Rozdział 17 "Najgorszy człowiek na świecie"
Adrien kompletnie nie wiedział, co zrobić. Marinette przepadła jak kamień w wodę. Chociaż wybiegł za nią dosłownie pół minuty później, nawet nic nie mówiąc całkowicie zdezorientowanej Mei, to nie był w stanie znaleźć ukochanej. Wspiął się na najwyższy dach w pobliżu i wyostrzył wszystkie swoje zmysły. Po lince jojo Biedronki nie było nawet śladu na paryskim horyzoncie, zaś jej zapach szybko rozproszył się w kilku kierunkach, bo tego dnia akurat bardzo wiało. Wściekły i na siebie, i na małżonkę, i na wszystko właściwie, przeklął pod nosem, po czym wrócił na klatkę kamienicy. Tam przysiadł na chłodnych schodach, czując, że musiał odetchnąć.
Z coraz większym trudem dogadywał się z Marinette. Niegdyś nie różniło ich właściwie nic. We wszystkim się zgadzali, a swoje reakcje byli w stanie przewidzieć bez najmniejszego problemu. To było jednak nieaktualne od kilku tygodni, a mężczyzna przestawał sobie z tym radzić. Nie wiedział już nawet, czego ukochana od niego oczekiwała. Jego zdaniem zachowywała się po prostu irracjonalnie i uciekała od tego problemu, licząc, że Adrien z powietrza dowie się, o co jej chodzi. Zwykle tak było, ale nie tym razem. Blondyn naprawdę jej nie rozumiał i go to przerażało. Patrzył w te jedyne fiołkowe oczy, nic z nich nie wyczytując. No, może poza złością, bo tego Marinette ostatnio nie brakowało.
Czy to możliwe, że już się nie rozumiemy? Na tę myśl cały zadrżał. Tyle walczył o ukochaną. Tyle wycierpiał. Byłby w stanie życie za nią oddać. Tymczasem ta się od niego oddalała i nie potrafił temu zapobiec. Nie w sytuacji, gdy mieli też obowiązki. Gdy musieli ratować ludzi. A może i świat? Wszystko mu się wymykało spod kontroli. Jęknął przeciągle, czując, że łzy napływały mu do oczu.
– Przepraszam? – usłyszał nagle zza pleców.
Od razu wrócił do siebie. Z szerokim uśmiechem wstał migiem ze schodów i obrócił w stronę kobiecego głosu, którego kompletnie nie przypisał Mei w pierwszej chwili. Chinka jednak stała kilka schodów nad nim, wychylając się nieznacznie zza drzwi, i patrzyła pytającymi oczyma wprost w jego twarz.
– Aaaj, to ja przepraszam – rzucił, drapiąc się po głowie. – Tak nagle wybiegłem. Ale cóż... tak to jest z kotami, prawda?
Mei zdawała się kompletnie nie kupować kociego entuzjazmu. Wciąż patrzyła na niego pytająco swoimi dużymi czarnymi oczami.
– Zaszło małe nieporozumienie – powiedział już poważnie, po czym podszedł bliżej kobiety. – I obawiam się, że dzisiaj niestety nie dokończymy tej rozmowy.
Oczekiwał, że Mei jakoś zareaguje, lecz ta jakby zastygła w bezruchu, ciągle przeszywając go swoimi oczyma. Poczuł się wręcz niezręcznie. Odnosił bowiem wrażenie, że Chinka czytała z niego jak z książki i wiedziała jasno o tym, jakim beznadziejnym był mężem. To z kolei budziło ukryte w nim pokłady wstydu. Gdy już miał ponownie zabrać głos, Mei niespodziewanie odezwała się. Mówiła jednak bardzo cicho, jakby niepewnie, a jej głos był wyjątkowo kojący.
– Jeżeli mogłabym jakoś pomóc...
Od razu pokręcił głową i uśmiechnął się szeroko.
