Rozdział XXVIII


Marinette

W nocy przewracałam się niespokojnie z boku na bok. Byłam zbyt rozbudzona, aby zasnąć. Wydarzenia dzisiejszego dnia porządnie namieszały mi w głowie. Zaśnięcie wydawało mi sie być czymś bardzo odległym. Przewróciłam się na lewy bok, podpierając głowę rękoma. Spojrzałam na smacznie śpiącą, cicho pochrapującą Alyę i bezgłośnie westchnęłam. Miałam do niej mały żal za to, że mnie zostawiła, choć ja miałam Sabrinę. Ale co by było, gdyby ona wcale do mnie nie podeszła? Wolałam jednak nie rozgrzebywać tej sprawy. Wiem, jak Alyi zależało, by być w parze z Nino, a ja cieszyłam się jej szczęściem. Miałam ochotę z kimś porozmawiać, ale wszyscy już spali... chyba. Jak najciszej umiałam wygrzebałam się z wąskiego śpiworu i wygłądzając go, usiadłam na nim, oplatając rękami kolana. Znów zaczynało mi się nudzić. Wzrokiem ponownie omiotłam pogrążone we śnie dziewczyny i cztery ściany namiotu. Postanowiłam pooddychać świeżym powietrzem. Bo co mi szkodziło? Uklęknęłam i na czworaka doczołgałam się do zamka, który rozsunęłam, wpuszczając do środka światło księżyca. Zaniepokoiłam się, że mogę tym obudzić dziewczyny, więc szybko wyszłam z namiotu i zasunęłam zamek, który wydał przy tym charakterystyczny, trochę za głośny dźwięk. Przyłożyłam ucho do materiału i odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam równomierne oddechy towarzyszek. Znów przybrałam podobną pozycję, jak wcześniej, brodę chowając w zagłębieniu nóg. Spoglądałam w niebo i zdawało mi się, że każdą mijającą chwilą, pojawia się na nim coraz więcej radośnie migoczących gwiazd. Drzewa w blisko położonym lesie wyglądały dosyć mrocznie, a ja, wpatrując się w ich gałęzie, dostrzegałam różne kształty i twarze. Było trochę zimno, jak na letnią noc, a trawa była już pokryta rosą. Trochę żałowałam, że nie zabrałam ze sobą wełnianego koca. Został w ciepłym namiocie.

Nagle usłyszałam szelest i automatycznie się spiełam. Brwi stworzyły łuk wyrażający zdziwienie i lekki strach zarazem. Przymrużyłam oczy, nieudolnie próbując dostrzec coś w panujących ciemnościach. Jednak nie byłam nawet pewna, skąd dobiegały te odgłosy. Spojrzałam podejrzliwie na krzaki, jednak te tylko bezgłośnie kołysały się na lekkim wietrze. Lekko podskoczyłam, omal nie wpadając na namiot i nie psując go, gdy usłyszałam za sobą cichy szept.

-Marinette...? - odwróciłam głowę, a po chwili z ciemności wyłoniła się sylwetka.

-A-Adrien? - moje źrenice się delikatnie rozszerzyły, dobrze, że w ciemności nie mógł tego dostrzec.

Jego oczom natomiast mogłam się nieco lepiej przyjrzeć, bo akurat padało na nie światło księżyca, w którym pięknie błyszczały. Lekko się przesunęłam, robiąc mu miejsce, aby także usiadł. Po chwili siedział tuż obok mnie, a nasze ręce prawie się stykały. Ja zastygłam w bezruchu, wciąż trochę stresowała mnie jego obecność. Po tym, co między nami zaszło miałam jeszcze większe problemy z odezwaniem się, choć wcześniej było inaczej. Może to atmosfera, panująca wokół nas, tak na mnie działała, a może po prostu zawsze miałam zostać tą nieśmiałą Marinette. Mimo wszystko, uśmiechnęłam się pod nosem.

Poczułam na sobie czyjś wzrok. Wcześniej nie zauważyłam, że Adrien mi się przygląda. Może powinnam była coś powiedzieć? Jednak moje gardło zacisnęło się w supeł, którego nie mogłam tak łatwo rozplątać.

-Dlaczego nie śpisz? - wyręczył mnie, zagadując.

