Rozdział 25 - Misaki Aomiya
Uwaga! Poniższy rozdział jest wspomnianiem Misy, tzw. retrospekją, która ma na celu lepiej przedstawić wam sytuację drugoplanowej bohaterki. Rozdział 26 będzie już o aktualnych wydarzeniach;).
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Gwałtownie uniosłam powieki ku górze, lecz kiedy to zrobiłam zorientowałam się, że pokój, w którym się znajdowałam tonął wręcz w ciemności. Przerażona podniosłam się do siadu, a przed oczami zamajaczyły mi czarne plamy. Uspokoiłam się jednak czując delikatnie szarpnięcie za koszulę nocną.
Wśród mroków nocy, tuż koło moich dosyć długich nóg, znajdowała się jasna czupryna w odcieniu pomarańczy. Bardzo przypominających moje własne. Instynktownie sięgnęłam ku niej i zatopiłam palce w miękkich kosmykach.
- Onee-chan - wyrwało się z małych ust chłopczyka, który mocniej wtulił swe ciało w moje.
Uśmiechnęłam się ponownie zatapiając się w objęcia Morfeusza.
***
Wzdrygnęłam się, kiedy do mej podświadomości przedostał się bardzo uciążliwy dźwięk dzwoniącej komórki. Z ociąganiem uniosłam do połowy powieki i szukając na oślep, odnalazłam urządzenie, które kształtem przypominało mój telefon. Nieśpiesznie nacisnęłam zieloną słychawkę.
- Tak? - spytałam zaspanym głosem, ponownie opadając na poduszkę.
- Aomiya Misaki-san? - odezwał się męski głos po drugiej stronie słuchawki.
Pomimo że rozmówca wydawał się być pewny siebie, jego głos wyraźnie drżał. Zupełnie jakby bał się konsekwencji jakie mógł spowodować to jedno, zapewne krótkie połączenie. Cóż... w końcu każdy czyn jakieś miał.
- Wszystko zależy od tego o co pytasz - rzuciłam lekceważąco, podnosząc się do pozycji siedzącej i tym samym zrzucając z siebie nadal pogrążonego we śnie brata.
Do moich uszu doleciało ciche mruknięcie pełne niezadowolenia, na które mimowolnie na mej bladej twarzy pojawił się uśmiech.
- Chciałbym złożyć ofertę zlecenia - powiedział niepewnie, a każde następne słowo zdawało się brzmieć coraz ciszej.
Stłumiłam w sobie ziewnięcie. Przejechałam dłonią po ognistych włosach, jednocześnie rozczesując szczupłymi palcami splątane kosmyki. Syknęłam cicho, kiedy przez przypadek pociągnęłam za skołtunione pasmo.
- M-mogłabyś sprawić, by mój brat popełnił samobójstwo?
Dlaczego wszyscy myślą, że odebranie komuś życia jest czymś, co można kupić za niewiadomo jakie pieniądze?
... Tak myślałam jeszcze do nie dawna. Dokładniej mówiąc od roku mój światopogląd uległ zmianie.
Dlaczego? Może opowiem jednak o tym później.
- Mogłabym, jednak to czy to zrobię, to już zupełnie inna historia - westchnęłam teatralnie, dobrze wiedząc, że tym samym jeszcze bardziej odbieram pewność siebie mojego potencjalnego klienta.
Łóżko zaskrzypiało, a ja spojrzałam na małego, równie pomarańczowowłosego jak ja chłopczyka, który zniknął za lekko zniszczonymi drzwiami, prowadzącymi do pokoju.
- S-szczegóły przyślę faksem - zapiszczał, gwałtownie odkładając słuchawkę.
Niedbale rzuciłam telefon na ledwo co stojące łóżko i starając się nie wydawać żadnych niepotrzebnych dźwięków zakradłam się do małego pomieszczenia, które służyło nam za kuchnię.
Prawie że od razu poczułam aromat świeżo ściętej jajecznicy, która w tym momencie akurat lądowała na dwóch lekko wyszczerbionych talerzach.
- Zdawało mi się, że dzisiaj moja kolej na przygotowanie śniadania - zaśmiałam się, zwracając na siebie uwagę siedmioletniego chłopca.
