Rozdział 22 - Nettie
Kierowana złością przebiłam paznokciami skórzaną powierzchnię fotelu, jednocześnie bardziej się w nim zapadając. Miałam ochotę wypowiedzieć na głos wszystkie znane mi przekleństwa, jednak nie wiedzieć czemu powstrzymywałam je w sobie. Wstałam z siedzenia i ponownie uniosłam się w powietrze. Próbowałam choć przez chwilę utrzymać stopy złączone z betonową powierzchnią, jednak okazało się to być niemożliwym zadaniem.
Fuknęłam sfrustrowana i z trudem podleciałam do ściany, która jak mi się wcześniej wydawało była wejściem do tego tajemniczego pokoju. Dotknęłam chropowatej powierzchni opuszkami palców i dokładnie zaczęłam ją badać milimetr po milimetrze, pomimo rosnącej wewnątrz mnie frustracji. Nic jednak nie znalazłam. Gdzie ja, do cholery się znajdowałam?!
Miałam ochotę krzyczeć i rwać sobie ciemne włosy z głowy. Wiedziałam jednak, że w niczym by mi to nie pomogło.
Kątem oka spojrzałam na stojący na środku pomieszczenia mebel. Podleciałam do niego i przytrzymałam się jego oparcia. Powoli uniosłam nogę w tył, jednocześnie przygotowując się do zadania, pewnie jedynie dla mnie, bolesnego uderzenia.
Jednak zanim zdążyłam chociażby dotknąć stopą skórzanej powierzchni fotel zniknął, a ja robiąc salto, zaatakowałam powietrze. Tym razem z moich ust wyrwało się przekleństwo.
Rozejrzałam się dookoła. Tym razem zauważyłam kogoś stojącego tuż pod białym ekranem. Widziałam rozbawioną twarz, tak bardzo podobną do mojej, która z wiadomych przyczyn wkurzyła mnie jeszcze bardziej. Zupełnie jak czerwona płachta na byka.
- Skoro to jest takie śmieszne, to może wyjaśnisz mi co to za miejsce, zanim postanowię cię całkiem wykastrować?! - krzyknęłam jej prosto w twarz w zawrotnym tempie znajdując się tuż przy niej.
Nigdy nie podejrzewałam, że będę w stanie kiedykolwiek i komukolwiek grozić. Zawsze bałam się, że nie tylko się zbłaźnię, ale też tylko pogorszę swoją sytuację.
Jednak teraz już nic się dla mnie nie liczyło. Byłam wściekła. Byłam wściekła na siebie za to, że nigdy nie podejrzewałam tej nowej. O to, że choć wydawała mi się podejrzana, nie zachowałam względem niej wystarczająco ostrożnie. Myślałam po prostu, że jest kolejną divą, która udaje uroczą, tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę innych. Nie mogłam się bardziej mylić.
Nawet nie ruszyło mnie, kiedy moje Alter Ego zaśmiało mi się prosto w twarz, podczas gdy ja mocno zaciskałam palce na czarnym topie z napisem "HOPE". Przelotnie przypomniałam sobie, że podobny widziałam kiedyś u Adriena.
- Nadal się nie domyśliłaś? - kolejny raz z jej pomalowanych na blady róż ust wydobył się dosyć uroczy śmiech. - To jedno z pomieszczeń, znajdujących się w twojej duszy. Nazywa się je "Komnatą", a przynajmniej moja Pani tak je nazywa. Czarna przestrzeń, w której wcześniej dryfowałaś zwie "Bezwładnym Korytarzem", ponieważ to jedyne miejsce, gdzie władza nad ciałem zostaje ci odebrana - kontynuowała swoje wyjaśnienia, podczas gdy ja z każdym kolejnym słowem powoli się uspokajałam. - Tak przy okazji, pole pszenicy, na którym ostatnio się spotkałyśmy też należy do "Komnat".
Wzięłam głęboki oddech i na chwilę ukryłam fiołkowe tęczówki za powiekami. Kiedy je otworzyłam przed sobą wciąż miałam roześmianą twarz mojego Alter Ego.
Swoją drogą... Skoro to była moja druga osobowość, czy to oznacza, że czasami zachowywałam się tak jak ona? Śledziłam ludzi, rzucałam w nich nożami i śmiałam się innym w prosto w twarz?
Mimowolnie wzdrygnęłam się na ten pomysł. Nie, ona nie była mną. A ja nie jestem nią. Jesteśmy jak zupełnie dwie różne osoby. A to oznaczało, że choć jesteśmy jednym, nie możemy istnieć pod tym samym imieniem.