Nie chciałam odpowiedzieć nic zbyt banalnego, ale nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. Zresztą, po co miałam zmyślać? Wystarczy, że będę sobą. Zdecydowałam się po prostu powiedzieć prawdę.

-Nie mogłam - wydukałam dwa proste słowa, bez zająknięcia, czego pogratulowałam sobie w duchu.

Gdy znów zapadła cisza, zdałam sobie sprawę, że ja też powinnam zadać teraz jakieś pytanie, by podtrzymać rozmowę.

-A ty? - odezwałam się i spojrzałam na niego wyczekująco.

-Też... -odparł - Długo tu siedzisz?

-Kilka minut - znów wbiłam wzrok w ziemię.

-Nie zimno ci? - spytał z troską w głosie, a ja poczułam, że pieką mnie policzki, ale nie dałam tego po sobie poznać.

-Trochę - skłamałam.

W rzeczywistości trzęsłam się z zimna, dreszcze przechodziły przez moje ciało właściwie co kilka sekund.

Adrien nic nie odpowiedział, tylko zdjął z siebie szarą kurtkę i zarzucił mi ją na ramiona. Wprawdzie nie była ona wykonana z najgrubszego materiało, ale i tak zrobiło mi się cieplej.

-Dziękuję... - szepnęłam. Po chwili dodałam - Skąd miałeś przy sobie kurtkę?

Delikatnie wzruszył ramionami.

-Zawsze może się przydać - uśmiechnął się.

Ja również uniosłam swoje kąciki ust do góry, aby po chwili unieść głowę i wpatrywać się w niebo. Odnalazłam tam kilka gwiazdozbiorów i gwiazdę polarną.

-To spadająca gwiazda? - spytałam, wskazując ręką w dany punkt.

Adrien roześmiał się.

-N-nie - mówił pomiędzy kolejnymi wybuchami -T-to samolot, Marinette!

Spaliłam ,,buraka" i jeszcze raz przyjrzałam się ,,gwieździe". Teraz dostrzegłam czerwone światełko, które wesoło migotało, lecz ja odebrałam to jako śmiech z mojej głupoty... Byłam ciekawa, co teraz pomyślał sobie Adrien. Powinnam była trzymać język za zębami. A czar prysł.

***

Następnego dnia, choć w nocy mało spałam, obudziłam się wypoczęta i w pełni sił. Chciałam zerknąć na zegarek, ale plecak z moim telefonem leżał w kącie namiotu, a Alya i pozostałe dziewczyny jeszcze smacznie spały, więc musiałabym przez nie przejść. Ja także nie chciałam jeszcze wygrzebywać się ze śpiworu, ale wiedziałam, że jeśli teraz pójdę spać to potrwa to zbyt długo i później będę zbyt zmęczona, by cokolwiek zrobić. Poza tym, dobrze jest wcześniej zacząć dzień, wtedy wydaje się dłuższy i przyjemniejszy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam dłońmi oczy, które zaszły mi łzami, gdy ziewnęłam*. Skopałam koc ze swoich nóg i zaczęłam się przesuwać w stronę wyjścia z namiotu. To już drugi raz, gdy muszę przeprowadzać taką akcję bez obudzenia kogoś. Nawet nieźle mi idzie. Gdy rozsunęłam zamek, moje oczy natychmiast napotkały bardzo jasne promienie słońca. Skrzywiłam się, oślepiona takim blaskiem i przez dłuższą chwilę miałam mroczki przed oczami i nie mogłam się przyzwyczaić do tak mocnego oświetlenia.

Kilka osób siedziało już w miejscu, gdzie wczoraj paliło się ognisko, a Sabrina jadła jabłko. Przysiadłam obok niej, otrzymując wściekłe spojrzenie Chloe, siedzącej naprzeciwko. Wyglądało na to, że przypomniała sobie, że miała przyjaciółkę. Widziałam, że Sabrina nie czuła się z tym dobrze, więc postanowiłam ją jakoś zająć, nie zwracając uwagi na blondynkę.

-Wcześnie wstałaś... - zagadnęłam.

-Połowa obozu jest już na nogach, a ja dopiero przyszłam -odparła.

-Ja tak samo -dodałam po dłuższej ciszy, uśmiechając się delikatnie.

