Rozdział 21 - Kolejny etap planu
*ADRIEN*
Powolnymi, kulistymi ruchami wycierałem ręcznikiem wilgotne od wody jasne włosy. Zarzucając go na nagie ramiona, wszedłem do swojego pokoju.
- Marinette? - zdziwiłem się, widząc stojącą przed lustrem dziewczynę.
Ku mojemu zdziwieniu miała na sobie jedne z moich licznych szarych szortów oraz czarny top bez rękawów z napisem "HOPE". Ciemne włosy związywał w wysokiego kucyka na czubku głowy. Wyglądała jak zupełnie inna osoba.
- Wszystko w porządku? - spytałem, podchodząc do niej bliżej.
Zauważyłem nóż myśliwski w pokrowcu, przyczepiony do jej nogi. Był to jeden z tych, które należały do mojej kolekcji. Skąd go wzięła i do czego jest jej on potrzebny?
Dziewczyna, słysząc moje pytanie spojrzała na mnie. W jej dotąd fiołkowych oczach można było dostrzec czerwone prześwity. Uśmiechnęła się do mnie, jednak w tym uśmiechu było coś nienaturalnego.
- Tak, nic mi nie jest - powiedziała swym naturalnym głosem.
Może jednak wydawało mi się, że zachowuje się, zupełnie jak nie ona? Możliwe, że od tej całej historii z jej koszmarami powoli zaczynałem wariować.
Jednak jej późniejsze zachowanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś było nie tak jak powinno.
Granatowowłosa powolnym krokiem zbliżyła się do mnie i szczupłymi palcami złapała mój podbródek. Za jego pomocą ustawiła moją głowę tak, że nasze spojrzenie spotkały się na jednej linii. Nie minęła sekunda kiedy brutalnie zaatakowała moje wargi swoimi. Uchyliłem lekko usta ze zdziwienia, a ona wykorzystała to, by połączyć nasze języki w jednostronnym, szalonym tańcu. Czułem jak nogi uginają się pode mną i cudem jeszcze trzymałem się w pozycji pionowej. W końcu jednak kończyny załamały się pod moim ciężarem, a ja z trzaskiem upadłem na ziemię. Dziewczyna natomiast starła z warg ślinę, która stanowiła pozostałości po naszym pocałunku.
- Teraz już wiem dlaczego Marinette się w tobie zakochała - powiedziała, opuszczając pokój.
Wsłuchując się w stukot obcasów, rozbrzmiewający gdzieś na korytarzu, moje myśli w zawrotnym tempie wypełniły całą wolną przestrzeń w pomieszczeniu, sprawiając, że zrobiło mi się duszno.
Z trudem dźwignąłem się na nogi i chwiejnym krokiem zbliżyłem się do drzwi łazienki, znajdującej się w pokoju. Włączyłem włącznik i wraz ze światłem włączyła się klimatyzacja, która szybko dostarczyła świeżego powietrza do średniej wielkości przestrzeni. Z ociąganiem spojrzałem na swoje odbicie w wielkiej szklanej tafli. Wyglądałem gorzej niż źle. Kosmyki jasnych włosów sterczały mi każdy w inną stronę. Policzki granatowe z zażenowania, a na podbródku dało się zauważyć dwie czerwone linie, pozostałości po paznokciach dziewczyny. Nie mogąc dłużej na siebie patrzeć, szybko przemyłem twarz zimną wodą. Chłód, który spływał po mojej skórze sprawiał, że moje myśli powoli się uspokajały i stawały wyraźniejsze. Znów miałem przed sobą jasny obraz sytuacji.
Oparłem się o śnieżny zlew. Zamknąłem oczy, wsłuchując się we wciąż lecącą ciurkiem ciecz.
- Skoro to nie jest prawdziwa Marinette, to kim ona jest? - wypowiedziałem na głos najgłośniej huczące w mej głowie pytanie.
Zakręciłem kurek i wyszłem z łazienki, trzaskając przy tym głośno drzwiami. Kątem oka zauważyłem poruszenie w kącie mojego łóżka, a następnie mały, czarny punkt, który z trudem wydostał się z pod ciężkiej pierzyny.
- Czy to już pora na Camembert? - usłyszałem zaspany głos kociego Kwami.
Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, wiedząc, że ten kocur potrafi tylko myśleć o tym śmierdzącym serze.
