One - Shot Night of Truth cz.1

Niepewnie rozejrzałam się dookoła, nie do końca wiedząc gdzie się dokładnie znajdowałam. Od wielkości tych wszystkich otaczających mnie budynków powoli zaczynało mi się kręcić w głowie, co denerwowało mnie jeszcze bardziej niż główne burczenie, dochodzące z mojego brzucha. Skrzywiłam się, obejmując go jedną dłonią, a drugą poprawiając niewielkiej wielkości torbę, spoczywającą mo na plecach. Ten kto powiedział, że człowiek jest w stanie wytrzymać bez jedzenia cały tydzień był w błędzie. Przez pewnego blondyna, którego ubiegłej nocy spotkałam na obrzeżach Paryża, ostatnim posiłkiem, który zjadłam, okazała się być dosyć stęchła ryba, której odcień już zaczął zmieniać się na zielonkawy.

A było to zaledwie dwadzieścia godzin temu...

Chwiejnymi krokami zbliżyłam się do miniaturowego pomnika, pełniącego funkcję jednego z krańców mostu oraz słupa informatycznego, gdzie znajdowały się głównie listy gończe. Pośpiesznie przeleciałam po nich wzrokiem dłużej zatrzymując się na zdjęciu chłopaka w kostiumie kota. Jego głowa była cenniejsza niż reszty złoczyńców razem wzięta. Spojrzałam na napis, znajdujący się pod czarno - białą fotografią.

"Chat Noir".

Bardzo kreatywny pseudonim, prawda?

Odwróciłam się tyłem do chłodnego kamienia, tylko po to, by następnie zsunąć się po nich plecami. Wzdrygnęłam się, czując jak powoli zimno przenika przez każdy centymetr mojego ciała, jednak nawet nie pomyślałam o tym, by się odsunąć od tego murka. Byłam na to zbyt zmęczona, a cały organizm krzyczał wręcz bym dała mu choć przez kilka chwil odpocząć.

Jednak co się stanie, gdy zasnę na środku ulicy, w dodatku w chłodny listopadowy wieczór?

Z resztą kogo to obchodzi? Jeśli zasnę, może w końcu przestanie mi doskwierać ten dotkliwy głód...

Głowa bezwładnie zaczęła opadać mi na bark, podczas gdy ja walczyłam bezskutecznie o to by nie zapadnąć w morderczy sen.

Czułam, że powoli zaczynałam przegrywać tą walkę, kiedy zupełnie znikąd usłyszałam stukot podków uderzanych o kamienny most. Zapewne jakiś powóz zaprzężony w konie właśnie przez niego przejeżdżał.

Leniwie podniosłam powieki, dziękując w duchu za te głośne dźwięki, które mnie wybudziły.

Stukanie umilkło, a ja przez półprzymrużone powieki dostrzegłam jakąś ciemną postać, nachylającą się nade mną. Po sylwetce od razu poznałam, że był to mężczyzna.

Instynktownie sięgnęłam po miecz, przyczepiony do paska jasnych spodni. Mężczyzna jednak nawet nie mrugnął, kiedy czubek długiego i cienkiego ostrza znalazł się tuż przy jego szyji. Gdzieś w oddali usłyszałam poruszenie oraz trzask dobieranej broni, które jednak ucichły kiedy mężczyzna w ciemnym płaszczu uniósł dłoń do góry, każąc im przestać.

- Dlaczego śpisz w tak chłodną noc poza domem, urocza panienko? - spytał melodyjnym głosem, wzrokiem próbując pochwycić me spojrzenie.

Uśmiechnął się delikatnie, kiedy mu się to udało, powodując u mnie wyrzuty sumienia, że bez przyczyny wyciągnęłam w jego kierunku broń. Niepewnie opuściłam ją, jednak dalej kurczowo zaciskałam palce na rękojeści ostrza.

- Zostałam oszukana... - powiedziałam cicho, jednak na tyle głośno, by nieznajomy mógł mnie usłyszeć.

Wzdrygnęłam się, kiedy jego palce delikatnie zaczęły głaskać mój zimny od wieczornego powietrza policzek. Jego dłoń wydawała się wręcz parzyć, jednak nie miałam żadnej możliwości by się odsunąć.

- Biedactwo. W tym mieście często zdarzają się takie rzeczy. - Powiedział wstając, a mnie prawie, że od razu zalała fala światła, pochodząca z przydrożnej latarni. - Może chciałaby panienka zatrzymać się u nas dzisiejszej nocy?

