Rozdział 7 - Spotkanie w lodziarni
*ADRIEN*
Uśmiech sam wykwitł mi na twarzy, gdy uświadomiłem sobie, że domysły Alyi mogły mieć jak najbardziej uzasadnione. W końcu sam wiedziałem o tym najlepiej. Nie starałem się nawet ukryć radości, którą w tym momencie czułem. A powiększyła się ona jeszcze bardziej na myśl o tym, że Biedronka mogła być jedną z moich rówieśniczek.
Pogrążony w myślach nawet nie zauważyłem, w którym dokładnie momencie wybuchło w klasie małe zamieszanie. Hałas dotarł do mnie jednak dopiero, gdy Nino zepchnął moją rękę, na której się podpierałem, przez co ledwo udało mi się uniknąć bliskiego spotkania z twardą ławką. Spojrzałem na niego lekko zdenerwowany. Jakim prawem przerywał mi myślenie o mojej nakrapianej damie?
Chłopak jednak całkowicie zignorował mój wzrok i wskazał przed siebie, wprost na biurko nauczycielki. Spodziewałem się ostrego wykładu od naszego wychowawcy z powodu mojego mojego braku zainteresowania lekcją. Nie myślałem, że zamiast tego mój wzrok napotka dziewczynę, przypominającą żywą, porcelanową lalkę. Sądząc po jej wyglądzie była cudzoziemką. Tym, co najbardziej mnie jednak zaintrygowało, prócz niemal białej skóry były jej długie, kręcone włosy w odcieniu pomarańczy.
Poczułem przebiegające po plecach dreszcze, w momencie, w którym zatknęła się na moje spojrzenie i posłała mi uśmiech. Nie należał on jednak do rodzaju tych przyjemnych. Bardziej przypominał ten, którym ostrzegało się człowieka przed grożącym mu niebezpieczeństwem. Nie musiałem długo rozmyślać, by zrozumieć, że ta dziewczyna nie wróżyła niczego dobrego. A przynajmniej w moim przypadku.
Nigdy nie myślałem, że kilka godzin może tak bardzo dłużyć się komukolwiek jak mi w tym momencie. Siedząc jak na szpilkach z niecierpliwością wyczekiwałem końca tej lekcji. Wyraźne tykanie zegara, wiszącego na jednej ze ścian, idealnie współgrało z rytmem, wystukiwanym przez moje palce. Jeszcze tylko kilka sekund... Tyko kilka uderzeń opuszkami o drewno...
Poruszyłem się na krześle nieswojo, czując coraz większą chęć ucieczki. Nie musiałem nawet odwracać się, by wiedzieć czyja obecność tak bardzo uaktywniała u mnie instynkt samoobronny. Odpowiedź była niezwykle prosta. Pomarańczowowłosa nowa uczennica, która od momentu swojego pojawienia się w klasie, nie opuszczała wzroku z mej osoby nawet na sekundę. Śmiało mogłem powiedzieć, że jej wywiercające w mych plecach spojrzenie było bardziej natarczywe od samej Chloe, która, jak dotąd myślałem, biła rekordy w tej dziedzinie. W końcu od kiedy pamiętam nieudolnie zabiegała o moje względy, mimo wszystkich odrzuceń i oferowanych przyjaźni z mojej strony.
- Zauważyłam coś dziwnego na filmiku, który wstawiłaś wczoraj na "Biedrobloga", Alya - do moich uszu doleciał głos osoby siedzącej za mną, Marinette.
Była to dziewczyna, której już pierwszego dnia szkoły narobiłem kłopotów. Pomimo, że cała tamta sytuacja skończyła się tylko upomnieniem, nadal czułem się z tego powodu winny. Nie tylko przez przypadek ją potrąciłem, ale także uciekłem z miejsca zdarzenia niczym ostatni dupek. Czułem, że ona także nadal ma mi to za złe. W końcu ilekroć starałem się do niej zagadać, ona odwracała wzrok, całkowicie mnie ignorując. Cóż... Przecież ludzie tak po prostu nie przebaczają, prawda?
Tuż za sobą usłyszałem ciche stukanie paznokciami o prawdopodobnie ekran telefonu. Jak na złość niemal w tej samej chwili zadzwonił długo oczekiwany przeze mnie dzwonek. Uczniowie powoli zaczęli opuszczać klasę, podczas gdy ja odwróciłem się do zajętych rozmową dwójki dziewczyn. Alya jako pierwsza zauważyła jak im się przyglądam.