– Nie, nie. Nie trzeba. Aaalee dziękuję za zainteresowanie — mrugnął okiem — to się ceni.
Chinka uśmiechnęła się nieznacznie, niespodziewanie przypominając tym Adrienowi o swojej urodzie. Blondyn wziął głęboki wdech i obrócił się na pięcie.
– Wpadniemy jak najszybciej. Przepraszam za zamieszenie. I — pomachał Chince ręką — do zobaczenia!
Spieszyło mu się do domu. Nie wiedział, czy małżonka w nim już będzie, ale jedyne, co mógł zrobić, to właśnie na nią czekać. Zastanawiał się też, czy mówiła prawdę. Jeżeli poszła komuś dać miraculum, to było to nie tylko szalone, ale też pochopne. No i mogło jej zająć trochę czasu. Nastawił się więc psychicznie na to, że nie zastanie jej w domu i układał plany na to, jak ją przywitać.
Po pierwsze, nie poruszać drażniących ich tematów. Zasłużyli sobie na normalny wieczór dwójki kochających się ludzi, nie superbohaterów. Od razu pomyślał o śliwkowym winie, ulubionym Marinette, i o tym filmie, który ciągle odkładali na później. W ramionach niemal czuł ciepłe ciało ukochanej, którego teraz tak bardzo potrzebował przytulić. Właśnie w takim stanie rozmarzenia, z głową pełną pomysłów na kojący wieczór ujrzał na horyzoncie ich dom i... oniemiał.
Drzwi były otwarte na oścież a wąskie okienko w nich rozbite. Kot stanął na odłamkach szkła, czując, jak serce podchodziło mu do gardła. Włamanie?
Z każdą kolejną sekundą umacniał się w tym, że ktoś wtargnął do ich domu. Szafa w przedpokoju otworzona była na oścież, a rzeczy z niej porozrzucane w nieładzie po podłodze. Kot maksymalnie wytężył wszystkie swoje zmysły. Czuł obce mu zapachy i słyszał czyjeś ciche kroki na górze. Stało się jasne, że musiał zachować maksimum ostrożności. Gdy powoli kroczył po schodach, skupiając się na tym, aby przypadkiem niczego nie nadepnąć, czuł, jak serce podchodziło mu do gardła. Widział już przed oczyma najczarniejsze scenariusze. Co jeżeli to nie jest zwykły złodziej? Co jeżeli to Mofa? Mocniej zacisnął dłonie na swoim kiju, gdy zajrzał do pokoju, w którym wcześniej słyszał kroki.
Nagle cały stres go opuścił. Pewnie pchnął drzwi i pędem wbiegł do sypialni, jeszcze w tej samej sekundzie mocno obejmując Marinette. Nim zdążył poczuć zapach małżonki, ta go odepchnęła. Adrien cały wzdrygnął się. Chociaż nie miał ukochanej w ramionach, jeszcze przez chwilę czuł na swojej klatce drżenie jej ciała. Płakała.
– Chciałeś wszystko zniszczyć?! – wrzasnęła, a jej i tak zaróżowione policzki zdawały się teraz płonąć. – Proszę! Udało ci się!
– Kochanie, ale
– Dość!
Marinette cała wrzała. Nie wiedziała już nawet, co czuje. Wszystko się w niej teraz skumulowało, rosło i poszukiwało ujścia. Nie panowała nad swoimi drżącymi rękoma czy zapłakanymi oczyma, które ciągle szukały jakiegoś punktu zawieszenia, czegoś, co by je ukoiło. Niegdyś byłaby to sylwetka małżonka, ale nie tym razem. Widok Adriena tylko wzburzył ją jeszcze bardziej, doprowadzając do stanu, nad którym nie miała nawet najmniejszej kontroli. Ciągle tylko patrzyła na poprzewracane meble i ich porozrzucaną zawartość, rozumiejąc, że nie była bezpieczna nawet we własnym domu.