Chloe

Wstałam wściekła, kierując się w stronę mojego namiotu. Marinette pożałuje, że zabrała mi przyjaciółkę. Kto mi teraz ma pomóc z pracą domową, gdy wrócimy do szkoły?! Przez nią Sabrina mnie ignoruje i to jest naprawdę wredne z jej strony! Co ja jej takiego zrobiłam? Ze złością rozsunęłam namiot, uważając przy tym na świeżo pomalowane paznokcie. Obrzuciłam wzrokiem wąskie pomieszczenie, w końcu znajdując to, czego chciałam. Jeśli dobrze pamiętałam, pff ja zawsze dobrze pamiętam, to właśnie tutaj Juleka schowała swój ,,skarb". Z do połowy otworzonego plecaka z obrzydzeniem wyjęłam słoik z interesującą zawartością. Ukryłam go w swoim czarnym worku, który po przyjeździe planowałam wyrzucić... Następnie zakradłam się do namiotu Marinette...

Marinette

Po zjedzeniu skromnego, ale zdrowego śniadania, udałam się do swojego namiotu, aby trochę odpocząć i poczytać, podczas gdy inni grali wspólnie w gry. Rozsunęłam swój plecak i odskoczyłam przerażona.

-ŻABA! - wrzasnęłam.

Nie chodziło o to, że bałam się żab, ale to nie była zwykła żaba, to była ogromna ropucha! Jednym skokiem znalazła się obok moich stóp. Wpatrywała się we mnie swoim okiem, które szczerze mówiąc, przerażało mnie... Uciekłam z namiotu, bo co miałam zrobić? Naprawdę bałam się samodzielnie ją stamtąd wynieść. Jak ona się tam w ogóle znalazła? Przystanęłam, znajdując się już w bezpiecznym miejscu. Mój plecak był szczelnie zamknięty, zawsze to robiłam, jak wychodziłam, jak ropucha miałaby się w nim znaleźć? To zdecydowanie KTOŚ włożył ją do mojego plecaka. Nie wiedząc, co z tym zrobić, po prostu zawiadomiłam Elwire... Już nie chodziło o samą żabę, chodziło o to, że ktoś to zrobił. Specjalnie. Natychmiast pomyślałam o Kylie. Tymczasem Elwire wyciągnęła żabę z namiotu i już chciała ją wypuścić, gdy usłyszeliśmy wołanie.

-Nie! Nie wypuszczaj jej! To moja żaba! -przybiegła do nas Juleka, biorąc ropuchę na ręce.

-To ty włożyłaś ją do plecaka Marinette? - zareagowała Elwire.

-Co? Ona była w twoim plecaku? -zwróciła się do mnie. -N-naprawdę nie wiem, jak się tam znalazła! Przysięgam! Trzymałam ją w słoiku, znalazłam ją wczoraj w lesie, a to bardzo ładny okaz i...

-Interesujesz się ŻABAMI? - podeszła do nas Chloe,brzydząc się.

-Tak... - spuściła głowę Juleka.

Chloe wyminęła ją i odeszła, a ja zmarszczyłam brwi.

-Skoro nie ty to zrobiłaś, to kto? I kto zabrał twoją żabę? - zadałam pytanie bardziej sobie, niż jej.

-Nie wiem... -odparła cicho.

-Dobrze, dziewczyny, chodźcie do wszystkich, na pewno jakoś to rozwiążemy! -podsumowała Elwire, a my posłusznie przytaknęłyśmy, podążając za nią.

Kylie

Stałam opierając się o drzewo, pogrążona w rozmyślaniach. Musiałam zmienić plan zemsty i właśnie coś pojawiło się w mojej głowie... Nagle wyczułam obok siebie czyjąś obecność. Nie wiedziałam jak, kiedy zdążył się tu pojawić i ile tu stał, ale tuż obok mnie stał, wpatrując się we mnie z wyczekiwaniem, Federico.

-Co? - spytałam, nie wiedząc,o co mu chodzi.

-Nic -odrzekł, odwracając głowę.

-To nie odpowiedź. Po co tu przyszedłeś? -zmarszczyłam brwi.

-Mam swoje powody -wyglądał, jakby nad czymś usilnie myślał.

-Możesz już sobie iść.

-Nie zarezerwowałaś sobie tego miejsca - prychnął.