Spojrzałam na mężczyznę, mrużąc przy tym oczy, które jeszcze nie przywykły do nagłej jasności. Przez przymrużone powieki widziałam jego wyciągniętą w jego kierunku dłoń. Niepewnie pochwyciłam za nią, jednak wzmocniłam chwyt, kiedy wśród mroków nocy dało się usłyszeć głośne burczenie w brzuchu.

Mocno zażenowana spojrzałam na mężczyznę, który zasłaniając usta dłonią, nieudolnie starał się stłumić chichot. W końcu jednak ochrząknął.

- Udajmy, że nic nie słyszeliśmy, dobrze? - spytał, delikatnie ciągnąc mnie w kierunku zaprzężonego w konie powozu.

***

Lekko przytłoczona zacisnęłam długie palce na skórzanej powierzchni białej sofy, na której siedziałam podczas gdy jedna ze służek mojego wybawcy nakładała na moje stopy cienkie podkolanówki w najczystszym odcieniu bieli. Pasowały idelanie do śnieżnej sukienki na ramiączkach, sięgającej mi do połowy ud, którą miałam na sobie. A także do butów na obcasie, które teraz zapinała mi starsza kobieta.

Ruchem ręki kazała mi wstać i podejść do wielkiego lustra, znajdującego się przy jednej ze ścian. Postawiłam niepewnie pierwszy krok, bojąc się, że w każdej chwili mogę się przewrócić. Kiedy wreszcie udało mi się dojść do lekko podenerwowanej już kobiety, uważnie przyjrzałam się swemu odbiciu. Nie mogłam uwieżyć w to, co zobaczyłam w szklanej powierzchni. Stała tam piękna, długonoga dziewczyna, przypominająca księżniczkę, wyjętą z jakiejś popularnej baśni, a nie dziewczyna ze wsi, w obdartych i brudnych ciuchach, nie mająca nawet grosza przy duszy, którą byłam jeszcze ledwo dwie godziny temu.

Dotknęłam delikatnie dłonią prostych jak drut granatowych włosów, które swobodnie opadały na szczupłe ramiona. Mocno podkreślone na czarno fiołkowe oczy zdawały się jeszcze większe niż były w rzeczywistości.

Odwróciłam się, słysząc za sobą trzask otwieranych drzwi. W lustrzanym odbiciu pojawiła się sylwetka mężczyzny, który nieśpiesznymi krokami zbliżył się do mnie, uważnie przyglądając się mojej sylwetce w szklanym zwierciadle.

- Naprawdę, nie musiał Pan robić dla mnie aż tyle, panie...

- Wystarczy samo Nino - powiedział, przenosząc wzrok ze mnie na złoty zegarek, znajdujący się na jego nadgarstku. - Już prawie czas na kolację. Jesteś gotowa?

Niepewnie kiwnęłam głową i delikatnie dłonią wygładziłam sukienkę w miejscu, gdzie ukryta pod materiałem broń utworzyła niewielki pagórek. Nie wiedzieć czemu służąca bardzo nalegała bym miała ją przy sobie.

Powolnymi i małymi kroczkami skierowałam się tuż za mężczyzną, a nastepnie usiadłam na wskazane przez wskazane przez niego miejsce. Zdziwiła mnie ilość jedzienia, znajdująca się na stole. Z pewnością można by było wykarmić za to całą moją wioskę.

***

Dzień zmienił się w noc szybciej niż można było się tego spodziewać. Wyjrzałam przez oszkloną ścianę, której widok rozciągał się na pogrążony w mroku ogród. Czerwony księżyc, który zawisnął wysoko na niebie, barwił wszystko naokoło swym kolorem, sprawiając, że okolica przywoływała na myśl morze krwi.

Dotknęłam dłonią chłodnej szklanej powierzchni, a następnie przyłożyłam do niej czoło, ukrywając przy tym fiołkowe oczy pod powiekami. Myślami powróciłam do swojej jedynej przyjaciółki Alyi, która pół roku temu zaginęła w tajemnczych okolicznościach. Jednak nikt nie zgłosił jej zaginięcia, bo przecież po co przejmować się jedną sierotą, skoro na świecie jest ich jeszcze więcej? Wszyscy po prostu nazwali ją ladacznicą, która uciekła z ukochanym, tylko po to by nie zapracowywać się na śmierć dla dobra wioski. Pewnie ja też byłam teraz uważana za jedną z nich.

-Aaa...! - nagły krzyk sprawił, że gwałtownie odskoczyłam od wielkiego okna, tracąc na kilka sekund równowagę przez wysokie szpilki, które cały czas miałam na nogach.

