Rozdział 32 „Mógłbyś chociaż udawać"
Ethan intuicyjnie oszacował, że na pewno znajdują się gdzieś niedaleko stolicy, bo krajobraz nie uległ jakieś ogromnej zmianie, więc nie mogło to być południe, ale nie potrafił na podstawie samych drzew stwierdzić, który to stan. Faktem było natomiast, że przetrzymywano ich w silnie zalesionym miejscu, całkowicie oddalonym od wszelkich śladów cywilizacji, a budynek-cela w rzeczywistości nie był nawet rozległy. Miał wielkość przeciętnego, choć obskurnego domu i wyrastał pośrodku niczego. Zresztą nie mieli też czasu mu się dokładnie przyjrzeć. Ruszyli jak najszybciej przed siebie, od razu omijając szerokim łukiem jedyną ścieżkę prowadzącą do budynku – żwirową i wyjeżdżoną przez jakiś potężny samochód. Przedzierali się więc długo przez gęsty las, aby w pewnym momencie zrozumieć, że poruszali się zwyczajnie za wolno. Poza tym byli też zmęczeni.
Biedronka i Kot wiedzieli doskonale, że gdyby nie Ethan, mogliby poruszać się szybciej. Jojo i Kij znacząco odciążyłyby ich mięśnie. Prawdopodobnie byliby już dawno poza tym dzikim terenem. Ale z Ethanem? Przecież Kot nie wziąłby go na barana, a Biedronka to już tym bardziej.
Kiedy zaczął zapadać zmrok, zaczęli się prawdziwie niepokoić. Nie dość, że nie mieli już zbyt wielu sił, to krajobraz w ogóle nie ulegał zmianie. Mieli wrażenie, że pokonywali ciągle tę samą drogę, mijali te same drzewa i stąpali po tych samych gałęziach. Wówczas Ethan przystanął i, nie podnosząc wzroku na towarzyszy, oświadczył:
– Idźcie beze mnie. Spowalniam was.
Małżeństwo nie mogło temu zaprzeczyć, ale nawet Kot, który przecież nie chciał nigdzie z Ethanem podróżować, wiedział, że był to idiotyczny pomysł. Nikt jednak mężczyźnie nie odpowiedział. Marinette tylko ciężko opadła na drzewo obok i drżącą ręką odgarnęła włosy z policzków.
– Może powinniśmy rozejrzeć się za jakimś schronieniem... – wymamrotała ochryple.
Była nie tylko zmęczona, ale też przerażona. Czuła, że zagrożenie ciągle siedziało na ich plecach, a byli niemal bezbronni. Przerastało to ją.
Naturalnie Kot pocieszyłby małżonkę, która wręcz sypała się jak stos z kart, ale już nic nie było jak wcześniej. Sam się sypał. Sam nie wiedział, co powinien zrobić. Wszystko go zresztą irytowało, a najbardziej Ethan. Gdy Adrien miał już zabrać głos, stwierdzając, że spać pod gołym niebem nie mogą, nagle do jego uszu dobiegł odległy, ale znajomy dźwięk. Warkot silnika niemal od razu ucichł, lecz był wyraźny, prawdziwy. Przeciął leśną ciszę na tyle głośno, że nawet jakieś ptaki odpowiedziały mu swoim świergotem. Kot natychmiast obrócił głowę w stronę tego dźwięku, oczyma lustrując swoją małżonkę. Zrozumiał wówczas, że tylko jego kocie zmysły zdołały wychwycić ten dźwięk.
– Auto – rzucił, ruszając biegiem w stronę warkotu tak, jakby bał się, że lada moment straci orientację.
Marinette poderwała się, lecz wcale nie ruszyła za małżonkiem. Była w amoku.
– Adrien! – krzyknęła, choć krzyczeć nie powinna.
Tylko Ethan zauważył, że zwróciła się do blondyna po imieniu. I jakoś to nim wstrząsnęło. Zupełnie jakby po raz pierwszy realnie doświadczył tego, że Kot był Adrienem. Zrobiło mu się niedobrze.
– Usłyszałem – mężczyzna oświadczył, obracając się przez ramię, lecz wcale nie hamując. – Tam gdzieś są ludzie.
Marinette ruszyła do biegu, a Ethan tuż za nią.
– A co jak to ktoś z nich? – rzuciła, będąc już na metr od małżonka.
Adrien zwolnił.
– Nie jestem idiotą – parsknął. – Najpierw się zorientujemy w sytuacji.
Ethan był w tyle, więc nikt nie zauważył jego miny, lecz mężczyzna aż kipiał ze złości. Nie podobało mu się, jak Adrien zwracał się do Marinette. Był opryskliwy i pretensjonalny. Jednocześnie Amerykanin doznał swego rodzaju szoku – wizerunek ich małżeństwa w mediach wydał mu się całkiem przekłamany. Mężczyzna tyle lat wycierpiał, myśląc, że żyje im się razem idealnie i są wręcz niedoścignionym obrazkiem czegoś, czego on nawet nie ma prawa osiągnąć, a tymczasem prawda była zupełnie inna. Zdawali się stąpać po wyjątkowo cienkiej linii.