Wywróciłam oczami i starałam się nie zwracać na niego uwagi. No właśnie, STARAŁAM. W końcu nie wytrzymałam i wypaliłam.

-Możesz po prostu powiedzieć, o co ci chodzi?! -krzyknęłam ze złością.

-To ty mi powiedz, to nie ja się wydzieram jak opętany - powiedział ze spokojem.

-Nie, to ty zachowujesz się jak idiota - rzekłam poważnie, ale zniżyłam ton głosu.

-Dobra, wystarczy.

-Czego? -zapytałam szybko.

-Wydawało mi się, że nie chcesz ze mną rozmawiać? - uniósł pytająco brew.

-Bo nie chcę! -warknęłam.

-To po co jeszcze przedłużasz?

Już miałam coś mu odpowiedzieć, ale odpuściłam.

-Dobra -powiedziałam -idę stąd.

Oddaliłam się, zmierzając w stronę namiotu.

Marinette

Sprawa z żabą pozostała nierozwiązana, a ja postanowiłam sama coś zacząć robić... spróbować.

-Stój! - krzyknęłam, widząc, jak Kylie ma zamiar wejść do swojego namiotu.

-O co ci chodzi? - spytała zdziwiona, a we mnie wezbrała się złość.

-Ty dobrze wiesz! To ty podłożyłaś żabę do mojego namiotu, mam rację?! -krzyknęłam.

-Miałaś ż-żabę w namiocie? -zakrztusiła się śmiechem.

Wzniosłam oczy do góry w geście irytacji. Przecież to jasne, że to ona! To ona cały czas robi mi na złość, no, przecież to takie oczywiste!

-Okej, myśl sobie, co chcesz, ale to nie moja sprawka -odezwała się nagle. - To zdecydowanie nie w moim stylu, to zbyt żałosne.

Uniosłam brew, przecież to nie brzmi wiarygodnie! To musiała być ona!

-Po prostu się przyznaj i będzie po sprawie, dobra? - postanowiłam załagodzić sytuację.

-Nie mam się do czego przyznawać, Marinette, bo niczego nie zrobiłam - nałożyła nacisk na ostatnie słowa, teatralnie przewracając oczami.

-I tak wszystko wyjdzie na jaw -powiedziałam, zakładając ręce na piersi.

-Tak, wszystko wyjdzie na jaw. Dowiesz się, że niepotrzebnie zawsze mnie oskarżasz.

Zdecydowałam się zmienić przebieg rozmowy.

-Jeżeli to nie ty, to kto to zrobił? - spytałam podejrzliwie.

-A kto jeszcze cię nienawidzi?

Zamyśliłam się, powracając od różnych wspomnień i nagle sobie przypomniałam o jeszcze jednej osobie, której ostatnio się bardzo naraziłam, ale czy ona mogłaby...?

-Chloe - powiedziałam.

Kylie pokiwała głową.

-Przemyśl to.


*zaczęłam ziewać, gdy to pisałam. A wy?

*~*

Zapewne zapomnieliście już o tym opowiadaniu :) Przez wakacje nie miałam czasu na jego pisanie, byłam całkowicie pochłonięta czymś innym, a teraz rozpoczął się nowy rok szkolny i zapowiada się naprawdę dużo nauki, mam tylko nadzieję, że znajdę czas w weekendy. Rozdział zaczęłam pisać tu kiedyś, ale odeszła wena, u mnie zawsze ona pojawi się niespodziewanie! Tak jak i dziś.

Proszę, nie miejcie mi za złe tak długich przerw... choć to trudne :') 

Tak poza tym to jestem wam bardzo, BARDZO wdzięczna za prawie 23K wyświetleń! Aż sama się dziwię, że ktoś to czyta :# A wasze komentarze bardzo mnie motywują! Naprawdę, to bardzo miłe <3 

Ogółem, dziękuję, że to czytacie :) I jeśli ktoś przeczyta też notkę to już będę pod naprawdę wielkim wrażeniem :D 

Daję taki próg, jeśli wam się uda to napiszę rozdział od razu... :O Ale i tak, napiszę go tak szybko, jak to będzie możliwe! 

>>>>>>>>>>>NEXT: 40 GWIAZDEK i 20 KOMENTARZY<<<<<<<<<<<<

I pozdrawiam was! <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top