Rozdział V

Adrien

-Co mu się stało? - zapytałem, starając się zachować spokój.

Może i mój ojciec nie zawsze mnie uszczęśliwiał, bo nie poświęcał mi uwagi przez interesy i w ogóle go przy mnie nie było... (jezu, jak to brzmi!) to i tak, mimo wszystko go kochałem. Bo był moim ojcem. Miałem tylko jego.

Nathalie nie odpowiadała. W końcu westchnęła.

-Miał wypadek podczas pracy. Jest w szpitalu.

-Czy mogę go odwiedzić?

-Nie wiem, czy będzie chciał cię widzieć.

-No... tak... Ale i tak chcę go zobaczyć - powiedziałem i spojrzałem na nią pytająco.

-Dobrze, Adrienie, w takim razie za 15 minut bądź gotowy.

Nathalie wyszła, a ja pogrążyłem się w głębokim zamyśleniu. Co takiego zdarzyło się w pracy, że mój ojciec trafił do szpitala? W jakim jest stanie? Od zawsze był taki tajemniczy i nic nie chciał mi powiedzieć. Czy tym razem powie mi prawdę? Małe szanse.

Marinette

Leżałam w pokoju, wpatrując się w sufit. Niesamowite, ile łamigłowek,zagadek kryje się w zwykłym, białym tle codzienności. Mój umysł zaprzątały tysiące, jak nie miliony, myśli dotyczących Czarnego Kota. Rozumiem, miał prawo się obrazić i już nigdy się do mnie nie odezwać i mnie ignorować, ranić, odrzucać... Chwila...Przecież to ja to robiłam przez cały ten czas... Czyżby role się odwróciły! Nie nie nie! Bo to by znaczyło... że to ja teraz jestem w nim zako... Nie mogę nawet w myślach się do tego przyznać. Nawet sama przed sobą, a co dopiero powiedzieć to komuś! Chciałabym porozmawiać o tym z Tikki, ale nie chcę jej budzić. Śpi obok mnie na poduszce, jest jeszcze wykończona po naszym starciu ze Strażakiem. Wygląda tak uroczo! Ciekawe, jakie jest Kwami Czarnego Kota? Chciałabym je poznać... Hm... Ciekawe, czy Tikki je zna. Chyba tak, bo mówiła kiedyś, że wszystkie kwami znają się od lat. Czy ona wie kto jest Czarnym Kotem? Chyba by mi powiedziała? Co prawda sama często mówiłam, że lepiej będzie, gdy nie będziemy wiedzieć kim naprawdę jesteśmy, ale teraz sama zaczynam wątpić w swoje słowa. Teraz po prostu zżera mnie ciekawość od środka. Muszę się dowiedzieć, kto kryje się pod maską Czarnego Kota. Nie spocznę, dopóki się tego nie dowiem...

Adrien

Wysiadłem z mojej limuzyny i pożegnałem się z Nathalie. Wbiegłem po schodach szpitala i spytałem jednej z pielęgniarek, gdzie znajduje się mój ojciec. Podziękowałem za informację i skręciłem w korytarz.

"1 piętro, 2 drzwi po lewej" - myślałem.

Zobaczyłem tatę leżącego w łóżku z zamkniętymi oczami. Nawet nie podniósł głowy. A może nie usłyszał, jak wchodziłem? Podeszłem do niego cicho i usiadłem na krześle.

-Tato? - spytałem.

Natychmiast otworzył oczy. Były chłodne, ani cienia uczucia. Jak zwykle.

-Adrienie, co ty tu robisz? - powiedział spokojnym tonem, ale wiedziałem, że jest zły.

-Ja... przyszedłem cię odwiedzić i spytać, co się stało - odrzekłem sciszonym głosem.

-Niepotrzebnie! - warknął - Niedługo stąd wychodzę.

-Pielęgniarka powiedziała mi, że poleżysz tutaj przez dwa tygodnie... Ale co się właściwie wydarzyło? Ii... dlaczego musisz tak długo leżeć w szpitalu? -spróbowałem.

Jednak nie otrzymałem odpowiedzi.