Nie bardzo wiedząc co robić wyciągnęłam ukryty pod sukienką miecz i ruszyłam cicho ku źródłu hałasu, po drodze porzucając obuwie. Zatrzymałam się, kiedy dotarłam do szeroko pomieszczenia z szeroko otwartymi drzwiami, z którego na ciemny korytarz wylewała się fala światła. Wzięłam głęboki oddech, a następnie wolno wsunęłam najpierw głowę, a później resztę ciała. Zanim zdążyłam zakryć choćby usta dłonią z mojego gardła wyrwał się głośny krzyk. Wcześniej śnieżna podłoga, teraz zabarwiona była na czerwono. Nie był to jednak efekt, pochodzący od księżyca. Tuż pod ścianą, zwrócona twarzą do mnie, znajdowała się jedna ze służących Nino. Ta sama, która przygotowywała mnie do kolacji. Ta sama, która kazała mi nie rozstawać się z mieczem nawet na sekundę. Spojrzałam na jej pozbawione źrenic ciemne oczy, a następnie na trzy głębokie szramy, z których nadal wypływały hektolitry szkarłatnej cieczy.

Zasłoniłam usta dłonią, czując nadchodzącą falę wymiotów, składających się z niedawno zjedzonej kolacji. Z trudem jednak udało mi się skierować jedzenien z powrotem do żołądka. Wytarłam dłonią ślinę, która wydostała się z moich ust, a następnie chwiejnym krokiem wyszłam z pomieszczenia.

- Przestań! Proszę! Przecież nic złego nie zrobiłem! - kolejny raz czyjś krzyk przeszył noc niczym lecąca strzała powietrze.

- Nino - szepnęłam cicho, stając pewniej na nogach.

Wybiegłam na boso z posiadłości kierując się w stronę skąd dochodziło lamentowanie o litość. Syknęłam cicho, kiedy ostry kawałek kamienia mocno zranił mnie w stopę. Nie minęła sekunda, kiedy poczułam jak spływa po niej coś ciepłego i lepkiego. Nie chciałam jednak o tym myśleć i po prostu biegłam dalej po drodze rozdzierając bok sukienki o jakieś wystające gałęzie.

Na miejsce dotarłam z chwilą kiedy jakaś czarna sylwetka pochylała się nad przyszpilonym do jednej ze ścian starej szopy, mężczyzny, na którego twarzy malowało się śmiertelne przerażenie. Doskoczyłam szybko do nich, zatrzymując mieczem długie pazury sprawcy ledwo kilka centymetrów od twarzy chłopaka. Skrzywiłam się, czując nacisk na zranioną stopę.

- To ty?!- usłyszałam zdziwiony głos tuż nad sobą.

Odetchnęłam głośno, kiedy opór zniknął całkowicie. Tuż za sobą usłyszałam głośny szelest, sygnalizujący, że Nino uciekł gdzieś niczym nastraszona przez kota mysz. Jaki mężczyzna zostawia młodą kobietę samą, tuż przed nosem zabójcy?

Z trudem podniosłam się na proste nogi, przenosząc cały ciężar ciała na tą zdrową. Spojrzałam na znajdującą się przede mną postać, jednocześnie wyciągając przed siebie katanę.

- Dlaczego chcesz go zabić, Chat Noir?! - krzyknęłam, lekko drżącym głosem. Każdy by był przerażony gdyby stał twarzą w twarz z osobą, która jest wrogiem kraju numer jeden, prawda? - Nie masz przecież w tym żadnego interesu! Nie możesz po prostu go okraść?!

Drżącymi rękami poprawiłam uchwyt na rękojeści, przygotowując się na ewentualny atak z jego strony. Jednak zamiast tego, w ciszy panującej nocy dało się usłyszeć głośny śmiech, przebranego w kostium czarnego kota mężczyzny.

- Twierdzisz więc, że chcę go zabić bez powodu? - powiedział cicho, zupełnie tak, jakby chciał bym tylko ja go usłyszała. - A co jeśli ci powiem, że mój powód znajduje się wewnątrz tej szopy? Tuż za tobą, Marinette?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam, że dodaję tak późno, ale po obozie okazałam się być bardziej zmęczona niż początkowo sądziłam. Jednak ku zadowoleniu udało mi się napisać tego one - shota, który jak widzicie będzie składał się z kilku części. Mam nadzieję, że spodobała wam się pierwsza część ;)

Pozdrawiam,

~Yuuki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top