Rozdział 8 - Realistyczny sen

Dedykuję ten rozdział osobie, która jako pierwsza odgadła odpowiedź na pytanie w poprzednim rozdziale :

Karolqax14

A teraz zapraszam do czytania ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*MARINETTE*

Odsunęłam od siebie pusty pucharek po lodach, które właśnie skonsumowałam. Kolejny raz tego popołudnia spojrzałam na drzwi od łazienki, za którymi zniknął Adrien jakieś pół godziny temu. Strasznie długo mu idzie spranie plamy z lodów. Myślami powróciłam do momentu, w którym nagle wypuścił z dłoni łyżeczkę. Do tej pory nie potrafiłam zrozumieć czym było to spowodowane. Chociaż... Już podczas przechadzki do lodziarni dziwnie się zachowywał, ale co prawda nie tylko on. Dalej ręce trzęsą mi się, kiedy pomyślę o tym, że Adrien zaprosił mnie na lody, a w żołądku czuję przyjemne ssanie. Dziwię się, że udało mi się nie zająknąć przy nim ani razu, od kiedy opuściliśmy teren szkoły. A co śmieszniejsze, zdobyłam się nawet na żartobliwe porównanie go do dachowca. Uśmiech niemal sam zatańczył na moich błyszczących od błyszczyku wargach.

- Smakowały ci lody? - usłyszałam syknięcie tuż nad uchem, które sprawiło, że podskoczyłam na krześle.

Podniosłam głowę, spoglądając na osobę przez którą niespełna sekundę temu niemal dostałam zawału. Obok mnie stała nowa uczennica naszej klasy, dziewczyna o rudych lokach, przypominająca swym wyglądem lalkę. Zmarszczyłam lekko brwi, starając się przywołać z odmętów pamięci jej imię. Mikasa? Mikari?

- Co ty tu robisz Misaki? - spytałam spokojnie, kiedy wreszcie udało mi się przypomnieć jej imię.

Słysząc moje słowa spięła się, a następnie wyprostowała, dodając sobie o dziwo jakiś dwóch - trzech centymetrów. Zauważyłam czerwone ogniki w jej niebieskich oczach, zupełnie jak podczas żołnierzy, gotujących się do walki. Niepewnie poruszyłam się na krześle, czując się coraz bardziej nieswojo. Czyżbym ją czymś zdenerwowała?

- Nie spoufalaj się tak ze mną, wieśniaczko - jej głos z niewiadomego dla mnie powodu wręcz utopiony jej w trującym jadzie.

Mimowolnie po plecach przeszedł mi dreszcz, zupełnie jakby me ciało starało się dać mi sygnał oznajmiający, że powinnam się mieć na baczności. Spuściłam wzrok, nieco spłoszona jej jadowitym tonem. Szybko jednak doszła do mnie pozostała część jej zdania, które wywołały sprzeczne emocje. Podniosłam na nią wzrok, niemal pretensjonalny. Nie wiedziałam, która część jej zdania bardziej mnie zdenerwowała. Pierwsza, czy może to przezwisko, którym postanowiła mnie uhonorować. Zupełnie jakby za wszelką cenę chciała podkreślić, że góruje nade mną we wszystkich możliwych aspektach. Ta dziewczyna miała naprawdę nierówno pod sufitem.

Otworzyłam usta, chcąc odpowiedzieć na jej jakże dziwną zaczepkę. Jednak nim wypowiedziałam choćby jedno słowo, poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i uśmiechnęłam na widok dobrze znanego mi blondyna, którego plakat z wciąż niewyjaśnionych dla mnie przyczyn zdobił ścianę w moim pokoju.

- Wydaje mi się, że to ty pierwsza przekroczyłaś granicę, Aomiya-san - odezwał się lekko sarkastycznie, nadal jednak się uśmiechając.

Zmarszczyłam czoło słysząc jak ją nazwał. Jednak po chwili zrozumiałam dlaczego. Dziewczyna w końcu pochodziła z Japonii, gdzie dla ludzi takie tytułowanie było zapisane w życiu codziennym. Mogłam więc zrozumieć jej oburzenie chociaż w najmniejszym stopniu.

- Tsk... - mruknęła zniesmaczona, a następnie odrzucając swoje rude włosy do tyłu w rekordowym czasie wyszła z lokalu.

Spojrzałam z wdzięcznością na mojego towarzysza, który wzdychając z ulgą opadł na krzesło naprzeciwko mnie.

- Cieszę się, że tata zmusił mnie do nauki kultury japońskiej - zaśmiał się, a mnie zapiekły policzki.

Zawstydzona odwróciłam głowę, starając się nie zwracać uwagi na jego przystojną twarz. Podobnie jak na całą resztę. Cholera... Dlaczego on musi mnie tak rozpraszać i sprawiać, że moje serce zaczyna wariować?

Kątem oka zerknęłam na chłopaka, który właśnie konsumował to, co zostało z jego miętowych lodów.

- I-idziemy? - spytałam, kiedy skończył.