-Nie powinno cię to interesować. Możesz już iść. - powiedział z tą okropną obojętnością w głosie.

Nie mogłem się sprzeciwić. Wstałem i cicho zamknąłem za sobą drzwi. Rozmowa z nim zawsze psuje mi humor. Dlaczego taki jest? Wyczuwałem w tym wszystkim jakieś kłamstwo. Jednak, jak widać, nie jest mi dane poznać tą tajemnicę. A tym bardziej zrozumieć.

Marinette

-Marinette, gdzie ty byłaś? Czy musisz się gdzieś włóczyć całymi dniami? - usłyszałam z kuchni głos mojej mamy.

Wracałam z patrolu, na którym Czarny Kot nie raczył się pojawić. A szkoda, bo zamierzałam rozpocząć moje śledztwo. Muszę z nim porozmawiać. Mam dość tych "cichych dni"!

-Byłam u Alyi, mamo. - skłamałam.

-A to po co? Znów jakiś projekt? - spytała mama podejrzliwie.

-Taak. Z biologii - odpowiedziałam w nadziei, że w to uwierzy.

Uwierzyła.

-No, dobrze. Tata upiekł dziś twoje ulubione ciastka. Weź sobie do pokoju. - powiedziała, wręczając mi pudełko ciastek.

-Nie, dzięki, mamo... Nie mam apetytu... Może kiedy indziej. - położyłam pudełko z ciastkami na stole i poszłam do swojego pokoju.

-Co się z tobą dzieje, Marinette... - usłyszałam jeszcze głos mojej mamy.

Ma rację. Ja też nie wiem, dlaczego tak się zachowuję. Prowadzenie podwójnego życia jest trudniejsze niż myślałam.

Évelyne

Nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiła mi moja najlepsza przyjaciółka. Zostawiła mnie na lodzie! Jak ona mogła... Tyle dla niej zrobiłam, a ona po prostu mnie wykorzystała! Nawet nic nie powiedziała... Tylko odeszła... Jeszcze mi za to zapłacisz, Véronique... Jeszcze będziesz mnie błagać na kolanach o litość...

Władca Ciem

-Niesamowite, ile ta dziewczyna dusi w sobie złości... To rozczarowanie,wściekłość, chęć zemsty... Jest idealna dla mojej akumy. Leć, moja mała akumo, i zawładnij nią!

Évelyne

Ujrzałam czarno-fioletowego motyla, który zmierzał w moim kierunku. Próbowałam go odgonić, ale mi się nie udało. Wleciał w mój naszyjnik przyjaźni, który dostałam od Véronique. Nagle poczułam się dziwnie. W głowie usłyszałam głos, który zaproponował mi interesujący układ. Zgodziłam się, Véronique wreszcie pożałuje! Strzeż się, moja przyjaciółko, oto nadchodzi Pani Czarne Serce!

Marinette

Jak już kiedyś mówiłam, zło nie uznaje wolnego. Dzisiaj też nie uznało. Znajome wrzaski dobiegały z ulicy. To zadanie dla Biedronki...

-Tikki, kropkuj! - krzyknęłam, przemiając się w Biedronkę.

Rzuciłam jo-jo i poleciałam. Tym razem ofiara akumy miała na sobie krótką, czarną sukienkę z białymi, złamanymi sercami, podarte rajstopy i czarne buty na koturnie.Czarne loki, sterczące we wszystkie strony, opadały jej na twarz. Cerę miała grobowo białą, jak wampir. Tusz do rzęs spływał po jej policzkach. Do tego krwistoczerwone usta. Wyglądała dosyć przerażająco. Ciekawe, jak ją zwą? Upiorka?

-Nie, zwą mnie Pani Czarne Serce, a ty zaraz oddasz mi swoje miraculum! - odwróciła się, krzycząc w moją stronę.

Ona czyta w myślach?! Niedobrze... Teraz będzie znała wszystkie moje ruchy... Muszę oczyścić umysł! Ona hipnotyzuje ludzi, dręcząc ich umysły... Za nią pojawiła się już spora armia, stąpająca wolno, jak zombie.

