Rozdział XV

Adrien

-Cześć, Adrien...

Co ona tu robi? Chyba wolałbym pobyć trochę sam, przecież muszę się przygotować na biwak i wykombinować, jak podpisać zgodę, która rozdała nam pani Bustier na naszej ostatniej lekcji. Właśnie, gdzie ja ją podziałem?

Ugh, Kylie, czemu w takim momencie?

-Ee... cześć, Kylie - wydukałem z wymuszonym uśmiechem.

Okej, może i miło mi się z nią rozmawiało, ale... ona chyba chce się ze mną widzieć 24 godziny na dobę. To nie fajne.

Chwila, dlaczego? Przecież, jeśli lubi się z kimś rozmawiać to chyba chce się z nim spędzać jak najwięcej czasu. Jeśli chodzi o Biedrę to z nią mógłbym godzinami rozmawiać. Skoro mam dosyć Kylie po kilku lekcjach to źle wróży? I dlaczego mam do niej jakieś wątpliwości?

W niej jest coś dziwnego. Jest strasznie nienaturalna i wydaje mi się, że coś przed nami ukrywa. Poza tym, zachowuje się okropnie. Boże, gdzie ja miałem oczy, gdy z nią usiadłem, rozmawiałem?... Chyba dzisiaj upadłem na głowę. Jestem zmęczony. A to miał być taki dobry dzień!

Nic dziwnego, że nikt nie przepada za nowymi uczniami. Dlaczego tak jest? Bo PRZECUDOWNY los uwielbia po prostu wtykać te osoby tam, gdzie ich najmniej chcą. I jakoś zawsze daje im magiczną umiejętność psucia relacji, no i życia.

Co prawda, Kylie nic mi nie zrobiła, ale czuję, jakbym już miał z nią na pieńku. Tak duchowo. I wydaje mi się, że ją znam. Jest do kogoś podobna, tylko nie wiem, do kogo...

-Mogę wejść? - jej głos wyrwał mnie z dalszych rozmyślań.

Ciekawe, czy wiedziała, że myślę o niej? Zacisnęła usta, wciąż przymusowo się uśmiechając. Co robię nie tak?

Osz, Adrien! Powinieneś ją już dawno zaprosić do siebie, a ty jej każesz stać na tym durnym progu! Na dodatek, zaczyna padać i za chwile będziesz musiał gościć wściekłą, bo zmokłą, dziewczynę.

-Jasne, zapraszam... - wykonałem tradycyjny gest ręką.

W odpowiedzi otrzymałem wdzięczne dygnięcie ze strony Kylie.

Rozejrzała się po moim domu z zaciekawieniem. Chyba zdziwiła ją panująca tutaj pustka. Jak ja jej wytłumaczę, że jestem tutaj sam?

-Mój tata jest w pracy - skłamałem.

-A co z mamą? - spytała, a ja starałem się powstrzymać napływające łzy.

Spostrzegła obraz na ścianie i zamilkła. Przynajmniej tyle.

-Aa.... Rozumiem - powiedziała, uśmiechając się współczująco.

Dlaczego więc w jej oczach dostrzegłem błysk radości?!

Coraz mniej ją lubię.

Lecz gość gościem, trzeba przyjąć go należycie.

Musiałem więc poświęcić jej trochę mojego czasu, który chciałem wykorzystać na spotkanie z Biedronką. Trochę mi przykro. Wygląda na to, że Biedronka będzie musiała poczekać.

Marinette

Dlaczego miasto jest dzisiaj takie dziwnie spokojne? Zdecydowanie za spokojne. Coś jest nie tak. Biedronka będzie musiała sprawdzić, co. I muszę wyjaśnić z Czarnym Kotem to wszystko, co między nami zaszło. To będzie chyba najtrudniejsza rozmowa w całej mojej ,,karierze" Biedronki.

Przemieniłam się w Biedronkę i wyszłam przez balkon. Co za okropna pogoda! Deszcz mocno uderza o dachy domów, na ulicach tworząc sporych rozmiarów kałuże. Ludzie, kurczowo trzymając kolorowe parasolki, spieszą się, aby jak najszybciej znaleźć się w domu, przy piecyki, z kubkiem ciepłej herbaty. Chyba marzenie każdego mieszkańca w taką pogodę. Na szczęście, łatwo je spełnić.

Niestety, dla superbohaterów nie ma czasu na coś takiego, bo muszą nawet w taką pogodę strzec miasta.

Krople deszczu spływały po moim kostiumie, a włosy, całe mokre, oklapły bezwładnie na moje ramiona. Gdzie jest Kot? Przecież po to tu przyszłam i moknę! Co się z nim dzieje?

Proszę, przyjdź, Kocie. Tu już nie chodzi o to, że pada deszcz, że czekam, tylko o zobaczenie ciebie. Proszę, przyjdź...

Gdzie jesteś?

Lecz Kota nigdzie nie było. Zrobiło mi się przykro. Czyli mu na mnie nie zależy. Już go nie obchodzi Biedronka.

Po tym wszystkim, co się wydarzyło, on po prostu nie przychodzi.

Nie byliśmy, co prawda, umówieni, ale... przecież oboje dobrze wiedzieliśmy, kiedy i gdzie. Na codziennym patrolu spotykaliśmy się zawsze na budynku z doskonałym widokiem na wieżę Eiffla, teraz pięknie lśniącą w strugach deszczu.

Dlaczego cię tu nie ma?

Dlaczego mnie zostawiłeś?

