codziennie. Kilka razy. I żeby było jasne — pogroziła Marinette palcem — masz odbierać.
Kobieta mimowolnie zdobyła się na lekki uśmiech, jakby potwierdzając tym Alyi, że na pewno każdy telefon odbierze. Po chwili obie stały już przy drzwiach wyjściowych, krótko się żegnając.
Gdy Marinette wróciła samotnie do salonu, nagle cała odrętwiała. Był to moment, w którym się wybudziła. Zrozumiała powagę sytuacji. Dotarło do niej, co właściwie się wydarzyło i jak druzgocące było.
Poczuła wyraźnie okropny ból i żal przetaczający się przez jej ciało. Umysł przetwarzał je teraz nader świadomie. Kobieta bezwiednie przyłożyła drżące dłonie do ust tak, jakby właśnie zobaczyła coś przerażającego. Zamrugała też parokrotnie oczyma, rozumiejąc, że Adrien ją zdradził. Zostawił. Porzucił. Oszukał.
– Boże... – wymamrotała pod nosem.
Ciężkimi krokami doczłapała się do kanapy, gdzie usiadła, na twarzy ciągle mając tą wykrzywioną zdziwieniem i bólem minę. Można by się pokusić o stwierdzenie, że nic w tym momencie nawet nie widziała. Nie patrzyła bowiem na nic konkretnego, chociaż oczy miała kompletnie nieruchome.
Widziała tylko te zielone tęczówki, które tak bardzo kochała, a które teraz były odległym obrazem czegoś odpychającego. Nie wiedziała więc, co powinna ze sobą zrobić, ale po raz pierwszy w życiu zapragnęła umrzeć.
Rozdział w sam raz pod te walentynki!
Mini zwiastun:
Rozdział 40 "Adrien zdradził Marinette"
"– Co się stało?
Alya milczała jeszcze przez chwilę, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że Ethan był już bliski wybuchu. Czuł, jak przez jego ciało przetaczała się krew, a mięśnie napinały. Wiedział, co usłyszy. Wiedział to bardzo dobrze. I był wściekły."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top