Zapowiedź drugiej części (Prolog)
Kylie
Stanęliśmy w ogromnym, pustym pomieszczeniu. Ciemne barwy sprawiały, że pokój wręcz tonął w ciemności i prawie nie było widać jego końca. Aż strach się bać, co mogło kryć się po kątach... Poczułam się mała w porównaniu z tym, co mnie otaczało. Jedynym źródłem światła były szklane okna w formie witrażu, które znajdowały się na suficie. Wszystkie miały przyciemnione szyby, a jedno pozostawało otwarte. Kiedy weszłam głębiej, dostrzegłam miliony migoczących światełek, które przemieszczały się w szaleńczym tempie z miejsca na miejsce, więc nie mogłam rozpoznać, co to za stworzenia. Pomimo tego, wcale nie było słychać najcichszego nawet trzepotu ich skrzydeł. Nienaganna, nieprzerwana cisza. Gdy jednak cofnęłam się w tył, mój obcas delikatnie stuknął o zimną posadzkę, a dźwięk rozszedł się echem, wypełniając całe pomieszczenie. Lekko się wzdrygnęłam, bojąc się odezwać. Cisza wywierała takie wrażenie, że trudno było mi wziąć się w garść i ją przerwać. Ktoś zrobił to za mnie.
-Kylie, gdzie jesteś? -usłyszałam wyraźny szept tuż za moimi plecami.
Zaskoczona, trochę zbyt gwałtownie obróciłam się, przez co omal nie straciłam równowagi. Natychmiast poczułam mocny ucisk na nadgarstku. To było takie żałosne, ugh.
-Uważaj -dotarło do mnie syknięcie Federica, a po chwili zobaczyłam słaby zarys jego sylwetki.
-Uważam -prychnęłam i byłam pewna, że w tej chwili przewrócił lekceważąco oczami. -Puść.
Prawie wyszarpałam mu moją rękę i stanęłam obok. W pewnej chwili ujrzałam snop światła, sunący wprost pod moje stopy. Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy usłyszałam głos.
-Tutaj -wzdrygnęłam się na jego chłodny ton.
Federico kiwnął głową, bym szła przed nim. Też mi bohater.
Ujrzałam wysoką postać, kryjącą się w cieniu. Opierała jedną rękę na lasce, stała odwrócona do nas. Dobrze wiedziałam, że to może nie być łatwa rozmowa. Jednak teraz mój oddech nieco się unormował, byłam pewna, że nie zostaniemy odrzuceni, gdyż mieliśmy przy sobie coś wartościowego i chyba to nas ratowało. Poza tym, gdyby to nie wystarczyło, jest jeszcze ogromny as w rękawie. Lecz to wolałabym zachować na później, kto wie, jakie korzyści to może jeszcze przynieść? Póki co, trzymałam dłoń na przedmiocie w kieszeni płaszcza. Było tak potwornie zimno... W przeciwieństwie do upału, który panował w tej chwili na zewnątrz. Zrobiłam jeszcze dwa kroki do przodu, a za mną zastukały cicho buty Federica i nie mogłam się powstrzymać od wywrócenia oczami, gdy pociągnął mnie za rękaw.
-Gdzie ci się tak śpieszy? -syknął.
-Władca nas wzywał, nie słyszałeś? Chyba nie chcesz go zdenerwować.
-Jakoś nic nie mówi, a stoimy kilka metrów od niego. Nie ma co się pchać, to on raczej powinien chcieć byśmy się przybliżyli. W końcu to my mamy przedmiot, który go interesuje.
-I nie tylko -uśmiechnęłam się.
-Nie tutaj -Federico spojrzał na mnie poważnie.
-Przecież wiem -mruknęłam pod nosem.
W tym momencie usłyszeliśmy ciche stukanie. Natychmiast spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Znów wyprzedziłam Federica. Nie bardzo wiedząc, jak się zachować skłoniłam się delikatnie, ale Władca tylko machnął ręką.
-Przynieśliście coś? Nie widzę z wami nikogo więcej -odezwał się.
Usłyszałam, jak Federico głośno przełyka ślinę i staje ze mną w prostej linii.
-Udało nam się zdobyć coś, co może cię zainteresować -powiedział donośnie.
-Pokażcie mi to.
Wyjęłam ostrożnie pudełeczko z kieszeni i wystawiłam je na otwartej dłoni.
-Co to jest? -widziałam, że go to zaintrygowało.
