Rozdział 24 - Misję czas zacząć

*ADRIEN*

Zaciągnąłem się zimnym powietrzem, nie mogąc dłużej znieść uczucia zdenerwowania, które powoli zaczynało przejmować nade mną władzę. Z ulgą przyjąłem w swym organiźmie uczucie chłodu jaki dawał niewidzialny gaz powoli wędrujący przez przełyk, aż do samych płuc. Sekundę później wypuściłem je, po czym ponownie powtórzyłem czynność.

- Możesz przestać zachowywać się jak jakiś stary parowóz, któremu grozi wymiana ze względu na starość? - syknęła na mnie rudowłosa.

- Przypomnę ci, że to nie ja potrzebuję pomocy - odgryzłem się jej, spięty oparłem się o ścianę budynku, na którego dachu się znajdowaliśmy. - Poza tym skąd masz pewność, że to właśnie tu on się ukrywa?

Aomiya zignorowała jednak moje pytanie i zaczęła majstrować przy zamku od drzwi, prowadzących do wnętrza konstrukcji. Cicho westchnąłem, przestępując z nogi na nogę. Kątem oka zerknąłem na siedzącą nad nami, na wystającej beli "Marinette", która nucąc cicho pod nosem przyglądała się postępom swojej pani. Kiedy jednak zauważyła, że na nią ukradkiem zerkam, śmiało odwzajemniła spojrzenie, uśmiechając się szeroko i prowokująco dotykając palcem wskazującym pomalowanych na pudrowy róż ust. Speszony odwróciłem od niej wzrok. Brakowało mi nieśmiałego zachowania Marinette.

- Gotowe - odezwała się nagle dziewczyna, wycierając z czoła kropelki potu.

Otworzyła szeroko drzwi i puściła mnie przodem. Z ociąganiem wyciągnąłem umieszczony na plecach srebrny kij, który od kilku miesięcy służył mi jako broń. Miałem nadzieję, że tym razem okaże się tak samo niezawodny jak zawsze. Ostrożnie weszłem w ciemność, schodząc po schodach w dół. Miałem wrażenie, że minęła wieczność nim dotarliśmy na piętro, położone ledwo dwa poziomy niżej. Zatrzymałem się, kiedy przed sobą zobaczyłem majaczącą jasność, panującą w pomieszczeniu. Przelotnie spojrzałem na dwie dziewczyny, które od samego początku cicho podążały tuż za mną. Zacisnąłem mocniej palce na broni, czując rosnące we mnie zniecierpliwienie na myśl, że za kilka chwil mieliśmy na zawsze pozbyć się naszego wroga. Osoby, która od kilku miesięcy zatruwała życie wielu mieszkańców Paryża.

Wychyliłem się lekko, przygotowując się do ataku, jednak czyjaś zimna dłoń zatrzymała mnie w pół kroku. Zdenerwowany odwróciłem się do jej właścicielki i stanąłem twarzą w twarz z rudowłosą dziewczyną.

- Czego chcesz w takim momencie? - syknąłem na nią, patrząc w jej pozbawione uczuć tęczówki.

Bez zbędnych słów uniosła wolną dłoń na wysokość moich oczu. Nie zdążyłem jednak przyjrzeć się trzymanemu między palcami przedmiotowi, ponieważ prawie, że od razu wyrzuciła je w przestrzeń tonącą w jasnym świetle. W pomieszczeniu rozległ się cichy syk, a po kilku sekundach można było zauważyć gęsty dym wydobywający się z niego. Zasłoniłem usta dłonią, myśląc, że jest to pewien rodzaj trującego gazu, jednak opuściłem ją, kiedy zauważyłem, że białowłosa bez żadnej ochrony wbiegła do zadymionego pokoju.

- Zasłona dymna - usłyszałem cichy szept Misaki, która delikatnie pchnęła mnie do przodu.

Rozumiejąc jej przekaż ruszyłem w ślad za swoją poprzedniczką, jednak w momencie, kiedy przekroczyłem próg poczułem mocne szarpnięcie, a cały świat przewrócił się do góry nogami. Czułem ból w okolicy kostek, lecz kiedy chciałem sprawdzić jego źródło, nie widziałem nic, prócz otaczającej mnie gęstej chmury.

Nagle w pomieszczeniu rozległ się dźwięk uruchamianej klimatyzacji, a gaz powoli robił się coraz rzadszy, aż w końcu całkowicie zniknął, ukazując mi ciemny pokój z wielkim oknem naprzeciwko mnie.

- Nie mogę uwierzyć, że tak łatwo dałeś się nabrać na tą całą szopkę, Kocurze - usłyszałem roześmiany głos rudowłosej.

