19.

Amanda

Gdy tylko ciocia wyszła z mojej sali, przyszedł lekarz powiadomić mnie o moim stanie.

Miał on bardzo przyjazną twarz. Brązowe włosy przeplatane siwizną, zielone, ciepłe oczy i zachęcający uśmiech sprawiły, że od razu go polubiłam.

- Jak się panienka czuje? - zapytał, patrząc na jakąś kartkę, chyba z moimi wynikami.

- Lepiej niż po przebudzeniu - odpowiedziałam od razu, na co uśmiechnął się do mnie. - Kiedy mogę stąd wyjść?

- A co? Aż tak panience śpieszy się do domu?

- Nie, ja po prostu nie lubię szpitali.

- Och, rozumiem. Jeśli panienki stan się nie zmieni, to...

- Proszę mówić do mnie Ami, bo panienka dziwnie brzmi - przerwałam trochę niegrzecznie.

- Dobrze, więc, Ami... Tak, jak mówiłem, przetrzymam cię dwa dni na obserwacji. Jak twój stan się nie zmieni, to będziesz mogła wyjść - wyjaśnił.

- Dziękuję i do widzenia - pożegnałam doktora, gdy ten kierował się w stronę wyjścia.

- Do widzenia, Ami - odpowiedział, a następnie zniknął za drzwiami.

Gdy wyszedł, zdałam sobie sprawę, że nie zapytałam go o stan moich rodziców. Pytałam się o to ciocię, ale ta zmieniała temat. Więcej już nie próbowałam, bo bałam się, że mogła mi powiedzieć, że moi rodzice nie żyją.

Na tą myśl w moich oczach stanęły łzy. Nie fatygowałam się, aby je powstrzymać, więc po chwili rozpłakałam się, jak mała dziewczynka.

Nie, Ami! Uspokuj się! Przecież nikt ci nie powiedział o tym, że nie żyją.
Właśnie, nic mi nie powiedzieli, więc coś jest na rzeczy.

Nagły podmuch wiatru otworzył okno. Przestraszona spojrzałam w tamtą stronę. W moją stronę leciał fioletowy motyl(?).

Hmmm, ciekawe...
Skąd, u licha, wziął tu się motyl w zimę?!

Obserwowałam go zafascynowana. Podniosłam lekko prawą dłoń i wyciągnęłam w jego stronę prawy palec z nałożonym na nim moim ulubionym pierścionkiem. Motyl usiadł mi na palcu, po czym wchłonął się w błyskotkę.

Czekaj, co?! Nie, przecież to jest normalne, że motyl wszedł mi do pierścionka. Co tu się dzieje, do cholery?!

Po chwili przed moją twarzą pojawił się różowy kontur maski. Byłam całkowicie zdezorientowana i przestraszona. Moje przerażenie spotęgował głos, który odezwał się w mojej głowie.

- Czujesz, że całe szczęście ciebie opuściło? Pomogę ci to zmienić. Sprawię, Biała Damo, że będziesz mogła rozsiewać nieszczęście po całej Francji, tylko potrzebuje małej przysługi. Przyniesiesz mi miraculum Biedronki i Czarnego Kota. Zgadzasz się na taki układ?

Chciałam krzyczeć NIE, ale nie mogłam. Zamiast tego odpowiedziałam:

- Zgadzam się.

Narrator

Ciało dziewczyny pokryła fioletowa mgła. Po chwili wyszła z niej cała, odmieniona nastolatka.

Jej skóra zmieniła kolor na całkowicie bladą. Włosy wydłużyły się prawie do ziemi i zmieniły kolor na biały. Na sobie miała krótką, zwiewną, również białą sukienkę. Na nogach nie miała nic. Jednak najstraszliwsze w niej były oczy. Czarne, puste, bez dna...

_________________________________________

CDN 😉 😜 😘

Rozdział wstawię dziś wieczorem, albo jutro.

Do następnego 👋
Kanexsia

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top