Adrien

Kylie siedziała u mnie półtorej godziny. Rozmawialiśmy, na jej życzenie pokazałem jej swój dom. Najbardziej interesował ją gabinet mojego ojca, ale wyjaśniłem, że ojciec nie lubi, gdy ktoś ogląda jego rzeczy. Poza tym przez cały czas próbowała znaleźć pretekst do muśnięcia mojej dłoni lub przybliżenia się do mnie. Co z nią? A wydawała się taka normalna! Może jej przejdzie? Nie chcę kolejnej Chloe na głowie!

A teraz ruszam na patrol... Coś czuję, że znów zawiodłem Biedronkę. I ta myśl nie daje mi spokoju.

Kylie

Cholera! Nic nie udało mi się wskórać. Zmarnowany czas. Nie mam z czym iść do Władcy Ciem. Muszę wymyślić coś innego. Tylko co? Adrien mi nie ufa. Trzeba to zmienić. Może teraz Biała Kotka zajmie się trochę nim, jako bohaterem? Pod moją drugą postacią mnie nie odrzucał. Może to wypali. Jak polubi mnie jako Kotkę, a później dowie się, że to ja nią jestem, to polubi też Kylie. Tak, doskonały plan!

Teraz tylko muszę go znaleźć, na pewno będzie na patrolu! Przeskoczyłam przez kilka dachów, po których spływał deszcz. Było strasznie ślisko. Starałam się uważać, ale...na próżno. Za którymś razem poślizgnęłam się.

Jedna moja noga bezwiednie w powietrzu. Drugą próbowałam się wspiąć z powrotem na dach, ale to sprawiło, że teraz trzymałam się jedynie rynny. Nogami przebierałam w powietrzu, bez skutku. Czułam, że już nie mam siły. Palce mojej prawej ręki zaczęły się odginać. Kilka sekund później ostatkiem sił trzymałam się tylko lewą ręką. To chyba nie koniec, co nie? Jezu, jestem superbohaterką, muszę zeskoczyć, tylko, że... Nie jestem tak dobrze wyćwiczona, jak taka Biedronka. Moje moce są inne i niestety taka sytuacja jest dla mnie bez wyjścia... Bo to najwyższy budynek w całym Paryżu! To się nazywa mieć pecha!

Moja ręka nie wytrzymała. Puściłam rynnę i już poczułam, że lecę, gdy... Ktoś chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć do góry. Po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło i poczułam, że ten ktoś mnie nie puści. Było mi głupio, że aż ktoś musi mnie ratować. Po za tym nie spodziewałam się takiej reakcji na ten dotyk. Kto mi pomógł? Zaskoczona tym całym zajściem, otworzyłam zaciśnięte powieki i...

-No nie... - jęknęłam.

Dlaczego akurat on?

Marinette

Chciałam już wracać, miałam złamane serce, gdy wreszcie się zjawił... Jak zwykle w ostatniej chwili. Byłam na niego wściekła, ale jednocześnie ucieszona jego widokiem. Tęskniłam za nim i martwiłam się o niego. Gdy podszedł bliżej, nie wytrzymałam i rzuciłam mu się na szyję.

-Kocie! - krzyknęłam - Jesteś...

Przytulił mnie, a w moim sercu zabłysła iskierka nadziei na nowe, nasze jutro.

-Nie wyjeżdżasz?... - szepnęłam, gdy udało mi się wyswobodzić z jego ramion.

-Zostaję... My Lady - powiedział, a na moich policzkach wykwitły szkarłatne rumieńce.

Dlaczego zawsze tak reaguje, gdy to mówi? Nie ma po co się nad tym zastanawiać. Teraz stoję tutaj i moknę, ale szczęśliwa, że znów go mam. Wpatruję się w jego dzikie, kocie oczy. Wiatr rozwiewa nasze włosy, a krople deszczu spływają po naszych twarzach. Pozostałe tańczą na chodniku, wystukując na nim swój rytm. Prawdziwa, deszczowa muzyka. Nawet w takiej pogodzie czuję, że w moim sercu świeci słońce. Rozświetlasz mój dzień. Sprawiasz, że moje życie nabiera lepszych barw, kolorów... Delikatnym dotykiem dłoni głaszczesz moje włosy, przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze, nie spowodowane zimnem. Jedyne, czego teraz pragnę, to żebyś wziął mnie w swoje ramiona i żeby ta chwila trwała wiecznie i żeby nikt jej nie przerwał.

No i wykrakałam. Dlaczego mam takiego pecha? Dlaczego nasze wspólne szczęście zawsze musi coś zakłócić? Och, Losie, litości!

Gdy tak staliśmy, nagle stało się coś przerażającego. Nasze ciała oplotło stado czarnych motyli, akum, które rozdzieliły nas i uniosły w górę. Te małe stworzonka, razem miały ogromną siłę. Nie mogłam się wyrwać z tych diabelskim szczęk. Szarpałam się rozpaczliwie, Czarny Kot robił to samo. Bez skutku próbowaliśmy złączyć nasze dłonie. Motyle odsunęły nas od siebie. Na niebie znów pojawiła się twarz Władcy Ciem. Identyczna, jak ta, którą widzieliśmy całkiem niedawno.

-Pora dokończyć to, co się zaczęło - usłyszeliśmy głos.

Jednak nie wiedzieliśmy, skąd on pochodził.

*~*

Udało mi się dzisiaj dodać rozdział.

Lecz jest trochę krótki i według mnie nieudany. Czuję, że zawaliłam sprawę :( 

Następnym razem postaram się napisać lepszy...

Po prostu brak weny i ciężki dzień. 

Proszę was, jak zawsze:

^^^^^^NEXT=30 GWIAZDEK i 15 KOMENTARZY^^^^^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top