30. Siedem Zwierząt
Marinette
Jak go dorwę! Och, gdzie on jest?!
- Kici kici kici.
- Wołałaś?
Za mną był ON we własnej osobie.
- Ty mała gnido czemu mi nie powiedziałeś?! - zapytałam wściekła.
- Ale co? - zapytałem zdezoriętowany.
- Dobrze wiesz co!
- Nie, nie wiem! - powiedział zdziwiony.
Pomachałam mu karteczką przed nosem.
- Na szczęście ty ją znalazłaś! Gdyby to był ktoś inny... Nie byłoby dobrze. Zaraz, jesteś wściekła to znaczy, że pewnie czytałaś, chociasz sam jeszcze nie wiem co tam pisze.
- Tak to może ci przeczytam - zaczęła czytać pełnym wściekłości głosem.
-Witaj Czarny Kocie!
Udało ci się! To nie było trudne, lecz jeśli chcesz wrócić do swojego świata musisz przejść jwezcze pare prób. Udaj się do opuszczonej elektrowni. Idź po znakach. One doprowadzą cię do następnej kartki. Teraz nie będzia tak łatwo.
Powodzenia!
- Och, hm... No tak - odparł zakłopotany.
- Co to oznacza "jeśli chcesz wrócić do swojego świata"? - zapytałam wściekła.
Opowiedział mi historię jak się tutaj dostał.
- Czyli nie współpracujesz z Władcą Ciem? - zapytałam już spokojniej.
- Nie, po prostu chcę dostać się do swojego świata. Tu większość rzeczy jest na odwrót. Zresztą tamten Kot z tego świata też chce wrócić i pewnie przeżył tam szok.
- Dlaczego?
- Bo widzisz...
- Jestem Karmelek - przerwał mu kolejny zaakumanizowany.
Był to wysoki chłopak w ubraniu koloru karmelu jego kończyny dziwnie się wyginały i przedłużały. U boku miał worek karmelowych cukierków. Wpychał je do buzi innym ludziom wtedy im zaklejały się buzie. Szybko się z nim uporaliśmy.
- Dasz radę - krzyknęłam na pożegnanie i udaliśmy się w swoje strony.
Adrien
Chyba się nie domyśliła kim jestem. Dobra, ale skupmy się na misji. Opuszczona elektrownia, opuszczona elektrownia. Wiem! Na ul. Jednorożcowej, tak tam jest duża, opuszczona od lat, paryska elektrownia.
Było jeszcze wcześnie, więc postanowiłem się tam udać. Nakarmiłem Plagga.
- Plagg, wy...
- Stop! - przerwał mi.
- Co? - zapytałem zdenerwowany.
- Gdzie ty się tak spieszysz.
- Ja naprawdę chcę wrócić do domu. Plagg, prosze będziesz mi pomagał?
- No ok. Dawaj!
- Plagg, wy...
- Nie to! Ser!
-Plagg - upomniałem go.
- No co? - wzruszył ramionami. Dałem mu kawałek sera, który połknął od razu.
- Plagg, wysuwaj pazury! - przemieniłem się i pognałem w stronę elektrowni.
*****
Ogromna! Jak ja w tym czymś mam znaleźć kartkę?! Podszedłem do bramy, była zamknięta. Przeskoczyłem przez siatkę i powoli podszedłem do budynku. Rozglądnąłem się dookoła, moją uwagę przykuł rysunek na drzwiach. Przedstawiał on czarnego kota. Zrozumiałem to jako znak. Wszedłem do środka. Ciągnął się długi korytarz co jakiś czas z odłogami. Szedłem powoli rozglądając się czy nie ma nigdzie znaku. Szare, niegdyś białe ściany były poobcierane z farby, podłoga skrzypiała i wszystko wyglądało jakby się zaraz miało zawalić. Na szczęście to nie psychiatryk, bo bym się zsikał.
Nagle obok kanału wentylacyjnego zobaczyłem. Rysunek biedronki. Hm... Czarny kot i biedronka... Brzmi znajomo...