- Nettie - zwróciłam się do niej, uporczywie patrząc w jej czerwone oczy, by zrozumiała, że chodzi mi o nią. - Czy twoją "Panią" jest Misaki?
Zauważyłam, że dziewczyna nieznacznie skinęła głową, zupełnie tak jakby nie była pewna czy może mnie o tym poinformować.
- I to ona jest użytkowniczką tego kamienia Shiroshi, czym kolwiek on jest?
Znów nieznaczny ruch głowy.
Ze świstem wypuściłam powietrze, które do tej pory zatrzymywałam w płucach. Nie wykluczone, że to ona była tą białą postacią, którą kilka razy dane mi było zobaczyć.
- Wystarczy już tych pytań! - krzyknęła nagle, odtrącając moją dłoń.
Nie minęła sekunda, a Nettie zniknęła, zostawiając mnie znów samą wśród czterech ścian.
Zdenerwowana uderzyłam pięścią w biały ekran, który zawibrował pod wpływem mojego uderzenia. Znów ogarnęła mnie złość, jednak tym razem była ona skierowana w osobę rudowłosej japonki.
*ADRIEN*
Już od kilku długich godzin patrolowałem liczne uliczki i zakątki Paryża w poszukiwaniu chociaż najmniejszego śladu swojej ukochanej, która aktualnie nią nie była. Po raz kolejny sfrustrowany przejechałem dłonią po jasnych włosach, wśród których znajdowały się kocie uszy. Nie pierwszy już dzisiaj raz spojrzałem na wyświetlacz białego telefonu, przez który mogłem bez problemu kontaktować się z Nino, pełniącym dzisiaj funkcję mojego osobistego hakera.
Rano poprosiłem go o włamanie się do kamer, znajdujących się na całej powierzchni miasta. Mówiłem już, że chłopak jest geniuszem, jeśli chodzi o komputery?
Jednak aktualnie jego zadaniem było obserwowanie ulic poprzez monitoring i informowanie mnie o tym na bieżąco.
Prawie spadłem ze stromego dachu, kiedy panującą cisze nocy przerwała nagle skoczna melodia. Szybko odebrałem telefon, prawie go przy tym upuszczając na ciemne, nieoświetlone alejki. Odchrząknąłem, by choć trochę uspokoić drżenie moich strun głosowych.
- Nino?
- Znalazłem kogoś, kto bardzo przypomina Marinette, jednak ma inne włosy - powiedział na wstępie.
W moim umyśle od razu pojawiło się wspomnienie pojedynczego śnieżnego kosmyka, który zauważyłem u niej rano. A co jeśli całe jej włosy stały się tego samego koloru?
- Białe? - spytałem, mocno zaciągając się powietrzem i nieświadomie zatrzymując je w płucach.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła długa cisza. Zdenerwowany kopnąłem w kawałek dachówki, która odczepiła się i niczym kamień ciśnięty w głęboką wodę, zniknęła wśród panującej ciemności. Gdzieś z dołu dało się usłyszeć krzyk pełen bólu, jednak zignorowałem to, całą swą uwagę poświęcając ciszy, która jak mi się zdawała, trwała już od wieków, jeśli nie od tysiącleci. W końcu z głośniku rozległo się głośne westchnienie, a ja wypuściłem wciąż trzymane w płucach powietrze.
- Liczę jutro na porządne wyjaśnienia - usłyszałem głos pełen wyrzutu. - Chwilę temu pojawiła się pod Wieżą Eiffla. Powodzenia, stary.
Nie odpowiadając szybko rozłączyłem się i rozpaczliwie zacząłem rozglądać się dookoła. Na swoje nieszczęście znajdowałem się na drugim końcu miasta, więc droga, nawet skacząc po nieoświetlonych dachach domostw, zajęła by mi z pół godziny. Jednak do tego czasu "Marinette" mogła być już gdzieś indziej.
Zirytowany skoczyłem na pierwszy z dachów czarnymi, jak otaczająca mnie noc, pazurami łapiąc za antenę satelitarną. "Lekko" wygięła się pod moim ciężarem, a z dołu usłyszałem krzyki zirytowanych równie jak ja domowników.
Zapowiadała się długa noc.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ohayo~ Z góry informuję was, że następny rozdział pojawi się dopiero w następną sobotę z powodu tego, że wyjeżdżam na tygodniowy obóz do Niemiec. Postaram się jednak w tym czasie napisać kilka rozdziałów na telefonie oraz zacząć już na brudno pisać o Misaki i Usui'u;)
Pozdrawiam,
~Yuuki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top