Rozdział 12 - "Wybacz mi to, co zaraz ci zrobię"
Dedykuję ten rozdział:
@Andialo
@Allove69
@KajaGrodzicka
@Ksiazkomaniaczka33
@Zecik1509
@LadyParis11
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*ADRIEN*
Wiecie jak to jest znajdować się blisko kogoś, komu za wszelką cenę chcecie pomóc, ale nie jesteście w stanie nic zrobić? Jak smakuje uczucie bezsilności, kiedy jedyną czynnością, którą możecie zrobić jest przyglądanie się wszystkiemu z boku?
Nigdy ni pomyślałbym, że znajdę się w właśnie w tak beznadziejnej sytuacji. Mocniej przyciągnąłem do siebie głośno szlochającą dziewczynę, której ciało aż drżało od wypływu nagłych emocji i która z jakiegoś powodu była dla mnie niezwykle ważna. Mogłem nawet śmiało posunąć się do stwierdzenia, że w tym właśnie momencie nie istniała druga taka osoba, która tak wiele dla mnie by znaczyła. Dlaczego więc w takim momencie stać mnie tylko na nieudolne głaskanie ją po głowie, zupełnie tak, jakby była jakimś psem?
Byłem wściekły na siebie. Wściekły za to jak nieużyteczny potrafiłem być w tak poważnych chwilach. Jednak pomimo mojego gniewu, musiałem zapanować nad sobą, bo wiedziałem, że mój wybuch może ją tylko jeszcze bardziej przerazić. Przecież przed chwilą o mały włos nie zginęła, potrącona przez samochód! Nie mogłem sprawić, by jej stan psychiczny stał się jeszcze gorszy.
Wziąłem głęboki wdech, dzięki któremu zdołałem chociaż trochę ochłonąć. Udało mi się delikatnie zdusić złość na samego siebie, przywołując na twarzy delikatny uśmiech.
- Marinette - przemówiłem cicho, mając nadzieję, że granatowowłosa mimo wszystko mnie usłyszy. - Chcę cię koniecznie gdzieś zabrać, więc nie idźmy teraz do szkoły, dobrze?
Długie palce mojej rozmówczyni mocniej zacisnęły się na trzymanej w nich koszuli, kiedy ona prawie niezauważalnie skinęła głową. Jej miękkie kosmyki załaskotały mnie w okolicach obojczyków. Uśmiechnąłem się pod nosem, ostrożnie biorąc ją na ręce. Ważyła mniej więcej tyle samo co Biedronka. A może po prostu mi się tak wydawało? To jednak jest teraz nieważne. Teraz liczyło się tylko to, by poprawić Marinette samopoczucie.
Nieśpiesznym krokiem skierowałem się w tylko sobie znane miejsce, nie zważając na dziwne spojrzenia ludzi, napotykanych na ulicach. Słyszałem komentarze wzruszonych starszych osób, mijanych przeze mnie, które sprawiały, że mimowolnie się rumieniłem. W końcu odetchnąłem z ulgą, kiedy nasze sylwetki zniknęły za wysoką, grubą warstwą krzewów we wschodniej części parku. Po kilku krokach otaczająca nas zieleń zmieniła się w pustą, świecącą przestrzeń, na której środku stało jedno samotne drzewo. Było to miejsce, które przez przypadek znalazłem, podczas jednej z moich jakże licznych w ostatnim czasie ucieczek z domu.
Ostrożnie położyłem dziewczynę w cieniu samotnego drzewa, a następnie zająłem miejsce obok niej. Podczas drogi na szczęście zdążyła się w miarę uspokoić i teraz tylko z jej pięknych fiołkowych oczu wypływały tylko pojedyncze błyszczące kzyształki. Wróć! Czy ja właśnie w myślach powiedziałem o jej oczach piękne?
- Przepraszam - jej cichy, chrapliwy głos sprawił, że znów skupiłem na niej całą swoją uwagę, delikatnie marszcząc brwi na jej nagłe przeprosiny. - Tak nagle się rozpłakałam, pewnie się wystraszyłeś - dodała, jakby czytała mi w myślach.
Podciągnęła nogi do klatki piersiowej i oplotła je rękami, na kolanach podparła swój podbródek. Zauważyłem, że skrzywiła się, kiedy dłonią przez przypadek dotknęła kostki na prawej nogi. Przez prześwit między jasno - różowymi spodniami, a beżowymi balerinkami zauważyłem kawałek bandaża. Wczoraj ręka, a dzisiaj noga?
Zakłopotany rozmasowałem sobie ręką kark. Naprawdę chciałem wiedzieć co takiego jej się stało, jednak życie z moim ojcem nauczyło mnie, że wścibstwo zawsze zostanie w pewien sposób ukarane. Jednak co jeśli ta wiedza pomoże nie tylko mnie, lecz także i jej? Powinienem zaryzykować.
- Co ci się stało w kostkę? - spytałem na jednym tchu, bojąc się, że zaraz zakrztuszę się tymi słowami.
Jakimś jednak cudem tak się nie stało.
Właśnie złamałem kolejną regułę, ustanowioną przez mojego rodziciela.