Nie dane było mi jednak poznać odpowiedź. Poczułam się tak, jakby przez moje ciało przeszła potężna wiązka energii. Organizm stał się nagle bezwładny, zupełnie tak jakby ktoś pozbawił mnie kontroli nad nim. Z hukiem uderzyłam głową o blat stolika, który pod moim ciężarem lekko podskoczył do góry. Próbowałam się podnieść, ale ciało nie chciało nawet drgnąć. Ogarnęło mnie poczucie bezsilności. Byłam przerażona nie wiedząc, co się ze mną teraz dzieje. Ze zdenerwowania zacisnęłam mocniej powieki, którymi jako jedynymi udało mi się poruszyć.

- Marinette - do mojej świadomości przedarł się głos towarzyszącego mi blondyna.

Jego ton sprawił, że nagle odzyskałam jasność umysłu. Nie mogę przecież tak się nad sobą dołować. Od kilku dni nie byłam już tą zwykłą, niezdarną dziewczyną, która na każdym kroku wpadała w kłopoty. Teraz byłam kimś innym. A to oznacza, że część mnie także powinna ulec zmianie.

Wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić. I prawie, że w tym samym momencie poczułam jak odzyskuję władzę nad swoim ciałem. Zaskoczona szybko podniosłam się do pozycji siedzącej.

- Przepraszam, wystraszyłam cię? - spytałam, widząc jak mój towarzysz podskakuje na krześle.

Pokiwał przecząco głową, lekko się uśmiechając. Wstał, a ja poszłam za jego przykładem. Sięgnęłam po torebkę, którą wcześniej powiesiłam na oparciu. Zmarszczyłam brwi, kiedy moje palce, pomimo że powinny się zgiąć, pozostawały dalej wyprostowane. Czyżby to był skutek wcześniejszego paraliżu?

- Marinette, idziesz? - usłyszałam za sobą pytanie Adriena.

Chwyciłam torebkę w otwartą dłoń i wyszłam razem z chłopakiem z lodziarni. Coś złego się ze mną działo. Najgorsze jednak było to, że to był dopiero początek moich problemów. Jeszcze nigdy w życiu tak bardzo nie pragnęłam, by moje przemyślenia okazały się błędne.

***

Łapiąc się prawą dłonią za pobliską latarnię, wykonałam skręt, odrywając przy tym stopy od ledwo widocznego chodnika. Kolejny raz odwróciłam się za siebie. Czerwone ślepia, które uporczywie wpatrywały się w moją sylwetkę, ani trochę się ode mnie nie oddaliły. Wręcz przeciwnie. Wyglądały zupełnie tak, jakby jeszcze bardziej skróciły dystans między nami, podczas gdy ja z desperacją walczyłam o każdy głęboki oddech.

Co to było? Dlaczego mnie goniło?

Skręciłam w jakąś opuszczoną alejkę, mając nadzieję, że chociaż tam uda mi się zgubić w końcu "to coś". Moja decyzja okazała się jednak fatalnym pomysłem. Trafiłam do ślepego zaułku. Popełniłam najgorszy błąd w całym moim życiu.

Wyraźnie słyszałam zbliżające się ciężkie kroki mojego prześladowcy. Nie mając zbytniego wyboru, ukryłam się między kubłami na odpadki. Ich nieprzyjemny zapach powodował u mnie odruchy wymiotne, które próbowałam powstrzymać dłońmi, tak samo jak świszczący oddech, będący oznaką wysiłku. Zacisnęłam mocno powieki, modląc się w duchu, by "to coś" mnie nie znalazło. Jednak najwyraźniej za słabo, ponieważ śmietnik, stojący przede mną runął z hukiem na ziemię, jednocześnie się od niej odbijając. Miałam ochotę krzyczeć z przerażenia, jednak krzyk utknął mi w gardle. Teraz oprócz szkarłatnych jak krew oczu, widziałam także nóż, odbijający światło księżyca. Widząc jak leci w moją stronę, odruchowo zasłoniłam się prawą ręką. Poczułam nieopisany ból połączony z pieczeniem w miejscu, w którym ostrze przecięło moją skórę.

Przerażona podniosłam się w zadziwiającym tempie z łóżka. Przyłożyłam drżącą dłoń do mocno kołaczącego serca. Co to było? Sen? Bardziej przypominało scenę żywcem wyjętą z horroru. Sięgnęłam prawą ręką po mój telefon. W momencie, kiedy moja skóra zetknęła się z chłodną powierzchnią wyświetlacza, poczułam w tamtym miejscu nie opisany ból. Zaskoczona spojrzałam na swoją dłoń. Pośrodku niej znajdowała się długa niezbyt głęboka rana, z której powoli sączył się mały strumyczek krwi. Jednak jej większość okazała się być już zasklepiona. Czy to nie przypadkiem w tym miejscu zostałam zraniona nożem w śnie? Skąd więc wzięła się ona w realnym świecie, gdzie żadne senne koszmary nie mają prawa istnieć?

Z zamyślenia wyrwało mnie pikanie budzika. Sięgnęłam do szuflady po bandaż i obwiązałam nim skaleczone miejsce. Z jakiegoś powodu czułam, że nikt nie mógł się o niej dowiedzieć, nawet Tikki, bo mogłyby z tego wyniknąć jeszcze większe kłopoty.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Bo prawdziwa akcja rozpoczyna się dopiero w ósmym rozdziale! Jak myślicie? Co tak naprawdę stało się Marinette? Kim był jej tajemniczy prześladowca? 
Jestem ciekawa waszych domysłów ;)

Pozdrawiam

~Yuuki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top