Po chwili uśmiechnął się.
-Czy co to, o czym myślę? Dajcie mi to.
-Ostrożnie -zastrzegłam.
-Przecież wiem - warknął, a ja spuściłam głowę.
Wziął ode mnie pudełko i obejrzał je ze wszystkich stron po czym na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy, o ile to możliwe, uśmiech.
-Byłem pewien, że ono nie istnieje -zaczął. -Jak je znaleźliście?
-Znajdowało się w środku jakiegoś starego lasu -odparłam.
-To niemożliwe, aby leżało tam tak po prostu!
Zamyśliłam się.
-Tak, to była konkretna noc. Wydaje mi się, że księżyc był w pełni i przez kilka sekund jego światło padało na pniak... Tam, gdzie je znalazłam.
-Co to za miraculum? -spytał nagle Federico.
Władca Ciem zaśmiał się głośno i spojrzał na niego z tajemniczym błyskiem w oku.
-To miraculum nietoperza. Jedyne miraculum, które zmienia miejsce położenie i można je znaleźć tylko podczas pełni księżyca, którego blask musi padać pod odpowiednim kątem. Szanse jego zdobycia są jak jeden na milion.
Spojrzałam na Federica z uśmiechem.
-Jakie są właściwości tego miraculum?
-Och, można się domyślić, jak wielką, pradawną magię skrywa. Posiada możliwość transformacji, ale nie tylko w nietoperza, lecz także w każde inne dowolne zwierzę.
-Naprawdę?! -wydałam okrzyk zdumienia.
Skinął głową.
-Wykorzystamy je w jakiś sposób? -spytał Federico.
-Grzechem byłoby tego nie wykorzystać -odparł Władca Ciem z przekonaniem i zaśmiał się złowieszczo.
A potem nagle zaprzestał i wskazał palcem na Federica.
-A ty, drogi chłopcze, będziesz miał możliwość pokazania mi, ile jesteś wart.
Federico zmarszczył brwi.
-Nie bardzo rozumiem -wymamrotał.
-Od teraz miraculum nietoperza jest twoje -powiedział Władca Ciem, wręczając mu pudełko. -Wierzę, że będziesz jego godnym posiadaczem i pomożesz mi zdobyć z jego użyciem pozostałe miracula.
-Oczywiście.
Otworzył ostrożnie pudełko i rozbłysło światło, a na jego ręce opadł czarny materiał z wyszytym nietoperzem. Był wielkości akurat do założenia na rękę.
-To jakaś bransoletka, czy co? -spytał zdezorientowany Federico.
-Przepaska -wyjaśnił Władca Ciem. -Musisz ją włożyć na rękę.
Po założeniu Federico poczuł, że materiał zacieśnił się na jego nadgarstku.
-A kwami? -spytał, a wtedy zza jego pleców wyfrunął mały nietoperz.
Przyjrzał się uważnie swojemu nowemu panu.
-No tak, mogłem się spodziewać. Jaka jest komenda? -spytał tymczasem Federico kwami.
-Wystarczy, że powiesz: Ailé, rozłóż skrzydła.
-Ailé*To Twoje imię? -istota skinęła głową. -Ok,Ailé , rozłóż skrzydła!
Po chwili Federico stał już w ciemnoszarym i dosyć komicznym, jak dla mnie kostiumie. Wyglądał jak Batman. Powstrzymałam śmiech, zagryzając pięść.
Władca Ciem kontynuował:
-Dobrze. A teraz, dzięki połączeniu naszych sił, moja akuma stanie się jeszcze silniejsza -przerwał na chwilę, aby zaczerpnąć oddechu. -Na tyle silna, aby zawładnąć ciałem naszego koteczka bez najmniejszego problemu. I nikt nawet tego nie zauważy!
Po czym zmienił motyla w akumę i przywołał Federica, by podszedł bliżej. Położył akumę na jego wyciągniętej dłoni, a ta przybrała jeszcze ciemniejszy odcień. Była czarna. Cofnęłam się przed złem, które z niej emanowało. Musiało być bardzo silne. Władca Ciem zaśmiał się gardłowo i odebrał ciemnego motyla od Federica. Byliśmy wtedy świadkiem, jak akuma wyleciała przed otwarte okienko, gotowa przeszukać całe miasto w poszukiwaniu swojej ofiary.
-Skąd będzie wiedziała, kogo szukać? Przecież nie wie, kto jest Czarnym Kotem! -powiedziałam.