Już nigdzie nie była bezpieczna.
– Oni tu byli! Wiedzą, gdzie mieszkamy! Kim jesteśmy! – wrzeszczała, nadmiernie gestykulując dłońmi.
– Marinette – próbował daremnie przerwać ukochanej, lecz ta natychmiast uciszała jego słowa.
– Skąd?! Skąd?! Dalej uważasz, że można jej ufać?!
Adrien czuł się, jakby nieustannie wymierzano mu siarczysty policzek. Nie śmiał nawet niczego tłumaczyć, chociaż nic jeszcze nie było przesądzone. Po prostu stał z załzawionymi oczyma i patrzył na Marinette, która nie tylko nad sobą nie panowała, ale, co gorsze, nie chciała zostać opanowana. Całą sobą dawała Kotu znać, że nie chce mieć z nim w ogóle do czynienia, że nie chce, aby jej dotykał, aby z nią rozmawiał. Prawdopodobnie najlepiej by było, gdyby stamtąd zniknął, ale mężczyzna nie potrafił tego zrobić. Za bardzo się martwił.
– A co gdybym wróciła tutaj jeszcze wcześniej?! Gdybym na nich natrafiła?! – spauzowała – Mogłabym leżeć tutaj martwa! Czy ty zdajesz sobie z tego sprawę?!
– Nie mów tak... – wymamrotał załamującym się głosem, a ręce mimowolnie wyciągnął ku ukochanej.
Marinette odsunęła się jeszcze dalej.
– Co? Prawda cię zabolała?! – ciągnęła przerażona. – Zresztą... I tak niedługo będziemy martwi. Oboje!
– Przestań...
– I to z twojej winy!
– Proszę cię...
– Wszystko przez to twoje gwiazdorzenie! Nic, tylko jestem Kotem, jestem superbohaterem, jestem niezniszczalny – mówiła, kpiąc z zachowania małżonka. – Muszę wszystkich uratować, a to, czy po drodze umrą setki ludzi, to nic! To, że zniszczę swoje małżeństwo, to nic! W sumie to moja żona może sobie nawet umrzeć! Ważne, żebym był bohaterem!
Łzy rzęsiście popłynęły po policzkach Adriena. Nie był już nawet w stanie ocenić, czy to przez strach o ukochaną, czy przez jej ostre słowa. Czuł się po prostu jak ostatni śmieć. Jak coś bezużytecznego. Beznadziejnego we wszystkim, co robi. Najgorszy mąż na świecie. Najgorszy superbohater na świecie. Najgroszy... po prostu najgorszy człowiek na świecie.
– Marinette... proszę cię. Przecież ja...
– Ja to robiłem dla naszego dobra – dokończyła za mężczyznę, śmiejąc się przy tym. – Możesz sobie to powtarzać w nieskończoność, ale wiesz co? Ja już nie wiem, czy chcę z tobą tworzyć rodzinę.
I gdy wypowiedziała ostatnie słowa, natychmiast opuściła sypialnię, pozostawiając osłupiałego Adriena samemu sobie. On z kolei miał w głowie tylko jedną myśl: czy Marinette właśnie ze mną zerwała?
Pamiętajcie, że dzisiaj kolejny odcinek! Powoli zbliżamy się do finału drugiego sezonu...
Mini zwiastun:
Rozdział 18 "Zostawiamy Paryż w waszych rękach"
"Jeżeli zdaniem Marinette Mei wciąż przypominała robota, to na pewno uległo to zmianie w tamtej sekundzie. Chinka wyraźnie napięła wszystkie mięśnie twarzy, a jej oczy zdradzały oburzenie. Było to jednak momentalne. Chwilę później jej mimika wróciła już do normy.
– Wiem, co powiedziałaś – zaczęła spokojnie. – Mam na myśli to... Nie rozumiem, co wy robicie. Co planujecie.
– I najlepiej będzie, jeżeli tak pozostanie."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top