Rozdział XII
Marinette
Odwróciłam głowę w stronę, z której dobiegał głos. Zmrużyłam oczy, gdy ujrzałam dziewczynę w białym kostiumie. ,,Zawsze musi się wtrącić" - pomyślałam ze złością. Przyglądała nam się z satysfakcją, opierając się o ścianę. Za nią dostrzegłam Federica. Spojrzał na nią, a potem na nas i odszedł. Kotka nawet nie zauważyła jego obecności. W tym momencie przyszła mi do głowa myśl, że ta dwójka ma ze sobą coś wspólnego. Będę musiała się tym zająć, ale teraz mam gorsze rzeczy na głowie. Nie mogę dopuścić, by Czarny Kot wyjechał. Przecież on tego nie chce. Muszę spróbować go zatrzymać. Czy jest zmuszony do tego wyjazdu?
Ignorując Białą Kotkę, zwróciłam się do Czarnego Kota.
- Musisz wyjechać? - spytałam.
- Tak. Mój ojciec tego chce - odpowiedział i od razu posmutniał.
Jakim człowiekiem jest jego ojciec?
- Nic nie da się zrobić? - powiedziałam nieco ciszej.
Moja nadzieja miarowo gasła z każdą sekundą.
- Nie... Ty go nie znasz - Czarny Kot wysunął swój Kicikij w zamiarze odejścia.
Nie mogłam mu na to pozwolić!
- Czarny Kocie, czekaj! - krzyknęłam.
- Przepraszam, My Lady - usłyszałam i chwilę potem odbił się od swojego kija i zniknął.
Ja także chciałam odejść, ale poczułam nieprzyjemny ucisk na moim ramieniu.
- Czego chcesz? - warknęłam.
Biała Kotka
Z przyjemnością spoglądałam na jej rozwścieczoną twarz i wściekłe ogniki w oczach. Jakie to urocze, że tak się wkurza z mojego powodu! Uśmiechnęłam się ironicznie. Jej groźna podstawa śmieszyła mnie. Taki ratlerek jak ona nie doskoczy mi do pięt! Jest taka żałosna... Biedroneczka... Może wartałoby jej pokazać, kto tutaj rządzi?
Uniosłam dłoń do góry i wysunęłam pazury. Są one długie i ostre, z łatwością mogę rozciąć nimi ten jej latekstowy kostiumek Biedronki.
-Jeśli będziesz grzeczna to nic ci nie zrobię - powiedziałam, delikatnie unosząc jednym z pazurów jej podbródek.
Odtrąciła moją dłoń i odwróciła się w zamiarze odwetu.
-Uciekasz? - zaśmiałam się - Tak robią tylko tchórze. Poddają się bez walki.
Marinette
Wiedziałam, że to pułapka. Że ona tylko chce, bym połknęła haczyk i stanęła z nią do walki. Ale nie jestem tchórzem. Należy jej to delikatnie pokazać. Lecz muszę uważać. Ona coś kombinuje. Odwróciłam głowę i poprawiłam włosy. Wyprostowałam się i udałam, że przyglądam się moim dłoniom.
Zadziałało. Wiedziałam, że Kotka teraz mocniej zaciska zęby. Rozdrażniłam ją. To mi się podoba! Niech wie, że to ja tutaj jestem bohaterką, a nie ona. Postanowiłam jeszcze trochę się z nią podroczyć.
Postanowiłam użyć informacji, której nie byłam do końca pewna, ale wartało spróbować.
-Gdzie się podział twój wspólnik? - spytałam.
Udało się! Jej źrenice rozszerzyły się, a jej twarz przybrała wyraz zdziwienia. Po chwili zmieniło się one w wściekłość.
-Ja-nie-mam-wspólnika! - krzyknęła - Nie-potrzebuję-czyjejś-pomocy-bo-potrafię-sobie-poradzić-sama!
Po chwili dodała spokojniejszym tonem, od razu mnie atakując.
-Nie to, co TY.
