Rozdział 2 - Biedronka
Przerażona zaczęłam rozglądać się dookoła. Ucieczka... Muszę znaleźć jaką drogę ucieczki, bo zaraz zmienię się w czerwonego naleśnika. Spojrzałam na jo-jo, które cały czas trzymałam w dłoni. Niegdyś była to broń, która potrafiła mnie tylko krzywdzić Teraz jednak było inaczej niż w przeszłości. Z chwilą gdy na moim ciele pojawił się ten dziwny kostium stało się moim orężem. Czymś co w trudnych sytuacjach będzie mnie ratować z tarapatów. Dlatego, gdy wreszcie sobie to uświadomiłam zrozumiałam to w tym momencie powinnam zrobić.
Cofnęłam prawą nogę lekko do tyłu i wyrzuciłam broń w stronę najbliżej stojącego drzewa. Sznur oplótł się wokół pnia, niczym kierowany siłą mojej woli, pociągając mnie za sobą. Zwinnie przeleciałam nad kamienną ławą, jednocześnie się od niej odbijając. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej. Powietrze, które otaczało mnie z każdej strony zaświszczało mi w uszach. Zmierzałam prosto na zielone monstrum. Nie bardzo wiedząc jak obróciłam się w powietrzu, zamierzając zaatakować go kopnięciem po skosie. On jednak okazał się być szybszy. Zamierzył się na mnie swoją grubą łapą i odepchnął niczym jakiegoś wkurzającego owada. Wylądowałam wprost w objęciach ubranego na czarno chłopaka. Odchyliłam głowę delikatnie do tyłu. Na jego ustach widniał szeroki uśmiech. Czyżby ta cała sytuacja go bawiła? Miałam ochotę go za to ochrzanić, jednak zrezygnowałam z tego pomysłu, domyślając się, że kąciki moich ust także były delikatnie podniesione ku górze.
- Może pomóc, My Lady? - spytał, nie przestając prezentowałaś swoich białych zębów.
Delikatnie, niczym porcelanową lalkę postawił mnie na ziemię, upewniając się, że potrafię stanąć o własnych siłach. Wyciągnął zza pleców krótki, metalowy kij, który prawie, że od razu wydłużył się w jego dłoniach. Patrzył się na niego mile zaskoczony, zupełnie tak, jakby właśnie odkrył jego nowe właściwości. Zaraz... A może nie tak, jakby...
- Niech zgadnę... - zagadnęłam, odwracając jego uwagę od Kociego Kija. - Też dzisiaj znalazłeś swoje Kwami?
W odpowiedzi tylko szeroko się uśmiechnął i lekko zakłopotany potargał już i tak ułożone w nie ładzie blond pasma. Ponownie spojrzał na swoją metalową broń, a następnie przeniósł wzrok na stojące do nas tyłem monstrum, które straciwszy nami zainteresowanie zaczęło pustoszyć park. Zakręcił nim na próbę niczym mnich kijem Bō, po czym uśmiechnął się sam do siebie z satysfakcją.
- Postaram się na pewien czas odwrócić jego uwagę, a ty spróbuj wymyślić jakiś plan, by z powrotem zamienić go w człowieka! - krzyknął, a następnie puścił się biegiem w stronę naszego wroga.
- Że co?! Czekaj! Ja nie... - odkrzyknęłam, jednak on już był za daleko, by mógł mnie usłyszeć.
Zrezygnowana pokręciłam głową, uzmysławiając sobie, że tym razem naprawdę wszystko zależało ode mnie. Myśl, myśl, myśl Marinette! Przypomnij sobie o czym opowiadała ci Tikki, zanim zaczęła opowiadać Ci o tej całej przemianie i walce! Akuma powinna znajdować się w czymś, co jest ważne dla ofiary Hawk Moth. Tylko co to mogło być? Wytężyłam wzrok i zaczęłam studiować każdy centymetr wielgachnego, zielonego cielska, które aktualnie "zabawiało się" z kotkiem. Moją uwagę przykuło coś co połyskiwało morskim światłem na jego prawym nadgarstku. To tego miałam szukać!
- Kocie! - krzyknęłam, jednocześnie wskazując mu, gdzie według moich spekulacji miała znajdować się tak zwana Akuma.
Zielonooki kiwnął głową, rozumiejąc mój przekaz. Dobrze... Jeden punkt walki zrealizowany. Pozostało nam jeszcze tylko zniszczyć i wydobyć czarnego motyla z przedmiotu. Wyrzuciłam swoje jo-jo wysoko w powietrze. Zaczęło wirować z niesamowitą prędkością, tworząc tym samym różową wiązkę energii.
- Szczęśliwy traf! - krzyknęłam,nie wiedząc do końca skąd w mojej głowie pojawiły się te dwa słowa.
Jasne światło zniknęło, podczas gdy mały przedmiot wpadł w moje dłonie. Rozłożyłam je, a z moich ust aż wyrwał się głośny jęk niezadowolenia na widok nakrapianego gwizdka. Przypominał trochę ten, którym nawołuje się zwierzęta na pokazach w cyrku. Nie zmieniało to jednak faktu, że przez ten dziwny przedmiot mój umysł wypełniła właśnie dziura bez dna. W jaki niby sposób ma mi on pomóc pokonać to wielkie monstrum?!
- Mam nadzieję, że chcesz nim wezwać Godzillę, by nam pomogła! - zaśmiał się Czarny Kot, skacząc nad lecącym w jego stronę ogonem.