Skoczyłem i wyrwałem kraty z przewodu, a potem tam wszedłem. Kierowałem się wentylacją. Na razie nie było żadnych odnóg, gdy nad sobą zobaczyłem rysunek żółwia. Super mam to rozwalić czy co? Pomacałem to miejsce czy nie jest jakoś łatwiejsze do rozwalenia i... Acha jest. Zamierzyłem się nogami i rozwaliłem. Wszedłem na górę okazało się, że znalazłem się w pomieszczeniu. Na sianach były narysowane lisy. O co chodzi? Nagle zgrzytnęło i ściany zaczęły się przesuwać. Co?
Podbiegłem do drzwi. Zamknięte. Kurczę. Obok jest jakiś... Tak, tu trzeba wpisać hasło. Tylko jakie? Myśl, myśl, myśl. Może wskazówka jest gdzieś w tym pokoju. Dlaczego na dwóch ścianach jest tyle lisów? Zaraz czekaj. Jeden, dwa, trzy... jedenaście. Po drugiej stronie jeden, dwa, trzy... dwadzieścia siedem. Dobra wpisuje: 1127.
- Złe hasło - rozległ się głos.
To może: 2711.
- Złe hasło.
Może 11 oznacza, że pierwsza litera to 1, a 27 że druga litera to 7. Gdzie może być następna. Myśl, myśl. Agh, to Biedra jest od myślenia. Ściany coraz bardziej się przesuwały, a może. Jeśli dodać 27 i 11 to 38. To może być to, ale czwarta liczba? Wiem spróbuje wszystkie.
*****
Zaraz mnie zgniecie. Szybko: 1784.
- Dobre hasło. Miłego dnia - ta dzięki.
Popchnąłem drzwi i znalazłem się na korytarzu rysunek z prawej strony przedstawiał pszczołę. poszedłem, więc w prawo. Nagle mój mózg zaczął krzyczeć uskocz w prawo. Skoczyłem. W miejscu gdzie przed chwilą stałem pojawił się ogromny kolec. Czekaj, kot spostrzegawczość (i chyba ogromny pech), biedronka wspinanie, żółw bycie twardym, lis spryt, osa ostre żądło. Jakoś się to z tym wiąże. Wyciągnąłem kicikij i badałem przed sobą teren. W taki sposób unikałem wielkich żądeł.
Gdy nagle na korytarzu pojawiło się skrzyżowanie. Po lewej był rysunek pawia. Paw, jaka płapka tym razem? Szedłem ostrożnie i powoli, gdy nagle podłoga się pode mną zawaliła. Zdążyłem się chwycić wystającej deski (wafelka). Spojrzałem w dół, za daleko by skoczyć. W górę za daleko by się wspiąć, ale co to dla Czarnego Kota. Spróbowałem skoczyć tak aby się potem wspiąć, lecz nie czułem tej zwinności. Spojrzałem na dłonie. Normalne, brak lateksu, brak pierścienia. Musiał mi się ześlizgnąć, gdy spadałem.
- Plagg! - krzyknąłem.
- Tak? - przyleciał do mnie.
- Wiesz, przydała by się pomoc?
- Fajnie było z tobą współpracować...
- Ej, tylko mi się tutaj ze mną nie żegnaj - przerwałem mu. - Jakoś z tego wybrnę.
Znowu nie mam dużo czasu. Zaraz to puszcze albo ten wafel nie wytrzyma. Minęło już dosyć sporo czasu. Już miałem się poddać i puścić, koło mnie pojawiła się babeczka w kropki. Chwyciłem ją. Kiedy mnie wciągała Plagg schował się pod koszulką. Jak w końcu mnie wciągnęła była bardzo zaskoczona.
- Spodziewałam się kogoś innego.
- Niech zgadnę... Czarnego Kota? - zapytałem sarkastycznie.