Wywróciłam oczami. Ona naprawdę jest beznadziejna. Nie zwracając na nią uwagi, zarzuciłam jo-jo. Szkoda mi było tracić na nią czas. Musiałam się zająć sprawą z Czarnym Kotem i to jak najszybciej! Ale... nawet nie wiem, gdzie mieszka... Muszę przeszukać miasto. Może jeszcze go znajdę?
Adrien
Przyczaiłem się za jakimś wyższym kominem jednego z budynków. Może by tak nie wracać do domu? Jeśli mnie nie znajdą, to samolot odleci beze mnie. Ale... co jeśli mój ojciec nie wyleci, tylko będzie próbował mie szukać? Oczywiście nie osobiście, lecz z pomocą policji. Wtedy w każdym razie będą nici z mojego planu. Jedynie opóźnię swój lot i ojciec będzie wściekły. Bo nie mogę się wiecznie ukrywać za jakimiś budynkami w przebraniu Czarnego Kota. To niemożliwe. Jest jednak nadzieja, że ojciec tego nie zrobi i wyleci beze mnie. Lecz... i tak nie będę mógł wrócić do domu. Musiałbym się do niego włamać.
A może to nie jest taki zły pomysł?
Nie, Adrien, nie ma potrzeby bawić się w włamywacza! To nie wypali... Nie ma szans...
Skąd ta pewność?
Nie wiem, tak mi mówi rozum.
A serce to co, głosu nie ma?
No ma, ale ty mi źle podpowiadasz. Namawiasz mnie do w-ł-a-m-a-n-i-a!
Do własnego domu...
Tak, czy inaczej to też włamanie.
Jesteś pewien?
Tak.
Przemyśl to... Później będziesz żałował... Co z Biedronką?
Zastanowiłem się. To faktycznie był argument. Ale sam nie wiem...
Nad czym tu się zastanawiać? To musi się udać!
Ale zapominasz o tym, że to się uda tylko wtedy, gdy mój ojciec zdecyduje się wylecieć beze mnie.
Serio? Myślisz, że to zrobi?
Masz racje.
Zrobię to, w końcu nie mogę zostawić Biedronki. Tylko nie będę mógł wtedy chodzić do szkoły...? Chwila, kto mi zabroni?! Przecież nikt nie musi wiedzieć, że mój ojciec wyjechał! Tak! Nie muszę robić włamania! Będę udawać, że nic się nie dzieję! To jest plan! Nareszcie!
Wolność!
Marinette
,,Co z Czarnym Kotem? Co z Czarnym Kotem? Co z Czarnym Kotem?" - myślałam w krótkiej, ponieważ w przebraniu Biedronki, drodze do domu.
Weszłam przez taras do mojego pokoju. Bez sił opadłam na łóżko. Sen zmrużył moje oczy szybciej niż mogłam się tego spodziewać.
***
Następnego dnia była niedziela. Obudziłam się wcześnie - co za pech! Przecież mogłam pospać dłużej... Zastanawiałam się, czy nie przyłożyć głowy z powrotem do poduszi i nie spróbować znów zasnąć. Byłam zmuszona zrezygnować z tego pomysłu, gdyż usłyszałam kroki na schodach i do mojego pokoju weszła mama z koszem z ubraniami do prania. To sprawiło, że mogłam zapomnieć o ponownym zaśnięciu. Już nie byłam zmęczona i byłam w pełnej gotowości na nowy dzień.
-Szybko się obudziłaś - zaczęła mama.
-Taak, jak zwykle, gdy nie trzeba... - westchnęłam w odpowiedzi.
Mama postawiła kosz z ubraniami obok mnie i zaczęła zbierać moje porozrzucane po pooju ubrania.
-Nie mogłabyś choć raz zachować porządku? -spytała i uśmiechnęła się do mnie.
Zaśmiałam się.
-Naprawdę próbuję, mamo.
-To nie najlepiej ci to wychodzi! - tym razem to ona zaczęła zwijać się ze śmiechu.