Zdezorientowana zaczęłam się rozglądać dookoła. Drzewo, na które spojrzałam pokryło się czerwoną osłoną obsypaną czarnymi kropkami. Przeniosłam wzrok na potwora. Tym razem to jego uszy oblały się tajemniczym wzorem. Uśmiechnęłam się, kiedy w mojej głowie pojawił się plan.
Znów zarzuciłam jo - jo na gałąź drzewa, na którym sekundę później się znalazłam.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę Kocie! - krzyknęłam, na następnie nabrałam do ust sporą porcję powietrza.
Dmuchnęłam w ustnik przedmiotu. Powietrze delikatnie zawibrowało od cichego dźwięku, jaki się z niego wydostał. Przez krótką chwilę myślałam, że gwizdek w żadnym stopniu nie zagroził zielonemu stworowi. W następnych jednak sekundach z radością zauważyłam, że jego wielgachne nogi zaczęły prawie niezauważalnie drżeć. Powoli coraz bardziej. Wreszcie stracił równowagę, i jak bezwładna kłoda upadł na ziemię, tworząc w niej krater.
- Kocie! Bransoletka! - krzyknęłam, z gracją zeskoczyłam na ziemię.
- Bransoletka dla pięknej Lady - powiedział kot, rzucając mi wspomniany przedmiot.
Upuściłam morską błyskotkę na ziemię, jednocześnie niszcząc ją piętą lewej stopy. Z odłamków potłuczonego szkła wyłonił się czarny motyl z fioletowymi plamami na krawędziach skrzydeł. Wokół niego unosiła się lawendowa poświata. Postępując według instrukcji Tikki, złapałam małego szkodnika w swoje jo-jo. Kiedy ponownie je otworzyłam, ze środka wyleciał krystalicznie biały owad. Uśmiechnęłam się na jego widok. Moja moc go oczyściła ze wszelkiego zła, jakim został splamiony.
- Papa, miły motylku - powiedziałam.
Wyrzuciłam gwizdek wysoko w powietrze, krzycząc formułę "Niezwykła Biedronka". Całą okolicę zalała różowa energia, która pochodziła od wcześniejszego Szczęśliwego Trafu. Zniszczenia, dokonane przez zielonego potwora naprawiały się w błyskawicznym tempie, przywracając wszystko do stanu sprzed pojawienia się potwora. Także sprawca zmienił się w nikomu nie zagrażającego chłopca, który teraz zdziwiony rozglądał się dookoła.
Kątem oka zauważyłam, że Czarny Kot wystawił w moim kierunku swoją pięść. Zerknęłam na nią zdziwiona. Kiedy on się znalazł tak blisko mnie? Trochę niepewnie zetknęłam ze sobą nasze pięści. Na ustach chłopaka znów pojawił się szeroki uśmiech.
- Od teraz będę na ciebie liczył, Biedronko - powiedział, a później wskazał na moje kolczyki. - Lepiej się pośpiesz. Została ci tylko minuta do ponownej przemiany.
- Nie tylko mi - zaśmiałam się, mając na myśli tylko jedną święcącą część kociej łapki na jego pierścieniu.
Kolejny raz tego dnia wyrzuciłam jo-jo w powietrze. Tym razem kierowałam się do mojego domu. Z chwilą kiedy ponownie znalazłam się w swoim pokoju, czerwono - czarny strój zniknął. Znów byłam w swoim zwyczajnym ubraniu. Spojrzałam na latającą w powietrzu szkarłatną Kwami, która pieszczotliwie otarła się o mój policzek.
- Znów jestem zwyczajną sobą - westchnęłam, padając na łóżko.
Nawet nie starałam się ukryć nutki goryczy, która nie wiedzieć czemu pojawiła się w moim głosie.
- Nieprawda! - zaprzeczyła, prawie że natychmiast Tikki.- Już nie jesteś tylko Marinette. Stałaś się Biedronką, obrończynią Paryża!
Przewróciłam się na brzuch, kładąc głowę na różowej, miękkiej poduszce. Przypomniałam sobie dzisiejszą walkę, która okazała się dla mnie kolejnym punktem zwrotnym w moim życiu. A także jego. Mego nowego towarzysza, partnera w walce z Hawk Moth'em - Czarnego Kota.
Biedronka okazała się być zupełnie inną osobą niż byłam ja. Nie bała się stanąć przeciwko nieznanemu stworowi, który nagle pokazał się tuż przed nią, niemal ją zabijając. Mimo wcześniejszego upadku na tajemniczego dachowca okazała się pełna gracji. I nie należy zapomnieć też o fakcie, że obmyśliła pomysłowy plan, który sprawił, że wszystko dobrze się skończyło. Uśmiechnęłam się na myśl o tych wszystkich epitetach, które tak bardzo nie pasowały do prawdziwej Marinette, którą znali niektórzy mieszkańcy Paryża. Od dzisiaj określały także inną częścią mojego życia oraz szansą na zmianę.
- Masz rację Tikki - mruknęłam, zamykając oczy.
Dzisiejsze wydarzenia okazały się być niezwykle męczące dla mojego ciała. Może powinnam zacząć uprawiać jakiś sport, by bardziej je wytrenować i poprawić swą wytrzymałość?
Płynąc z nurtem tych myśli powoli zapadałam w coraz głębszy sen.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam ponownie po ciężkim tygodniu :)
Przynajmniej dla mnie :)
Ten rozdział dedykuję Adamowi,
który uwielbia czytać "twory" mojego autorstwa jak to ujął ;).
Następny rozdział będzie o Adrienie ;)
Pozdrawiam
~Yuuki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top