Rozdział XIX
WCIĄŻ MOŻNA ZADAWAĆ PYTANIA DO Q&A! ;) MIŁEGO CZYTANIA :*
Marinette
Gorączkowo rozmyślałam, jak mam teraz walczyć. Jeśli się nie zjawię, Paryż zostanie zniszczony.Nie mogę wychodzić z łóżka, w przeciwnym wypadku źle się to dla mnie skończy! Co robić, co robić? Muszę się przemienić... W końcu moim zadaniem jest chronić miasta... Lecz czy będę o siłach, by pokonać ofiarę akumy? Nie wiem, czy sobie poradzę.
-Tikki, co ja mam zrobić? - spytałam, wznosząc dłonie do góry.
-Marinette, dobrze wiesz, że zdrowie jest ważniejsze.
-Tak, ale ja muszę... Czarny Kot nie może złapać akumy! Gdyby tylko istniały inne bohaterki! -krzyknęłam.
Tikki spojrzała w bok i przysiadła na poduszcze. Spojrzałam na nią podejrzliwie.
-Bo nie istnieją, prawda? - szepnęłam - Tikki!
-Istnieją, ale nie wiem, gdzie się znajdują.
-To znaczy, że to sytuacja bez wyjścia - westchnęłam.
W mojej głowie pojawiła się wizja płonącego miasta i uciekających z krzykiem ludzi. Czarny Kot próbuje walczyć, wszyscy nawołują Biedronki, jednak ona się nie zjawia. Biała Kotka staje na jednym z dachu, a obok niej Władca Ciem ze swoją armią. Przejmuje kontrolę nad miastem i dostaje w swoje ręce miraculum Czarnego Kota i Żółwia.
-Nie - powiedziałam - Nie mogę do tego dopuścić.
-Marinette, co ty chcesz zrobić? - spytała przerażona Tikki.
-Chyba się domyślasz - odrzekłam i zamykając oczy, zbierając w sobie wszystkie siły, krzyknęłam - Tikki, kropkuj!
Adrien
Próbowałem ćwiczyć te głupie sztuczki magiczne na pokaz. Jest już w tą sobotę - to mnie przeraża! Przecież ja nic nie potrafię! Żałuję, że się na to zgodziłem. Co ja najlepszego narobiłem? Udało mi się dostać kostium dla magika i specjalny ,,patyk". Pod nadzorem Plagga starałem się wykonać najprostsze, jak na razie, sztuczki. Dotknąłem pałeczką czarnego cylindra, jedna nic się nie wydarzyło.
-Gdzie się podział ten królik?! - wrzasnąłem, a Plagg zatkał sobie uszy.
-Spokojnie, młody. Uciekł ci i mnie gonił, więc go wymigałem i siedzi w szafie.
-Jakim cudem tego nie zauważyłem? - spytałem zdziwiony.
-Mało rzeczy zauważasz- Plagg wzruszył ramionami.
Podszedłem do szafy, z której natychmiast wyskoczył mały, biały króliczek w duże, czarne plamy. Wyglądał naprawdę słodko! Jednak trudno było mi go wytresować, żeby siedział grzecznie w kapeluszu. Nie miałem doświadczenia i szczerze nie mam pojęcia, czy do tej sztuczki kupuje się zwykłego królika ze sklepu zoologicznego. Lecz postanowiłem spróbować. Znów, z bólem serca, wsadziłem go do ciemnego, głębokiego kapelusza, a ten spojrzał na mnie tymi swoim czarnymi oczkami. Zamrugałem i skupiłem się na zaklęciu. Gdy znów otworzyłem oczy, spojrzałem do kapelusza. Królik wciąż tam siedział i zdążył się już wygodnie usadowić. Jak widać, ta sztuczka mi niezbyt wychodzi. Ciężko westchnąłem i spróbowałem jeszcze kilku sztuczek z kartami, kwiatami z rękawa i znikającymi i pojawiającymi się kulkami. Te wychodziły mi tak sobie, ale przynajmniej się udawały. I były chyba jednymi sztuczkami, które mi wyszły. Muszę jeszcze wiele ćwiczyć, jeśli nie chcę się upokorzyć.
Tymczasem zza okna dobiegł mnie uliczny gwar. Zaskoczony, podszedłem do niego i spostrzegłem kolejną ofiarę akumy. Był to pokaźnych rozmiarów olbrzym. Sprawiał, że ludzie stawali się wielkości ziarenka grochu. Zgaduję, że zaakumonizowany miał kompleksy związane ze swoim wzrostem.
-Plagg, wyciągaj pazury! - przemieniłem się i wyskoczyłem przez okno na ulicę.
Odbiłem się od ziemi kicikijem i przeskakiwałem z budynku na budynku, aż znalazłem się w małej odległości od potwora. Olbrzym mało mnie nie zmiażdżył swoją wielką pięścią, gdybym szybko nie zareagował. Na szczęście, posiadałem swój koci refleks i bezpiecznie odskoczyłem na drugi dach. Musiałem uniknąć jeszcze kilku ciosów. Każdy z nich sprawiał, że ziemia lekko się trzęsła.