- Skąd wiedziałeś? I co właściwie tu robisz? Ostatnio za dużo widzę jak wtrącasz się w sprawy miraculum. Co ty tu robisz, a może jesteś od Władcy Ciem? Mogłam cię tam zostawić - w czasie gdy ona coś tam mówiła, dyskretnie założyłem pierścień.
- Tia, muszę coś załatwić, więc proszę nie dręcz mnie.
- Tak jak myślałam szpieg! - rzuciła we mnie jo-jo-babeczką, lecz ja się uchyliłem.
- Jakim szpiegiem? - uchylałem się przed kolejnymi uderzeniami.
- Władcy Ciem! - ta nadal we mnie rzucała babeczką.
- Nie! I przestań we mnie rzucać tą babeczką - przestała.
- W takim razie co tu robisz? - zapytała podejrzliwie.
- Nie ważne - zacząłem iść dalej. - Tak poza tym to dzięki - złapałem jo-jo- babeczkę. -I mówiłem, żebyś we mnie nie rzucała - swoją drogą to prawdziwe jo-jo Biedronki jest trochę mocniejsze.
- Masz nie zły refleks. A nawet bardzo podejrzanie dobry refleks.
- Odpuść sobie - puściłem jej jo-jo.
Poszedłem dalej i po paru krokach powiedziałem:
- Nawet się nie waż - popatrzyłem kątem oka. Miałem racje zamierzała się do rzutu. Podbiegła do mnie.
- Miałam racje, strasznie dziwny jesteś.
- Zamknij się, Marinette!
Wytrzeszczyła oczy i stanęła. Ja gdy uświadomiłem sobie co powiedziałem zakryłem buzie.
- Skąd wiesz? - zapytała wściekłą.
- Zostaw mnie! - poszedłem dalej wściekły, lecz ona złapała mnie za nadgarstek,a ja go jej wyrwałem. - Zaraz przez ciebie przegapię następną wskazówkę.
Szła za mną aż do końca korytarza. Nie było jej w tym korytarzu. Przeszukaliśmy go trzy razy nie ma no chyba, że...
- Trzeba zejść na dół!
- Co? - zapytała zdziwiona.
- Pomożesz?
- Mam pomagać szpiegowi?
- Nie jestem szpiegiem!
- To skąd wiesz kim jestem?
- Po prostu zaufaj.
- No dobra - zgodziła się nie chętnie.
Wróciliśmy do dziury. No dosyć głęboka.
- Spuść mnie na jo-jo - powiedziałem.
- Szczerze nie wiem dlaczego mam ci pomóc.
- Jeśli mi nie chcesz pomóc to stąd idź!
- Och! Trzymaj! - rzuciła mi babeczkę. - Skacz!- zaufałem jej i skoczyłem, chociaż mogła mnie spuścić na pewną śmierć nie zrobiła tego. W końcu dotknąłem podłoża i puściłem jo-jo. Na dole nie było nic widać, dosłownie. Wykorzystałem to i się przemieniłem. Usłyszałem jak Biedra spada, a ja w tym czasie używając kociego wzroku znalazłem rysunek motyla, a pod nim karteczkę. schowałem ją do kieszonki i chwyciłem zdezoriętowaną, wołającą Adriena Biedronkę. wysunąłem kicikij i po chwili byliśmy znów w korytarzu.
- O tu jesteś Kocie, a gdzie Adrien.
- Wyciągnąłem go i wysłałem do domu, my może też się zmywajmy. Mam kartkę, więc nie mamy tu już nic do roboty - ruszyliśmy powoli w stronę wyjścia.
W domu rozwinąłem kartkę i zacząłem czytać...
__________
Siemka! Kolejny rozdziałek, trochę dłuższy. W końcu się doczekaliście. Jak wam się podobał rozdział? Starałam się. Możecie być ze mnie dumni jeśli chodzi o termin. Tak, wiem, wiem. Wystarczy tych braw.
Gwiazdka? Komentarz? ⭐
Papa TruskawkowaKate ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top