Podskoczył lekko, słysząc mój cichy głos, jednak po sekundzie jego lekko zaróżowioną od ciepła twarz rozjaśnił uśmiech. Niosąc w dłoniach dwa naczynia z jedzeniem spojrzał na mnie kolorowymi tęczówkami, jedną błękitną, a drugą zieloną.
- Skoro znów dostałaś zlecenie tak wcześnie rano, to pomyślałem, że dzisiaj cię wyręczę.
Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się grymas, kiedy z jego ust padło słowo "znów". Miał rację. Kolejny raz wyruszałam by świadomie odebrać komuś życie. Jednak czy w jakiś sposób mnie to ruszało?
... Nie. Stos ciał, powoli oddających swe ciepło stał się już w latach dziecięcych stał się już dla mnie codziennością.
Ja i mój młodszy o osiem lat brat, Kazuki, wywodzimy się ze sławnej w podziemnym świecie rodziny zabójców. Od najmłodszych lat każdy jej członek, nawet ten z najdalszego odłamu, uczył się technik, przekazywanych tylko w odrębie naszego klanu. Jednak nie tylko to sprawiało, że inni drżeli na sam dźwięk nazwiska Aomiya. Niektóre kobiety urodzone w naszej rodzinie były obdarzone niezwykłymi zdolnościami, uważanymi przez niektórych za przekleństwo. Potrafiły one kontrolować biały kamień nazywany Shiroshi, same zaś nosząc miano "Naznaczonych". Jednak aktualnie, na skutek zamachu, który spotkał naszą rodzinę w zeszłym roku, byłam jedyną, która mogła używać naszego dziedzictwa.
Ale to nie pora na wspominanie wydarzeń z przeszłości. Teraz powinnam się najeść, czekał mnie kolejny długi i trudny dzień.
***
Westchnęłam cicho, poprawiając ramiączko długiej czerwonej i kuszącej sukni, którą ledwo godzinę wcześniej zakupił dla mnie mój klient na potrzeby zlecenia. Jeszcze raz prześledziłam wzrokiem informacje zapisane starannym pismem na kartce papieru. Z pomalowanych na jasny czerwień ust po raz kolejny wyrwało mi się głośne westchnienie, podczas gdy ja wyrzuciłam na posadzkę czarnej limuzyny zapisane skrawki papieru. Cały ten plan wydawał mi się nie tyle co niedorzeczny, ale raczej śmieszny. Że niby widok ubranej seksownie kobiety w towarzystwie jego brata porażki ma go zmusić do samobójstwa?
Nawet Kazuki potrafiłby wymyślić co najmniej dziesięć lepszych strategii.
- Wolałabym dostać wolną rękę - powiedziałam, zakładając ręce na wyeksponowanym biuście, podczas gdy mój klient zdenerwowany wycierał mokre czoło chusteczką.
- J-jesteś pewna, że dasz sobie radę? - spytał cicho, nawet nie patrząc w moją stronę.
Uśmiechnęłam się, słysząc dobrze znaną mi uwagę. Jednym szybkim ruchem wyciągnęłam schowany w jego marynarce ciemny krawat i mocno szarpnęłam go za niego, sprawiając, że został zmuszony by spojrzeć wprost w moje zamurzone w ciemności iskrzące błękitne oczy.
Z całych sił próbował się wyrwać, jednak jego próby sprawiły, że jedynie mocniej zacisnęłam szczupłe palce na ciemnym materiale. Jego ciało zaczęło się niekontrolowanie trząść, tym samym powiększając uśmiech seryjnego mordercy, który pojawił się na mojej twarzy.
- Naprawdę sądzisz, że moje nazwisko jest tylko na pokaz? - szepnęłam jadowicie, widząc wciąż blednącą twarz starszego mężczyzny, który gorączkowo zaczął kręcić głową.
Limuzyna, którą jechaliśmy gwałtownie zachamowała, podczas gdy ja zlitowałam się nad ledwo żywym z przerażenia mężczyzną. Wzięłam głęboki oddech i na mych ustach pojawił się delikatny uśmiech. Łapiąc za rąbek czerwonej sukienki i prawie że od razu zostałam oślepiona przez setki fleszy.
Wspominałam już, że nienawidzę gal rozdzania nagród?