Marinette
Całkowicie opadałam z sił, każdy krok przyprawiał mnie o mocny ból głowy. Musiałam się przemóc, by w ogóle wyskoczyć przez okno. Zarzuciłam jo-jo na pobliski budynek i wylądowałam na nim zmęczona. Upadłam i wstrząsnęły mną dreszcze, spowodowane leżeniem na zimnym podłożu. Spróbowałam się podnieść, lecz mi się to nie udało. Uderzyłam jedynie łokciem o ziemię. Jęknęłam. Za trzecim razem dźwignęłam się na nogi i rozejrzałam się po mieście. Dzisiejsza ofiara akumy została zmieniona w olbrzyma, który terroryzował z wielką łatwością Paryż. Spostrzegłam Czarnego Kota, starającego się unikać zadawanych przez niego uderzeń. Wstrząsy były coraz bliżej, a ja nie mogłam się ruszyć, z powodu braku sił. W ogóle, ledwo trzymałam się na nogach. Gdy Olbrzym uderzył już naprawdę blisko, ziemia pode mną się zatrzęsła i znów wylądowałam na ziemi. Wściekła uniosłam głowę i choć z ostrym bólem głowy, zakręciłam jo-jo i pobiegłam w stronę potwora. Niestety, gdy byłam już tuż przed nim, moja niezdarność, chociaż byłam w stroju Biedronki, wzięła górę. Jo-jo oplotło moje nogi i upadłam jak długa. Moja głowa zwisała w dół, ponieważ zatrzymałam się na skraju dachu. Przerażona, próbowałam się wyplątać, co mi się nie udało, a tylko pogorszyło sytuację.
W tym momencie usłyszałam krzyk.
-Biedronko! - rozpoznałam głos Czarnego Kota.
Przybiegł do mnie i mnie odplątał. Pomógł mi wstać, a gdy zobaczył, że się chwieję, bez namysłu wziął mnie na ręce i zaczął ze mną uciekać. Nawet nie próbowałam się sprzeciwić, bo wiedziałam, że sama bym sobie nie poradziła. Udało nam się odbiec na bezpieczną odległość od potwora. Czarny Kot postawił mnie na ziemi i spojrzał na mnie z troską. Na mojej twarzy były wypieki, spowodowane zbyt dużym wysiłkiem. Byłam rozpalona, więc gdy Czarny Kot dotknął swoją chłodną dłonią mojego czoła, lekko syknęłam. Zobaczyłam, z jaką czułością na mnie patrzy, więc wypieki były też teraz rumieńcami. Na szczęście, nie dało się tego zauważyć.
-Masz gorączkę... - wyszeptał - Dlaczego tu przyszłaś skoro jesteś chora?...
-Musiałam - odpowiedziałam, patrząc w bok - To mój obowiązek.
-Zdrowie jest ważniejsze - powiedział lekko oskarżycielskim tonem.
-Mówisz, jak moja kwami - wywróciłam oczami.
Roześmiał się, ale po chwili znów spoważniał.
-Nie możesz tu być, musisz odpoczywać!
Westchnęłam.
-Po prostu szybko to załatwmy...
Dotknął dłonią mojego policzka i przejechał po nim palcem. Poczułam ciepło, rozlewające się po moim ciele, nie było ono jednak z powodu choroby.
Tą romantyczną chwilę przerwał nam nie kto inny, jak oczywiście ona. Biała Kotka. Stała na sąsiednim dachu i uśmiechała się pogardliwie od ucha do ucha. Zgrzytnęłam zębami, mrużąc ze wściekłości oczy. Jak ja jej nienawidzę! Czarny Kot za to patrzył to na mnie to na nią, jakby się wciąż nad czymś zastanawiał.Cholera, czy on serio jeszcze nie uświadomił sobie, po czyjej ona jest stronie?! Bo ja to zrobiłam już dawno. On chyba wciąż ma świętą nadzieję, że tak nie jest. Nie wiem, czemu się jeszcze zastanawia.Chyba jej nie wybierze, zamiast mnie?! To znaczy, cieszę się, że dał mi trochę spokoju, że przynajmniej oszczędza sobie tych głupich gadek, ale ona, jej nie może wybrać, bo to nasz wróg! Pamiętam, co zaszło między mną, a nim. Chociaż wciąż próbuję się tego wypierać to zapewne jest inaczej. Na razie odkładaliśmy ten temat lub coś nam przerywało. Teraz nie wiem, czy chcę to wyjaśniać. Może lepiej wrócić do tego, co było? Co było normalne, jak się przyjaźniliśmy? Już naprawdę nie mam pojęcia, czego chcę. I czuję się z tym dosyć dziwnie.
-Biedronko, możesz tu na sekundkę? - krzyknęła do mnie Biała Kotka, uśmiechając się sztucznie.