Uśmiechnęła się tajemniczo do siedzącej obok przyjaciółki, a następnie podsunęła mi prawie, że pod nos swoją komórkę. Nie bardzo wiedząc co powinienem zrobić, spojrzałem na wyświetlacz. Był to filmik, który dzisiaj rano oglądałem na jej blogu. Zatrzymany kadr pokazywał Biedronkę w głównej roli.
- O co w tym chodzi? - spytałem, nie bardzo wiedząc na co powinienem spojrzeć.
Przed moimi oczami pojawiła się drżąca ręka Marinette. Palcem wskazała mi biały punkt na wyświetlaczu. Zmrużyłem oczy, starając się rozpoznać "to coś". Jednak pomimo szczerych chęci prócz białej plamy nie udało mi się nic innego dostrzec.
- Co to jest? - zadałem kolejne pytanie, oddając właścicielce jej telefon.
Ona w odpowiedzi wzruszyła ramionami.
- Właśnie tego chcemy się dowiedzieć - powiedziała, zerkając na swoją przyjaciółkę. - Cóż... Gdyby nie Marinette wogle bym tego nie zauważyła.
Tym razem to ja zerknąłem w kierunku dziewczyny. Kiedy to spostrzegła, jak zwykle, uciekła gdzieś wzrokiem. Kąciki moich ust niemal od razu lekko opadły ku górze. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nadal ma mi za złe wcześniejszy wypadek. Chyba naprawdę powinienem jej to jakoś wynagrodzić. Prawie, że od razu wpadłem na pomysł w jaki sposób.
- Marinette, masz może teraz wolną chwilę? - spytałem, zanim zdążyłem dokładniej to przemyśleć. - Chciałbym ci jakoś zrekompensować tamten wypadek.
Lekko zakłopotany przejechałem dłonią po jasnych kosmykach włosów, jednocześnie starając się ukryć oblewającą me policzki delikatną czerwień. To był pierwszy, kiedy zapraszałem gdzieś dziewczynę. I pomimo tego, że to nawet w najmniejszym stopniu nie była randka, z jakiegoś powodu nie chciałem, by mi odmówiła.
Spojrzałem na zdezorientowaną dziewczynę, której fiołkowe oczy rozszerzyły się w zdumieniu. Wydawały mi się, że dziwnie znajome.
- T-tak, c-chętnie - wydukała, kiedy Alya lekko uderzyła ją swym łokciem w żebra.
Oboje wstaliśmy ze swoich miejsc i nieśpiesznie opuściliśmy najpierw klasę, a następnie szkołę. Będąc na zewnątrz zaciągnąłem się mocno świeżym powietrzem. Rano, kiedy po raz kolejny wymknąłem się z domu, nie miałem na to czasu. Musiałem w końcu uważać, by mój ojciec nie zauważył mojej nieobecności w domu. Chociaż mej obecności także praktycznie nie zauważa. Po mojej prawej usłyszałem radosny śmiech Marinette. Pierwszy raz śmiała się przy mnie. Może jednak nie było tak źle, jak myślałem? Odpowiedziałem jej pytającym uśmiechem.
- Wyglądasz jak więzień, który właśnie opuścił swoje więzienie - zachichotała, zbiegając po schodach. - Albo jak kot, który właśnie odzyskał wolność.
Śmiejąc się szybko do niej dołączyłem. To zadziwiające jak niezwykle trafne było jej porównanie. Dokładnie tak się czułem za każdym razem jak wymykałem się z domu. Nie ważne czy pod postacią Czarnego Kota, czy po prostu jako ja. Liczyło się tylko to, że mogłem wreszcie robić to, na co mam ochotę. I żyć swoim własnym życiem przynajmniej przez krótki czasu.
Rozmawiając z dziewczyną o filmiku na blogu Alyi, skierowaliśmy się do lodziarni, odkrytej wczorajszego dnia przeze mnie, gdy wracałem do domu po walce z Mroczną Stylistką. Zaśmiałem się cicho pod nosem, przypominając sobie minę właścicielki, kiedy wszedłem do lokalu pod postacią Czarnego Kota. Jednak w tej samej chwili poczułem nieprzyjemny dreszcz, przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Ten sam, który czułem rano.
- Coś się stało, Adrien? - spytała moja towarzyszka, przytrzymując drzwi lokalu, zauważając jak rozglądałem się dookoła.