Władca Ciem uśmiechnął się.
-Wyczuje. Znajdzie go. Poza tym, już niedługo jego tożsamość nie będzie tajemnicą.
Otworzyłam szerzej oczy. To był naprawdę diabelski plan.
Adrien
Wracaliśmy. Obóz się skończył, ale humory i tak dopisywały i cały autobus znów był pełen radosnych piosenek, których obozowicze mieli okazję się nauczyć przy ognisku. Ja siedziałem cicho, jakby wrośnięty w fotel i martwiłem się zachowaniem Plagga. Od wczoraj nie powiedział ani słowa tylko wciąż spał i spał. Bałem się, że coś mu się stało, ale uspokoiłem się trochę, gdy powtórzył kilka razy ,,Camembert..." przez sen. Jednak nie dało się go obudzić, więc nie mogłem się przemienić. Jeśli teraz miasto zaatakuje ofiara akumy to Biedronka będzie musiała poradzić sobie sama. A może jej kwami także zasnęła? Pozostawało mieć nadzieję, że nie. To by była totalna katastrofa dla Paryża. Bez Plagga jestem niczym.
Autobusem wstrząsnęło. Wyjrzałem przez okno, aby zobaczyć, co się stało, a tymczasem okazało się, że dojechaliśmy na miejsce. Staliśmy pod budynkiem szkoły, a uczniowie zaczęli się już wysypywać dwoma drzwiami autobusu. Ustawiłem się w kolejce, pozwalając, aby wszyscy przede mną już się przepchali i wysiedli. Wreszcie moje buty także dotknęły ziemi. Stanąłem pośrodku chodnika, ale przyjaciele zniknęli mi z oczu. Ruszyłem do domu sam. Po drodze czułem dziwny niepokój, trochę panikę przed czymś, co miało się wydarzyć, lecz nie wiedziałem, o co może chodzić. Czy to mogło mieć związek z dziwnym zachowaniem Plagga? Czułem, że zbliża się coś złego. Wolałem chyba nie wiedzieć, co to takiego. I tak nie mógłbym temu zapobiec. W końcu rezydencja pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. Stanąłem przed drzwiami i zacząłem szukać klucza po kieszeniach, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły. Sparaliżowało mnie, miałem wrażenie, jakby moje nogi wzrosły w ziemię. To był dla mnie ciężki szok. Jak mogłem być tak głupi? Jak mogłem o tym zapomnieć? To było do przewidzenia. Wiedziałem, że to może nastąpić. Czy to o tym mówił Plagg?
-Adrienie -wzdrygnąłem się na chłodny ton głosu własnego ojca. -Więcej możesz nie wracać do tego domu.
Po czym zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Mój ojciec zatrzasnął mi drzwi mojego własnego domu, do którego od tej pory miałem nie mieć wstępu. Czy on mówił poważnie? Może to tylko rodzaj ukarania mnie? Ocknąłem się i zacząłem szarpać klamkę, ale wiedziałem, że to nic nie da albo jeszcze bardziej go rozwścieczę. Ostatecznie odpuściłem i zsunąłem się po drzwiach. Po chwili wstałem i przeszedłem kilka kroków, mając ciemno przed oczami. Wiedziałem, że to wszystko była moja wina. Wreszcie zdecydowałem się obejść dom. Usiadłem pod ścianą, za drzewem, które zasłaniało mnie, aby nikt nie widział... Nie miałem gdzie się ukryć. Schowałem głowę. Byłem bezradny. Nagle poczułem złość na ojca. Mógłby chociaż dać mi się wytłumaczyć! Zresztą, to przecież wszystko jego wina, jakby nie wymyślił tego wyjazdu, nie próbował mnie zmuszać, nie posuwałbym się do czegoś takiego! To była jego decyzja. Mógł to rozegrać inaczej. Ale zawsze myślał tylko i wyłącznie o swoich interesach. Nigdy o mnie.
Przed sobą dostrzegłem jakiś niewyraźny kształt, ale byłem tak zamglony, że nie rozpoznałem, co to takiego. Kiedy się zorientowałem, akuma była przed moim nosem. Nie zdążyłem krzyknąć, podnieść się, spróbować uciec. Po chwili mój umysł został uwięziony. Przestałem czuć, co się dzieje. Później była już tylko ciemność.
-
*Ailé (czyt. Eli) - franc. skrzydlaty, uskrzydlony
*~*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top