Warknęłam, ale byłam ciekawa, czego ode mnie chce. Trzymając jo-jo w gotowości i zbierając wszystkie siły, przeskoczyłam na drugi dach. Stanęłam przed nią.
-Czego chcesz? - syknęłam.
Zbliżyła się do mojego ucha.
-Wiem, że to ty, Marinette.
Otworzyłam szeroko oczy. Skąd wiedziała?!
-Myślisz, że tylko on jest ślepy? - dodała i wskazała ruchem głowy na Czarnego Kota.
-Powiesz mu?
-Taki mam zamiar - wyszczerzyła się do mnie i już chciała iść, ale ją zatrzymałam.
-Zaczekaj! Nie zrobisz tego... - chciała mi się wyrwać, więc dodałam - Co chcesz w zamian za dochowanie tajemnicy?
Musiałam zaryzykować. Sojusz z nią to coś okropnego, ale nie miałam innego wyboru. Musiałam spróbować.
-Oddaj mi swoje miraculum - powiedziała.
-Nigdy!
-W takim razie... Czarny Kocie! - krzyknęła.
O nie, nie zrobisz tego... Podczas, gdy ona machała w jego stronę, ja skorzystałam z tej nieuwagi. Popchnęłam ją z całej siły. Spadła z dachu. Widziałam jej postać lecącą w dół.
-Co ty jej zrobiłaś?! - usłyszałam za sobą głos Czarnego Kota.
Spojrzałam w dół. Biała Kotka... ona się przemieniła. Otworzyłam oczy ze zdumienia. Ujrzałam Kylie. Teraz się wszystko zgadzało. Miałam od początku rację, co do niej. Teraz, gdy wiem, kim jest będę mogła ją szantażować. Ta okropna dziewczyna zdecydowanie nadawała się do roli czarnego charakteru. Lecz jaką korzyść przynosi jej służenie Władcy Ciem? Poza tym, miracula powinny być dobrze wykorzystywane. Nie tak. Czarny Kot był nie mniej zaskoczony niż ja.
-Kylie...? - szepnął.
-Skąd ty ją znasz?! - zwróciłam się w jego stronę.
-Ee.. - wyjąkał, a w tym momencie usłyszeliśmy sygnał karetki pogotowia.
Ktoś wezwał pomoc.
Federico
Śledziłem ją. Widziałem, jak kłóciła się z Biedronką. Gdy ta zepchnęła ją z dachu, coś sprawiło, że na chwilę straciłem oddech. Spadała, a ja nie zdążyłem jej złapać. Jej głowa uderzyła o ziemię, natychmiast spłynęła po niej pierwsza strużka krwi. Po chwili się przemieniła... Była jeszcze piękniejsza... Obok niej pojawiło się małe białe stworzonko, to pewnie jej kwami... Chyba się o nią martwiło, bo obleciało ją dookoła i przytuliło się do jej policzka. Jednak nie mogłem dłużej czekać i się temu przyglądać. Teraz liczyła się każda sekunda, więc natychmiast wezwałem pomoc. Po chwili karetka zajechała, a ja podbiegłem do ratowników.
-Proszę, pozwólcie mi z nią jechać - wyszeptałem.
Ratownicy, porozumieli się między sobą i się zgodzili. Uśmiechnąłem się blado i wsiadłem do karetki. Ruszyliśmy na sygnale do szpitala.
Marinette
Po tym co się stało, nie mieliśmy czasu na porozmawianie o tym. Musieliśmy pokonać potwora. Na chwilę odzyskałam siły, więc się udało... Po tym, jak złapałam akumę, nie odważyłam się już zamienić ani słowa z nim. Było mi głupio. W końcu sprawiłam, że ktoś przeze mnie jest ranny i wyląduje w szpitalu... Nawet ona na to nie zasłużyła. Myślałam o tym w drodze do domu, przy każdym skoku opadałam z sił. Gorączka znów niebezpiecznie wzrosła. Znów wszystko mnie niemiłosiernie bolało, a najbardziej głowa i wyrzuty sumienia. Gdy wskoczyłam do mojego pokoju, od razu się przemieniłam. Zakręciło mi się w głowie. Czułam się jak morderca. Miałam bronić mieszkańców Paryża, a ja sprawiam, że trafiają do szpitala. Nie mogę być bohaterką. Nie jestem nią. To, co się stało jest niewybaczalne.
,,Co ja zrobiłam? Co ja zrobiłam?... "- powtarzałam sobie.
W końcu nie wytrzymałam tego. Upadłam bezwładnie na zimną posadzkę.
Zemdlałam.
*~*
Wiem, beznadzieja, ale pisana pod dużą presją. Po prostu nie mogłam się wyrobić i wielokrotnie przerywałam... Wybaczcie <3 :C
<<<<<NEXT = 45 GWIAZDEK i 25 KOMENTARZY>>>>>>>
PAMIĘTAJCIE O ZADAWANIU PYTAŃ DO Q&A! MOŻECIE JE ZADAWAĆ POD TYM I POPRZEDNIM ROZDZIAŁEM.
Q&A W NIEDZIELĘ ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top