Nie ukrywali zdziwienia, gdy ich oczom ukazała się asfaltowa droga. Zewsząd co prawda otoczona była gęstym lasem i z pewnością łączyła po prostu jedną drogę stanową z drugą drogą stanową wiele kilometrów dalej, ale była już jakimś znakiem cywilizacji.
– Jeśli pójdziemy wzdłuż niej – Ethan zaczął, łapczywie nabierając powietrze w płuca. Bieg za superbohaterami nie był dla niego najprostszą rzeczą na świecie. – Na pewno natrafiamy na jakieś domki albo stację.
– Świetnie – Kot rzucił mimochodem, po czym ruszył wzdłuż drogi.
– Ale!
Mężczyzna nie ukrywał zdziwienia, kiedy Ethan go zatrzymał.
– Nie możecie przecież tak paradować jako Biedronka i Kot. Całe Stany was szukają.
Kot zirytował się. Nie dość, że musiał przebywać w jego pobliżu, to jeszcze miał się przed nim przemienić? Tego było już za wiele. Tymczasem Marinette bez mrugnięcia okiem detransformowała się, zachowując przy tym kamienną twarz. Uwadze Adriena nie umknęło jednak, że mina Ethana była całkowitym przeciwieństwem kamienia. Oczu mu rozbłysły w zachwycie, a usta mimowolnie rozchyliły się.
– Mógłbyś chociaż udawać – syknął, przemieniając się.
Zrobiło się już ciemno. Czas mijał więc nieubłagalnie. Na dodatek nie minęło ich żadne auto, wiec powoli zaczęli tracić nie tylko siły, ale też nadzieje. Czy naprawdę czekała ich noc na jakiejś drodze stanowej pośrodku niczego?
Gdy było już czarno i przerażająco cicho, w oddali dostrzegli żółte, niewielkie światło. Odruchowo przyspieszyli więc kroku, lecz nikt nie zabrał głosu. Wkrótce stało się natomiast jasne, że kilkanaście metrów od drogi stał niewielki, drewniany dom, a obok niego jeszcze mniejsza stacja benzynowa. Ledowy szyld co chwilę gasł, oznajmiając, że stacja była zamknięta. Żółte światło dochodziło jednak z domu. Ktoś był w środku.
Stanęli w bezpiecznej odległości i przyglądali się budynkowi. Nie wyglądał podejrzanie, lecz trudno było ocenić, kto mógł w nim mieszkać. Niczym się nie wyróżniał. No, poza sąsiadującą stacją.
– Ja to sprawdzę – Adrien rzucił, wychodząc naprzód i podwijając rękawy koszuli.
– Jak? – Marinette wyrwało się, a mężczyzna nie ukrywał zdziwienia, gdy ta zabrała głos.
Kobieta straciła na pewności, widząc jego minę.
– Zastanówmy się – Ethan wtrącił. – Myślicie, że ktokolwiek tam jest, udzieli pomocy obcokrajowcom czy swojemu? Macie silny akcent.
Adrien wywrócił oczami. Nie podobało mu się, że Ethan miał rację i, że znowu był w czymś lepszy. Wtem w jego głowie pojawiła się refleksja.
– Ale ciebie znają z telewizji. Mnie i Marinette już nie. Jeśli to ktoś, kto nie zgadzał się z twoją aktywnością, to może się skończyć-
– Źle. Wiem – Ethan wtrącił, przytakując. – Ale jeśli tak będzie, to po prostu wybierzecie, czy mi chcecie pomóc, czy nie.
Chłód wyczuwalny w wypowiedzi Ethana przyprawił Marinette o dreszcze. Nie mogła wyzbyć się wrażenia, że mężczyzna miał już w sobie niewiele z cichego i wycofanego artysty.
– Świetnie – Adrien skwitował złośliwie. – Doskonały plan — spauzował — a ty co sądzisz?
Marinette mimowolnie drgnęła. Oto Adrien żądał, żeby wybrała między jego pomysłem a pomysłem Ethana. Kobieta doskonale wiedziała, że będzie to kolejny kamyczek do urażonej ambicji. Co jednak miała zrobić? Wybrała rozsądnie.
– Niech Ethan pójdzie.
Adrien nie zabrał głosu; tylko uśmiechnął się jednym kącikiem, zdając mówić, że wcale nie jest wyborem Marinette zdziwiony.
Ethan nie zwrócił już uwagi na ten gest, idąc naprzód. Wkrótce stał już w niewielkim, żółtym blasku budynku i pukał do drzwi. Z daleka nie wyglądał na zdenerwowanego, lecz w rzeczywistości czuł lęk. Przez głowę przewinęły mu się wszystkie horrory o psychopatach w lesie i nawet świadomość, że miał w oddali superbohaterów, go nie uspokajała.
Gdy drzwi się otworzyły, drgnął.
Mini zwiastun:
Okazuje się że trójka bohaterów musi spędzić ze sobą dużo więcej czasu, niż zakładali.
A na Adriena czeka kolejna niemiła niespodzianka.
Czy uda im się wrócić do Paryża?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top