Zerknąłem na granatowowłosą dziewczynę, która bardziej zacisnęła palce na materiale swoich spodni. Zdenerwowana zagryzła dolną wargę, a ja mimowolnie przełknąłem głośno ślinę. Wyglądała tak bezbronnie, że miałem ochotę otoczyć ją ramionami i nigdy nie wypuszczać.
Uszczypnąłem się mocno w ramię, chcąc przerwać te chaotyczne i niezrozumiałe myśli. To prawda, że ostatnimi dniami myślałem o niej więcej niż zazwyczaj, ale przecież to nie powód, by wyobrażać sobie takie rzeczy! Poza tym, pragnąłem pozostać wierny Biedronce. Bo jak mi się wydawało, to w niej naprawdę byłem zakochany. A może tylko cały czas próbuję to sobie wmówić, by uciec przed czymś? Przed prawdziwymi uczuciami, które powoli niczym piękny, czerwony kwiat, kiełkują w mojej duszy?
- Tak naprawdę... od wczoraj miewam dziwne sny... - cichy odgłos znów sprawił, że skupiłem na niej swoją uwagę.
Jej chrapliwa barwa głosu ponownie stała się melodyjna. Pomimo tego, że dalej drżała na całym ciele, wilgotne ślady po niedawnych łzach zaczęły już wysychać, pozostawiając po sobie delikatne smugi, które także odchodziły w zapomnienie.
- Sny? - powtórzyłem za nią, jednocześnie okrywając ją swoją białą bluzą.
Odpowiedziała mi ledwo zauważalnym ruchem głowy, po czym kontynuowała:
- Nie... Lepiej pasuje tu określenie koszmary... Goni mnie w nich jakaś wielka postać, której widać tylko wielkie czerwone ślepia, wpatrzone wprost we mnie... - przerwała na chwilę, zaciskając palce na materiale ofiarowanej bluzy, zupełnie tak, jakby ten gest miał dodać jej odwagi. - Za każdym razem jak mnie zrani, rany pojawiają się także w realnym świecie. Dzisiaj jej nóż trafił mnie w kostkę - mówiąc to, delikatnie palcami musnęła miejsce, gdzie wcześniej zauważyłem bandaż. - Ale wiesz co jest najstraszniejsze? Po godzinie bądź dwóch rana sama zaczyna się leczyć, a pod koniec dnia nie ma już po niej śladu...
Ponownie otworzyła usta, lecz tym razem nie wyleciały z nich żadne słowa. W jej pięknych fiołkowych oczach ponownie zalśniły łzy. Tym razem jednak reakcja mojego ciała wyprzedziła myśli. Przyciągnąłem mocno jej ciało do swojego, jej twarz prawie zderzyła się z moim ramieniem, gdybym w odpowiedniej chwili jej nie zatrzymał. Mocniej oplotłem ją w pasie, bojąc się, że może ode mnie uciec.
- A-Adrien? - wymówiła me imię "lekko" zmieszana.
W samotności przeżywała cały ten koszmar, nie mogąc nikomu nic powiedzieć. Każda osoba, której by o tym powiedziała, uznałaby ją za wariatkę. A dlaczego ja jej wierzę? Odpowiedź była prosta, skoro przemiana w bohatera za pomocą Miraculum była możliwa, to realne sny również. Lecz teraz, skoro ja także o tym wiedziałem, w jakiś sposób mogłem jej pomóc.
- Nie musisz już samotnie tego znosić - wyszeptałem jej wprost do ucha.
Odsunąłem ją trochę od siebie i spojrzałem na delikatnie zaróżowioną od łez twarz. Kciukiem starłem z jej wilgotnych policzków błyszczące w świetle słońca kryształki. Po krótkim wahaniu przeniosłem wzrok na oczy. Szeroko otwarte fiołkowe krążki wpatrywały się we mnie ze zdumieniem oraz ledwo zauważalnym oczekiwaniem. Czułem jak piekły mnie policzki, a w głowie wręcz huczało od nadmiaru myśli, których jednak nie zdołałem rozpoznać. Wydawało się, że każda z nich żyła własnym życiem, ale jednocześnie stanowiły niezaprzeczalną całość.
W końcu nie mogąc wytrzymać oparłem swoje czoło o jej. Pomimo przyjemnego chłodu, który bił od jej skóry, całe ciało mnie paliło, jakby karało mnie za coś, czego nie zrobiłem. Albo na co jeszcze nie zdołałem się zdobyć. Położyłem dłoń na policzku dziewczyny, który okazał się równie gorący, jak zapewne i mój.
- Wybacz mi to, co zaraz ci zrobię - powiedziałem, bardziej do siebie niż do niej.
Nachyliłem się nad nią jeszcze bardziej, zmniejszając odległość między nami. Delikatnie, zupełnie jakby zrobiona była z porcelany, musnąłem jej usta.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z góry przepraszam, że rozdział jest dzisiaj, a nie wczoraj. Był u mnie fryzjer i tak długo robił mi włosy, że zanim się zorientowałam, padłam trupem na łóżko. Ale dość o mnie!
Nareszcie mamy pierwszy pocałunek Marinette i Adriena! Przypadł wam do gustu?
Pozdrawiam,
~Yuuki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top