-Szczęśliwy Traf! - krzyknęłam, za nim ona zaczęła hipnozę na mnie.

W moich rękach znajdował się blaszany hełm.

- Co ja mam z tym zrobić?! - powiedziałam na głos.

-Szybko założ go na głowę! Dzięki niemu ona nie będzie mogła czytać ci w myślach... - obok mnie pojawił się Czarny Kot.

Zdziwiona włożyłam hełm na głowę.

-Już się na mnie nie gniewasz? - spytałam.

Nie usłyszałam odpowiedzi, bo w tym momencie poczułam, jak ktoś chwyta mnie od tyłu. Jak mogłam nie zauważyć, że armia zahipnotyzowanych jest tak blisko? Jak na zombie to mieli niezłe tempo... Wyrwałam się i związałam Panią Czarne Serce moim jo-jo. Nim jej armia zdążyła jej przyjść z pomocą, ja już niszczyłam jej naszyjnik, z którego wyleciała akuma.

-Pora wypędzić złe moce! Papa miły motylku. Niezwykła Biedronka! - wykonałam obowiązkowe czynności i podbiegłam do odkamunizowanej (nie wiem jak to powiedzieć) płaczącej teraz dziewczyny.

-Co się stało? Przecież jesteś bezpieczna - powiedziałam, kucając przy niej.

-V..véronique... - łkała.

-Kto to jest Véronique? - spytałam, odciągając jej dłonie od twarzy.

-T-to moja naj-najlepsza... to znaczy... była przyjaciółka...

-Gdzie ona teraz jest? Dlaczego się pokłóciłyście?

-Ona... jest tutaj - wskazała na dziewczynę stojącą pod ścianą i otrzepującą spodnie.

-Co się między wami wydarzyło? - skierowałam pytanie do obu dziewczyn.

-Ja... To moja wina... -wyszeptała Véronique - Zostawiłam ją, gdy potrzebowała mojej pomocy... Byłam zbyt skupiona na sobie i zapomniałam, że mam przyjaciółkę... Przepraszam.

-To ją przepraszaj, a nie mnie.

Véronique spłynęła samotna łza po policzku.

-P-przepraszam, Évelyne! Wybaczysz mi?

-Tak... tak bardzo za tobą tęskniłam! - krzyknęła Évelyne i po chwili obie przyjaciółki płakały już teraz nie ze smutku, lecz szczęścia.

Odeszły razem, a ja pomyślałam, że magia przyjaźni jest piękna. Tak jak magia miłości... No właśnie... Czarny Kot zbierał się do odejścia. Wysunął swój Koci Kij. Zatrzymałam go, niezważając na zniknięcie pierwszej kropki z moich kolczyków. Wiedziałam, że nigdy nie będę miała więcej odwagi, niż teraz.

-Czarny Kocie! - krzyknęłam -Ja... muszę z tobą porozmawiać.

Odwrócił się w moją stronę, ale unikał mojego wzroku.

-Chyba nie mamy o czym rozmawiać - warknął.

Chwyciłam go za ramię.

-Zaczekaj... Ja... chciałam... ci coś powiedzieć... Przepraszam...

-Za co? Za to, że mnie nie kochasz?! Nie będę cię zmuszał do miłości... Zresztą dla mnie już nie istniejesz - powiedział.

Zabolało.

-Ale Czarny Kocie ja...

Nie pozwolił mi dokończyć. Odbił się na swoim Kocim Kiju. Gdyby tylko zaczekał ułamek sekundy to usłyszałby słowa, które mimowolnie wydobyły się z moich ust.

-Chyba cię kocham...

*~*

Przepraszam :_: Nie wiem, co ja mam z tymi smutnymi rozdziałami -.-

Jakaś wena na pisanie smutków. Mam nadzieję, że mi przejdzie xD 

W planie mam zrobienie następnego rozdziału weselszego, więc nie bójcie się ☺

>>>NEXT: 10 GWIAZDEK i 5 KOMENTARZY! <<<  (no wiem,szaleję xD)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top