Nigdzie jednak nie mogłem jej znaleźć. W końcu jednak usłyszałem usłyszałem kroki i kątem oka zauważyłem, że do pomieszczenia weszły trzy osoby. W miarę możliwości odwróciłem się do nich.

- O co tutaj chodzi, Misaki?! - krzyknąłem, ignorując wszelkie formy grzecznościowe i wywołując tym samym grymas oburzenia na twarzy wspomnianej dziewczyny.

- Nadal nie rozumiesz? Chyba naprawdę jesteś kretynem - zaśmiała się z wyższością, zakładając ręce na klatce piersiowej. -
Od samego początku nasz układ był ściemą. Moim celem było sprowadzenie ciebie tutaj, Czarny Kocie - uśmiechnęła się, postępując kilka kroków do przodu.

Zatrzymała się około metr przede mną i palcem wskazującym dźgnęła mnie w pierś, jednocześnie odpychając mnie mocno do tyłu.

- Jestem szpiegiem, który aktualnie jest na usługach twojego największego wroga.

Jej cichy szept oraz śmiech, który nastąpił później rozległ się echem po pomieszczeniu, sprawiając, że włoski na karku stanęły mi dęba.

Dziewczyna odsunęła się ode mnie, ponownie zajmując miejsce tuż obok Władcy Ciem, podczas gdy ja zacząłem bujać się na linie to w jedną to w drugą stronę.

*MISAKI*

Zacisnęłam mocniej palce na okrytych bielą ramionach, jednocześnie cały czas nie przestając się uśmiechać. Mowa mojego ciała była całkowitym przeciwieństwem mojej twarzy, jednak co mogłam na to poradzić, skoro coraz trudniej było mi zachować nad sobą kontrolę? Ledwo powstrzymywałam na wodzy swoją żądzę mordu.

On powinien zginąć...

Nie, jeszcze nie przyszedł na to czas. Musisz czekać na właściwy moment.

Ale czy nie jest on przypadkiem teraz?

Musisz całkowicie uśpić jego czujność, by idealnie przeprowadzić skrytobójstwo.

Nadal tego nie rozumiesz?! Lepsza okazja już mi się nie trafi! Tylko teraz...

Uspokój się do cholery, Misaki! Pamiętaj czego byłaś uczona od małego!

Ledwo zauważalnie wzdrygnęłam się, kiedy mój wewnętrzny głos ostatecznie rozstrzygnął wyimaginowaną przeze mnie kłótnie. Wzięłam głęboki oddech i kątem oka zerknęłam na średniej długości nóż przyczepiony do mojego prawego uda. Jego czerwone ostrze idealnie nadawało się do tzw."brudnej roboty". Choć mimo wszystko dla tego typu rzeczy wolałam używać Shiroshi'ego, ale cóż... Czasem nawet ja musiałam się poświęcać.

- Świetnie ci poszło, Aomiya-san - odezwała się nagle, która była odpowiedzialna za tą całą chorą sytuację.

- Czy to nie było oczywiste? - westchnęłam, wyćwiczonym ruchem odrzuciłam dłonią włosy, znajdujące się na obu ramionach.

Dyskretnie zerknęłam na białowłosą dziewczynę przebraną w podobny strój do mojego. Różniły się tylko kolorami. Jej był czarny, podczas gdy mój - biały niczym dopiero co opadający na ziemię puch. Czarna maska całkowicie zakrywała jej twarz, nie pozwalając nikomu na odgadnięcie swej prawdziwej tożsamości. Prawie że niezauważalnie kiwnęła głową w każdej chwili gotowa, by spełnić chociażby najmniejszy mój rozkaz.

Przeniosłam swój wzrok na stojącego przede mną mężczyznę, ubranego w jak na mój gust, dosyć ośmieszający strój. Ze szczęściem, wypisanym na zamaskowanej twarzy przyglądał się Adrienowi, zupełnie tak jak myśliwy napawa się widokiem złapanej przez siebie zdobyczy.

...Odrażające...

Miałabym pracować dla kogoś takiego?

Bezdźwięcznie wyciągnęłam z pokrowca czerwony sztylet, wiedząc, że wreszcie nadszedł właściwy moment...

...Moment by w końcu zrobić coś, nawet jeśli miałoby mnie to kosztować życie...

Ochronię swojego brata za wszelką cenę.

Misję czas zacząć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z góry uprzedzam wasze pytania! Kiedy Misa wspomina o swoim bratu nie ma na myśli Adriena, czy tym bardziej Władcę Ciem ;) Bądźcie jednak cierpliwi! Wszystko wyjaśni się w następnym rozdziale!

Pozdrawiam,
~Yuuki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top