***
Nieśpiesznie zajęłam miejsce tuż obok widocznie trzęsącego się mężczyzny, który nawet nie próbował udawać zrelaksowanego. Dlaczego tak bardzo pragnął śmierci brata, skoro jak się okazało, był zwykłym, nic nie wartym tchórzem?
Cóż... Nie mnie to jednak oceniać.
Z gracją podniosłam się ze swojego miejsca kiedy podszedł do nas wysoki, jasnowłosy mężczyzna o nietypowych fioletowych tęczówkach. Przywitał się z moim klientem mocnym uściskiem dłoni, a następnie musnął moją skórę na dłoni swymi ustami. Zdawało by się, że teraz całą swą uwagę poświęcił mnie, całkowicie zapominając o obecności trzęsącego się niczym galareta tchórza.
- Masato Hijirima - przedstawił się, kciukiem rysował wzory na mojej skórze. - Może to zabrzmi trochę niegrzecznie w stosunku do mojego starszego brata, ale miałaby Pani coś przeciwko spędzeniu reszty wieczoru w moim towarzystwie?
Na jego przystojnej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, przypominający mi ten z reklamy pasty do zębów. Widząc to, miałam ochotę się zaśmiać, jednak powstrzymałam się, jednocześnie delikatnie kiwając głową na znak zgody. Kto by pomyślał, że uda mi się zbliżyć do celu z taką łatwością?
Muskając delikatnie kamień, znajdujący się na mej szyji, pochwyciłam mężczyznę za ramię, nawet nie zważając na protesty starszego, który jak się bynajmniej zdawało, całkowicie zapomniał o celu, w jakim zjawiłam się na tej przepełnionej odrażającym przepychem gali. Urażona duma z powodu straty kobiety okazała się dla niego zbyt wielkim obciążeniem.
Usiadłam na wskazane miejsce, podczas gdy Masato zajął to obok mnie. Ani na moment nie uwolniłam jego ręki, więdząc, że ten gest jak najbardziej przypadł mu do gustu. Jednak najgorsze było to, jak zaczął jeźdźić dłonią po moim udzie, podnosząc coraz wyżej brzeg czerwonej suknii, całkowicie ignorując obecność osób trzecich, znajdujących się wokół nas. Miałam ochotę złamać każdą jego kość, która choćby przez ułamek sekundy dotykała mego ciała, jednak wiedziałam, że powinnam się powstrzymać.
Światła zgasły, a ja wiedziałam, że to najodpowiedniejszy moment, by zacząć realizację wymyślonej przeze mnie strategii.
Pociągnęłam swój cel za krawat, tak samo, jak poprzednio zrobiłam z jego starszym bratem. Z tą jednak różnicą, że tym razem moje usta drapieżnie zaatakowały jego, całkowicie pozbawiając mężczyznę tchu. Pochyliłam się bardziej w jego kierunku, czując jak lekko dygocze pod każdym, choćby najmniejszym mym dotykiem.
Wolną ręką dotknęłam białego kamienia, od roku nieodłącznie znajdującego się na mojej szyji. Oczami wyobraźni zobaczyłam stronę w grubej księdze z błyszczącymi na czerwono wytłoczonymi słowami, których już niejednokrotnie używałam. Powtórzyłam je w myślach niczym mantrę, czując mrowienie rozchodzące się w ręce, której skóra stykała się z zimną powierzchnią Shiroshi. Delikatnie dotknęłam nią nagiego obojczyka celu, który prawie, że natychmiast zastygł w bezruchu, podczas gdy ja ani na moment nie przerywałam namiętnego pocałunku, jednocześnie karcąc się w myślach za nie wynalezienie lepszego sposobu na odwrócenie czyjejś uwagi.
Oderwałam się jednak, kiedy jego dłoń wylądowała na mej szyji, pragnąc jeszcze bardziej pogłębić pocałunek. Jednak ja, udając zawstydzenie zakryłam dłonią usta, patrząc wprost w jego świecące podnieceniem fioletowe tęczówki.
- Wybacz, nie wiem co mnie napadło - powiedziałam niepewnym tonem, nasądzonym nieodgadnionymi emocjami.
Na twarzy mężczyzny pojawił się szeroki uśmiech, podczas gdy jego dłoń wsunęła mi w moją kawałek lekko już zmiętej kartki.