- Nie, to nic takiego - skłamałem jej, popędzając ją lekko do środka.
Nie miałem co to tego wątpliwości. Byliśmy przez kogoś obserwowani. Już z daleka mogłem wyczuć negatywne intencje prześladowcy. Nie byłem jednak do końca pewny co tak naprawdę było jego celem.
- Mogą być owoce leśne? - spytała Marinette, kładąc przede mną pucharek z lodami oraz bitą śmietaną.
Kiwnąłem w odpowiedzi głową, lekko się uśmiechając. Wziąłem do ust lodowy przysmak. Poczułem przyjemny chłód, który całkowicie odwrócił uwagę od przeczucia, że jesteśmy obserwowani. Z pewnością od dzisiaj ten smak będzie należał do moich ulubionych.
- Pyszne! - zaśmiałem się głośno, sięgając po kolejną granatową porcję.
Poczułem dziwne poruszenie pod moją koszulą. Łyżeczka wypadła mi z dłoni, a cała jej zawartość spadła mi na białą koszulkę. Zaklnąłem cicho pod nosem zdenerwowany. Całkowicie zapomniałem o Kwami, który chyba rozumiejąc sytuację, przestał się ruszać pod cienką warstwą odzieży.
- Przepraszam cię na moment - powiedziałem do Marinette, wstając od stołu.
Szybkimi krokami doszedłem do łazienki. Starannie zamknąłem drzwi, po czym szybko sprawdziłem pozostałe kabiny. Gdy upewniłem się, że na pewno byłem tu sam zrzuciłem z siebie koszulę, starając się jednak nie wypuścić ze środka czarnego Kwami. Odkręciłem kurek od zimnej wody i włożyłem ubranie pod nią. Z jej wnętrza rozległ się pisk. Zaśmiałem się, kiedy przed moimi zielonymi oczami pojawił się ociekający wodą mały, czarny kot z wielką głową, któremu z litości pozwoliłem uciec z wodnej pułapki.
- Nie wiesz, że koty nienawidzą wody? - syknął głośno, starając się wytrzepać bezbarwną ciecz z małych uszek.
- Ja ją lubię - znów się zaśmiałem, polewając płynem do rąk plamę od lodów.
- Jesteś jedynym wyjątkiem - mruknął, otrząsając się.
Kropelki wody połaskotały mnie w twarz, w momencie gdy jeszcze bardziej się do mnie zbliżył. Chcąc się mu odpłacić złapałem za kawałek ręcznika i łapiąc go w powietrzu zawinąłem Kwami w niego. Delikatnymi ruchami zacząłem go wycierać, co najwyraźniej nie spodobało się mu. Jego małe kły zatopiły się w moim palcu, tworząc na nim małe ranki.
- Ał...?
- To było ostrzeżenie.
Plagg znów pojawił się przed moimi oczami wraz z tym swoim wkurzającym uśmieszkiem. Miałem ochotę znów potorturować go tamtym ręcznikiem, lecz w mojej głowie pojawiła się gorsza kara. Coś, co dotknie go do żywego.
- Skoro tak, to zmniejszam ci porcję camemberta, którą dostaniesz na kolację - mruknąłem jakby od niechcenia, narzucając na siebie dopraną w miarę możliwości koszulkę.
- Nie zrobisz mi tego! - krzyknął przerażony, chowając się pod moim ubraniem.
Przewróciłem oczami na jego głośne protesty. Otworzyłem drzwi i wyszedłem z łazienki. To, co zobaczyłem, sprawiło, że zamieniłem się w słup soli, podobnie jak żona Lota, gdy obejrzała się na Sodomę i Gomorę*.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Nawiązanie do Biblii. Według niej, Bóg nakazał Lotowi i jego rodzinie opuścić miasto, nie oglądając się za siebie. Jednak ciekawość jego żony była silniejsza. Obejrzała się i skamieniała.
Dzisiaj dla odmiany postanowiłam napisać trochę historii z perspektywy naszego Czarnego Kota, który jak zapewne zauważyliście, uważa, że Mari nie za bardzo za nim przepada ;) A teraz zagadka dla was. Pierwsza osoba, która odpowie dobrze na zadane pytanie otrzyma dedykację w następnym rozdziale ;)
A oto pytanie:
Jaką sytuację zastał w lodziarni Adrien, tuż po wyjściu z toalety?
Pozdrawiam,
~Yuuki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top