Uwielbiałam te nasze pogawędki z mamą. Było mi wtedy lżej na sercu.
-Marinette... - spojrzałam w jej stronę - Co to jest?
Mama wyciągnęła z kieszeni moich spodni jakąś zmiętą kartkę.
-Mam to wyrzucić? - dodała.
-Nie... Zobaczę, co to jest - powiedziałam, rozprostowując zmięty papier.
Pismo było wyblakłe i nic nie mogłam odczytać. Ale to wszystko wyglądało intrygująco.
-Co to jest? - spytałam sama siebie.
Zmarszczyłam brwi, mrużąc oczy. Nie mogłam nic odczytać. Udało mi się jedynie z tych liter odczytać jedno słowo: Biedronka. Nie wiedziałam, o co tu chodzi. To pismo, choć nie było dobrze widoczne, wydawało mi się dziwnie znajome. Jednak nie wiedziałam, do kogo ono należy. Wzruszyłam ramionami. Z kartki i tak nie dało się nic więcej odczytać, więc znów zwinęłam ją w kulkę i wrzuciłam do kosza.
Mama wyszła z pokoju, ale ja już nie mogłam spać. Ubrałam się i zeszłam do kuchni na śniadanie.
Adrien
Noc spędziłem na jakimś budynku. Jak prawdziwy kot. Dachowiec. Jakie to żałosne... Na szczęście, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to była to moja jedyna noc spędzona w ten sposób. Zauważyłem, że moje przebranie zniknęło, a Plagg spokojnie drzemał obok mnie. Mam nadzieję, że nikt tego nie widział! Jak mogłem być tak nie ostrożny?! Ale Biedronki chyba tu nie było, a nikt inny przecież nie chodzi po dachach. Uff...
Skacząc po dachach kolejnych domów, dotarłem do tego, który był najbliżej rezydencji mojego ojca. Wyjechali już, czy dopiero wyjadą? Która jest godzina? Samolot miał chyba wylecieć o 7... Że też nie mam przy sobie zegarka!
Drzwi się otworzyły. Chyba trafiłem w samą porę, aby móc obserwować reakcje mojego ojca. Ujrzałem mojego ojca wychodzącego z domu, a po chwili usłyszałam strzępki rozmowy.
-...jak to nie ma?! - rozpoznałem głos mojego ojca.
Później chyba Nathalie próbowała go uspokoić, a na koniec udało mi się wydobyć zdanie, które pragnąłem usłyszeć.
-Jest już prawie dorosły, powinien ponieść skutki swojego nieodpowiedzialnego zachowania. Wyjedziemy bez niego.
-Ale jak to, Panie Agreste?! - krzyknęła zaskoczona Nathalie - Nie możemy tu zostawić Adriena...
-Sam tego chciał, niech teraz poniesie konsekwencje.
-Ale... - dalszej części rozmowy nie udało mi się usłyszeć, gdyż zagłuszył ją świst opon.
Pod mój dom zajechała dobrze znana mi limuzyna.
Załadowano bagaże i po chwili samochód ruszył.
Mogłem tylko obserwować, jak znika w oddali.
Nareszcie wolny.
Biała Kotka
Na drugim dachu obserwowałam Czarnego Kota. Teraz już wiem, kim jest. Widziałam, jak się przemieniał. Wiem wszystko. Znam jego zamiary. I to jest dla mnie bardzo korzystna sytuacja. Ta informacja mi się przyda, będę mogła wykorzystać ją przeciw niemu i Biedronce.
Władca Ciem będzie ze mnie dumny.
*~*
Miał być rozdział i jest! Taki trochę no... xD
Bo mama mnie pogania -.- Taki żal :_:
Następny chyba w sobotę/niedzielę... Sama nie wiem :')
No i jeszcze ten nierozłączny szantażyk xD
----> NEXT=25 GWIAZDEK i 10 KOMENTARZY <----
Pozdrawiam i dziękuję za 1.3K wyświetleń :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top