- Spotkajmy się tam za dziesięć minut - szepnął mi wprost w płatek ucha, po czym zniknął w tłumie, kierującym się do łazienek.
"Hotel 'Sekai', apartament 212".
Idealne miejsce do popełnienia akcji samobójczej.
Rozejrzałam się dookoła, by sprawdzić, czy nikt nie zauważył mojego dziwnego zachowania, a następnie spojrzałam na zegarek. Gala powinna trwać jeszcze około dwie godziny.
Oparłam się wygodniej w fotelu, prawie całkowicie się w nim zapadając. Zamykając oczy, zacisnęłam palce na kamieniu powieszonym na szyji i zatopiłam się w otaczającej mnie ciemności, całkowicie zatracając się w duchowym, mrocznym świecie.
Jak na zawołanie tuż przede mną pojawiła się sylwetka młodego mężczyzny, który na mój widok upadł na kolano, składając mi ukłon. Zupełnie tak jak podwładny królowi.
- Alter Ego Masato Hijirimy, jako twoja Pani rozkazuję ci popełnić samobójstwo dokładnie za godzinę w Hotelu 'Sekai' w apartamencie 212. Czy mnie zrozumiałeś?
- Tak, Pani - rzekł, a ja zadowolona otworzyłam oczy, dołączając się do reszty klaszczącej widowni.
***
Kopnięciem zamknęłam nogą drzwi, prowadzące do niewielkiego zaniedbanego mieszkania, w którym aktualnie mieszkałam razem ze swoim młodszym bratem. Zdziwiłam się jednak, słysząc ciszę panującą w małym pomieszczeniu, wiedząc, że zazwyczaj o tej porze można było usłyszeć śpiew artystów, dochodzący z radia.
- Kazuki? - spytałam, ściągając z obolałych stóp równie czerwone jak sukienka buty na wysokim obcasie.
Ku zdziwieniu odpowiedź nie nadeszła. Zawołałam ponownie, jednak tak jak poprzednim razem odpowiedziała mi jedynie cisza.
Weszłam do pokoju, w którym zazwyczaj spędzaliśmy noce. Lekko pordzewiałe łóżko stało na środku pomieszczenia, podczas gdy połowa kołdry i jedna z poduszek walały się po drewnianej powierzchni. Podniosłam je i rzuciłam na posłanie, jednocześnie rozglądając się dookoła.
- Kazuki! Wyłaź! To nie jest śmieszne! - krzyknęłam już lekko zdenerwowana.
Było już dawno po północy, a ja byłam bardziej zmęczona niż mogło by się to wydawać. Nie miałam ochoty na jakieś durne zabawy w chowanego, nawet jeśli wiedziałam, jaką frajdę miał z tego mój brat.
Urządzenie, stojące po drugiej stronie pokoju zaciszczało, sprawiając, że wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Dlaczego zleceniodawcy nie mogą dać mi choć przez krótką chwilę spokoju? Czy proszę o zbyt wiele?
Chcąc, a raczej nie chcąc, przerzuciłam nogi przez łóżko i wręcz wyrwałam świeżo wydrukowane kartki ze zdradzieckiej maszyny. Z chwilą gdy zaczęłam czytać kolejne słowa ręce zaczęły się niekontrolowanie trząść, całkowicie utrudniając mi dalsze czytanie. Nogi ciążyły mi niczym zrobione z ołowiu, a kawał kartki wypadł mi z dłoni, niczym porwany przez powiem wiatru.
Nie odleciała jednak daleko. Wylądowała tuż przede mną, ponownie ukazując mi zapisane na niej złowieszcze litery.
"Jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek zobaczyć swojego młodszego braciszka żywego, przyleć jak najszybciej do Paryża, gdzie będziesz wykonywała każdy mój rozkaz.
W.C."
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To był chyba rozdział, z którym jak do tej pory najbardziej się męczyłam i nie jestem z niego w pełni, a jeśli mam być szczera nawet w połowie nie jestem z niego zadowolona ;-;. Nie dość, że jest dwa razy dłuższy niż pozostałe, to jeszcze pewnie strasznie was zanudził i zniechęcił do dalszego czytania; -;. Gratuluję tym osobom, które dotrwały do końca.
Pozdrawiam,
~Yuuki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top