Zarzuciłem na siebie białą, rozpinaną bluzę i wyciągnąłem z szuflady jego przysmak. Nie zdziwiło mnie to, że prawie w tym samym momencie znalazł się tuż koło mojej ręki, dosłownie pochłaniając swoją zdobycz. Wykorzystałem ten moment i łapiąc go za tułów, schowałem go we wewnętrznej kieszeni bluzy.
Rozległ się dźwięk mojego telefonu. Machinalnie sięgnąłem po niego i uśmiechnąłem się widząc zdjęcie mojego przyjaciela na wyświetlaczu. Odebrałem i nie dając mu dojść do słowa od razu powiedziałem na powitanie:
- Cieszę się, że dzwonisz! Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia!
*MARINETTE*
Kolejne fale dreszczy przebiegły przez moje ciało, zupełnie tak, jak fale elektryczne. Kiedy z trudem udało mi się podnieść do góry powieki, jedyną rzeczą, którą zauważyłam była otaczająca mnie ciemność. Próbowałam poruszyć palcami dłoni, jednak one zdawały się należeć do kogoś innego. Mogłam jedynie dryfować wśród otaczającej mnie pustki, przypominała trochę mój obecny stan umysłowy.
Nagle zupełnie jakby znikąd pojawiła się bukłak łuna białego światła. Moje ciało zdawało się zbliżać ku niemu, jednak nie byłam co do tego do końca przekonana. Zmrużyłam delikatnie oczy, kiedy powiększająca się jasność zaczęła mnie oślepiać. Otworzyłam je dopiero, gdy jak się okazało trafiłam do jakiegoś dziwnego pomieszczenia z białym ekranem i brązowym, skórzanym fotelem, znajdującym się tuż przed nim. Jednak tym, co zaskoczyło mnie jeszcze bardziej było to, że znów mogłam swobodnie władać nad swoim ciałem.
Powoli, dalej lewitując, zbliżyłam się do tajemniczego siedziska i opuszkami palców dotknęłam chłodnej skórzanej powierzchni. Niepewnie usiadłam w nim, podczas gdy na dotychczas białym obrazie zaczęły pojawiać się jakieś niewyraźnie kształty. Z czasem jednak nabrały ostrości, a ja po dłuższej chwili zorientowałam się, że to na co patrzałam było w rzeczywistości podłogą.
Po kilku sekundach do moich uszu doleciały także słowa.
- Proces zakończony, Pani - głos, który wypowiedział te słowa bezwiednie przypominał ten mój.
- Nareszcie! Ile kazałaś mi na siebie czekać?! Myślisz, że mój czas wolny kupuję na loterii?! - pełen desperacji i złości głos odezwał się prawdopodobnie nad podłogą, powodując u mnie gęsią skórkę.
Potarłam ramiona rękami, by się jej pozbyć. Jednak niewiele to dało.
- Błagam o wybaczenie, Pani. Trwało to dłużej niż sądziłam - znów odezwał się pierwszy głos.
Co to były za obrazy? Kim były i o czym rozmawiały postacie z nich?
- Ah.... Nieważne... Liczy się to, że wreszcie możemy rozpocząć kolejną fazę mojego planu.
Obraz powoli zaczął przemieszczać się ku górze. Ujawniając powoli wygląd jednego z rozmówców. Wysokie błękitne buty na obcasie, zgrabne długie nogi, sukienka w odcieniu bezchmurnego nieba, wisiorek z białym kamieniem na szyi, kręcone, lekko opadające na nagie ramiona włosy w odcieniu pomarańczy. A na koniec jasne, iskrzące się błękitne oczy, z których bił smutek.
- Misaki Aomiya? - wyrwało się z moich ust, jednak w rzeczywistości wiedziałam, że tak naprawdę w ogóle nie poruszałam wargami.
Obraz znów poruszył się i ponownie mogłam zobaczyć jakże fascynującą podłogę. Cholera... Czy to, co przed chwilą zobaczyłam działo się naprawdę?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejna zagadka została rozwiązana! Serdecznie gratuluję osobom, które podejrzewały nową uczennicę, ponieważ miały rację 🙌 Jednak zdradzę wam, że jest to zaledwie kawałek prawdy;)
Do czego jednak Misaki chce wykorzystać Marinette? Co to za plan o którym wspomniała rudowłosa?
Pozdrawiam,
~Yuuki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top